MATCHDAY #6

Za nami szósta seria gier. Jako przedostatnia drużyna w ligowej stawce zmagania rozpoczęła ekipa Bombardierów. Na inaugurację przegrali oni spotkania z Team Looz oraz Zmieszanymi. W pierwszoligowym hicie – Szach-Mat pokonał drużynę Epo-Project, dzięki czemu wskoczył na fotel lidera. Zapraszamy na podsumowanie środowej serii gier.

Niepokonani PKO Bank Polski – Wilki Północy 1-2 (17-21; 21-11; 15-21)

W zapowiedzi przedmeczowej wskazywaliśmy na to, że to PKO będzie faworytem spotkania. Redakcja była dość ostrożna w typach i wskazała na to, że w meczu dojdzie do podziału punktów. Zdecydowanie więcej przekonania co do wskazania faworyta mieli nasi eksperci, którzy zgodnie postawili na 3-0 dla ‘Bankowców’. Początek spotkania rozpoczął się od wyrównanej walki obu drużyn. Po chwili od pierwszego gwizdka sędziego, na tablicy wyników mieliśmy remis (4-4). Jako pierwsi, na prowadzenie wyszły Wilki. Po trzech błędach własnych ‘Bankowców’ było 9-6 dla graczy z Północy. Przewaga trzech punktów pozwoliła Wilkom na kontrolę seta i w konsekwencji wygranie go do 17. W kluczowym dla seta momencie, w którym PKO wyrównało (12-12) Wilki zdołały ponownie odskoczyć, co przełożyło się na wynik. Nie wiemy, co zadziało się w przerwie pomiędzy setami, ale na drugą partię gracze z sektora bankowego wyszli naładowani ogromną energią. Początek seta (7-7) nie wskazywał na to, jaką finalnie przewagę uzyska drużyna PKO. Z czasem ‘odpalił się’ Tomasz Remer, z czym totalnie nie mogli poradzić sobie gracze w fioletowych trykotach. Ostatecznie, partia zakończyła się zdecydowaną przewagą PKO BP (21-11) i na tablicy wyników w setach pojawił się remis (1-1). Ostatnia odsłona rywalizacji, po ataku Tomasza Remera i asie serwisowym Dawida Laskowskiego, rozpoczęła się od prowadzenia PKO. Po chwili, Wilki zdołały zdobyć jednak pięć punktów z rzędu, dzięki czemu wyszły na trzypunktowe prowadzenie (5-2). Kilkupunktowa przewaga utrzymała się do samego końca, dzięki czemu Wilki odniosły bardzo cenną, pierwszą wygraną w sezonie Jesień’21.

Trójmiejska Strefa Szkód – Volley Gdańsk 1-2 (16-21; 22-20; 22-24)

Do meczu przystąpiły drużyny, których kibicom SL3 nie trzeba specjalnie przedstawiać. Przypomnijmy, że pod nazwą TSS kryje się ‘stare, dobre’ Tufi Team, które ‘pomogło’ drużynie Volley Gdańsk zająć trzecie miejsce zamiast drugiego w sezonie Jesień ’20. Spodziewaliśmy się więc bardzo emocjonującego spotkania i dokładnie takie mieliśmy przyjemność oglądać. Zawodnicy Volley Gdańsk weszli bardzo dobrze w mecz i na początku pierwszego seta prowadzili 6-3, a następnie nawet 11-7. W tym momencie drużyna Trójmiejskiej Strefy Szkód zaczęła odrabiać straty, po skutecznych atakach dwóch Piotrów – Watusa i Adamczyka, a także własnych błędach VG. Nie potrafili jednak znaleźć sposobu na świetnie spisującego się w ataku Kubę Firszta, który kończył prawie każdą piłkę, dzięki czemu „Żółto-czarni” wygrali gładko pierwszą partię do 16. Drugi set obie drużyny grały na żyletki, a o wygranej w tej partii zaważyła chłodniejsza głowa zawodników TSS, gdyż to gracze Volley mieli dwie piłki setowe, których nie wykorzystali. Zawodnikom TSS wystarczyła tylko jedna, aby zakończyć drugiego seta, czego dokonał skutecznym atakiem Karol Sitkowski. O wygranej w spotkaniu decydował zatem trzeci set, w którym do samego końca nie było wiadomo która z drużyn zwycięży. Trzecia partia rozpoczęła się od czteropunktowego prowadzenia TSS (8-4). Przewagę tę drużyna Mateusza Woźniaka utrzymywała przez większość seta, dzięki skutecznym atakom swoich środkowych, a także bardzo dobrej pracy w bloku. Wydawało się, że przy stanie 15-12 dla TSS ostateczny wynik tego spotkania jest już przesądzony, ale w tym momencie VG zaczął odrabiać straty. Drużyna Trójmiejskiej Strefy Szkód nie wykorzystała trzech piłek meczowych, a Volley Gdańsk wytrzymał tę pełną emocji końcówkę i wygrał decydującą partię na przewagi (24-22) – po dwóch punktowych blokach środkowego Mateusza Mysłowskiego.

Szach-Mat – Epo-Project (13-21; 21-12; 21-19)

Spotkanie pomiędzy drugą a trzecią siłą obecnego sezonu było przez nas anonsowane jako potencjalny hit tego tygodnia rozgrywek. Mimo, że obie drużyny zaznały w obecnym sezonie goryczy porażki to jednak w obu ekipach coraz śmielej mówi się o podium rozgrywek. Mimo, że w naszych oczach obie drużyny dysponowały podobnym potencjałem to jednak Szach-Mat był dla nas nieznacznym faworytem spotkania. W przedmeczowej zapowiedzi uznaliśmy jednak, że Epo-Project jest spokojnie w stanie ugrać seta, a i ewentualna wygrana graczy z Żukowa nie byłaby jakąś wielką niespodzianką. O tym, że nie są to zwykłe mrzonki, przekonaliśmy się już w trakcie pierwszej partii, kiedy to Kaszubi dominowali. Już na początku zdołali oni wyjść na czteropunktowe prowadzenie. Mimo, że z czasem gra Szach-Matu wyglądała coraz lepiej (11-9) i wydawało się, że złapali oni kontakt z rywalem to dzięki kilku atakom czy to Damiana Kolki czy Karola Richerta drużyna z Żukowa wyszła na prowadzenie 17-11 i spokojnie wygrała pierwszą partię do 13. Druga odsłona była lustrzanym odbiciem tego, co działo się w pierwszej odsłonie. Tym razem to Szach-Mat posiadał zdecydowaną przewagę. Dość powiedzieć, że po serii błędów graczy z Żukowa na tablicy wyników było już 13-5 dla Szach-Matu. Mimo, że w końcówce Epo się nieco ‘ogarnęło’ to nie było w stanie odwrócić losów rywalizacji i przegrało seta do 12. Często w SL3 bywa tak, że jeśli drużyna wygra spokojnie pierwszego seta, a następnie to rywal wygra bez większego wysiłku to trzecia odsłona jest najbardziej emocjonującym widowiskiem. Nie inaczej było i tym razem. Od początku tej partii lepiej radzili sobie gracze Dawida Kołodzieja. Po bloku Dawida Strzyżewskiego, który dołączył do Szach-Matu przed obecnym sezonem, było już 9-5 dla graczy w czarnych trykotach. Mimo to, po bloku Karola Richerta, Epo zdołało doskoczyć rywala na jeden punkt. W końcówce ‘Szachiści’ utrzymywali dwu-trzypunktową przewagę i wygrali kolejne spotkanie w pierwszej lidze, stając się przy okazji samodzielnym liderem.

Niepokonani PKO Bank Polski – Letni Mental 2-1 (21-19; 18-21; 21-15)

Spotkanie Niepokonanych z Letnim Mentalem nie zawiodło. Obie drużyny pokazały kawał dobrej gry, dzięki wyrównanemu poziomowi meczu mogliśmy oglądać długie i ciekawe wymiany. Co do przebiegu samego spotkania –  ‘Bankowcy’ rozpoczęli seta od czteropunktowej przewagi (5-1) i utrzymywali ją do połowy pierwszej partii. Następnie inicjatywę przejął Letni Mental, który szybko zaczął odrabiać straty i doprowadził do remisu po 12, między innymi dzięki dobrej skuteczności w ataku. Niestety dla drużyny Letniego Mentala, zaczęli oni popełniać błędy własne i drużyna PKO odjechała im na 19-16. Choć udało się jeszcze wyrównać do stanu po 19, ostatecznie to drużyna Joanny Drewczyńskiej wygrała pierwszą odsłonę. Drugą partię lepiej rozpoczęła drużyna Letni Mental, która wyszła na prowadzenie 5-2. Letni Mental rotował składem, na boisku w tej partii mogliśmy oglądać Aleksandrę Błaż jako drugą rozgrywającą, co okazało się być bardzo dobrą decyzją. Drużyna nie popełniała tak wielu błędów własnych co w pierwszym secie. Mentaliści mieli pełną kontrolę nad przebiegiem partii i nie dali PKO zagrozić zwycięstwu w tym secie, wygrywając go do 18. Początek decydującej odsłony był bardzo wyrównany i żadna z drużyn nie mogła wyszarpać większej przewagi niż 1 pkt. Sytuacja zaczęła odwracać się od stanu 7-7, kiedy to drugi bieg włączyli Bankowcy i szybko odjechali Mentalistom na pięć punktów (12-7), po skutecznych atakach Marcina Palucha i Marka Makarewicza, a także punktowym bloku rozgrywającego – Radosława Byszuka. W zespole „Bankowców” liderem był wszystkim kibicom SL3 już chyba znany – Tomasz Remer. Drużyna Letniego Mentala nie zdołała odrobić strat i przegrała trzeciego seta do 15, a co za tym idzie cały mecz 1-2.

Team Looz – Bombardierzy (20-22; 21-14; 21-15)

Rzadko zbiera nam się na nostalgiczną gadkę, ale do cholery. Tęskniliśmy za Bombardierami. Jako, że podsumowania poza samymi zainteresowanymi drużynami biorącymi udział w meczu czyta również masa innych graczy oraz kibiców chcielibyśmy, abyście wiedzieli, że z Bombardierów należy brać przykład. Wartością nadrzędną w ich obozie jest bowiem ATMOSFERA. Ba, jesteśmy w stanie pokusić się o stwierdzenie, że powracająca na parkiety SL3 drużyna, pod tym kątem nie ma sobie równych. Po niemal rocznej przerwie, mikstowy skład ponownie zaraża ligowców optymizmem. Pierwszym rywalem drużyny Dawida Piankowskiego była ekipa mająca drugoligowe aspiracje – Team Looz. Co ciekawe, oba zespoły miały już okazję rywalizować ze sobą w przeszłości, o czym już wspominaliśmy. Obecnie, jedni i drudzy rozpoczęli nowy rozdział w swojej historii. Team Looz meczem z Bombardierami chciał poprawić sobie nastroje po nieudanym początku sezonu. Czy sztuka ta się udała? Cóż… raczej połowicznie. Ekipa w czarnych trykotach dość nieoczekiwanie przegrała pierwszego seta. Niestety dla Looz, jak pokazuje historia występów w SL3, taka strata może wiązać się z bardzo przykrymi konsekwencjami w przyszłości. Na otarcie łez trzeba oddać, że porażka w pierwszym secie nie sprawiła, że Team Looz zwiesił głowy czy co gorsze sprawił, że poszczególni gracze mieli do siebie pretensje o przegraną w secie. Mówiąc uczciwie, drużyna na kryzysowy moment zareagowała w najlepszy możliwy sposób – pewną wygraną kolejnych setów do 14 oraz 15. Czy to sprawia, że w obozie Team Looz strzelają szampany? Wątpimy.

DNV S*M*A*S*H – Wilki Północy 0-3 (19-21; 8-21; 8-21)

W przedmeczowych zapowiedziach pisaliśmy o tym, że Wilki Północy, aby włączyć się do walki o podium rozgrywek powinni wygrać dwa spotkania, które zaserwowaliśmy im w środowy wieczór. Z całym szacunkiem dla DNV, ale jeśli Wilki poradziły sobie z Niepokonanymi PKO Bank Polski to przegrana z DNV S*M*A*S*H byłaby prawdziwą sensacją. Co ciekawe, pierwszy set wskazywał na to, że mecz nie będzie dla Wilków ‘spacerkiem’. Początek partii rozpoczął się, zgodnie z oczekiwaniami – od mocnego uderzenia faworyta spotkania. Nie minęła chwila od pierwszego gwizdka sędziego, a na tablicy wyników, po ataku Mikołaja Stempina było już 5-1 dla Wilków. Mimo to, drużyna w fioletowych barwach nie zdołała pójść za ciosem. Jedyne, co zdołała to dać dojść do głosu swoim rywalom, którzy z każdą kolejną wymianą radzili sobie coraz lepiej. Po ataku pamiętającego inauguracyjny sezon SL3 – Vitaliia Lukashenko DNV doprowadziło do wyrównania 17-17! W końcówce ważne punkty dla drużyny Wilków zdobył jednak Michał Niewiadomski i DNV po raz kolejny musiało obejść się smakiem. Mimo to, pierwszy set pozwolił nam pomyśleć, że wygrana kolejnych partii pozostaje kwestią otwartą. Nic bardziej mylnego. Wilki nie miały w drugiej i trzeciej odsłonie litości dla swoich rywali i w setach tych ich niemal rozszarpali, wygrywając je do 8. Z pewnością, dwie wygrane w środowy wieczór sprawią, że morale wśród Wilków Północy poszybują w górę.

Prometheus – BH Rent MiszMasz 1-2 (21-19; 17-21; 19-21)

Niby wiedzieliśmy, że będzie to wyrównane spotkanie, które może nas zaskoczyć swoim przebiegiem, jednak całe grono eksperckie jak jeden mąż wskazało jako faworyta drużynę Prometheus. To, jak ekipa zaprezentowała się w ostatnim czasie na tle naprawdę mocnych przeciwników kazało nam sądzić, że będą oni w stanie rozprawić się z wchodzącym dopiero w sezon MiszMaszem. No cóż, nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz ‘Czarni’ udowodnili nam, że potrafią zaskoczyć. Przejdźmy jednak do przebiegu spotkania. Pierwszego seta od dwóch monster blocków rozpoczął niekwestionowany w ostatnim czasie lider zespołu – Igor Kazello. Poza tym mocnym uderzeniem na początku, pierwsza partia zgodnie z naszymi przewidywaniami, była walką punkt za punkt. Żadnej z ekip nie udało się osiągnąć w niej przewagi nad rywalem. Ostatecznie, w końcówce seta więcej zimnej krwi zachowali gracze w niebieskich koszulkach, a zaszczyt zakończenia partii przypadł w udziale dwóm nowym nabytkom drużyny. Punkt atakiem przy stanie 20-18 zdobył Anton Kheruvimov, a blokiem zakończył odsłonę Michał Jasnoch (21-19), obaj grający na środku. Wydawać by się mogło, że podobnie wyrównana będzie również druga partia. No cóż, nie do końca tak było. Od samego początku to Prometheus musiał gonić przeciwnika (0-3, 2-5). Niestety dla nich, co udało im się doskoczyć do rywala, ten znów odjeżdżał na kilka punktów. Rewelacyjną robotę w tej partii robili niezawodny Mateusz Berbeka oraz mający chyba tzw. ‘dzień konia’ Tomasz Walaskowski, którzy pomogli w wypracowaniu przewagi i wygraniu seta do 17. W trzecim secie, tak dla złamania schematu meczu to MiszMasz przez większość partii gonił przeciwnika. Mimo, że przegrywali już 6-11, udało im się wyrównać na 15-15, po czym znów Prometheus odjechał na kilka punktów. ‘Czarni’ jednak nie dali za wygraną i na samym finiszu przegonili swoich rywali wygrywając seta do 19, a całe spotkanie 2-1.

Zmieszani – Bombardierzy 3-0 (21-17; 21-13; 21-15)

Tak się złożyło, że czekający na swoje spotkanie gracze Zmieszanych mieli okazję zobaczyć, jak po rocznej przerwie od zmagań w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta radzą sobie ich najbliżsi rywale – drużyna Bombardierów. Gracze Dawida Piankowskiego, po godzinie 20.00 rywalizowali bowiem z Team Looz i trzeba przyznać, że w spotkaniu tym zaprezentowali się bardzo przyzwoicie. Jako, że z Looz nie udało się wygrać, Bombardierzy o pierwsze zwycięstwo musieli powalczyć ze Zmieszanymi, którzy wygrali swoje dwa pierwsze spotkania w sezonie Jesień’21. Początek rywalizacji rozpoczął się od wyrównanej rywalizacji (3-3). Jako pierwsi na prowadzenie, po punkcie lubiącej w ostatnim czasie kiwać – Edyty Woźny, wyszli Zmieszani (5-3). Po chwili w bloku swoim rywalom zameldował się środkowy Zmieszanych – Artur Maksimov i momentalnie zrobiło się pięć punktów przewagi dla Zmieszanych (10-5). Gdy wydawało się, że większych emocji w tej partii już nie zobaczymy, coraz śmielej zaczęli sobie poczynać Bombardierzy, którzy między innymi dzięki kapitalnej dyspozycji Michała Dąbrowskiego doprowadzili do stanu 14-13 dla Zmieszanych. Sytuacja ta nie spodobała się samym graczom w granatowych koszulkach, którzy postanowili wziąć czas. Mimo pewnych problemów, zdołali oni wygrać tę partię do 17. W drugiej odsłonie przewaga czwartej siły poprzedniego sezonu była jeszcze wyraźniejsza. Po wyrównanej pierwszej części seta (9-8), z czasem to Zmieszani włączyli drugi bieg i ich rywale nie byli w stanie dorównać narzuconemu tempu, przegrywając seta do 13. Nieco lepiej Bombardierzy zaprezentowali się w trzecim secie, którego przegrali do 15. Trzeba obiektywnie przyznać, że w środowy wieczór wygrała lepsza drużyna.

Dziki Wejherowo – ZCP Volley Gdańsk 0-3 (13-21; 14-21; 13-21)

W ostatnim meczu tego dnia, na boisku numer 2 spotkały się dwie drużyny, które w swoich szeregach mają byłych drugoligowych zawodników, dlatego też zapowiadało się bardzo ciekawe widowisko. Po wynikach, które widzieliśmy na tablicy można by pomyśleć, że Dziki Wejherowo zagrały słabo, gdyż przegrali sety do 13, 14 i ponownie do 13.  Sam wynik to jak wiadomo jednak nie wszystko i możemy z czystym sumieniem stwierdzić, że drużyna w czerwonych koszulkach zagrała naprawdę bardzo dobre spotkanie. Niestety dla Dzików, zespół ZCP Volley Gdańsk rozegrał tego dnia mecz nie tyle bardzo dobry, co można by rzec – bezbłędny. Początki każdego z setów były bardzo wyrównane, ale następnie to ZCP VG przejmowało kontrolę nad przebiegiem partii i w szybkim tempie wygrywali kolejne odsłony. O przegranej zespołu w czerwonych koszulkach zadecydowały głównie problemy z przyjęciem zagrywki zawodników ZCP VG, którzy łącznie zdobyli aż 9 asów serwisowych. Kluczem do wygrania tego spotkania przez ZCP, poza oczywiście wspomnianą zagrywką, był świetny występ rozgrywającego drużyny – Jakuba Kłobuckiego (MVP spotkania), który rozrzucał blok Dzików, a co za tym idzie jego koledzy z drużyny mieli ułatwione zadanie w ataku. Faworyt ponownie nie zawiódł, natomiast Dziki z taką grą spokojnie pokuszą się jeszcze o nie jedną wygraną w tym sezonie.

Start a Conversation

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.