Za nami kolejny dzień rozgrywek. Mimo protestów na ulicach Trójmiasta, graczom poszczególnych drużyn udało się bez większych przeszkód dotrzeć do hali treningowej w Ergo Arenie. Dwudziesty czwarty dzień meczowy był ostatnim, w którym w ligowej stawce mogliśmy znaleźć drużynę, która do tej pory nie miała okazji zwyciężyć. Swoją pierwszą wygraną w historii występów w SL3 zanotowała drużyna Niepokonani Bank Polski. Z drugiej strony, całkiem dobrze radzą sobie trzy ostatnie bastiony, które do tej pory ani razu nie przegrały. Swoje dziesiąte mecze z rzędu wygrywały drużyny Omida Team oraz MiszMasz. Zapraszamy na podsumowanie.
Bombardierzy – Niepokonani PKO Bank Polski 1-2 (17-21; 21-11; 16-21)
Wiecie jak to jest. Jeśli drużyna przegrywa mecz za meczem, w końcu przychodzi taki moment, w którym może się zniechęcić. Z drugiej strony, może również nastąpić moment, który da drużynie kopa motywacyjnego na kolejne spotkania czy sezony. Momentem przełomowym dla drużyny Niepokonanych PKO Bank Polski była wygrana w meczu z Bombardierami. Obecnie – nazwa ich drużyny nie jest bynajmniej przypadkowa. Ze wszystkich drużyn, które zdążyły zagrać choć jeden mecz w grupie ‘B’, jedyną niepokonaną jest ekipa ‘Bankowców’. Co ciekawe, początkowo rywalem drużyny Joanny Drewczyńskiej miała być drużyna Craftvena. Ostatecznie, graczy w czarnych koszulkach zastąpili zawodnicy Dawida Piankowskiego, o czym ‘Bankowcy’ dowiedzieli się… będąc już na parkiecie. Kto wie, może w tym szaleństwie jest jakaś metoda? Może gracze z sektora bankowego nie powinni czytać zapowiedzi przedmeczowych tylko ‘na spontanie’ wychodzić na mecz? Co ciekawe, obie drużyny spotkały się ze sobą… tydzień wcześniej. Wtedy górą byli Bombardierzy, którzy dość gładko ograli swojego rywala 3-0. O tym, że tym razem będzie inaczej świadczył już początek meczu, w którym to PKO prowadziło. Bombardierzy co prawda po chwili błyskawicznie wyszli na prowadzenie, ale dzięki dwóm atakom z rzędu dobrze dysponowanego na przestrzeni całego sezonu Dawida Laskowskiego doszło do wyrównania. (8-8). W dalszej części seta żadna ze stron nie chciała odpuścić, ale ostatecznie, dzięki lepszej końcówce i nieocenionemu Tomaszowi Remerowi to PKO wygrało seta do 17. Taka sytuacja nie spodobała się rzecz jasna faworyzowanym Bombardierom, którzy nie dali szans swoim rywalom w drugiej odsłonie. Bardzo dobrze w ich szeregach prezentował się rzadko oglądany w obecnym sezonie Michał Dąbrowski. Ostatecznie, set zakończył się wynikiem 21-11 dla ekipy Dawida Piankowskiego. To oznaczało, że trzeci set wyłoni zwycięzcę. Po wyrównanym początku na dwupunktową przewagę zdołali wyjść gracze w białych koszulkach. Taki stan rzeczy trwał przez zdecydowaną większość tej partii aż do końcówki, w której to gracze Joanny Drewczyńskiej zdołali odjechać swoim rywalom, dzięki czemu pierwsza wygrana w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta stała się faktem. Z tego miejsca chcielibyśmy ekipie ‘Bankowców’ pogratulować wytrwałości. Po raz kolejny sprawdziła się teza, że ciężka praca popłaca.
AXIS – Team Spontan 1-2 (15-21; 21-14; 13-21)
Przed spotkaniem sympatycy ekipy Team Spontan mogli mieć pewne obawy o to, jak zaprezentuje się ich drużyna. Wynikało to przede wszystkim z braków kadrowych, z którymi mieli do czynienia gracze w pomarańczowych koszulkach. Przed meczem z protokołu zostało wykreślonych pięciu graczy, o których można spokojnie mówić, że są zawodnikami pierwszego składu. Początek meczu zaczął się dość chaotycznie z obu stron. Po chwili stało się jasne, że drużyna która jako pierwsza złapie rytm meczowy – wygra tę partię. W połowie seta na tablicy wyników pojawiło się 13-10 dla Spontana i tej przewagi gracze ‘Oranje’ już nie wypuścili, wygrywając seta do siedemnastu. Taki scenariusz jak wiadomo był prawdziwym koszmarem dla drużyny Fabiana Polita (AXIS). Jak wyliczyła Redakcja, drużyna AXIS walczyła o to, aby przerwać fatalną passę ośmiu przegranych z rzędu. O ile po pierwszym secie się na to nie zapowiadało, tak w drugim secie na parkiecie zobaczyliśmy inną drużynę. Drużynę, która była skuteczna w ataku oraz wyrządziła sporo krzywdy swoim rywalom na zagrywce. Wreszcie – drużynę, którą oglądało się naprawdę przyjemnie. Efekt tego był taki, że AXIS wygrało tę partię do czternastu i z wielkimi nadziejami przystępowało do ostatniego seta. Ten zaczął się dla ‘Czerwonych’ w najgorszy możliwy sposób. Po asie serwisowym rozgrywającego Radosława Czernieckiego oraz punktowym bloku Macieja Glonka – Team Spontan prowadził 3-0. Po chwili rywali dwoma blokami z rzędu próbował powstrzymać kapitan AXIS – Fabian Polit, ale był to efekt krótkotrwały. Team Spontan zdołał odjechać (14-8) i kwestia wygranej w meczu była sprawą zamkniętą.
MiszMasz – Wirtualna Polska 3-0 (21-19; 21-11; 21-17)
Spotkanie MiszMasz z Wirtualną Polską było pierwszym meczem w grupie mistrzowskiej w trzeciej lidze. W elitarnej grupie znajduje się pięć ekip, które powalczą ze sobą o podium, a co za tym idzie, o awans do wyższej klasy rozgrywkowej. Jeśli nazwaliśmy tę grupę elitą, to jak nazwać drużynę MiszMasz? Jak nazwać drużynę, która wygrała dotychczasowe dziesięć spotkań w lidze i pewnym krokiem zmierza w kierunku mistrzostwa trzeciej ligi? Sami nie wiemy, ale to, co robi drużyna Andrzeja Tararuja jest niebywałe. Ze wszystkich trzech setów to właśnie w pierwszym było najwięcej emocji. Przez pewien moment nic na to nie wskazywało. Po kliku asach serwisowych z rzędu Mateusza Berbeki drużyna M&M wyszła na kilkupunktowe prowadzenie. Z czasem, ‘Wirtualni’ pokazali prawdziwe serducho i zdołali doprowadzić do wyrównania, a później nawet wyszli na prowadzenie (17-14) czy (19-18). W końcówce MiszMasz był jednak bardzo skuteczny w bloku i to właśnie ten element przechylił szalę zwycięstwa na stronę drużyny w granatowych koszulkach. Co ciekawe, w tej partii na palcach maksymalnie dwóch rąk można zliczyć udane ataki obu drużyn. Większość zdobywanych punktów to albo błędy przeciwników, punkty bezpośrednio z zagrywki lub właśnie element bloku. Drugi set był partią bez historii. Partią, w której MiszMasz ograł swojego rywala do 11. Duża w tym zasługa Tomasza Walaskowskiego, który poprowadził swoją drużynę do wygrania tej partii. Trzeci set zaczął się lepiej dla ‘Wirtualnych’, którzy wyszli na prowadzenie 6-1 czy 9-5. W pierwszej części tego seta drużyna MiszMasz miała spore problemy z wyprowadzeniem własnych akcji. To, co nie wypaliło na początku, udało się z czasem i MiszMasz po chwili cieszył się z prowadzenia 13-11, by na koniec unieść ręce w geście triumfu po kolejnej wygranej w lidze.
Volleyball Rebels – Range Soft VT 1-2 (19-21; 21-13; 21-23)
Nie ukrywamy, że po tym jak w ostatnim czasie zaprezentowała się drużyna Volleyball Rebels, kiedy ograła Mental Block oraz drużynę Letniego Gdańska wydawało się, że to oni będą faworytem starcia z drużyną Range Soft VT. Przypomnijmy, że ekipa Mykoli Kisa mierzy się obecnie z potężnymi problemami kadrowymi, które sprawiły, że w poprzednim tygodniu drużyna przegrała mecz walkowerem. Jeśli mamy być całkowicie szczerzy to przyznamy, że od samego rana we wtorek zastanawialiśmy się, czy drużyna w żółto-czarnych strojach stawi się na najbliższy mecz. Ostatecznie, na salę dotarli w pięciu graczy i wydawało się, że będzie to szybki, a przede wszystkim jednostronny pojedynek. Tymczasem już od pierwszego gwizdka sędziego to spotkanie było bardzo wyrównane. W trakcie pierwszej partii drużyna ‘Stranieri’ zaprezentowała się naprawdę dobrze, czego zwieńczeniem była wygrana do dziewiętnastu. Drugi set rozpoczął się lepiej dla drużyny, która wygrała pierwszą partię. Z czasem inicjatywę przejęli gracze Dawida Byczkowskiego i to oni wyszli na prowadzenie 17-12. W partii tej na dobre odpalił się Grzegorz Myśliński, który co rusz bombardował swoich rywali. Trzeba przyznać, że ataki te były tak potężne, że przyjmować te piłki na głowę było wątpliwą przyjemnością. Ostatecznie, set ten zakończył się wynikiem 21-13 dla Rebelsów i wydawało się, że trzecia partia będzie formalnością. Nic bardziej mylnego. W trzeciej partii rozgrywający ‘Rebelsów’ postanowił bardziej wykorzystać środkowego, który przez dwa pierwsze sety zdobył zaledwie jeden punkt. Pomysł ten okazał się skuteczny, bowiem już na początku tej partii Adam Kochanowski dołożył pięć oczek. W końcówce seta Volleyball Rebels prowadzili odpowiednio: (17-15; 19-17 czy 21-20) by ostatecznie przegrać spotkanie 1-2. Ostatni cios drużynie Dawida Byczkowskiego zadał bardzo dobrze dysponowany Maksim Hiruts. Podsumowując, Range zdobywa szalenie istotne w kontekście walki o utrzymanie punkty. Volleyball Rebels z kolei to spotkanie chluby nie przyniosło. Przegrać z drużyną, która liczyła pięciu graczy?
DNV GL S*M*A*S*H – ACTIVNI Gdańsk 2-1 (18-21; 21-14; 21-12)
Drużyna DNV GL S*M*A*S*H przystępowała do spotkania po najłatwiejszym i zarazem najbardziej okazałym zwycięstwie w historii Siatkarskiej Ligi Trójmiasta. Ich mecz z Range Soft VT zakończył się wynikiem 3-0 (21-0; 21-0; 21-0), ale o tym, że tak się stało nie zadecydowała kapitalna forma drużyny w białych koszulkach, ale fakt, że ich rywale nie przystąpili do spotkania. Z tym pierwszym, czyli z formą drużyny Stanisława Paszkowskiego bywało w obecnym sezonie różnie. Drużyna potrafiła dla przykładu ograć obecnego wicelidera – drużynę Dream Volley, by za chwilę przegrać w meczu z dwunastą siłą obecnego sezonu – drużyną BL Volley. Owszem, w meczu z ACTIVNYMI to nadal DNV było faworytem, ale na ich wygraną nie zaryzykowalibyśmy nawet złotówki. O tym, że byłaby to raczej rozsądna decyzja pokazał pierwszy set, w którym to ACTIVNI byli lepszą drużyną. Z czasem zdołali wypracować sobie przewagę, która pomimo, że w końcówce była zagrożona to jednak została obroniona i gracze w ‘żółto-czarnych’ strojach mogli cieszyć się z wygranej w pierwszym secie. W zasadzie to było wszystko, na co było stać graczy Artura Kurkowskiego we wtorkowy wieczór. W drugim i trzecim secie na parkiecie dominowała jedna drużyna – DNV GL S*M*A*S*H. W wygranej setów do 14 oraz do 12 dość wyraźnie pomógł nowy nabytek drużyny – Grzegorz Surtel, który w debiucie zgarnął tytuł najlepszego gracza spotkania. Wynik 2-1 sprawia, że przez chwilę zastanawialiśmy się, dla kogo ten wynik jest lepszy. Mimo, że nie jest najgorszy, trudno uznać go jednak za coś pozytywnego. Tyczy się to zarówno jednych jak i drugich.
Speednet 2 – Bombardierzy 0-3 (11-21; 17-21; 14-21)
Bombardierzy przystąpili do tego spotkania po dość nieoczekiwanej porażce, którą odnieśli w meczu przeciwko Niepokonanym PKO Bank Polski. Porażka ta była o tyle bolesna, bowiem odniesiona z drużyną, która jeszcze nigdy w historii Siatkarskiej Ligi Trójmiasta nie wygrała. Skoro ekipa Dawida Piankowskiego przegrała z ‘Bankowcami’, których ekipa Speednetu 2 gładko ograła to co mogła czuć przed meczem? Strach? Niepewność? Nic z tych rzeczy. Jedyne, co czuli gracze to chęć jak najszybszego zrehabilitowania się. Jak można tego dokonać? Np. wygrywając kolejne spotkanie w stosunku 3-0. Z takim właśnie nastawieniem wyszli na parkiet gracze Dawida Piankowskiego. Ich rywale popełniali z kolei masę błędów. Skutek tego mógł być tylko jeden – wysoka wygrana Bombardierów. Drugi set był już dużo lepszy w wykonaniu ‘Programistów’. „Dużo lepszy” niestety dla nich nie oznaczał takiego, po którym mogliby się cieszyć z kolejnego punktu. Do pewnego momentu wyglądało to bardzo dobrze (17-17). O tym, że to Bombardierzy wygrali tę partię zadecydowało kilka punktów w końcówce zdobytych przez kapitana drużyny – Dawida Piankowskiego oraz as serwisowy Julii Tryzny. Ostatnia odsłona zaczęła się lepiej dla Bombardierów. W Speednecie nie po raz pierwszy w obecnym sezonie uwypuklił się problem z przyjęciem. Wypracowana na początku seta przewaga została dociągnięta do końca i Bombardierzy wygrali spotkanie w stosunku 3-0, czym bez wątpienia poprawili sobie humor po spotkaniu z ‘Bankowcami’.
PROtotype Volleyball – AVOCADO friends 3-0 (21-19; 21-13; 21-14)
Jakby to powiedzieć… Wtorkowym spotkaniem drużyna PROtotype pasuje do grupy spadkowej dokładnie w ten sam sposób w jaki pasuje siodło zarzucone wprost na grzbiet świni. Swego czasu w internecie dość popularne były memy, które pokazywały elementy niepasujące do jakiegoś kontekstu. Umówmy się, przed sezonem można było przypuszczać, że Prototype znajdzie się w grupie mistrzowskiej. Zastanawiacie się pewnie dlaczego, skoro jest tak pięknie, w typie Redakcji postawiliśmy na AVOCADO? W głowie mieliśmy pierwsze spotkanie obu drużyn, w którym ‘Weganie’ zaprezentowali się o niebo lepiej. Nie wiemy, na ile dzisiejszy wynik miał związek z absencją kilku graczy, ale co tu dużo mówić – AVOCADO friends było tylko tłem dla swojego rywala. A rywal, we wtorkowy wieczór był bardzo dobrze dysponowany. Zaryzykujemy nawet stwierdzenie, że było to jedno z najlepszych spotkań PROtotype Volleyball w obecnym sezonie. Bardzo dobrze zaprezentował się rozgrywający – Paweł Szafran, co ma odzwierciedlenie w liczbie punktów zdobytych przez poszczególnych zawodników. W trakcie meczu było widać, że dla przeciwników było naprawdę wielkim wyzwaniem rozszyfrować to, jaki sposób na rozegranie piłki wymyślił sobie zawodnik z numerem 5. Ostatecznie, PROtotype Volleyball wygrało spotkanie za komplet punktów. W drugim i trzecim secie nie pozostawili złudzeń, kto w danej partii był lepszy. W pierwszym z kolei było podobnie, z tą tylko różnicą, że pod koniec seta ‘Weganie’ zdołali nadgonić trochę punktów. Po dziesięciu rozegranych spotkaniach nie wydaje nam się, żeby PROtotype był w stanie to zepsuć i bronić się przed spadkiem. Zdecydowanie bardziej realnym scenariuszem jest spokojne dogranie tej rundy i wyciągnięcie wniosków przed kolejnym sezonem. Co do AVOCADO friends – jakby to powiedzieć – syreny alarmowe słychać nawet na wyspie Bornholm.
Volley Gdańsk – BES-BLUM Kraken Team 2-1 (16-21; 21-16; 21-19)
Volley Gdańsk przystępowało do spotkania w ambiwalentnych nastrojach. Z jednej strony, z tyłu głowy gracze mieli ubiegłotygodniową porażkę w meczu na szczycie z Omidą Team. Z drugiej zaś, drużyna przystąpiła do meczu po niewątpliwym sukcesie odniesionym w Zawierciu, gdzie drużyna zgarnęła srebrne medale Mistrzostw Polski Amatorów. Sam mecz rozpoczął się od prowadzenia BES-BLUM Kraken Team 4-1. Drużyna w ‘żółto-czarnych’ strojach miała spore problemy z zatrzymaniem bardzo dobrze dysponowanego Karola Richerta. Minuty mijały, a na parkiecie nic się nie zmieniało. Drużyna BES-BLUM dalej prezentowała się bardzo dobrze i zasłużenie wygrała pierwszą partię do szesnastu. Drugi set był bardzo podobny, z tą tylko różnicą, że doszło do odbicia lustrzanego. Tym razem to Volley lepiej rozpoczął tę partię i to właśnie gracze w ‘żółto-czarnych’ strojach wyszli na prowadzenie 4-1. To, jak w tym sporcie ważne jest ‘wejście w set’, pokazała zarówno pierwsza, jak i druga odsłona. Wypracowana na początku przewaga, była utrzymywana do końca danej partii. Drugi set zakończył się zwycięstwem Wicemistrzów Polski. Przed trzecim setem VG dokonało dwóch zmian – na parkiecie zameldowali się Patryk Fafiński oraz Marek Sanewski. Obaj gracze zaprezentowali się bardzo dobrze, ale to właśnie rzadko widywany w rozgrywkach SL3 Marek Sanewski wziął w kluczowym momencie ciężar gry na swoje barki. Koniec seta – wynik 21-19 dla Volley Gdańsk, aczkolwiek trzeba przyznać, że BES-BLUM zaprezentował się we wtorek z kapitalnej strony. Przy odrobinie szczęścia mogli stać się sprawcą sporego kalibru sensacji.
Omida Team – Trójmiejska Strefa Szkód 2-1 (21-14; 17-21; 21-16)
Omida Team stanęła we wtorkowy wieczór przed szansą na wygranie dziesiątego meczu z rzędu. Ich rywalem był przeciwnik godny. Przeciwnik, który ma aspiracje zdecydowanie wyższe niż miejsce w tabeli, które obecnie zajmują. To oznaczało, że zapowiadało nam się bardzo ciekawe starcie. Mimo to, pierwszy set był jednostronnym pojedynkiem. Co tu dużo mówić – zdecydowanie lepiej mecz rozpoczęli ‘Logistycy’, którzy wyszli na prowadzenie 5-1. Z czasem przewaga ta była sukcesywnie powiększana. Na taki stan rzeczy wpłynęła bardzo dobra dyspozycja drużyny Konrada Gawrewicza, oraz wewnętrzna walka ekipy Trójmiejskiej Strefy Szkód. Była to walka z własnymi słabościami, bowiem drużyna popełniała sporo błędów własnych. W drugiej części seta wydawało się nawet, że Omida będzie w stanie powtórzyć wynik seta z meczu z Volley Gdańsk, kiedy to nie pozwolili swoim rywalom zdobyć w jednej partii dwucyfrowej liczby punktów. Ostatecznie, TSS wziął się w garść i odrobił kilka punktów, a set zakończył się wynikiem 21-14 dla Omidy. Druga partia była zupełnie inna. W niej przez większość czasu to gracze Dominika Błońskiego mieli kontrolę nad poczynaniami boiskowymi. Dobrą partię rozgrywali wcześniej wspomniany kapitan oraz Karol Jarosiński. W końcówce doszło do zarówno ciekawej, jak i kuriozalnej sytuacji. Gdy TSS prowadził kilkoma punktami i wydawało się, że set za chwilę się skończy, Omida ponownie zaczęła grać na wysokim poziomie. Po serii kilku punktów z rzędu zrobiło się 18-16 dla Trójmiejskiej Strefy Szkód i jeden z graczy Omidy, przekonany, że przeciwnicy czterokrotnie odbili piłkę pozwolił, aby ta spadła mu pod nogi. Ostatecznie sędzia uznał, że punkt należał się graczom TSS-u i to oni wyszli na prowadzenie 19-16, by po chwili wygrać tego seta. Gdyby trzeci set miał być innym sportem to byłby to sport walki. Ulicznej i brudnej. Od początku tego seta gracze obu drużyn co rusz prześcigali się w pomysłach jak bardziej wyprowadzić swoich rywali z rytmu. ‘Nie ma go’, ‘boi się’, ‘pomyłka’, to tylko nieliczne okrzyki, którymi drużyny próbowały zdeprymować swojego przeciwnika. Nie wiemy, która z ekip finalnie osiągnęła w tym przewagę, ale patrząc na aspekty stricte sportowe była to drużyna Omidy. ‘Logistycy’ w trakcie tej partii wypracowali sobie kilkupunktową przewagę i wygrali tę partię do szesnastu, a cały mecz 2-1.