Jak dotąd, spośród dwudziestu sześciu drużyn, tylko pięć nie zaznało goryczy porażki. Jeśli chodzi o zespoły, które nie straciły jeszcze seta, to w czwartkowy wieczór grono te uszczupliło się o trzy drużyny – Thunder Team, Zmieszanych oraz Volley Gdańsk. W pierwszej lidze grono drużyn, które nie wygrały jeszcze spotkania skurczyło się do jednej. Wszystko za sprawą wygranej Speednetu w meczu przeciwko Asom. Zapraszamy na podsumowanie czwartkowej serii gier!
Bombardierzy – Speednet 2 3-0 ( 21-14; 21-11; 21-15)
Podsumowanie czwartkowych zmagań w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta zaczynamy od drużyn, które do momentu rozegrania bezpośredniego spotkania nie zaznały jeszcze smaku zwycięstwa. Przed meczem jasne było, że sytuacja ta musi się zmienić. Na pokład, po ostatniej absencji, wrócił kapitan drużyny Bomardierów – Maciej Gruba. Trzeba przyznać, że ekipa przez całe spotkanie kontrolowali jego przebieg wygrywając pewnie w stosunku 3-0. Prawdziwy koncert dał Michał Dąbrowski, który zdobył aż trzynaście punktów i po trzech meczach jest zdecydowanym liderem w tej klasyfikacji, wśród zawodników swojej drużyny. Speednetowi nie pomogło wsparcie z trybun, którego gracze wreszcie się doczekali. Dzień miał dla nich słodko-gorzko smak, bowiem porażkę ‘dwójki’ przykryli swoim zwycięstwem gracze pierwszej drużyny. Po spotkaniu, przed kamerą Redakcji stanął Mateusz Urbanowicz, który w drugiej drużynie pełni funkcje trenera. Mateusz przyznał, że przed Speednetem 2 długa droga, ale powoli gracze uczą się siatkarskiego elementarza. Zastanawiamy się czy w sezonie Jesień’19 zdąży się to przełożyć na wynik, czy te przyjdą dopiero w kolejnych sezonach?
Volley Gdańsk – Prometheus 3-0 (21-11; 21-14; 21-19)
Przepraszamy, ale będziemy się powtarzać. Mecz mógłby mieć zupełnie inny przebieg gdyby nie fakt, że w drużynie Prometheus ponownie zabrakło Dmytro Moroziuka. Jasne, Volley Gdańsk może powiedzieć, że w ich szeregach zabrakło kapitana Dariusza Kuny, ale gra Volley nie jest tak uzależniona od jednego gracza jak w przypadku Prometheus. Początek pierwszego seta był dla kibiców nie lada zaskoczeniem, bowiem po kilku piłkach mieliśmy 1-6 dla Prometheus. Wynikało to poniekąd z ryzyka, które podejmowali żółto-czarni na zagrywce. Po chwili, gracze Volley podkręcili tempo i zaczęli seriami zdobywać punkty. Pod koniec seta na tablicy widniał wynik 20-11. Wtedy decydujący cios zadał nie kto inny jak Przemysław Wawer. Podobnie zrobił zresztą w drugiej odsłonie. To właśnie jego atak sprawił, że set zakończył się na korzyść VG. W meczu, podobnie jak w każdym innym, formą zaimponował rozgrywający Paweł Huliński. Nie ukrywamy, że dłuższą chwilę zastanawialiśmy się czy Paweł miał w SL3 jakiś słaby mecz. Zabijcie nas, ale nie pamiętamy. Ze spotkania kojarzymy sytuacje w której jeden ze współpartnerów źle przyjął piłkę, a Sypacz VG podbił wewnętrzną częścią przedramienia sytuacyjną piłkę precyzyjniej niż Fabian Drzyzga. To świadczy tylko o jego jakości. Ostatnia odsłona to ciekawa historia. Prometheus prowadził w nim już 19-17. W tym momencie VG postanowiło podkręcić tempo, w efekcie czego mecz zakończył się 3-0 po bloku Michała Pysza.
Zmieszani – Thunder Team 2-1 (21-12; 13-21; 22-20)
Myśl o meczu dwóch niepokonanych drużyn budziła sporo emocji już na kilka dni przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Wygrana którejś z drużyn była ważna nie tylko w kontekście punktów do tabeli, ale również, a może przede wszystkim, w kontekście nastawienia na kolejne spotkania. Można powiedzieć, że mecz był z gatunku tych – młodzież kontra doświadczenie. Tym razem wygrało doświadczenie. Dla niewtajemniczonych mówimy tu o Zmieszanych. MVP spotkania został Radosław Pacyński – gracz, który może pochwalić się doskonałą techniką, z której niejednokrotnie w czwartek robił użytek. Najbardziej zaciętym starciem był trzeci set, który dodatkowo decydował o ostatecznej wygranej. Stało się tak dlatego, że po dwóch pierwszych setach był remis. Trzecia partia to popis gry obronnej obu drużyn. Ze spotkania spokojnie można byłoby zmontować film instruktażowy dla adeptów siatkówki. Mecz zakończył się wygraną Zmieszanych i jako klucz do zwycięstwa wskażemy właśnie doświadczenie i obycie siatkarskie. Mimo przegranej, Thunder bez wątpienia będzie walczył o zwycięstwo w lidze i ekipa powinna na czwartkową porażkę spojrzeć jako na wypadek przy pracy.
Zmieszani – Mental Block 2-1 (23-21; 20-22; 21-8)
Spośród dwóch ciężkich zadań, które czekały w czwartkowy wieczór na ekipę Zmieszanych, spotkanie z Mental Block wydawało się teoretycznie łatwiejsze. Nic bardziej mylnego. Mentaliści postawili Zmieszanym bardzo ciężkie warunki. Spotkanie rozpoczęło się od asa serwisowego Sandry Michalak. Była to bardzo wyrównana i zacięta partia, którą w końcówce pierwszego seta mogli spokojnie wygrać Mentaliści, lecz zabrakło odrobiny szczęścia. Seta, potężnym atakiem, zakończył jeden z najjaśniejszych punktów Zmieszanych od początku rozgrywek – Tomasz Kamola. Co nie udało się w pierwszym secie, Mentaliści dokonali w drugiej partii. W tej części ‘Niebiescy’ byli drużyną kompletną. Gdy było trzeba sprytnym plasem popisał się, nieobecny podczas przedostatniego spotkania, Grzegorz Nowicki. Następnie, na potrzebę chwili, swoją jakość piłkarską pokazał Adam Pierzak, wybraniając beznadziejną, wydawałoby się, piłkę. To wszystko sprawiło, że Mental wygrał drugą partię, a kropkę nad ‘i’ potężnym blokiem postawił Łukasz Hernik. Trzecia partia to seria błędów Mentalistów, która pozwoliła odskoczyć Zmieszanym na kilka punktów. Trzecia odsłona to już zdecydowana przewaga Zmieszanych, którzy kroczą od zwycięstwa do zwycięstwa. Zastanawiamy się tylko czy dwa stracone w czwartek punkty nie będą miały znaczenia w kontekście miejsc premiowanych awansem.
Asy B Klasy – Speednet 1-2 (17-21; 24-22; 20-22)
Specjaliści od budowania napięcia – ekipa Speednetu nie próżnuje. Czwarty mecz – trzeci dreszczowiec. Zastanawiamy się jaka jest przyczyna takiego stanu rzeczy. Wyłączając pierwsze spotkanie, każde kolejne dostarcza nam niesamowitych wrażeń. Przed meczem, obie drużyny postawiły na stabilizację i do gry desygnowane zostały znajome twarze. Pod koniec pierwszego seta to Speednet lepiej finiszował. Przy stanie 17-17 zdobyli cztery punkty z rzędu i cieszyli się z kolejnego zdobytego w lidze punktu. W drugiej odsłonie ‘Różowi’, przy stanie 20-19 na ich korzyść, mogli zakończyć tę partie. Tak się jednak nie stało. Próbę nerwów tym razem lepiej zniosły Asiory i o zwycięstwie musiał zadecydować trzeci set. Tu ponownie lepsi okazali się gracze Speednetu i coś nam podpowiada, że stare porzekadło ‘do trzech razy sztuka’ ma sens. Ile razy można przegrywać tak ważne starcia w kontekście pozycji w tabeli? Najbardziej wartościowym graczem meczu został Mateusz Urbanowicz. Jeśli spojrzeć na jego statystyki to można powiedzieć, że swoim poziomem jest już w stacji kosmicznej, podczas gdy inni stoją jeszcze w korkach na rogatkach miasta.
Volley Gdańsk – Straż Pożarna Gdańsk (21-17; 21-9; 18-21)
Ledwie zdążyliśmy napisać, że drużyna Volley Gdańsk śrubuje swój wynik bez straconego seta, a pod koniec września wydarzyło się coś, co im w tym przeszkodziło. Wszystko za sprawą Strażaków, którzy ugasili ambicję graczy VG na wygranie ligi bez straty seta. Myślimy, że w perspektywie całego sezonu jest to chyba niewykonalne. Wracając do samego meczu, to w szeregach Volley zabrakło tego dnia dwóch nominalnych środkowych – Dariusza Kuny i Sebastiana Koski. W związku z tym, pozycje środkowego odkurzyć musiał Daniel Koska, który grał na tej pozycji kilka lat temu. Zastanawiamy się czy po meczu Daniel nie zostanie przekwalifikowany, bowiem z marszu zdobył tytuł MVP. A teraz anegdotka. O tytuł MVP do końca zawodów walczył również nasz ekspert – Maciek Kot. Ostatni raz ta sztuka udała mu się w meczu z Portem Gdańskim, czyli drugim w którym Volley straciło seta. Znając chłopaków, gdyby tak się stało szyderka trwałaby kilka miesięcy. Co do Strażaków, to trzeba oddać im, że potrafili dokonać tego czego nie potrafiło dokonać piętnaście drużyn z którymi Volley rywalizowało. W trzecim secie zaprezentowali poziom, który jest przez nich samych oczekiwany. Pod koniec seta Strażacy mieli problemy z ustawieniem, ale nie zdekoncentrowało to graczy na tyle, by oddać seta.
Straż Pożarna Gdańsk – TianDe Tufi Team 0-3 (9-21; 6-21; 8-21)
Nie ukrywamy, że napisanie podsumowanie takiego spotkania to nie lada problem. Wynika to z faktu, że ciężko wypowiadać się o dwóch drużynach, kiedy na boisku widzieliśmy zaledwie jedną. To była prawdziwa deklasacja. Tylko dwadzieścia trzy punkty zdobyte w trakcie meczu przez całą drużynę brzmi jak ponury żart. Gdy dodamy do tego fakt, że sami zawodnicy zdobyli tylko 10! punktów po własnych akcjach lub blokach, a reszta wynikała z błędów przeciwnika, to należałoby spuścić zasłonę milczenia. Prawdziwy popłoch wśród pomarańczowo-granatowych siał Łukasz Arciszewski, który był zaporą nie do przejścia. Sześć bloków w przeciągu jednego meczu to najlepszy wynik w tej statystyce w ciągu jednego meczu. Jego drużyna zagrała prawdopodobnie najlepszy mecz w SL3. Tufi pokazało moc i udowodniło, że plotki o jej śmierci były przesadzone. Jeśli chodzi o Strażaków, to jesteśmy przekonani, że był to ich najgorszy występ, który nie ma prawa się już powtórzyć. Po meczu widać było po chłopakach ogromne rozczarowanie własną postawą. Słowa wstyd zostały przez samych graczy odmienione przez wszystkie przypadki. Na pocieszenie wspomnimy, o wielkim powrocie w meczu z Prototype oraz fakt, że są jedyną drużyną która wygrała seta z Volley.
Trójmiejska Strefa Szkód 2 – Omida Team 0-3 (20-22; 9-21; 18-21)
Pięć zwycięstw – zero porażek. Taka seria musi powodować respekt wśród drużyn, którym przychodzi rywalizować z Omidą Team. Do narracji niekoniecznie dostosowała się ekipa Trójmiejskiej Strefy Szkód 2, która od początku spotkania wyglądała na drużynę, która jest w stanie powalczyć, a nawet zwyciężyć z faworyzowaną drużyną ‘Logistyków’. W pierwszym secie ’Niebiescy’ prowadzili 17-6 i wydawało się (w zasadzie byliśmy przekonani), że będą drugą drużyną (po Wirtualnej Polsce), która zdoła Omidzie urwać punkt. Sygnał do odrobienia ogromnej straty, zagrywką, dał Paweł Skrzypkowski. Następne akcje to kilka błędów własnych i rzecz, która wydawała się niemożliwa, stała się faktem. Tylko sobie znanym sposobem ‘Logistycy’ odrobili stratę i zdołali wygrać pierwszą partię. Drugi set to zdecydowana przewaga Omidy, która nabrała wiatru w żagle i wygrała w stosunku 21-9. Ostatnia partia to powrót emocji i walka do samego końca spotkania. Ostatecznie Omida wygrała trzeciego seta i dopisała do swojego konta kolejne trzy punkty. Ich bilans to sześć wygranych, zero porażek. Trójmiejska Strefa Szkód 2 po raz trzeci wraca z hali treningowej na tarczy.
Allsix by Decathlon – Seargin 2-1 (21-15; 17-21; 21-8)
Ależ nam się rozkręciła ekipa Seargin. Ostatnie trzy mecze to naprawdę bardzo dobra postawa. Jest to doprawdy imponujące jaką drogę przeszli ‘Biali’, by znaleźć się w tym miejscu. Poprzedni sezon to łącznie jeden punkt. Po pięciu spotkaniach obecnego sezonu mają już trzy i jesteśmy dziwnie spokojni, że wynik ten jeszcze poprawią. Do składu Seargin, po kilkutygodniowej absencji wrócił jeden z filarów drużyny – Łukasz Betka. Pierwsze wymiany w meczu pokazały, że Decathlon czeka ciężkie zadanie. Pierwszy set to przewaga faworyzowanej drużyny i wygrana do 15. W początkowej fazie drugiego seta nic nie wskazywało na to, że to Searin wygra tę odsłonę. Niestety dla ‘Granatowych’, w dalszej części zaczęli popełniać seryjnie błędy, co doprowadziło do remisu 17-17. Końcówka seta ponownie należała do Seargin, które zdołało wygrać seta po ataktu Tomasza Dombrowskiego z przechodzącej piłki. Trzecia odsłona to słabsza dyspozycja ‘Białych’, którzy próbowali ratować sytuację biorąc czas przy stanie 6-12. Niestety dla nich, nic to nie dało i przewaga między innymi po bloku i ataku Rafała Liszewskiego się pogłębiała. Ostatecznie set zakończył się do ośmiu. Zastanawiamy się, czy Decathlon kiedyś wygra mecz w stosunku 3-0, bo w czterech wygranych spotkaniach sztuka ta nie udała się ani razu.