MATCHDAY #22

Wydarzeniem czwartkowej serii gier było bez wątpienia przełamanie MPS-u Volley, który wygrał wreszcie spotkanie. Dodatkowo, po czwartkowych meczach wszystkie drużyny w pierwszej oraz czwartej lidze mają na swoim koncie po siedem spotkań. Zapraszamy na podsumowanie!

ACTIVNI Gdańsk – Team Spontan 0-3 (20-22; 17-21; 11-21)

Niby było lepiej. Niby była namiastka niezłej gry, ale stare grzechy nie pozwalają ACTIVNYM na to by wygrywać mecze, czy jak możemy zaobserwować w ostatnim czasie – choćby sety. Do wspomnianych grzechów po ostatnim spotkaniu możemy doliczyć również sporą liczbę błędów w niemal każdym elemencie. W pierwszej odsłonie rywalizacji przez długi czas zanosiło się na sporego kalibru niespodziankę. W partii tej nie było bowiem kompletnie widać, że mierzą się drużyny spośród, których jedna nie przegrała jeszcze meczu, a druga przegrywa na potęgę. Po skutecznych atakach środkowych – Artura Senka oraz Artura Kurkowskiego, ACTIVNI objęli prowadzenie 14-12. Przewaga ta była jednak za mała by ‘dowieźć’ ją do końca. Po chwili był już bowiem remis po 16 i dalsza część seta to walka ‘łeb w łeb’, w której więcej zimnej krwi zachowali gracze Piotra Raczyńskiego (22-20). Ciekawa pierwsza partia sprawiła, że mieliśmy podobne oczekiwania do kolejnych setów. Niestety – wszystko co najlepsze ACTIVNI zaprezentowali w pierwszej odsłonie. Środkowa partia przebiegała już pod dyktando drużyny w pomarańczowych strojach, którzy po skutecznych atakach Krzysztofa Lepera, objęli prowadzeni 14-10.  Co ciekawe, ACTIVNI zniwelowali straty do jednego oczka po…dwóch błędach rywali w ustawieniu (18-17). W końcówce trzy asy serwisowe środkowego – Adama Kochanowskiego załatwiły jednak sprawę (21-17). Ostatnia odsłona to partia, w której ACTIVNI nie zdołali podjąć rękawic i po bardzo dużej przewadze Spontan wygrał tę partię do 11 inkasując przy tym komplet oczek.

Hapag-Lloyd – BRUXELA WEAR 0-3 (11-21; 13-21; 18-21)

Do spotkania z BRUXELĄ WEAR zespół Hapag-Lloyd przystępował po bardzo kiepskim meczu z Chilli Amigos, w którym miał potężne problemy w niemal każdym elemencie siatkarskiego rzemiosła. Po wspomnianym meczu oraz dobrej dyspozycji BRUXELI w obecnym sezonie, uznaliśmy, że Hapag będzie w czwartek skazany na srogie lanie. Nieco innego zdania był kapitan BRUXELI, który już w trakcie ostatniego magazynu tonował nastroje i stanowczo przekonywał, że nie będzie to takie łatwe spotkanie, jak może się wydawać. Jego teza nie potwierdziła się zbytnio w pierwszej odsłonie, w której po atakach Oliwiera Rymszy gracze w czarnych strojach rozpoczęli od prowadzenia 11-4. Dalsza część seta nie przyniosła już zwrotów akcji i finalnie faworyt wygrał do 11. Nieco lepiej ‘Logistycy’ zaprezentowali się w środkowej odsłonie, w której najjaśniejszą postacią drużyny w pomarańczowych barwach był Karol Kulbacki, który kilka tygodni temu był nominowany do tytułu gracza tygodnia. Mimo kilku skutecznych ataków wspomnianego zawodnika, BRUXELA wygrała środkową odsłonę do 13. Najwięcej działo się w trzecim secie, w którym po ataku Hasana Tolgi-Kaya, ‘Logistycy’ objęli prowadzenie 12-11! Po krótkiej wymianie ciosów, po której mieliśmy remis po 15, trzy bardzo ważne punkty, po których było 19-16 dla BRUXELI, zdobył Damian Grabowski. Po chwili zespół Jakuba Florczaka zadał ostatni cios, wygrywając do 18. Należy przy tym podkreślić, że Hapag-Lloyd zaprezentował się zdecydowanie lepiej niż miało to miejsce kilka dni wcześniej!

Craftvena – BVT Gdańsk 2-1 (21-17; 11-21; 22-20)

Tak jak pisaliśmy w zapowiedziach. Mecz pomiędzy drużynami był szalenie istotny dla całego układu czwartoligowej tabeli. O tego typu spotkaniach zwykło się mówić – mecz za sześć punktów. Tylko wygrana dawała Craftvenie szansę na to by myśleć o grupie mistrzowskiej. Choć mecz rozpoczął się lepiej dla ‘Bobrów’ (4-1), to Craftvena błyskawicznie odrobiła przespany początek i po dwóch atakach Krzysztofa Lewandowskiego, objęli prowadzenie 9-7. W dalszej części seta BVT wyszło nawet na prowadzenie 15-14, ale końcowa faza tej partii to wyraźna przewaga ‘Rzemieślników’, którzy wygrali partię do 17. Środkowa odsłona to zupełnie inny obraz gry. Tym razem to gracze w biało-czarnych barwach dominowali, co zostało szybko udokumentowane na tablicy wyników. Należy przy tym podkreślić, że Craftvena w tej partii mierzyła się z trzema przeciwnikami naraz. Pierwszym była ekipa BVT, drugim ich kibice, a trzecim – bodajże najgroźniejszym – oni sami. Oj tak – ‘Rzemieślnicy’ popełniali w tej partii mnóstwo błędów i absolutnie nie przypominali drużyny z pierwszego seta. Połączenie kilku spraw, o których piszemy sprawiło, że team Grzegorza Żyły-Stawarskiego objął prowadzenie 16-9 i po chwili cieszył się z wyrównania stanu rywalizacji (21-11). Ostatni set to zdecydowanie najciekawsza partia w meczu. To nie oznacza bynajmniej, że mecz był dobrą wizytówką siatkówki. W partii tej bardzo często odgwizdywane były po obu stronach siatki, a to błędy w ataku, a to wpadnięcia w siatkę, a to podwójne piłki. Mało siatkówki w siatkówce zaprowadziło nas do stanu 18-15 dla Craftveny. Kiedy wydawało się, że jest już po zawodach, ‘Rzemieślnicy’ popełnili kolejne trzy błędy, po których mieliśmy remis po 18. W końcówce po akcjach dobrze dysponowanych Mateusza Rysia oraz Krzysztofa Lewandowskiego, Craftvena dopięła finalnie swego (22-20).

Team Spontan – Maritex 2-1 (28-26; 21-12; 14-21)

Ilekroć nie rozmawiamy z graczami Maritexu – ci obruszają się, że w zapowiedziach, podsumowaniach czy magazynach ich krytykujemy. W ostatnich tygodniach spotkaliśmy się z tym tak wiele razy, że zastanawiamy się czy to z nami nie jest coś nie tak. Mimo wszystko uważaliśmy, że bilans dwóch zwycięstw oraz sześciu porażek ex-drugoligowca to DOSKONAŁY powód do krytyki. Z drugiej strony, jeśli sami wyznają zasadę ‘nie ma wyników, o co tyle krzyku’ to nie mamy pytań. No bo spójrzmy na czwartkowe spotkanie. Niby było dobrze, niby Maritex był o włos od pokonania faworyzowanego rywala, który pozostaje jedną z trzech drużyn bez porażki w całej lidze, ale koniec końców zadajemy sobie pytanie: co z tego? Stylu za kilkanaście godzin nikt już nie będzie pamiętać, a wygranych jak nie było, tak nie ma. Z faktu, że stylu nikt nie będzie pamiętać, mogą się bez wątpienia cieszyć gracze w pomarańczowych strojach. No, bo wiecie – po ograniu Osady Truso, zespół w ‘Spontanicznych’ bardzo często prężył muskuły nie przecząc, że interesuje ich druga liga. W czwartkowy wieczór team Piotra Raczyńskiego wystąpił w szóstkę i prawdę mówiąc – ani w meczu z ACTIVNYMI, ani Maritexem nie zaprezentowali się z jakieś super strony. W naszym odczuciu, gdyby w czwartek mierzyli się z nieco bardziej wymagającymi rywalami, mogłoby już nie być tak kolorowo. Ale ok, trzymajmy się konwenansów. Zwycięzców się nie osądza.

Hydra Volleyball Team – Dream Volley 3-0 (21-18; 21-16; 21-14)

Po niezłych, aczkolwiek przegranych spotkaniach z Tufi Team oraz 22 BLT Malbork, Dream Volley przystępował w czwartkowy wieczór z wiarą w to, że z Hydrą zaprezentują się co najmniej tak jak ostatnio. Tylko to dawało bowiem ‘Marzycielom’ szansę na korzystny wynik i poniekąd wyrównywało szansę. Jak wiadomo – Hydra była faworytem spotkania i ze swojej roli – spisała się bez zarzutu. Najwięcej działo się w premierowej odsłonie, w której Hydra Volleyball Team rozpoczęła od mocnego uderzenia i na półmetku seta, prowadzili już 12-8. Po chwili, trzema skutecznymi atakami popisał się Jarosław Szmigielski, który do spółki z kolegami, doprowadził do wyrównania po 12. Dalsza część seta to wyrównana gra do stanu po 16. Niestety dla graczy w niebieskich trykotach – to tyle z dobrych wiadomości. W końcówce seta zespół Mateusza Dobrzyńskiego popełnił kilka błędów własnych, które zniweczyły ich starania. Po chwili Hydra dorzuciła kilka oczek i finalnie wygrała partię do 18. Środkowa odsłona to wyrównana gra do stanu po 12. Druga część seta, podobnie jak w pierwszej partii należała już do ‘Bestii’, która po atakach Filipa Ziółkowskiego, Daniela Gierszewskiego oraz naturalnie – błędów ‘Marzycieli’, objęła prowadzenie 18-15 i po chwili cieszyli się z wygrania spotkania. Ostatni set to wypisz-wymaluj historia z środkowej odsłony. Wyrównana gra do stanu po 10, po którym następował odjazd ‘Bestii’. Ostatecznie team w złotych strojach wygrał za komplet oczek, dzięki czemu wskoczył na szóstą lokatę. Warto tu zaznaczyć, że aż cztery drużyny, które ich wyprzedzają, rozegrały o jeden mecz więcej. A Dream? Cóż – szósta porażka w siódmym meczu sprawia, że ‘Marzyciele’ osunęli się na dwunaste miejsce i aktualnie mają dokładnie tyle samo punktów, co trzynasta oraz czternasta drużyna w tabeli. Oj, będzie się jeszcze dużo działo.

MPS Volley – Flota TGD Team 3-0 (21-19; 21-19; 21-17)

‘Cuda, cuda ogłaszają’. Jako że zbliżają nam się święta, powolutku dostrzegamy jak magiczny jest to czas. Rzeczy, które wydawałoby się są niemożliwe – stają się namacalne. Przykład? Przerwanie katastrofalnej serii Miłośników PIŁKI SIATKOWEJ i wygrana z Flotą TGD Team. Co ciekawe – MPS wygrał to spotkanie nie ledwo co – za dwa punkciki. MPS zgarnął pełną pulę i w obozie Jakuba Nowaka na nowo zaczęto wierzyć w to, że być może uda im się utrzymać. Po tryumfie wskoczyli nawet na przedostatnie miejsce w ligowej tabeli i mają dokładnie tyle samo punktów co Dream Volley. Oj, będzie jeszcze ciekawie. A sam mecz? Ten miał różne oblicza. Prawdę mówiąc niewiele brakowało by MPS przerzucił się z osiemnastki na dziewiętnastkę. Choć w pierwszym secie wygrywali oni 15-12, to po słabszym fragmencie to Flota wysunęła się na prowadzenie 19-17. Mimo bardzo niekorzystnego obrazu MPS zdołał w końcówce odwrócić losy rywalizacji i wyszarpać pierwszy punkt w meczu (21-19). W środkowej odsłonie były wicemistrz SL3 również był w opałach. Choć pod koniec seta gracze MPS wygrywali już 20-16, to po punktach Bartosza Gradulewskiego oraz Wojciecha Sagatowskiego, przewaga MPS zmalała do dwóch oczek (20-18). Po chwili pomocną dłoń MPSowi wyciągnęli rywale, którzy zepsuli zagrywkę i zwycięstwo zespołu Jakuba Nowaka stało się faktem. Po tym jak drużynie Miłośników Piłki Siatkowej spadł kamień z serca, ich gra w trzeciej odsłonie wyglądała już dużo lepiej i grając bez tej cholernej presji, która na nich ciążyła, wygrali partię do 17, a cały mecz 3-0. Brawo!

Speednet – Merkury 2-1 (21-16; 17-21; 21-18)

Tak jak wspominaliśmy w zapowiedziach, mecz pomiędzy drużynami miał ogromne znaczenie dla potencjalnego układu grup mistrzowskie oraz spadkowej. Przed meczem wspominaliśmy o tym, że potencjalna porażka Merkurego może ich wyoutować z grupy mistrzowskiej, a z tego typu kryzysem – drużyna Piotra Peplińskiego się jeszcze nie mierzyła. Pierwszy set rywalizacji rozpoczął się lepiej dla faworyta spotkania – Speednetu. Po dwóch atakach Łukasza Żurawskiego, team w różowych strojach objął prowadzenie 13-8. Sygnał do odrabiania strat dał Merkuremu Daniel Godlewski, po którego dobrej zagrywce, Merkury zniwelował straty do jednego oczka (13-12). To niestety dla nich było wszystko, na co było ich w premierowej partii stać. Perspektywa na drugi set również nie była zbyt optymistyczna. Przy zmianie stron, halę Ergo Arenę musiał opuścić Damian Gil, a to oznaczało, że na prawe skrzydło musiał przejść środkowy – Paweł Dolak. Choć dla wspomnianego zawodnika nie był to pierwszy mecz ‘na bombie’, to należy podkreślić, że zagrał on bardzo dobrze i wydatnie przyczynił się do wygrania przez Merkurego seta. Zanim zostało to udokumentowane, team w granatowych strojach kiepsko wszedł w seta i już od początku musiał gonić (7-3). Zdecydowana zmiana nastąpiła w środkowej części seta, gdzie po serii punktów przy zagrywce Konrada Przekadzińskiego i skutecznej grze na siatce Adama Miotka, Merkury objął prowadzenie 15-12, którego już nie wypuścił (21-17). Ostatni set rywalizacji to wyrównana gra, która zaprowadziła nas do stanu po 13. Po kilku punktach środkowych Speednetu, ‘Programiści’ wysunęli się na prowadzenie 16-13. Swoje dorzucili sami gracze w granatowych strojach, którym w kluczowych momentach zabrakło precyzji i po chwili Speednet cieszył się z szóstego zwycięstwa w sezonie Jesień’24.

Bossman Team – EKO-HURT 3-0 (21-16; 21-13; 21-15)

Po środowej porażce Bossman Team przystępował do spotkania z Eko-Hurtem jako nieco pokiereszowany faworyt. Na krystalicznym wizerunku drużyny w obecnym sezonie, pojawiła się w ostatnich dwóch meczach rysa, która nakazywała sądzić, że przeciwko ‘Hurtownikom’ nie będzie im tak łatwo. Początek spotkania zdawał się to potwierdzać, bo przez długi czas gracze Jakuba Kłobuckiego nie mogli sforsować zasieków rywali i na tablicy wyników mieliśmy remis po 14. O ile ‘Hurtownicy’ mieli problem z skutecznością w ataku to bardzo dobrze blokowali i na półmetku pierwszego seta mieli ich aż pięć. Dalsza część seta to skuteczne bloki z drugiej strony. Po punktach Dawida Romaniszyna i Macieja Jaskólskiego, Bossman wysunął się na prowadzenie 18-14 i po chwili cieszył się z wygrania pierwszej partii do 16. Środkowa odsłona to przewaga Bossmana od samego początku, aż do końca. Kiedy na półmetku seta Bossman prowadził już 10-5, ‘Hurtownicy’ próbowali rotować, dokonywać zmian i różnych innych czarów, ale wszystkie te próby okazały się bezskuteczne. Finalnie Bossman wygrał tę partię do 13 i mógł skupić się na trzeciej odsłonie. Ta rozpoczęła się bez zaskoczeń. Team, który tego dnia dominował, nie zwalniał tempa i chwilę po pierwszym gwizdku sędziego, prowadził już 7-1! Choć z czasem zespół Konrada Gawrewicza próbował coś jeszcze zrobić, to jednak w czwartkowy wieczór zabrakło im argumentów. Dzięki wygranej za komplet oczek, Bossman wskoczył na fotel lidera pierwszej ligi i zapewnił sobie grupę mistrzowską. Brawo!

BES Boys BLUM – Flota TGD Team 2-1 (15-21; 21-15; 21-19)

W oczach społeczności SL3, BES Boys BLUM byli absolutnym faworytem spotkania i zdecydowana większość typerów w aplikacji SL3 stawiała na komplet punktów drużyny Daniela Bąby. Osoby te (w tym również my) całkowicie zignorowały fakt, że choć BBB to bardzo dobra ekipa, to jednak bardzo często mają problemy z wskoczeniem na odpowiedni poziom koncentracji. W obecnym sezonie widzieliśmy to chociażby w meczu ze Złomowcem Gdańsk. Pierwszy set rywalizacji z Flotą TGD był wypisz wymaluj wspomnianym meczem. Rozgrzana po meczu z MPS-em, Flota od samego początku ruszyła do ataku i po kilku atakach Dariusza Rulewskiego oraz Kamila Gmyra, objęła prowadzenie 14-7! Bardzo dużo dobrego dla ‘czerwonej latarni ligi’ robił również Sebastian Sołtys. To właśnie po jego bloku Flota przypieczętowała zaskakującą wygraną do 15. Bardzo słaby pierwszy set rozjuszył ‘Chłopców’, którzy w środkowej odsłonie prezentowali się już zupełnie inaczej i błyskawicznie objęli prowadzenie 7-3, które z czasem powiększyli do bardzo wysokiego wyniku 14-5! Gracze Krzysztofa Misztala przebudzili się dopiero w drugiej części seta, ale o dobrym wyniku nie mogło być już rzecz jasna mowy (21-15). Faworyzowana ekipa weszła w trzeciego seta równie mocno co w środkową partię. Po dwóch atakach Marcina Dobrowolskiego zespół w szarych trykotach objął prowadzenie 12-5  i choć po chwili stracił pięć punktów z rzędu (15-12), to finalnie wygrali tę partię do 19. Sądzimy jednak, że po takim występie z ostatnią drużyną w ligowej tabeli, która nie wygrała jeszcze meczu – BES Boys BLUM muszą zrobić poważny rachunek sumienia. W czwartkowy wieczór ich gra nie wyglądała bowiem zbyt dobrze.

Start a Conversation

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.