Za nami wtorkowa seria gier, w której na zwycięskie tory wróciła Osada Truso. Ponadto w trzeciej lidze po raz kolejny z dobrej strony pokazała się ekipa Kraken, która wskoczyła na czwarte miejsce w ligowej tabeli. W ‘meczu dnia’, Speednet 2 okazał się mocniejszy od Złomowca Gdańsk. Zapraszamy na podsumowanie!
Inter Marine Masters – Maritex 2-1 (21-17; 15-21; 21-16)
Wtorkowy wieczór był dla ‘Mastersów’ dniem szczególnym. Potencjalne dwie wygrane za komplet punktów utrzymywałyby ich bowiem w samym czubie ligowej tabeli. Mecz był również arcyważny dla Maritexu, który owszem – wygrał ostatnio mecz, ale wciąż pozostawał w niekorzystnym położeniu. Faworytem w naszych oczach był team Andrzeja Masiaka i ze swojej roli przynajmniej w pierwszym secie spisał się bez zarzutu. Po dwóch atakach Tomasza Kowalewskiego w środkowej fazie seta, ‘Mastersi’ objęli prowadzenie 12-8. Maritex w dalszej części nie dał sobie szans na dogonienie rywali. Kiedy mieli bowiem ku temu dobrą okazję – najczęściej atakowali po outach i finalnie przegrali tę partię do 17. Środkowa odsłona to zupełnie inna historia. Po bardzo dobrym fragmencie Rafała Siduna, Maritex rozpoczął partię od prowadzenia 8-4. Kiedy po ataku Wiktora Chełmińskiego, ‘Mastersi’ zniwelowali stratę do jednego oczka (9-8), byliśmy przekonani, że aktualnie grany jest scenariusz, który w obecnym sezonie oglądaliśmy już kilka razy. Precyzując – skuteczne gonienie wyniku przez team w biało-czerwonych barwach. Tym razem było jednak inaczej, bo po chwilowej drzemce gracze Michała Pietrasika za sprawą ataków księdza Strzały oraz wspomnianego wcześniej Rafała Siduna, przypieczętowali wygraną do 15. Ostatni set rywalizacji należał już do faworyta spotkania. Gracze Andrzeja Masiaka wypracowali sobie na półmetku czteropunktową zaliczkę (12-8), która pozwoliła im na spokojną i bezpieczną końcówkę spotkania (21-16).
Kryj Ryj – Siatkersi 2-1 (16-21; 21-13; 21-14)
Do spotkania z Siatkersami gracze Ryszarda Rakowicza podchodzili po dość niespodziewanej porażce z Chilli Amigos. Plan na wtorkowy wieczór był zatem tylko jeden – komplet punktów. Ten miał w oczywisty sposób przybliżyć drużynę do grupy mistrzowskiej czwartej ligi. Cóż – jest wygrana, ale nie za komplet punktów. W związku z tym nastroje również nie są szampańskie. Pierwszy set rywalizacji to proszę wybaczyć – niezbyt dobra siatkówka z obu stron. Choć trudno w to uwierzyć – do stanu 9-6 dla Siatkersów, obie drużyny zanotowały po zaledwie jednym punkcie własnym:
– Maciej Tarulewicz (Siatkersi) na 2-2
– Daniel Szydłak (Kryj Ryj) na 7-6
Niebywałe. Co ciekawe – dalsza część seta nie była o wiele lepsza, liczba ataków w aut wołała o pomstę do nieba. Na Boga. Gdyby ktoś skazał nas na śmierć i dał nam ‘ostatnie życzenie’, poprosilibyśmy o to, by strzelali gracze Kryj Ryj. Wówczas mielibyśmy pewność, że nie spadnie nam włos z głowy. Nie chcemy tu oczywiście deprecjonować wyniku Siatkersów – wygranej się przecież nie spodziewaliśmy, więc tu – ogromne brawa dla drużyny, która raz, że popełniała zdecydowanie mniej błędów, a dwa – wymuszała je u rywala. Ostatecznie team Maćka Tarulewicza zasłużenie wygrał tę partię do 16. W drugim secie rywalizacji coś przeskoczyło w głowach ‘Mordeczek’. Ich gra wyglądała już zupełnie inaczej. Zdecydowanie lepiej wyglądało już rozegranie i precyzja ataków (10-5). W dalszej części po atakach Daniela Szydłaka, Kryj Ryj prowadził 19-9 i po chwili doprowadził do wyrównania (21-15). Kiedy po asie serwisowym Jonasza Bullera, Kryj Ryj prowadził w trzecim secie 14-7, uznaliśmy, że za chwilę sędzia zagwiżdże po raz ostatni. Pięć kolejnych ataków w out z rzędu sprawiło, że po chwili mieliśmy wynik 14-12 i perspektywę ciekawej końcówki. Po chwili ‘Mordeczki’ zamknęły jednak tę partię definitywnie, wygrywając do 14.
Kraken – Port Gdańsk 3-0 (21-13; 21-13; 21-18)
Gracze Portu Gdańsk, którzy czytali przedmeczowe zapowiedzi mogli przecierać oczy ze zdumienia. We wspomnianym tekście wypowiedzieliśmy się bowiem dość jednoznacznie, że faworytem spotkania będą gracze Jurija Charczuka. Zdziwienie ‘Portowców’ mogło wynikać z tego, że w poprzednim sezonie w jednym ze spotkań to Port okazał się mocniejszy. Czemu mając aktualnie dobrą formę, miałoby być inaczej? Ano dlatego, że w naszym odczuciu Kraken ma jeszcze lepszą i są bardzo poważnym kandydatem do podium rozgrywek. To ‘Bestia’ udowodniła już na samym początku spotkania, gdy po trio Dmytro Moroziuka (atak, as, blok), wysunęli się na prowadzenie 11-7. To, co rzuciło się w dalszej części w oczy to fakt, że w naszym odczuciu Kraken ‘nie naciskał’ zbyt mocno zagrywką, która i tak sprawiała ekipie ‘z doków’ potężne kłopoty. Dość powiedzieć, że w całym meczu Kraken miał aż 10 asów! Wracając jednak do pierwszego seta, kiedy graczom Arkadiusza Sojko udało się przyjąć to po chwili i tak punkt trafiał na konto przeciwników, bowiem Port nad wyraz często bił po outach (21-13). Środkowa odsłona rozpoczęła się świetnie dla ekipy ‘z doków’. Po kilku atakach absolutnie najlepszego gracza Portu w tym spotkaniu – Pawła Dobrzenieckiego, ci dość nieoczekiwanie wysunęli się na prowadzenie 9-5. Po chwili jednak ‘wszystko wróciło do normy’ i po kolejnej serii Dmytro Moroziuka, Kraken wysunął się na prowadzenie 12-10, które z czasem jeszcze powiększył, wygrywając finalnie do 13. Ostatnia odsłona nie dawała nadziei na jakieś większe emocje. Faworyzowany Kraken prowadził w końcówce 18-12. Po chwili nie wykończył jednak rywala tylko dał mu się nieco rozkręcić. Przewaga zespołu zza wschodniej granicy była jednak tak duża, że nie dało się tego roztrwonić (21-18).
Inter Marine Masters – MiszMasz 2-1 (21-11; 19-21; 21-13)
Ledwo w zapowiedziach czy magazynie zdążyliśmy pochwalić Inter Marine Masters, a ci – wrócili do starych nawyków. O czym mowa? Ano o tym, że będąc lepiej dysponowanym, dwa razy dali sobie odebrać punkt. Najpierw z Maritexem, a na deser z MiszMaszem. Żeby na koniec sezonu Redakcja nie musiała powiedzieć: ‘A nie mówiłem?’ Co ciekawe – tuż przed rozpoczęciem spotkania zastanawialiśmy się czy MiszMasz nie będzie przypadkiem grał w…czwórkę. Ostatecznie przed pierwszym gwizdkiem sędziego dotarło dwóch zawodników, a w trakcie pierwszego seta – kolejny z nich. W takich warunkach nie można mówić jednak o koncentracji. Nie wiemy czy miało to wpływ, ale w pierwszym secie MiszMasz prezentował się naprawdę miernie. Początek spotkania rozpoczął się od stanu…12-3 dla ‘Mastersów’. Kiedy wszystko wskazywało na to, że w meczu dojdzie do największej ‘rzezi’ w obecnym sezonie w trzeciej lidze, MiszMasz zdołał się nieco ogarnąć, zdobył 11 oczek i w konsekwencji uniknął również kompromitacji. Na ten moment absolutnie nic nie wskazywało jednak na to, że gracze Michała Grymuzy mogą wygrać środkową partię. Po chwili przypomniało nam się jednak, że stare porzekadło: ‘trzecia liga, styl życia’ nie wzięło się znikąd. Po tym jak do składu dołączył Ernest Kurys, MiszMasz przeorganizował swoją grę i wreszcie zaczęło to wyglądać tak jak powinno w każdym meczu. Był to pokaz tego, że warto przychodzić na mecze w co najmniej siedmiu zawodników, co przecież normą w MiszMaszu od dawna nie jest. Tak czy siak, środkowa odsłona to wyrównana partia, która zaprowadziła nas do stanu po 9. Od połowy seta MiszMasz po świetnej zagrywce Michała Grymuzy, wysunął się na prowadzenie 14-9. W dalszej części Inter Marine w swoim zwyczaju zaczęło gonić i sztuka ta, prawie im się końcówce udała (19-19). Ostatnie słowo w secie należało jednak do ex-drugoligowców, którzy po ataku Mateusza Berbeki, wygrali seta do 19. Niekorzystny wynik z środkowej partii ‘podrażnił’ graczy w biało-czerwonych strojach. Po wyrównanej pierwszej części seta (10-10), gracze Andrzeja Masiaka podkręcili tempo i finalnie wygrali seta do 13, a cały mecz 2-1.
Speednet 2 – Złomowiec Gdańsk 2-1 (18-21; 22-20; 21-16)
Słyszeliście o typku, który w loterii Buddy wygrał apartament w Zakopanem plus furkę? To teraz wyobraźcie sobie jego radość (po wygranej) oraz dezorientacje, wkurzenie, rozczarowanie, rozżalenie oraz wyparcie po tym jak się okazało, że najprawdopodobniej – gówno z tego będzie. Czemu o tym piszemy? Ano dlatego, że przez bardzo długi czas wydawało się, że to Złomowiec Gdańsk wygra spotkanie. Ich komfortowa sytuacja trwała do końcówki drugiego seta, który dawałby im wygraną w meczu. Zanim o środkowej partii – słówko o tym, co działo się w pierwszym secie. Pierwsza część partii to wyrównana gra (10-10 -> 14-14). W dalszej części bardzo dobrze zaprezentował się libero Złomowca – Kacper Karasiński, który obronił kilka piłek, po których ‘Złomki’ wyszli na prowadzenie i wygrali do 18. Środkowa odsłona to wyraźna przewaga graczy Witolda Klimasa, którzy na przestrzeni seta prowadzili 10-5, a następnie 17-13. Nawiązując do początku podsumowania – kiedy już cieszyli się z wygranej, Speednet zaprezentował w końcówce świetną i skuteczną grę. Dodatkowo nie popełniał w zasadzie błędów, czego nie można powiedzieć o Złomowcu. Efekt? Gra na przewagi, zakończona happy-endem ‘Programistów’ (22-20). Ostatnia odsłona ułożyła się dla Speednetu idealnie. Choć na początku przegrywali 1-4, to z czasem Złomowiec kompletnie stanął, co w połączeniu ze świetną grą Speednetu mogło przynieść tylko jeden efekt – prowadzenie ‘Programistów’ 11-7. W dalszej części seta gracze Witolda Klimasa próbowali jeszcze odwrócić losy rywalizacji, ale Speednet nie dał już sobie zrobić krzywdy (21-16).
Osada Truso – BL Volley 3-0 (21-18; 21-13; 21-15)
Po wtorkowej serii gier będący już w szatni gracze Osady Truso zadali nam pytanie, czy dzisiaj ich gra wyglądała już lepiej niż w poprzednich spotkaniach, w których team z Elbląga nie uniknął krytyki. Choć odpowiedzieliśmy już na gorąco, to powtórzymy. Tak, we wtorek było znacznie lepiej, czego dowodem jest sześć punktów i odzyskany fotel lidera. Największy opór gracze BL stawili w pierwszym secie rywalizacji. Na półmetku seta było bowiem po 10. Po problemach BL Volley w przyjęciu, gracze z Elbląga odskoczyli rywalom na cztery punkty (15-11) i choć z czasem przewaga ta się zmieniała to finalnie ‘Osadnicy’ wygrali pierwszą partię do 18. Niestety dla widowiska – to by było tyle z wyrównanego spotkania. W środkowej odsłonie Osada prowadziła 12-7 i choć po kilku bardzo dobrych zagrywkach rozgrywającego – Adama Czapnika, BL zniwelowało stratę do dwóch oczek (12-10,) to dalsza część seta przebiegała już pod dyktando graczy z Elbląga (21-13). Ostatni set zapowiadał się dość obiecująco. Po ataku środkowego – Damiana Skrzęty, przewaga ‘Osadników’ wynosiła zaledwie jeden punkt (9-8). Dalsza część seta to jednak wyraźna przewaga faworyzowanej drużyny, która po punktach Dawida Strzyżewskiego czy Grzegorza Myślińskiego, prowadziła już 17-10 i po chwili cieszyła się z kompletu oczek.
Chilli Amigos – Hapag-Lloyd 3-0 (21-8; 21-9; 21-11)
Całe Chilli Amigos. Najpierw łapią serię czternastu porażek z rzędu, a teraz jak gdyby nigdy nic – wygrywają drugi meczyk w przeciągu kilku dni, wskakują na szóste miejsce w ligowej tabeli i mają realną szansę na grupę mistrzowską. Czy nie brzmi to jak szaleństwo? Jeśli chodzi o sam mecz z ‘Logistykami’ to myśleliśmy, że spotkanie przyjmie ‘inny charakter’. W typerze wskazywaliśmy na to, że ‘Pomarańczowi’ pójdą za ciosem i pokusza się o piąty punkt w sezonie Jesień’24. Cóż – we wtorkowy wieczór nie byli tego nawet blisko. Ba – byli cholernie daleko. ‘Amigos’ narzucili swoje warunki gry od pierwszego gwizdka sędziego i po kilku atakach grającego z konieczności na lewym skrzydle – Pawła Kalety, objęli prowadzenie 9-4. To, co rzucało się w oczy w dalszej części to doświadczenie ‘Amigos’, którzy bardzo skutecznie obijali nieźle ustawiony blok rywali i finalnie wygrali wysoko do 8. Środkowa odsłona rozpoczęła się od…9 błędów obu drużyn, które zaprowadziły nas do stanu 7-2 dla Chilli Amigos. Zdecydowanie więcej jakości (tylko po stronie Amigos) widzieliśmy w drugiej części seta, w której Chilli co rusz wyprowadzało akcje, wygrywając do 9. Ostatni set rozpoczął się lepiej dla Hapag-Lloyd, którzy po asie serwisowym Mateusza Siwko oraz dwóch błędach rywali, objęli prowadzenie 6-4. Z czasem wszystko wróciło jednak do normy i po kilku atakach Macieja Wąsickiego, mieliśmy już 14-7, co było jednoznaczne z końcem jakichkolwiek emocji (21-11). Te będą bez wątpienia w dzisiejszej rywalizacji z BVT Gdańsk.
BEemka Volley – Staltest Pomorze 3-0 (21-13; 21-14; 21-15)
Po ubiegłotygodniowym premierowym punkcie Staltestu, zastanawialiśmy się czy drużyna Arkadiusza Kozłowskiego pokusi się we wtorek o drugi punkt do ligowej tabeli. Choć nie wykluczaliśmy takiego scenariusza, to jednak nie zadrżała nam ręka podczas oddawania typu na 3-0 dla BEemki. Już na początku spotkania po punktach, a jakże – środkowych, BEemka objęła prowadzenie 9-4. W dalszej części seta było już 16-8 i stało się jasne, że BEemce włos z głowy już nie spadnie (21-13). Środkowa odsłona nie przyniosła żadnych zmian. Staltest nadal nie prezentował zbyt dobrego poziomu i nie był w stanie nawiązać skutecznej walki z rywalami. Ataki w out, kiwki we własne pole, błędy w komunikacji. Moglibyśmy wymieniać tak jeszcze długo. BEemka na zaciągniętym hamulcu ręcznym na półmetku seta prowadziła tylko jednym punktem (11-10). Z czasem team Daniela Podgórskiego podkręcił jednak tempo i finalnie wygrał partię do 14. Trzeci set to kwintesencja mentalu Staltestu. Po dwóch błędach Bossmana w środkowej strefie, to gracze Arkadiusza Kozłowskiego objęli prowadzenie 10-9. Mimo, że w naszym odczuciu Staltest miał szanse wykorzystać rozluźnienie rywali i wygrać seta, to w dalszej części grał ze zwieszonymi głowami, bez jakiejkolwiek wiary w pozytywne zakończenie. Brakowało tego, co oglądaliśmy chociażby w meczu z Eko-Hurtem. W BEemce wręcz przeciwnie. Po przespanym początku, drużyna Daniela Podgórskiego zareagowała w najlepszy możliwy sposób. Po wykorzystanym czasie, na parkiet wróciła odmieniona drużyna, która wygrała partię do 15, a cały mecz 3-0. Dzięki zwycięstwu BEemka awansowała na szóste miejsce w ligowej tabeli i wciąż ma bardzo duże szanse na grupę mistrzowską.
Osada Truso – ACTIVNI Gdańsk 3-0 (21-14; 21-15; 21-14)
Po pewnej wygranej za komplet punktów z BL Volley, Osada Truso przystępowała do zadania teoretycznie nieco łatwiejszego. Ich rywalem była bowiem ekipa ACTIVNYCH Gdańsk, która nie jest w stanie nawiązać do dobrych wyników z poprzedniego sezonu. Cóż, we wtorkowy wieczór również nie była i mecz zakończył się zgodnie z zapowiedziami, pewną wygraną ‘Osadników’ za komplet oczek. Mimo, że brak punktu nie pomaga w żaden sposób ACTIVNYM w kontekście walki o utrzymanie to należy podkreślić, że ‘były momenty’. Były też stare grzechy. ACTIVNI tym razem dali swoim rywalom zdobyć aż 10 asów serwisowych. Mimo to, team Artura Kurkowskiego do połowy pierwszego seta radził sobie naprawdę nieźle i nie odstępował rywala na krok (10-10). Z czasem zaczęli oni popełniać więcej błędów i finał był taki, że Osada odjechała wygrywając do 14. Drugi set wyglądał nieco inaczej. Już na początku zespół Kacpra Bielińskiego wypracował sobie bardzo pokaźną zaliczkę, którą z czasem jeszcze powiększał. Był to fragment, w którym ACTIVNI popełniali mnóstwo prostych błędów (18-9). Choć zapowiadało się na demolkę, w końcówce gracze Artura Kurtkowskiego podreperowali nieco dorobek punktowy (21-15), co i tak sprawiało, że przegrali piąty mecz w sezonie. Jakieś pozytywy? Ano takie, że w czwartej lidze, do której ACTIVNI nieuchronnie zmierzają, będą rywalizować z ekipą o wdzięcznej nazwie: Kryj Ryj. Być może ACTIVNI podpatrzą pewne rzeczy od kolegów, a to sprawi, że unikną sytuacji jak tej z początku trzeciego seta. Kończąc jednak żarty – sytuacja z początku trzeciego seta wyglądała naprawdę groźnie. Po bardzo mocnym ataku środkowego – Marka Romanowskiego, rozgrywający ACTIVNYCH dostał piłką w twarz i do gry zawodnicy obu drużyn wrócili po dłuższej chwili (9-2). Wspomniana sytuacja nie miała jednak wpływu na dalszy przebieg i po chwili gracze z Elbląga cieszyli się z kompletu punktów, który zbliżył ich do drugiej ligi.