MATCHDAY #9

Za nami środowa seria gier, w której po raz pierwszy w sezonie wygrały drużyny Speednetu, BES Boys BLUM oraz TKKF Orlen. Kolejny raz z bardzo dobrej strony pokazała się ekipa Kraken, która ograła faworyzowaną Hydrę Volleyball Team. Zapraszamy na podsumowanie!

Sharks – TKKF Orlen 1-2 (21-15; 26-28; 11-21)

Taktyka zachowań w Inter Marine SL3 jest dość prosta. Lepiej się nie wychylać i nie mówić głośno o tym, że ‘możemy zacząć od trzeciej ligi’. Efekt później jest bowiem taki, że po kilku spotkaniach obecnego sezonu, wspomniane słowa bardzo źle się zestarzały, a szanse ‘Rekinów’ na wygranie czwartej ligi oddalają się z wykładniczą prędkością. Zanim doszło do sportowej katastrofy Sharksów – sytuacja zdawała się być pod kontrolą. To właśnie team Pavlo Kudinova lepiej rozpoczął spotkanie i już po chwili od pierwszego gwizdka sędziego, prowadzili 7-2. W dalszej części seta Sharks kontynuowali dobrą grę i po dwóch atakach w końcówce Łukasza Dubickiego, mogli cieszyć się z pierwszego punktu w meczu (21-15). Środkowa odsłona to zmiana obrazu gry i wyrównana walka obu drużyn. Nie jest bynajmniej tak, że wyrównana gra równała się z jakościową grą. Obie drużyny mogą zrobić pewien rachunek sumienia, bo co by nie mówić – błędów nie uniknęły (12-12). W dalszej części seta mieliśmy walkę ‘łeb w łeb’ oraz bardzo długą grę na przewagi, zakończoną happy-endem ‘Nafciarzy’ (28-26). Niepowodzenie z drugiego seta ‘złamało Rekiny’. Ci zamiast groźnie szczerzyć kły i siać terror, zachowywali się tak jakby zostali bardzo poważnie zranieni harpunem. Choć finałowa partia rozpoczęła się od wyrównanej gry (4-4), to z każdą kolejną piłką ‘Nafciarze’ nabierali pewności siebie i powiększali swoją przewagę. Ostatecznie pracownicy największej firmy w Polsce ograli rywala do 11, dzięki czemu mogą cieszyć się z historycznego zwycięstwa w Inter Marine SL3. Brawo!

Kraken – Hydra Volleyball Team 2-1 (14-21; 26-24; 21-13)

Parafrazując słowa piosenki Britney Spears napiszemy: ‘Oops, they did it again!’. Mowa rzecz jasna o drużynie Krakena, która podobnie jak z Flotą Active Team była wczoraj underdogiem spotkania. Na poparcie naszych słów, przytoczymy dane z ‘typerka’, w którym aż  75% Typerów wskazywało zwycięstwo Hydry. W trakcie pierwszego seta, wszystkie te osoby były bardzo zadowolone. Początek spotkania to z pewnością nie było to wybitnie jakościowe widowisko. Po wyrównanej pierwszej części seta (10-10), team Sławomira Kudyby odskoczył swoim rywalom i po punktach Remigiusza Maczana w końcówce, cieszyli się z wygrania pierwszego seta (21-14). Zdecydowanie najciekawszą partią w meczu była ta środkowa. Mniej więcej w połowie seta, Kraken zdołał zbudować sobie trzypunktową przewagę (14-11). W dalszej części mieli jednak problemy z wykończeniem ataków i w konsekwencji Hydra zdołała doprowadzić do wyrównania po 19. Warto podkreślić, że od tego momentu Kraken miał aż sześć piłek setowych przy ani jednej swoich rywali. Ostatnie dwie piłki w secie to błędy Hydry, po których mieliśmy remis w setach (26-24). Ostatnia partia rywalizacji to odsłona, o której Hydra chciałaby jak najszybciej zapomnieć. Po dobrej grze w obronie Krakena, po której Hydra nie mogła dobić się do boiska, underdog spotkania rozpoczął finałową partię od prowadzenia…11-3! Choć z czasem sympatycy zespołu w złotych strojach mieli nadzieje na podjęcie walki, to były one wytrącane przez kolejne zepsute zagrywki. Dodatkowo w końcówce seta ‘odpalił się’ przyjmujący Krakena – Volodymyr Krolenko, po którego ‘kiwce’, Kraken objął prowadzenie 19-11 i po chwili mogli cieszyć się z wygranej z faworyzowanym rywalem. Wow – brawo!

Tiger Team – VB Sulmin 1-2 (18-21; 21-16; 17-21)

O ile po spotkaniu z Siatkersami można było pomyśleć, że spotkanie było wyłącznie ‘wypadkiem przy pracy’, tak po środowej serii gier mamy już pewność – Tiger nie ogarnia. Choć Zbigniew Wodecki odszedł z tego świata niemal dziesięć lat temu to słowa jego piosenki są ponadczasowe. Są nieśmiertelne. Nie mamy pewności, ale dużo wskazuje na to, że jedna z piosenek została napisana z myślą o Tiger Team. Sami oceńcie:

‘Smutek lubi mnie

Żyjemy jak brat z bratem

Smutek lubi mnie

Zaparzy mi herbatę

Powie nie martw się

BĘDZIE ŹLE’

Zapytamy wprost – co Wyście Panowie zrobili z tą drużyną? Dziś leje Was każdy. Ok – w trzeciej lidze poziom w ostatnim czasie eksplodował. Ścigając się z bolidami, siedząc jednocześnie w passacie nie może się udać. Mimo to Passat to król Polskich dróg. Jakiś poziom prezentuje i jest niezawodny. Chwalony oraz ceniony. Tiger Team nie jest już w Passacie. Przesiadł się na rower i to taki z memów, w którym rowerzysta wkłada kija w szprychy. Dobra – nie znęcamy się, bo to i tak Wam nie pomoże. Dla odmiany trzeba pochwalić drużynę VB Sulmin, bo mimo, że mówimy o nowej ekipie w ligowej stawce to mówimy o teamie z charakterem. Ależ nam się to podoba. Jest zajawka, jest atmosfera, jest naprawdę dobrze. Podoba nam się również to, że team nie pęka w momencie, kiedy rywalizują z rywalem, który w teorii jest faworytem starcia. Oby tak dalej. W przyszłym tygodniu prawdziwa weryfikacja. VB Sulmin zmierzy się z Siatkersami. Cóż to będzie za meczycho!

BES Boys BLUM – MPS Volley 2-1 (22-20; 21-16; 19-21)

W ostatnim czasie presja wokół ekipy BES Boys BLUM robiła się coraz większa. Sytuacja ta wynikała z bardzo słabych wyników vs przedsezonowych oczekiwań. Wiadomo jak jest – piąte miejsce w poprzedniej kampanii rozpaliło apatyty graczy Daniela Bąby. Fatalny początek sezonu sprawił, że zdecydowanie większość Typerów to w MPS-ie upatrywała faworyta meczu. Początek spotkania to wyrównana gra obu drużyn, w których bardzo aktywnymi graczami byli Karol Jarosiński oraz debiutujący w zespole BBB – Mateusz Ciesielski (11-11). Choć optyczną przewagę miał MPS (16-15), to ‘game-changerem’ okazała się skuteczna zagrywka Radosława Małeckiego, po której team BBB objął prowadzenie 18-16 i po kilku chwilach wygrał pierwszą partię. W środkowej odsłonie team Daniela Bąby poszedł za ciosem i tym razem wygrana przyszła im zdecydowanie łatwiej. To co z pewnością rzucało się w tej partii na minus w ekipie MPS-u, to gra w obronie. Po chwili konsekwentnie ciułająca punkty ekipa w szarych trykotach, cieszyła się z pierwszego zwycięstwa w sezonie Wiosna’25 (21-16). W ostatnim secie MPS Volley wrzucił wysoki bieg i błyskawicznie zbudował sobie przewagę, która wydawała się ‘nie do przepier*olenia’. Cóż, choć było blisko to faktycznie – nie dało się. To nie oznacza bynajmniej, że MPS nie najadł się w końcówce meczu stracha. Gdyby los finałowej partii potoczył się inaczej to bez wahania odmienialibyśmy słowo ‘frajerstwo’ przez wszystkie przypadki. Podsumowując jednak mecz, wynik 2-1 dla BBB jest jak najbardziej zasłużony.

Chilli Amigos – Only Spikes 3-0 (21-10; 21-17; 21-10)

Plan na środowy wieczór był prosty. Znaleźć lekarstwo, które będzie lekarstwem na duszę, po poniedziałkowej porażce z Siatkersami. Gdybyśmy byli w 2020-2022 roku bylibyśmy pewni, że Chilli Amigos skorzysta z jakiejś mikstury na parkingu przed salą. Od wspomnianego czasu team w czerwonych strojach przeszedł jednak pewną drogę. Jest bardziej profesjonalnie toteż wybór był inny i w drużynie stwierdzono, że nic tak dobrze nie wpływa na zranioną duszę jak…komplet punktów. Okazja do tego wydawała się być idealna. Rywalem ‘Amigos’ była ekipa Only Spikes, która w trzech dotychczasowych meczach zdobyła zaledwie jeden punkt. Początek spotkania ułożył się dla teamu w czerwonych strojach idealnie. Chilli błyskawicznie odskoczyło rywalom i po ataku Filipa Kosewskiego, prowadzili 10-6. W dalszej części przewaga ‘Amigos’ była jeszcze większa i finalnie wygrali premierową partię do 10. Środkowy set rozpoczął się dość obiecująco. Po kilku wymianach mieliśmy bowiem wynik 7-7 i…rozpalone nadzieje na dalszą część seta. Po kilku minutach brązowi medaliści poprzedniego sezonu zdołali odskoczyć swoim rywalom na trzy punkty i mniej więcej taką przewagę utrzymali aż do końca (21-17). Ostatni set to powrót do grania z premierowej partii. Choć po atakach Patryka Łabędzia, Only Spikes prowadzili nawet 6-5, to po chwili popełnili pięć rażących błędów z rzędu. To wyprowadziło z kolei Chilli na prowadzenie, które z czasem stawało się coraz większe. Efekt to trzy zainkasowane punkty, po których ‘Amigos’ wskakują na fotel lidera czwartej ligi.

Oliwa Team – Kraken Team 3-0 (21-15; 21-18; 21-17)

Na przedmeczowej rozgrzewce przyjmujący Krakena zapewniał, że ‘teraz to już na pewno’. Przemysław Motyka nawiązywał rzecz jasna do falstartu beniaminka trzeciej ligi, który przegrał na inauguracje trzy spotkania i na dziewięć możliwych punktów zdobył zaledwie jeden. Cóż – mały spoiler. Odpowiadając na pierwsze zdanie – teraz też nie. Bilans po meczu z Oliwą Team to 1 na 12 możliwych punktów. Nie jest dobrze Szanowni Państwo, a cała sytuacja pokazuje jaka jest przepaść pomiędzy poszczególnymi ligami. Kraken mógł ogrywać ‘ogórków’ w czwartej lidze, ale w trzeciej klasie rozgrywkowej to oni przybrali zielony mundurek. Już w pierwszym secie rywalizacji stało się jasne, która z drużyn zdominuje spotkanie. Landowski, Jeżewski, Krasiński, Juszczyk. Było ich więcej, ale po punktach wspomnianego kwartetu, Oliwa objęła prowadzenie 12-9, a następnie 14-10. Była moc, z którą Kraken nie mógł sobie poradzić. Efekt? 21-15 i zmiana stron. Wiecie – Kraken nie prezentuje się jakoś fatalnie. Nie przynoszą wstydu. Od oglądania ich spotkań nie bolą oczy. Faktem natomiast jest, że póki co do rywali brakuje im po kilkanaście procent w każdym elemencie. To sprawia, że każdy rywal – Oliwa również obejmuje kilkupunktowe prowadzenie i w dalszej części seta ‘dowozi dorobek do mety’. Tak było również w przypadku środkowej partii (21-18). Ostatni set nie zmienił oblicza spotkania. Choć Oliwa nie unikała w secie błędów, to jednak wciąż – moc, siła, zagrywka, atak, przyjęcie, obrona, kontry i rozegranie było po ich stronie. Nie była to drastyczna różnica, ale jednak. Ostatecznie Oliwa Team wygrała za komplet punktów i po dwóch porażkach z inauguracji nie ma już śladów. Rany się zabliźniły.

Speednet – Bossman Team 2-1 (18-21; 22-20; 21-17)

Położenie Speednetu przed środową konfrontacją było naprawdę nieciekawe. Team Łukasza Żurawskiego pozostawał jedną z dwóch drużyn, która do tej pory nie zdołała wygrać ani jednego spotkania. Jakby tego było mało – ‘Programiści’ mieli do rozegrania mecz z Bossmanem, z którym historycznie im zbyt dobrze nie szło. Pierwszy set rywalizacji rozpoczął się od dobrego i wyrównanego grania, które zaprowadziło nas do stanu po 10. W dalszej części po kilku atakach Szymona Zalewskiego, Bossman wysunął się na prowadzenie 17-13 i choć w końcówce nie brakowało nerwów, to finalnie team w błękitnych strojach cieszył się po chwili z wygranej do 18. Początek drugiego seta pozwalał sądzić sympatykom Bossmana, że ich drużyna idzie po drugie zwycięstwo w sezonie. Po chwili od rozpoczęcia środkowej partii, Bossman wysunął się na prowadzenie 7-3. Z czasem sytuacja uległa jednak zmianie i po kilku punktach Jakuba Perżyło oraz Mateusza Szturmowskiego, Speednet ‘wrócił do gry’. W dalszej części seta ‘Programiści’ prowadzili już 18-14, ale pod koniec partii wicemistrzowie poprzedniego sezonu doprowadzili do wyrównania po 20. Ostatnie dwie piłki w secie to punkty środkowego – Pawła Kolana oraz wspomnianego wcześniej Jakuba Perżyło (22-20). O zwycięstwie w spotkaniu decydował trzeci set, który od początku ułożył się w wymarzony dla Speednetu sposób. Po dobrej grze w przyjęciu oraz chaosie w obozie rywali – Speednet prowadził na półmetku seta 11-6. Choć Bossman z czasem wziął się na poważnie za odrabianie strat (17-16), to ostatnie słowo należało już do aktualnych Mistrzów SL3, którzy mogą wreszcie odetchnąć z ulgą  (21-17).

Volley Gdańsk – Merkury 1-2 (19-21; 16-21; 25-23)

Co by nie mówić – w środowy wieczór dostaliśmy starcie pomiędzy dwiema najbardziej utytułowanymi drużynami w historii Inter Marine SL3. Jak powiedział gość w ostatnim magazynie – mówimy tu o IKONACH. Zdecydowanym faworytem starcia w naszych oczach była ekipa Merkurego, która rozpoczęła sezon Wiosna’25 od bardzo mocnego grania. Od pierwszego gwizdka sędziego, team w granatowych strojach szukał sposobu jak ‘przechytrzyć rywala’. Zadanie to jak się okazało, nie należało do najłatwiejszych, bo Volley Gdańsk nie zamierzał się przed rywalem ‘kłaść’. Drużynie Piotra Peplińskiego udało się objąć istotne prowadzenie po ataku Marcina Sledza (13-10). Choć z czasem ‘żółto-czarni’ odrobili straty (17-17), to ostatnie słowo należało do ‘Granatowych’. W drugim secie opór przeciwnika nie okazał się już tak silny. Po bardzo długiej i ładnej wymianie, Merkury objął prowadzenie 10-6, co na dobrą sprawę ‘ustawiło dalsze granie’ (21-16). Wygrane dwa pierwsze sety sprawiły, że poziom koncentracji na pierwszej planecie od słońca drastycznie spadło. Po bardzo dobrym graniu Volley Gdańsk objął prowadzenie 14-8 i wydawało się, że podział punktów to kwestia czasu. Po chwili cała przewaga ‘żółto-czarnych’ poszła ‘psu w dupę’. Po kilku blokach Merkury wrócił do gry (14-14). Kiedy wydawało się, że po takim come-backu nie ma siły, która wydarłaby im tryumf z rąk, mieliśmy kolejny ‘twist’ akcji. Po bardzo emocjonującej i ‘oddającej kibicom’ końcówce seta, Volley Gdańsk sięgnął po jeden punkt (25-23)!

Czerepachy Volley – Challengers 3-0 (21-17; 21-18; 21-13)

Another day at the office. Czerepachy Volley przystępowali w środę do swojego czwartego spotkania w sezonie Wiosna’25. Ich rywalem była ekipa Challengers, która na zaplecze elity awansowała sezon wcześniej niż ‘Żółwie’ – po edycji Wiosna’24. W środowym pojedynku absolutnym faworytem spotkania była ekipa w zielonych strojach, na którą póki co nie ma mocnych. Choć szanse ‘Żółwi’ na wygraną były już i tak ogromne to te zwiększyły się chwilę po rozpoczęciu spotkania. Wynikało to z faktu, że przy stanie 6-6 kontuzji uniemożliwiającą dalszą grę nabawił się lider Challengers oraz najskuteczniejszy gracz drugiej ligi – Mariusz Kuczko. Chwilę po tym team Dawida Gałki przejął inicjatywę (15-11) i bez większych problemów wygrał seta do 17. Przez bardzo długi fragment środkowej partii, Challengersi prezentowali się na tyle dobrze, że team w zielonych strojach nie był w stanie wypracować sobie przewagi (17-17). W końcowej fazie seta oglądaliśmy jednak ‘typowe Czerepachy’, które kiedy należy podkręcić tempo, to robią to w doskonały sposób, gwarantując sobie kolejne ligowe punkty (21-18). Ostatni set rywalizacji do pewnego momentu zapowiadał się dość ciekawie. Na półmetku seta mieliśmy bowiem remis po 12. Dalsza część to jednak miażdżąca przewaga zespołu Dawida Gałki, który na jeden punkt swoich rywali, odpowiedział aż dziewięcioma (21-13). Wygrana za komplet punktów umacnia Czerepachy na pierwszym miejscu w ligowej tabeli. Warto zauważyć, że do pewnego utrzymania drużynie ‘Żółwi’ brakuje już tylko dwóch punktów. Na realizacje celu mają dziewięć punktów. Powinno się chyba udać.

Start a Conversation

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.