Za nami środowa seria gier, w której po raz kolejny cenny punkt zgubiła ekipa Szach-Mat. Na trzecioligowych parkietach z bardzo dobrej strony pokazała się ekipa BES Boys BLUM, która pewnie pokonała Chilli Amigos w stosunku 3-0. Ogromną niespodzianką była również strata punktu przez Speednet 2. Zapraszamy na podsumowanie!
Maritex – Szach-Mat 1-2 (16-21; 21-19; 19-21)
Środowy wieczór miał być czymś w rodzaju aloesu na poparzoną skórę. Jak pomadka na spierzchnięte usta. A co tam, polecimy muzycznie – ‘jak po awanturze dużej szept’. I co? Wydaje nam się, że Szach-Mat nie do końca usłyszał jakie ma zadanie do wykonania. Skupił się tylko na liczbie trzy, ale niczym głuptas z zapowiedzi przedmeczowej nie skumał, że chodzi o trzy punkty, które mieli zdobyć. Są trzy punkty, ale stracone i to na dodatek w trzy dni. No cóż, coś tam się zgadza. Pisząc serio, Szach-Mat rozpoczął zawody tak jak oczekiwali tego ich kibice. Po wyrównanym początku (7-7), Szach-Mat zaczął skutecznie atakować poszczególne pola na szachownicy i w efekcie po chwili cieszył się z pierwszego punktu w meczu (21-16). W środkowej partii zaczęły się dla teamu Dawida Kołodzieja schody, co biorąc pod uwagę fakt, że prowadzili już 17-13 może dziwić. Nie wiemy czy wówczas Szach-Mat myślał, że wygrają seta na stojąco, ale po czterech blokach w końcówce partii (2 Wierzejski, 1 Pietrasik, 1 Osiecki), Maritex wydarł rywalom zwycięstwo sprzed nosa (21-19). Po środkowej odsłonie, Maritex słusznie uznał, że rywal nie jest taki straszny i w meczu można powalczyć o wygraną. Od samego początku aż do końca trwała walka ‘łeb w łeb’. Kluczowa dla losów meczu okazała się sytuacja z końcówki, w której błąd popełnił jeden z zawodników w fioletowych strojach. Tuż po nim na tablicy wyników pojawił się rezultat 20-18 dla Szach-Matu. Po chwili ostatni punkt w meczu zdobył Dawid Kołodziej i z umiarkowaną ekspresją, Szach-Mat cieszył się ze zwycięstwa.
Chilli Amigos – BES Boys BLUM 0-3 (9-21; 15-21; 19-21)
Jeśli ktoś chce namacalny dowód na to jak dynamiczna jest sytuacja w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta wystarczy, że spojrzy na perypetie drużyny BES Boys BLUM. Nie tak dawno spadek z drugiej ligi i męczarnie w trzeciej klasie rozgrywkowej. W przerwie pomiędzy sezonami w siedzibie drużyny BES Boys zostały zamontowane drzwi obrotowe. Kiedy zrobimy ‘przegląd wojsk’ to dojdziemy do wniosku, że mamy do czynienia z prawie nową ekipą. Dla koneserów SL3, którzy uważnie śledzą ligowe zmagania było jasne, że BBB będą zdecydowanym faworytem starcia, co w pierwszym secie potwierdzili w doskonałym stylu. Po kilku atakach Damiana Kolki, który znajduje się na siódmym miejscu w klasyfikacji punktowej wszechczasów, BBB objęli prowadzenie 10-5. W dalszej części seta, gracze w czerwonych strojach nie byli w stanie powstrzymać przeciwników i ostatecznie zakończyli partię z zaledwie dziewięcioma oczkami na koncie. Środkowa odsłona to wreszcie lepsza gra Chilli Amigos, którzy zaczęli grać odważniej. Choć partia ta zaczęła się od prowadzenia teamu Ryszarda Nowaka (8-2) to po jednym z ataków Krzysztofa Gasperowicza można było mieć nadzieję na emocjonującą końcówkę (13-9). Ostatecznie nic z tych rzeczy. Po chwili BBB podkręcili tempo i cieszyli się z wygrania drugiej odsłony (21-15). Najciekawiej było bez wątpienia w ostatniej partii. Choć po ataku dobrze dysponowanego Michała Kanki, ‘Chłopcy’ prowadzili już 18-9 to z czasem w ich szeregi wkradło się sporo nonszalancji. Ta kosztowała ich niemal stratę seta, bo do samego końca zdobyli zaledwie trzy oczka przy dziesięciu przeciwników. Oczywiście za jakiś czas nikt nie będzie o tym pamiętał i w ostatecznym rozrachunku liczą się trzy oczka do ligowej tabeli.
Drużyna A – Speednet 2 1-2 (21-18; 9-21; 13-21)
Już w zapowiedziach przedmeczowych wskazywaliśmy, że są takie mecze, które zwykło się określić meczami pułapki. No bo spójrzmy na to chłodnym okiem. Speednet 2 miał absolutnie wszelkie argumenty do tego, by ograć rywali za komplet punktów. Przypomnijmy, że rywalizowali oni z ekipą, która w poprzednim sezonie zajęła ostatnie miejsce. Owszem, Speednet nie mógł tego dnia skorzystać ze wszystkich zawodników, ale tak czy siak – w ich składzie na parkiecie grało kilku ex-pierwszoligowców. Wobec tego, wynik pierwszego seta jest ogromną niespodzianką. Początek spotkanie rozpoczął się zgodnie z przewidywaniami zdecydowanej większości osób. Speednet błyskawicznie objął prowadzenie 6-2 i zdawał się mieć wszystko pod kontrolą. Z czasem w szeregach ‘Programistów’ zaczęło szwankować przyjęcie, a to sprawiło, że po jednym z ataków Mateusza Olszewskiego, Drużyna A objęła prowadzenie 15-11. Czas wzięty przed Speednet na niewiele się zdał. W dalszej części seta, team Marka Ogonowskiego nie był już w stanie odrobić strat i partię wygrała dobrze dysponowana Drużyna A. Sensacyjna porażka sprawiła, że w Speednecie wyzwoliła się sportowa złość. W drugim secie nie dość, że zobaczyliśmy zdecydowaną poprawę w grze Speednetu, to na dodatek po drugiej stronie siatki zobaczyliśmy festiwal błędów zespołu Karola Majkowskiego. Finał? Wynik 21-9 dla Speednetu i zmiana stron. Ostatnia odsłona rozpoczęła się tak jakby Drużyna A nasyciła się już tym, czego dokonała w pierwszym secie. W ostatniej partii kontynuowali oni kiepską dyspozycję z drugiego seta i rozpoczęli odsłonę od sporej straty punktowej (7-1). W dalszej części seta Speednet cisnął po swoje i finalnie wygrał partię do 13. Mimo wygranej dużo wskazuje na to, że z wyniku cieszą się ci, którzy przegrali.
DNV – BL Volley 0-3 (13-21; 10-21; 15-21)
Po poniedziałkowej wygranej z Pekabexem, na drużynę DNV czekała prawdziwa weryfikacja. Ich rywalem była bowiem ekipa BL Volley, która poprzedni sezon zakończyła na szóstym miejscu w lidze. W naszych oczach to właśnie team Wojciecha Strychalskiego był faworytem spotkania i sytuacji nie zmienia tu fakt dość dotkliwej porażki, której ci doznali we wtorkowy wieczór. Wracając do konfrontacji z DNV to od samego początku spotkania aż do ostatniego gwizdka sędziego układało się ono idealnie dla BL. W pierwszej odsłonie po ataku Macieja Lewandowskiego było 11-6 dla graczy w czarnych strojach. W końcówce seta, dwa ataki ze środka siatki posłał Damian Skrzęta, po czym Tygrysy mogły zaryczeć po raz pierwszy (21-13). Środkowa partia to set, w którym dysproporcja pomiędzy drużynami była jeszcze bardziej widoczna. Choć zaczęło się w sposób, w którym trudno było dostrzegać anomalii (5-3) to fakt, że na kolejne 13 oczek BL przypadły tylko dwa punkty DNV może w pewien sposób dziwić (18-5). W końcówce, DNV zdołało dobić do dwucyfrowej liczby punktów, co nie zmienia jednak postaci rzeczy, że koncert w ich wykonaniu to nie był. Nowy set – stare zasady – ustalone przed drużynę BL Volley, która rozpoczęła mecz od stanu 9-2. Druga część seta to fragment gry, w którym tempo ewidentnie siadło. Ani DNV ani BL nie wierzyło bowiem, że może tu dojść do jakichkolwiek zmian i w taki oto sposób, obie drużyny dograły tę partię.
Złomowiec Gdańsk – MiszMasz 3-0 (23-21; 21-16; 21-19)
Jeszcze raz – nowa nazwa, nowe otwarcie. Tak to póki co wygląda, bo pamiętamy jak to z Dzikami bywało. Rzadko kiedy można było przewidzieć ich wyniki. W środowy wieczór po raz drugi z rzędu zagrali jak na faworytów przystało. Ba, drużyna Witka Klimasa zaczyna wyglądać na ekipę nienasyconą i głodną ligowych punktów. Oczywiście nie jest tak, że o komplet oczek było w środę łatwo. MiszMasz po raz kolejny w przeciągu dwóch dni powiesił poprzeczkę na bardzo wysokim pułapie. Spotkanie zaczęło się dobrze dla Złomowców, którzy po atakach Mateusza Węgrzynowskiego prowadzili w trakcie seta (7-4, a następnie 16-13). Mimo to gracze Michała Grymuzy wyszli na prowadzenie 18-17, na które drużynę wyprowadził świetnie dysponowany Przemysław Malujdy. Choć Złomowiec był w tarapatach to po blokach Marcina Bryłkowskiego oraz Adama Śliwińskiego to właśnie oni cieszyli się z wygranej (23-21). Środowy set to najspokojniejsza partia w meczu. MiszMasz dotrzymywał kroku swoim przeciwnikom do stanu po 11. W dalszej części po kilku atakach Marcina Bryłkowskiego, Złomowiec wyszedł na wysokie prowadzenie (18-12) i po chwili cieszyli się z drugiego punktu. Ostatnia odsłona to kolejna próba MiszMaszu na choć jeden punkt. Trzeba przyznać, że było do tego naprawdę blisko. Po jednym z ataków Mateusza Berbeki, MiszMasz prowadził 15-11. Niestety dla siebie kolejne cztery oczka zdobyli przeciwnicy (15-15), którzy odzyskali kontrolę i po chwili cieszyli się z kompletu punktów.
Speednet 2 – Kruk Volley 3-0 (21-7; 21-19; 21-14)
Myśląc o awansie już przed sezonem trzeba sprecyzować sobie plan na poszczególne spotkania. Jesteśmy przekonani, że w każdym scenariuszu, który był brany pod uwagę, Speednet nie wyobrażał sobie innego niż komplet sześciu punktów w środowy wieczór. Cóż, ‘Programiści’ już w pierwszym secie obecnego sezonu skomplikowali sobie sytuację. Piszemy o tym teraz, ponieważ chcieliśmy podkreślić, że zespół Marka Ogonowskiego podszedł do spotkania z Krukami w pełni zmobilizowany i sfokusowany na korzystny wynik. Początek spotkania ułożył się dla faworyzowanej drużyny w idealny sposób. Po kilku punktach Krzysztofa Mejera, Speednet objął prowadzenie 10-2 i było jasne, że po chwili będą cieszyli się z wygranego pierwszego seta. Finalnie nie dali oni szans przeciwnikom, którzy uciułali zaledwie 7 oczek. Dyspozycja Kruków na początku spotkania nie napawała ich sympatyków optymizmem. Mimo to w drugiej odsłonie zobaczyliśmy kompletnie odmienioną ekipę. Po jednym z ataków debiutującego w SL3 Michała Laskowskiego, na tablicy wyników mieliśmy remis po 7. W dalszej części, Speednet wypracował sobie delikatną przewagę (17-15), którą utrzymali aż do końca. Przed ostatnim setem, rozochoceni gracze Kruk Volley rozmawiali o tym, że w środowy wieczór jeden punkt jest w ich zasięgu. Niestety krucza ambicja zamiast wzbić się w powietrze walnęła prosto o kostkę brukową. Zanim się obejrzeliśmy, Speednet prowadził już 10-2, a to z kolei oznaczało, że po chwili zainkasował trzy oczka.