MATCHDAY #5

Za nami intensywny dzień meczowy, w którym z bardzo dobrej strony pokazały się Oliwa Team oraz co staje się już pewną normą – Kruk Volley. W hicie pierwszej ligi Speednet wygrał po podziale punktów z Old Boys. Zapraszamy na podsumowanie.

Tiger Team – MiszMasz 0-3 (17-21; 18-21; 17-21)

Wiemy, że jest wcześnie. Wiemy, że do zakończenia sezonu graczom Tiger Team pozostało jeszcze jedenaście spotkań i może się mnóstwo wydarzyć. Warto zauważyć jednak, że powoli sytuacja ‘Tygrysów’ zaczyna robić się nieprzyjemna. Po dwóch spotkaniach w sezonie Jesień’24 team Dawida Staszyńskiego ma na swoim koncie dokładnie zero punktów. Cegiełkę do całej tej sytuacji dołożyli w meczu z MiszMaszem, w którym owszem nie byli faworytem, ale sądziliśmy, że o punkt będzie blisko. Ciekawie rozpoczął się początek meczu, gdzie debiutujący w SL3 – Filip Wodzyński przywitał się udaną kiwką w pierwszej akcji meczu. Pierwsza faza meczu to dość wyrównana gra punkt za punkt (13-13). Jako pierwsi ‘przełamali’ się gracze MiszMaszu, którzy uzyskali przewagę (15-13), której nie wypuścili już do końca (21-17). Środkowa odsłona wyglądała nieco inaczej. Niemal od samego początku ex-drugoligowcy narzucili rywalom swoje warunki gry i po skutecznych atakach Ernesta Kurysa, objęli prowadzenie 8-4. Czteropunktowa przewaga wystarczyła do tego by w dalszej części seta trzymać rywala na dystans i cieszyć się po chwili z wygranej do 18. Swojej szansy gracze Tiger Team musieli poszukać w trzecim secie i w pewnym momencie zanosiło się na to, że im się to uda. Choć po ataku lidera drużyny – Tadeusza Jakubczyka, Tiger prowadził 8-4, to w dalszej części seta roztrwonił przewagę. Kiedy MiszMasz doprowadził do wyrównania to po twarzach graczy Dawida Staszyńskiego widać było, że już tego nie odkręcą. Ostatecznie MiszMasz wygrał tę partię do 17, a cały mecz za komplet punktów.

Bayer Gdańsk – Oliwa Team 0-3 (26-28; 18-21; 17-21)

Po bardzo nieudanym starcie sezonu, w którym Oliwa Team nie zdołała zdobyć ani punktu w konfrontacji z Portem Gdańsk, jej notowania wśród społeczności SL3 uległy zdecydowanemu pogorszeniu. Okazja do rehabilitacji nie była łatwym zadaniem. Zdecydowana większość osób biorących udział w Typerze SL3 stawiała na Bayer Gdańsk. Początek rywalizacji ułożył się idealnie dla drużyny z 'serca Gdańska’. Po jednym z ataków Adriana Jaromka, gracze w zielonych strojach wyszli na prowadzenie 8-4. Ich bezpieczna i komfortowa sytuacja zaczęła się psuć w momencie, kiedy na tablicy wyników było 17-12. Mimo, że wygrana seta wydawała się być na wyciągnięcie ręki, Oliwa zdawała się kultywować stary zwyczaj – wyciągania do przeciwników pomocnej dłoni. Po chwili było bowiem 20-20 i gra rozpoczęła się na nowo. Ostatecznie po długiej grze na przewagi, Oliwie udało się postawić kropkę nad 'i’ (28-26). W naszym odczuciu był to przełomowy moment, w którym pewna zła passa się skończyła, a zaczął się nowy – lepszy rozdział. Choć w drugiej odsłonie Bayer nie składał broni, to końcówka drugiego seta należała ponownie do Oliwy. Ostatni set to nieco inna historia. W tym rozdziale Oliwa była drużyną wyraźnie lepszą i udało im się uniknąć dreszczowca z dwóch pierwszych odsłon. Ostatecznie gracze w zielonych strojach wygrali tę partię do 17, a cały mecz 3:0. Brawo!

Volley Gdańsk – Dream Volley 2-1 (21-18; 21-19; 17-21)

Po fiasku związanym z nieudaną próbą awansu do elity, Volley Gdańsk powrócił we wtorkowy wieczór na parkiety SL3. Choć trudno w to uwierzyć, dla graczy w ‘żółto-czarnych’ strojach był to 147 mecz w rozgrywkach. Była to też dobra okazja do podreperowania swojego bilansu. Rywalem była bowiem ekipa Dream Volley, która raz, że nie była faworytem spotkania, a dwa, że w ostatnich miesiącach jest z pewnością daleko od swojego prime. Początek rywalizacji rozpoczął się wyraźnie lepiej dla ‘żółto-czarnych’, którzy po ataku Illyi Yenoshyna, objęli prowadzenie 10-6. Gdy po ataku Kuby Firszta z prawego skrzydła było 15-10, to uznaliśmy, że krzywda się już Volleyowi nie stanie. Nieco inny plan miał Michał Hawrylik, który dobrą zagrywką zniwelował straty ‘Marzycieli’ do dwóch oczek (15-13). W dalszej części seta Volley opanował jednak sytuację i po chwili mieliśmy zmianę stron (21-18). Środkowa odsłona to niemal kopia tego, co oglądaliśmy w pierwszym secie. 15-10 po ataku Kuby Firszta i ponowne problemy w przyjęciu ‘żółto-czarnych’. Różnica względem pierwszego seta była jeszcze taka, że Dream Volley bardzo dobrze w tym secie bronił i asekurował. To z kolei sprawiło, że ‘Marzyciele’ byli dla swoich rywali realnym zagrożeniem. Ostatecznie w partii tej nie udało im się wygrać, ale był to ewidentny znak, że trzykrotni Mistrzowie SL3 nie powinni ich zlekceważyć. Rozkręcający się gracze Dream Volley nie zamierzali zadowalać się ‘notami za styl’. W trzeciej odsłonie zaprezentowali się już naprawdę dobrze i na półmetku tej partii prowadzili 12-7. Choć z czasem ‘żółto-czarni’ próbowali gonić, to finalnie w meczu doszło do podziału punktów (21-17).  

MiszMasz – Maritex 1-2 (13-21; 21-11; 12-21)

Napisać, że był to dziwny mecz to nic nie napisać. No bo jak wytłumaczyć to, że Maritex wygrywa pierwszego seta do 13, drugiego przegrywa do 11, a trzeciego ponownie wygrywa do 12? To samo, tyle, że na odwrót można napisać o MiszMaszu. Cóż – trzecia liga – styl życia. Tak jak wspominaliśmy w zapowiedziach, niegdyś obie ekipy rywalizowały w drugiej lidze. Dobre czasy się jednak skończyły i oba teamy wpadły do trzecioligowego piekiełka. Do bezpośredniego spotkania, w lepszych nastrojach przystępowali gracze MiszMaszu, którzy wygrali za komplet punktów z Tiger Team. Wiecie jak to jest, jak się świętuje zbyt długo i zbyt hucznie to po pewnym czasie jest się niemrawym, a na dodatek boli głowa. Oj tak, MiszMasz wyglądał w pierwszym secie, jakby grał na giga-kacu. Choć zaczęło się dość niewinnie (8-6), to po gwoździu Jakuba Wierzejskiego, Maritex prowadził już 17-9 i po chwili cieszył się z pierwszego punktu w meczu. Tym razem to oni się zbyt mocno podjarali, bo parafrazując słowa Felka Andrzejczaka – Maritex nie był już sobą, o nie.  MiszMasz zagrał z kolei lepiej w obronie, nie popełniał durnych błędów, miał lepszą skuteczność w ataku i w konsekwencji wygrał do 11. Trzeci set dziwacznego spotkania to ponowne ‘przełożenie wajchy’ na korzyść teamu Michała Pietrasika. Wracając do tego, co napisaliśmy. Mecz był dziwaczny również z tego względu, że w trzeciej partii, gracze Michała Grymuzy postanowili zabawić się w chowanego. Szło im to na tyle dobrze, że serio – bardzo często nie widzieliśmy ich obecności na parkiecie. Ostatecznie partia ta zakończyła się zwycięstwem Maritexu do 12, a całego meczu 2-1.

Inter Marine Masters – Port Gdańsk 3-0 (21-17; 21-17; 21-16)

Po rewelacyjnym starcie sezonu, w którym ‘Portowcy’ zgarnęli komplet punktów w rywalizacji z Oliwą Team, zespół Arkadiusza Sojko przystępował do kolejnego spotkania w sezonie Jesień’24. Tym razem rywalem ekipy ‘z doków’ była ekipa Inter Marine Masters, która w ostatnim czasie nie dość, że wygrała mecz z BL Volley, to na dodatek z sukcesami zakończyła weekendowy międzynarodowy turniej. Wobec tego wskazanie faworyta nie było najtrudniejszym zadaniem. Pierwszy set był do pewnego momentu wyrównanym starciem. Do stanu 14-14 byliśmy świadkami gry punkt za punkt. ‘Mastersi’ przewagę osiągnęli dopiero w końcowej fazie seta, w którym ich rywale mieli spory problem z powstrzymaniem dobrze zbilansowanych ataków rywali (21-17). Środkowa odsłona wyglądała inaczej. To ‘Portowcy’ doskonale weszli w seta i na półmetku prowadzili już 10-5. Z czasem w ich grze pojawiło się jednak sporo niedokładności, która w konsekwencji doprowadziły do roztrwonienia wysokiej zaliczki (13-13). Warto podkreślić, że we wskazanym okresie, bardzo dobrą pracę dla teamu w białych strojach wykonał Tomasz Kowalewski, który zdobył dla Inter Marine cztery punkty z rzędu. W końcowej fazie seta, Inter Marine wypracowało sobie kilkupunktową przewagę, której w odróżnieniu od rywali – nie wypuścili (21-17). Ostatnia odsłona to kolejna dzielna postawa ‘Portowców’, którzy do pewnego momentu rywalizowali z przeciwnikiem jak równy z równym (13-13). W końcówce, podobnie jak było to w dwóch pierwszych odsłonach czegoś im jednak brakowało i po chwili Inter Marine Masters mogli cieszyć się z drugiej wygranej w sezonie.

Volley Gdańsk – Flota TGD Team 2-1 (21-18; 21-12; 18-21)

Nie będziemy nikogo oszukiwać. Byliśmy niemal przekonani, że rywalizacja pomiędzy Volleyem a Flotą TGD Team będzie jednostronnym widowiskiem i scenariusz ten nie był zbyt optymistyczny dla Floty TGD. Zaczęło się tak jak w dwóch pierwszych spotkaniach sezonu. To Flota rozpoczęła spotkanie lepiej i na półmetku seta, prowadzili 13-10. Dalsza część seta to dobra jakościowa gra obu ekip, która zaprowadziła nas do stanu po 18. O tym, że to Volley Gdańsk wygrał seta zadecydował w dużej mierze element zagrywki w wykonaniu Kuby Firszta (21-18). Środkowa odsłona to klasyka gatunku, w której team po utraconej szansie na wygranie czegoś ‘ekstra’, w kolejnej odsłonie prezentuje się już zdecydowanie słabiej. Tak jakby ich siły zostały rozłożone w proporcji 80% na pierwszego seta oraz 20% na drugiego. Efekt był taki, że Flota TGD nie była w stanie nawiązać walki i Volley po chwili cieszył się z drugiego punktu w meczu. Ostatnia odsłona to zmiana oblicza spotkania. Od samego początku tej partii mieliśmy wyrównaną grę, która zaprowadziła nas do stanu po 15. W końcówce Volley popełnił kilka błędów, co w połączeniu z punktami Kamila Gmyra oraz Wojtka Sagatowskiego przyniosło pierwszy punkt w sezonie dla Floty TGD Team (21-18).

ACTIVNI Gdańsk – Kraken 1-2 (13-21; 14-21; 21-17)

Czas jest czymś bardzo ważnym w sporcie. Czas na zaleczenie ran po odejściu ponad połowy składu w ACTIVNYCH. Czas na zgranie z nowymi zawodnikami, których pozostała część zespołu poznała tuż przed meczem. No i wreszcie czas na lepsze wyniki, które pewnie przyjdą, ale na nie będzie trzeba jeszcze poczekać. Tak jak pisaliśmy w zapowiedziach – to Kraken był faworytem spotkania. W naszych oczach mieli oni wystarczająco dużo czasu by się doskonale zgrać i wyznaczyć wspólny kierunek. Pokazał to pierwszy set, w którym organizacja gry stała zdecydowanie po stronie ‘Bestii’. Jeśli chodzi o ACTIVNYCH, to może nie był to chaos, ale nieład był zauważalny gołym okiem. Wynik nie mógł być zatem inny (21-13). Środkowa odsłona to set, w którym Kraken nie zamierzał zwalniać nogi z pedału gazu. Widząc, że ACTIVNI mają dużo problemów na wielu płaszczyznach, rozpoczęli od mocnego uderzenia i po atakach Maksima Miklashevicha, objęli prowadzenie 8-2. Dalsza część seta to kontynuacja mordobicia, w którym po asach serwisowych Dmytro Hurtovyia było 19-8! Kiedy zanosiło się na to, że ACTIVNI nie wyjdą ‘z dyszki’, zespół Artura Kurkowskiego się nieco ogarnął i skończył z dorobkiem 14 punktów. Ostatni set to zwrot akcji, którego się nie spodziewaliśmy. Po ataku Jakuba Kwiatkowskiego, ACTIVNI prowadzili 10-7. Mimo to, Kraken zdołał doprowadzić do wyrównania po 12 i walka punkt za punkt trwała do stanu po 17. Ostatnie słowo w secie należało do drużyny Artura Kurkowskiego, która zdobyła cztery ostatnie punkty w tej odsłonie i zgarnęła ‘nagrodę pocieszenia’.

Old Boys – Speednet 1-2 (22-24; 17-21; 21-16)

Pojedynek pomiędzy Old Boys a Speednetem był anonsowany jako jeden z najciekawszych spotkań w obecnym tygodniu rozgrywek. Mowa tu bowiem o starciu dwóch drużyn, które w poprzednim sezonie skończyły zmagania w grupie mistrzowskiej. Dodatkowo – ambicje na ten sezon są co najmniej tak duże jak wówczas. Początek spotkania rozpoczął się od kilkupunktowego prowadzenia (10-5), do którego przyczynili się sami gracze z Pruszcza Gdańskiego, którzy mieli spory problem z wyregulowaniem swoich celowników i często piłka po ich atakach trafiała w out. Po chwili zaprezentowali oni jednak popis w grze obronnej i po kilku skutecznych kontrach doprowadzili do stanu po 17. Dalsza część seta to wymiana ciosów z dwóch stron, zakończona skutecznym atakiem powracającego do składu Grzegorza Gnatka (24-22). Druga odsłona to szansa teamu Bartka Kniecia na korzystny wynik. Po ataku Piotra Wołodźko z lewego skrzydła, na tablicy wyników było 16-14 dla graczy w białych trykotach. Po chwili kilkoma bardzo ważnymi punktami popisał się były reprezentant Polski – Wojciech Grzyb i finalnie to gracze w różowych strojach cieszyli się z wygranej seta (21-17). W trzecim secie zanosiło się na komplet punktów ‘Programistów’, którzy prowadzili 9-6. Po chwili w ich grze się jednak coś zacięło i Old Boys błyskawicznie wykorzystało gorszy fragment przeciwników obejmując prowadzenie 17-14. Finalnie, kilkupunktowe prowadzenie dociągnęli do samego końca (21-16), co sprawiło, że w meczu doszło do podziału punktów. Wynik 2-1 sprawia jednak, że obie drużyny czują po spotkaniu niedosyt.

Craftvena – KRUK Volley 0-3 (14-21; 14-21; 20-22)

Prawdopodobnie ostatni mecz pod tą nazwą, Kruki Volley chciały zrobić wszystko by zamknąć pewną historię z przytupem. Wszystko za sprawą faktu, że w siedzibie drużyny finalizowana jest aktualnie umowa sponsorska, na mocy, której dojdzie do zmiany nazwy drużyny. Ligowe ostatki w wykonaniu Kruków przypadły na rywalizację z Craftveną. W naszym odczuciu w ostatnim czasie w Krukach wydarzyło się na tyle dużo dobrego, że to właśnie oni w naszych oczach byli faworytem rywalizacji. Patrząc jednak na przebieg spotkania, nie sądziliśmy, że team Jakuba Florczaka jest w takim gazie. Początek spotkania rozpoczął się kapitalnie dla zespołu w niebieskich strojach. Po niezłej grze oraz zdecydowanie większej liczbie błędów rywali, Kruki objęły prowadzenie 15-11 i po chwili, bez większej spinki doprowadzili do wygranej seta do 14. Nie inaczej było i w środkowej partii. Tym razem przebieg był jednak nieco inny, bo Kruki postanowiły ‘zadziobać’ rywali od samego początku. Po jednym z ataków Piotra Ceynowy było bowiem 8-4 dla aktualnego lidera czwartej ligi. Mimo to, po chwili Craftvena rzuciła się do odrabiania strat i choć zbliżyła się do rywali na jeden punkt (10-9), to druga część seta była czymś, co często definiujemy słowem ‘dominacja’ (21-14). Zdecydowanie najwięcej emocji mieliśmy w trzecim secie. Wreszcie przebudziła się Craftvena, która na półmetku seta prowadziła 10-9. Dalszy fragment to jednak powrót tego, co oglądaliśmy wcześniej. Dobra i jakościowa gra Kruków, która wysunęła ich na prowadzenie 17-14. Kiedy wydawało się, że jest już pozamiatane, ‘Rzemieślnicy’ doprowadzili do wyrównania po 18. Końcówka meczu to jednak kilka udanych ataków najlepszego gracza meczu – Damiana Grabowskiego, które przypieczętowały trzy oczka i fotel lidera dla Kruczej drużyny.

Start a Conversation

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.