Za nami środowa seria gier, w którym poznaliśmy ostateczny kształt podium w pierwszej oraz czwartej lidze. Na brak emocji nie narzekaliśmy również w meczu trzeciej ligi, w którym Osada Truso jako pierwsza drużyna w historii ograła Czerepachy Volley. Zapraszamy na podsumowanie!
BRUXELA WEAR – Aqua Volley 1-2 (21-17; 17-21; 21-23)
Do środkowego spotkania BRUXELA WEAR mogła już podejść na luzie. Nie było bowiem takiej siły, która odebrałaby im bezpośredni awans do trzeciej klasy rozgrywkowej. Z drugiej strony wygrana z Aqua Volley byłaby z pewnością zwieńczeniem udanego sezonu i czymś w rodzaju kropki nad ‘i’. Jeśli chodzi o Aqua Volley to czysto teoretycznie team Mateusza Drężka miał o co walczyć. Jeśli wygraliby bowiem za komplet punktów i odrobili małe punkty to wówczas oni zajęliby miejsce na podium. Cóż – marzenia, bo tak je realnie trzeba nazwać, zostały rozwiane już w pierwszym secie rywalizacji. Choć do połowy seta było 9-9 i Aqua Volley mogła liczyć na happy-end to w drugiej części seta ich gra się całkowicie posypała. Po blokach Kuby Szybko oraz atakach Łukasza Turskiego, BRUXELA odskoczyła swoim rywalom na pięć punktów (17-12) i po chwili cieszyła się z wygrania seta do 17. Taki wynik sprawił, że Aqua Volley spędzi przyszły sezon w IV lidze. Środkowa odsłona przypominała już bardziej sparingową gierkę. Sytuacja obu drużyn nie mogła się bowiem zmienić. Choć do połowy seta byliśmy świadkami wyrównanej gry to w końcowej fazie seta po atakach Michała Maliszewskiego oraz Mateusza Drężka przechylili szale zwycięstwa na swoją korzyść (21-17). Ostatni set rywalizacji był jednocześnie tym najciekawszym. Zdecydowanie lepiej w seta weszli gracze Aqua Volley, którzy rozpoczęli od prowadzenia 8-3. Z czasem gra się wyrównała (12-12) i od połowy seta mieliśmy walkę punkt za punkt, która zaprowadziła nas do stanu 21-21. Ostatnie dwie akcje meczu to skuteczny blok Kuby Szybko oraz błąd ‘Leniwców’, po którym Aqua Volley ‘cieszyła się’ z wygranej meczu.
BL Volley – Czerepachy Volley 1-2 (18-21; 21-19; 8-21)
Po nieudanym spotkaniu z Maritexem, nie wierzyliśmy, że BL Volley jest w stanie nie tyle co zgarnąć punkt, ale nawet w to, że mogą się zaprezentować nieźle na tle Mistrza trzeciej ligi w sezonie Jesień’24. Już po kilku pierwszych wymianach widać było jednak, że zespół w biało-pomarańczowych barwach nie wystraszył się rywala (8-10). W połowie seta zaczęła zarysowywać się coraz większa przewaga ‘Żółwi’, którzy po ataku Kirila Bohdana, objęli prowadzenie 14-9. Mimo niekorzystnego wyniku ‘Tygrysy’ nie odpuszczały i pod koniec seta przewaga faworyzowanej drużyny wynosiła już tylko jeden punkt (19-18). Ostatnie słowo w secie należało jednak do drużyny w zielonych strojach, którzy po bloku powracającego do składu Kostiantyna Rudnytskyiego, wygrali partię do 18. Środkowa odsłona rozpoczęła się od tempa, w którym ‘Żółwie’ zamieniły się w zające. Chwilę po gwizdku sędzi prowadzącej zawody było bowiem 6-1 dla drużyny w zielonych strojach. BL Volley podobnie jak w pierwszej odsłonie nic sobie z tego nie robił i po dobrym fragmencie doprowadzili do wyrównania po 11. Dalsza część seta to obraz gry, w którym trudno było połapać się, która z drużyn wywalczyła właśnie tytuł mistrzowski. Ogromna w tym zasługa ekipy BL Volley, która pokazała, że ‘niemożliwe nie istnieje’ i w dalszej części wygrali seta do 19. Wow – brawo! W trzecim secie rywalizacji BL Volley nie był już w stanie rywalizować na podobnym poziomie, co w dwóch pierwszych odsłonach. Efekt tego był taki, że rozdrażnione ‘Żółwie’ wygrały partię do 8, a cały mecz 2-1.
Dream Volley – Speednet 2 1-2 (22-24; 17-21; 21-13)
Redakcja ma tę dziwną przypadłość, że nigdy nie zapamiętuje mądrych rzeczy, a jeśli już to najczęściej jakieś głupoty. Jedną z nich jest tekst piosenki, którą kilkanaście lat temu zaśpiewała Sylwia Grzeszczak z Liberem. Zaczynała się ona tak:
Kolejny dzień przynosi nam nowe szanse
Nowe szanse
I wierze, że nie skończy się tak jak zawsze.
Moglibyśmy przytaczać kolejne wersy, które również by pasowały do aktualnej sytuacji drużyny Dream Volley. ‘Marzyciele’ do spotkania ze Speednetem 2 przystępowali z nadziejami na to, że zdołają wygrać i w konsekwencji innych zdarzeń połączonych w jeden ciąg – utrzymać się w drugiej lidze. Cóż – wygrać się co prawda nie udało, ale jeden punkt sprawia, że przed ‘Marzycielami’ kolejny refren wspomnianej wcześniej piosenki. Jeśli dziś uda im się wygrać z MPS-em to kto wie? Być może uciekną spod gilotyny? Sam mecz? Wspominając je, gracze w niebieskich strojach mają zapewne żal o to, że nie udało im się wygrać premierowej odsłony, która może być na wagę drugoligowego ‘być, albo nie być’. Choć w końcówce ‘Marzyciele’ prowadzili 18-17 to Speednet zdołał doprowadzić do stanu po 20. Końcowa faza seta to dwie zepsute zagrywki ‘Marzycieli’, które w połączeniu z udanymi akcjami Speednetu dały im wygraną do 22. Środkowa odsłona to wyraźna przewaga ‘Programistów’, którzy nie mieli problemów z ograniem rywali (21-17). Ostatni set rozpoczął się od miażdżącej przewagi graczy Mateusza Dobrzyńskiego, którzy rozpoczęli granie od prowadzenia 8-0 i mając taką zaliczkę – nie dało się jej roztrwonić (21-13).
Bossman Team – Speednet 3-0 (21-18; 21-14; 21-18)
Środowe spotkanie będzie dla Speedetu czymś na zasadzie kamyczka, który uwiera w bucie. Niby wszystko jest super, Speednet zdobył trzy dni temu tytuł mistrzowski, ale jednak w środowy wieczór musieli skonsumować ‘tort bez wisienki’. Bossman z kolei może z jednej strony czuć się moralnym zwycięzcą, wygrał wszak dwa spotkania w obecnym sezonie ze Speednetem. Z drugiej jednak strony mogą czuć ogromne rozczarowanie, bo było naprawdę blisko. Cała sytuacja pokazuje jak ważne jest wygrywanie z teoretycznie słabszymi rywalami, czego Bossman na przestrzeni sezonu nie zawsze umiał robić. Podsumowując środowe spotkanie warto zwrócić uwagę na jeszcze dwa aspekty. Czy gdyby Speednet nie miał zapewnionego już mistrzostwa, to w środowy wieczór nie zagraliby lepiej? Czy gdyby Bossman wciąż był w grze i w środę grał pod presją, to wskoczyliby na takie obroty, że wygraliby 3-0? Cóż, nie dowiemy się tego nigdy. Możemy jedynie pogdybać. Jeśli chodzi o samo spotkanie to team Jakuba Kłobuckiego zagrał rewelacyjny mecz, z pewnością jeden z najlepszych w historii swoich występów w SL3. Niesieni dopingiem i ‘Boską pomocą’ gracze Jakuba Kłobuckiego wygrali każdego seta i prawdę mówiąc – ich wygrana ani przez chwilę nie była zagrożona. Po zakończonym spotkaniu Mistrzowie SL3 zostali uhonorowani upominkami oraz gratulacjami od Bossmana za tytuł mistrzowski i obie drużyny w bardzo dobrych nastrojach zakończyły sezon Jesień’24.
Osada Truso – Czerepachy Volley 2-1 (22-20; 20-22; 21-18)
Nie będziemy nikogo oszukiwać. Wydawało nam się, że sytuacja Osady Truso skomplikowała się do tego stopnia, że w sezonie Wiosna’24 będą musieli przekiblować w trzeciej lidze. Wydawało nam się bowiem bardzo mało prawdopodobne, że wygrają oni z Czerepachami Volley i przedłużą swoje szanse na awans. Stało się jednak inaczej – ‘Osadnicy’ stali się pierwszą drużyna w historii, która ograła zespół ‘Żółwi’ i dzięki temu wciąż są bardzo blisko podium rozgrywek i w konsekwencji potencjalnego awansu. Sam mecz? Stał na bardzo wysokim poziomie i gdyby ktoś nie znający realiów obejrzał mecz z boku uznałby, że jest to poziom co najmniej drugiej ligi. Mecz rozpoczął się lepiej dla drużyny z Elbląga, która po kilku atakach Kacpra Bielińskiego, objęła prowadzenie 9-6. Z czasem mecz się wyrównał i choć w końcówce to Czerepachy prowadziły (19-18), to po kilku udanych atakach Grzegorza Myślińskiego, Osada cieszyła się z pierwszego punktu w meczu (22-20). Środkowa odsłona to kontynuacja wysokiego poziomu spotkania. Na półmetku seta Czerepachy zbudowały sobie czteropunktową zaliczkę (13-9). Z czasem ich przewaga topniała i pod koniec seta Osada zdołała doprowadzić do wyrównania po 20. Końcowa faza seta to walka na przewagi zakończona happy-endem ‘Żółwi’. Finałowa partia rozpoczęła się doskonale dla graczy z Elbląga, którzy w połowie seta prowadzili już 10-5. Pod koniec seta i skutecznym bloku Jakuba Górki było już 17-12, a Osada była o włos od tryumfu. Choć po chwili Mistrz trzeciej ligi zniwelował nieco straty to ostatnie słowo należało do Osady, która wygrała do 18. Aktualnie team Kacpra Bielińskiego z niecierpliwością czeka na pozostałe rozstrzygnięcia w trzeciej lidze.
CTO Volley – AIP 1-2 (17-21; 21-13; 17-21)
Z perspektywy kibiców AiP, środowa konfrontacja była bardzo ciekawym pojedynkiem. Przy odrobinie szczęścia mogli oni wskoczyć nawet na drugie miejsce w ligowej tabeli. Stałoby się tak, gdyby Speednet ograł Bossmana, a team Adriana Ossowskiego wygrał z CTO Volley. Z drugiej strony, środowy wieczór mógł się potoczyć skrajnie niekorzystnie, ale to raczej matematyczna ciekawostka. Gdyby bowiem CTO wygrało 3-0 i odrobiłoby bardzo dużo małych punktów, to finalnie przeskoczyli by ‘Przyjaciół’ w ligowej układance. Ostatecznie stało się jednak tak, że AiP zachowało status quo i po bardzo udanym sezonie sięgnęli po historyczne medale w pierwszej klasie rozgrywkowej, za co należą im się brawa! Początek spotkania rozpoczął się wybornie dla zespołu Adriana Ossowskiego. Po skutecznym ataku Mariusza Seroki, AiP objęli prowadzenie 13-7. W dalszej części było już 20-13. W końcówce CTO zdołało nieco ‘przypudrować wynik’ i po czterech punktach z rzędu, set zakończył się wynikiem 21-17. Środkowa odsłona to całkowity zwrot akcji. Ba, drużyny wyglądały tak jakby przy zmianie stron zamieniły się również koszulkami. Po dwóch atakach Jakuba Jetke w środkowej partii, CTO wysunęło się na prowadzenie 11-4! Choć w dalszej części zespół w fioletowo-czarnych barwach się przebudził, to o odrobieniu strat nie mogło być mowy (21-13). Ostatni rozdział rywalizacji ułożył się lepiej dla trzeciej siły obecnego sezonu. Po atakach Mariusza Zarudzkiego oraz Jana Krasińskiego, na tablicy wyników mieliśmy prowadzenie AiP (9-5). Kiedy po ataku z środka siatki Arkadiusza Kowalczyka, CTO zniwelowało straty do jednego oczka (14-15), wydawało się, że czeka nas emocjonująca końcówka. Wspomniane emocje ‘w zarodku’ zabili jednak brązowi medaliści obecnego sezonu, którzy wygrali do 17, a cały mecz 2-1. Brawo!