MATCHDAY #18

Za nami ostatni dzień meczowy przed majówką. W czwartkowy wieczór, arcyważne spotkanie za komplet punktów wygrała drużyna AVOCADO friends. Bardzo dużo działo się w drugoligowym meczu pomiędzy BES-BLUM Nieloty a BEemką Volley. Zapraszamy na podsumowanie osiemnastej serii gier!

AVOCADO friends – Tufi Team 3-0 (27-25; 21-19; 21-18)

W jedynym pierwszoligowym spotkaniu w czwartkowy wieczór, ostatnia ekipa w tabeli – AVOCADO friends podejmowała przedostatnie – Tufi Team. W zapowiedzi przedmeczowej zwracaliśmy uwagę na to, że jeśli ‘Weganie’ wygrają spotkania za komplet punktów, to awansują na szóste miejsce w lidze i będą mieli tyle samo punktów co piąta ekipa w stawce – Eko-Hurt. Jak się okazało, sztuka ta drużynie Arkadiusza Kozłowskiego się udała, choć trzeba przyznać, że zwycięstwo za komplet punktów nie przyszło im łatwo. Ba, trudno obecnie nam przypomnieć sobie równie wyrównane i emocjonujące spotkanie. Dość powiedzieć, że żaden z setów nie zakończył się przewagą większą niż trzy punkty. Początek meczu, lepiej rozpoczęli ‘Weganie’, którzy po ataku Dawida Romaniszyna, objęli prowadzenie 9-6. Po kilku atakach bardzo aktywnego Piotra Watusa, który w spotkaniu wystąpił w ataku, na tablicy mieliśmy remis 10-10. Od tego momentu do samej końcówki mieliśmy walkę punkt za punkt. Po dwóch skutecznych blokach na skrzydle, najjaśniejszej postaci tego meczu – Miłosza Bazylińskiego wydawało się, że AVOCADO za chwilę wygra seta (20-18). Mimo, że  nie udało się od razu to zadziałała zasada: ‘co się odwlecze to nie uciecze’ i po chwili AVOCADO cieszyło się z pierwszego punktu w meczu. Drugi set rozpoczął się świetnie dla ‘Przyjaciół’. Po chwili od rozpoczęcia seta, AVOCADO prowadziło już 5-1. Mimo sporej, wydawało się zaliczki, pod koniec partii to Tufi Team było bliższe do tego by wygrać (17-14). Po bloku oraz ‘zagrze’ Dawida Romaniszyna, AVOCADO wróciło do gry (17-17) i finalnie wygrali również tę partię. Ostatniego seta, lepiej rozpoczęli gracze Mateusza Woźniaka. Po jednym z ataków Piotra Watusa było (8-4) dla Tufi. Mimo to, gracze Arkadiusza Kozłowskiego szybko wyrównali (10-10) i dalsza część seta należała do nich. Jakby tego było mało, poza samą przegraną – w trakcie trzeciego seta, kontuzji stawu skokowego nabawił się rozgrywający drużyny – Kamil Romański. Podsumowując, jedna z ekip po wejściu do widny, nacisnęła guzik do nieba. Tufi Team zjechało z kolei wprost na ostatnie miejsce w ligowej tabeli.

Port Gdańsk – Wolves Volley 3-0 (21-18; 21-16; 21-15)

Po ubiegłotygodniowym, imponującym zwycięstwie z ACTIVNYMI Gdańsk, drużyna Wolves Volley przystępowała do kolejnego spotkania w ramach Siatkarskiej Lidze Trójmiasta. Forma ‘Watahy’ została przed meczem doceniona przez Redakcję, która typowała ich zwycięstwo. W tekście zaznaczyliśmy jednak, że ‘Portowcy’ również imponują wysoką formą i potencjalnie, spotkanie miało być jednym z ciekawszych wydarzeń czwartkowej serii gier. Mecz rozpoczął się od prowadzenia Portu 5-0. Z czasem ‘odkręcili się’ gracze Wilków, którzy doprowadzili do wyrównania 7-7. Od tego momentu do stanu 15-15 trwała walka ‘łeb w łeb’. Punktem zwrotnym seta był moment w którym na zagrywce stanął Karol Polanowski. Po ‘zagrze’ specjalisty w tej dziedzinie, Port objął prowadzenie 17-15, którego nie wypuścił już do końca. Drugi set rozpoczął się niemal identycznie jak pierwszy. Po chwili od pierwszego gwizdka sędziego było 5-1 dla Portu. Po jednym z ataków Macieja Tarulewicza, na tablicy wyników mieliśmy remis 10-10. Podobnie jak w pierwszej odsłonie, druga część seta należała jednak do graczy Arkadiusza Sojko, którzy po wyjściu na prowadzenie (15-11) nie mieli problemów z tym by wygrać seta. Podobnie było również w trzeciej odsłonie. Po wyrównanej pierwszej części (9-8), to Port wyszedł na prowadzenie 16-13 i po chwili wygrał trzeciego seta. Wynik 3-0 sprawił, że ekipa Arkadiusza Sojko awansowała na wysokie – trzecie miejsce w ligowej tabeli. ‘Wataha’ z kolei może czuć spore rozczarowanie. Z pewnością w czwartkowy wieczór liczyli na coś więcej.

Dream Volley – BES Boys BLUM 3-0 (21-19; 21-13; 21-16)

W czwartkowym spotkaniu przeciwko BES Boys BLUM, drużyna Dream Volley stanęła przed ogromną szansą na to, by przy równej liczbie rozegranych meczów, zrównać się punktami z liderem rozgrywek – Beemką Volley. To co musiała zrobić drużyna Mateusza Dobrzyńskiego, to wygrana z ‘Chłopcami’ za komplet punktów. W teorii plan nakreślony na spotkanie wydawał się dość prosty. Obie drużyny w obecnym sezonie walczą bowiem o zdecydowanie inne cele, co pokazuje tabela czy sam stosunek wygranych oraz porażek. Gdyby ktoś spojrzał wyłącznie na suchy wynik pierwszego seta, mógłby odnieść mylne wrażenie, że Dream Volley miał w tej partii ‘ciężary’. Rzeczywistość wyglądała jednak nieco inaczej. Dream Volley po wyrównanym początku (9-9), wypracował sobie pokaźną zaliczkę (17-11), która zwiastowała, że obie drużyny za chwilę zmienią strony. Mimo że pod koniec prowadzili już 20-15 to dzięki dobrej grze w obronie oraz wysokiej skuteczności w ataku Jacka Ragusa, ‘Chłopcy’ zdołali zniwelować straty i ostatecznie przegrali tę partię 19-21. Druga odsłona należała do ‘Marzycieli’, u których przez większość seta równomiernie rozkładał się atak. Ponadto, Dream pokazał w tej partii dobrą dyspozycję w przyjęciu oraz obronie. Zebranie tego wszystkiego do kupy sprawia, że wynik 21-13 nie mógł być zaskoczeniem. W trzeciej partii były momenty, w których mogło się wydawać, że to BES Boys BLUM wygrają seta. W połowie, po ataku Łukasza Grzyba, prowadzili oni 12-10. Mimo to, w drugiej części seta to ‘Marzyciele’ dominowali. W końcówce bardzo uaktywnił się Tomasz Janowski, który zdołał wypracować dla swojej drużyny sporą przewagę punktową. Finalnie set ten zakończył się wynikiem 21-16.

Port Gdańsk – Flota Active Team 1-2 (14-21; 12-21; 21-18)

W zapowiedzi przedmeczowej pisaliśmy o tym, że potencjalnie mecz ‘Portowców’ z Flotą, może być ciekawszy niż anonsowany na hit Siatkarskiej Ligi Trójmiasta, spotkanie lidera z Chilli Amigos. Po spotkaniu trudno o jednoznaczną opinię, ale wydaje nam się, że kibice zgromadzeni na trybunach, nie mieli powodów do narzekań. Czwartkowe spotkanie, lepiej rozpoczęli gracze Floty, którzy po dwóch atakach Krystiana Lipińskiego, objęli prowadzenie 11-7. Był to fragment seta, w którym ‘Portowcy’ nie mogli znaleźć sposobu na wpadające w pole, kiwki przeciwników. Dodatkowo, drużyna z doków, miała w tym fragmencie problemy z wykończeniem własnej akcji, w efekcie czego, lider rozgrywek wygrał tę partię do 14. Pierwsza połowa drugiego seta była…brzydka (9-9). Dość powiedzieć, że zdecydowana większość punktów do tego momentu to błędy własne obydwu drużyn. Out, siatka, podwójna itd. to było to, co cechowało ten fragment. Jako pierwsi ‘odkręcili się’ gracze Floty Active Team, którzy zaczęli po chwili kończyć własne akcję i spokojnie wygrali tę partię do 12. Ostatni set był prawdziwym kubłem zimnej wody, wylanej wprost na głowy graczy Floty. Już na początku tej partii ‘Portowcy’ objęli prowadzenie 8-3. W dalszej części nie zwalniali i na tablicy wyników mieliśmy 15-6. Na taki wynik złożyły się dwie składowe. Świetny fragment ‘Portowców’ oraz beznadziejny Floty. Mimo że po ataku Denisa Gostomczyka, ‘Portowcy’ prowadzili już 18-9 to w końcówce tym razem to oni dostali coś w rodzaju paraliżu. Każdy kolejny punkt napędzał lidera, który w pewnym momencie zbliżył się do drużyny Arkadiusza Sojko na dwa punkty (20-18). Mimo szalonej pogoni, nie udało się im wygrać ostatniego seta i mecz zakończył się podziałem punktów.

Bayer Gdańsk – Husaria Gdańsk 2-1 (21-18; 21-12; 13-21)

Czwartkowe spotkanie pomiędzy sąsiadami w tabeli przyniosło więcej emocji niż sądziliśmy przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Poniżej zapowiedzi meczowej, Redakcja wskazywała na to, że Bayer Gdańsk sięgnie po komplet punktów. Pierwszy set pokazał, że zadanie to nie będzie bynajmniej proste. Partia ta rozpoczęła się bowiem od wyrównanej walki obu drużyn (8-7). Po ataku kapitana drużyny – Mateusza Grudnia, Bayer objął trzypunktowe prowadzenie (13-10). Mimo to, po chwili to Husaria wysunęła się na prowadzenie 15-13. Sytuacja w pierwszym secie zmieniała się jednak jak w kalejdoskopie i po kilku punktach, dobrze dysponowanego Damiana Harica, w końcówce to Bayer objął zaprezentował się lepiej (19-17) i po chwili wygrał pierwszą odsłonę. Drugi set był jednostronnym pojedynkiem. Husaria Gdańsk nie była w stanie nawiązać równorzędnej walki z przeciwnikami i finalnie, Bayer wygrał tę partię do 12. Kiedy wydawało się, że ‘Aptekarze’ mają pełną kontrolę nad tym co dzieje się na boisku numer 3, w ostatniej partii przebudzili się gracze w biało-czerwonych barwach. Po dwóch asach serwisowych Radosława Dąbrowskiego, Husaria Gdańsk objęła prowadzenie w tej partii 10-4. W tym fragmencie, ich przeciwnicy mieli potężne problemy z wyprowadzeniem akcji, co tylko nakręcało Husarię. Gdy po ataku najskuteczniejszego gracza w obecnym sezonie – Łukasza Chomika, zrobiło się 14-6 dla Husarii, stało się jasne, że w meczu dojdzie do podziału punktów.

Team Looz – Hydra Volleyball Team 0-3 (13-21; 11-21; 19-21)

Przed meczem było dość oczywiste, że w czwartkowy wieczór, dla Hydry Volleyball Team liczy się tylko zwycięstwo za komplet punktów. Tylko komplet przybliżał ‘Bestię’ do podium rozgrywek. Do tego, że Hydra straciła w obecnym sezonie za dużo punktów, nie trzeba nikogo przekonywać. Tuż przed pierwszym gwizdkiem sędziego zastanawialiśmy się jak będzie wyglądało to spotkanie. Wszystko za sprawą tego, że w wyjściowym składzie Team Looz wystąpiło dwóch graczy, którzy kilka miesięcy temu, bronili barw pierwszoligowej drużyny Epo-Project. Mimo to, pierwszy set rozpoczął się w wymarzony wręcz sposób dla ekipy w złotych strojach (12-5). Do tego momentu, o ile drużynie Team Looz udało się zdobyć punkty, te wynikały najczęściej z błędów ich rywali. Z czasem gracze w czarnych strojach podkręcili nieco tempo (17-13), ale na więcej nie pozwolili im bardzo dobrze dysponowani gracze Sławka Kudyby. Druga odsłona rozpoczęła się od serii zepsutych zagrywek z obu stron. Z początkowego chaosu zrodził się wynik 7-4 dla Hydry. Dalsza część seta, była widowiskiem ‘dla koneserów’. Co tu dużo mówić, Hydra spokojnie dowiozła prowadzenie do końca. Kto wie, czy właśnie ten nudny set nie uśpił nieco ‘Bestii’. W trzecim secie przebudził się z kolei Team Looz, który po zagrywce Tomasza Swędy objął prowadzenie 5-3. Im dłużej trwała ta partia, tym bardziej czuć było charakterystyczną woń niespodzianki. Po ataku oraz ‘zagrze’ Piotra Labudy, Team Looz objął z czasem prowadzenie 14-11. Mimo to, pod koniec seta, Hydra zdołała doprowadzić do wyrównania (18-18) a następnie po zagrywce aktywnego Igora Kazello oraz ataku Filipa Ziółkowskiego postawiła kropkę nad ‘i’.

BEemka Volley – BES-BLUM Nieloty 2-1 (19-21; 22-20; 23-21)

Ależ to było emocjonujące spotkanie. W zapowiedzi przedmeczowej nie dawaliśmy Nielotom większych szans na wygranie meczu. Z drugiej strony zauważyliśmy, że kto jak kto, ale Nieloty z faworyzowanymi drużynami radzą sobie bardzo dobrze. Nie inaczej było i w czwartkowym pojedynku, który prawdę mówiąc, drużyna Mateusza Bone mogła wygrać. O tym, że stało się inaczej zadecydowały detale oraz…decyzja sędziego prowadzącego zawody, który w końcówce meczu podjął niekorzystną decyzję dla ‘Pingwinów’. Zanim do tego doszło, drużyny rozegrały trzy bardzo emocjonujące i wyrównane sety. W pierwszej partii to BES-BLUM kontrolował przebieg gry. W połowie seta, po punktach Marka Podolaka oraz Tomasza Czopura, Nieloty objęły wysokie prowadzenie 15-9. Z czasem, BEemka próbowała dogonić swoich rywali (20-19), ale ostateczny cios wyprowadził Łukasz Karbowniczek i to BES-BLUM cieszył się z wygrania pierwszego seta. Druga odsłona rozpoczęła się od prowadzenia lidera rozgrywek. Po ataku środkowego – Michała Szymańskiego objęli oni prowadzenie 7-3. Kiedy wydawało się, że BEemka kontroluje przebieg wydarzeń boiskowych, kontuzję stawu skokowego odniósł Michał Kulpiński. Sytuacja ta sprawiła, że BEemka musiała przemodelować swoje ustawienie. Mimo to, po bardzo wyrównanej końcówce liderowi rozgrywek udało się doprowadzić do wyrównania w setach 1-1. Ostatni set o czym już wspominaliśmy był bardzo emocjonujący i nie mówimy tu wyłącznie o emocjach stricte sportowych. Od samego początku tej partii trwała walka punkt za punkt. Taka sytuacja doprowadziła nas do stanu 22-21 dla BEemki. W końcówce nastąpiła sytuacja o której wspominaliśmy na początku tego podsumowania. Po ostatnim gwizdku sędziego, Nieloty przez długi czas nie mogli pogodzić się z kontrowersyjną decyzją. Mimo że przegrali oni spotkanie to uważamy, że było to jedno z lepszych występów drużyny Mateusza Bone w obecnym sezonie.

Oliwa Team – Prometheus 2-1 (21-16; 13-21; 21-16)

Po godzinie 21, na centralnym boisku spotkały się drużyny, które w obecnym sezonie zmagają się ze swoimi problemami. Do meczu z Prometheusem, Oliwa Team przystępowała z zaledwie jednym zwycięstwem w siedmiu spotkaniach. Lepszym bilansem mogła pochwalić się drużyna Prometheusa, która w sześciu spotkaniach wygrała cztery mecze. Należy przy tym zaznaczyć, że od drużyny Mikoli Pocheniuka można było oczekiwać więcej. Zaledwie dziewięć punktów w sześciu spotkaniach nie było wynikiem marzeń. Dodatkowo drużyna zza wschodniej granicy przystępowała do meczu po jednym z najsłabszych występów w historii SL3, kiedy byli zaledwie tłem dla drużyny Dream Volley. Okazję do rehabilitacji, drużyna Prometheus miała wręcz wymarzoną. Mimo to w pierwszym secie to Oliwa Team wyglądała na o wiele lepszą drużynę. Po wyrównanym początku (9-9), kilka punktów dla ‘Oliwiaków’ zdobył duet Pocheniuk – Kowalewski (15-12). Trzypunktowe prowadzenie sprawiło, że Oliwa bez problemów wygrała seta do 16. W drugim secie, do roboty wzięli się gracze Prometheus, którzy błyskawicznie objęli prowadzenie 7-2. Mimo że z czasem Oliwa zdołała nieco zniwelować stratę (10-12) to po kilku skutecznych atakach Dmytro Moroziuka, Prometheus ponownie wyszedł na kilkupunktowe prowadzenie (19-13) i finalnie po chwili wygrał seta. Decydujący o zwycięstwie set rozpoczął się od kilku punktów Macieja Pochyluka (6-3). Trzypunktowa przewaga z czasem stała się jeszcze bardziej okazała (12-6) i mimo że Prometheus starał się zniwelować przewagę przeciwników, to finalnie musiał przełknąć gorzką pigułkę, którą bez wątpienia była porażka. Ostatecznie, Oliwa Team wbrew typom Redakcji oraz Ekspertów wygrywa spotkanie, dzięki czemu poprawia swoją sytuację w obecnym sezonie.

ACTIVNI Gdańsk – Craftvena 3-0 (21-13; 21-8; 21-12)

Dni, które mijały od ostatniego spotkania ACTIVNYCH do meczu z Craftveną ciągnęły się niemiłosiernie. Przypomnijmy, że ostatnie spotkanie wicelidera rozgrywek, dość niespodziewanie zakończyło się zwycięstwem Wolves Volley. W czwartkowy wieczór, drużyna Artura Kurkowskiego chciała za wszelką cenę zmazać po tym spotkaniu plamę. Aby tak się stało, ACTIVNI potrzebowali kompletu punktów i to najlepiej w dobrym stylu. Faworyzowana ekipa doskonale weszła w mecz. Po dwóch asach serwisowych z rzędu, ACTIVNI prowadzili już 7-1. Dalsza część również nie pozostawiała złudzeń, która ekipa jest lepiej dysponowana (14-5). W końcówce ‘Rzemieślnicy’ zdołali podreperować nieco swój dorobek punktowy i finalnie set ten zakończył się wynikiem 21-13. Druga odsłona rozpoczęła się od problemów z przyjęciem Craftveny. To sprawiło, ze ACTIVNI objęli prowadzenie 7-2. W odróżnieniu od pierwszego seta, pod koniec drugiej partii ACTIVNI nie zaciągnęli hamulca ręcznego i wygrali seta do 8. Trzeci set, również rozpoczął się od wysokiego prowadzenia faworyzowanej ekipy (10-2). W połowie seta sytuacja drużyny Artura Kurkowskiego zaczęła się nieco komplikować (14-11). Z boku można było odnieść wrażenie, ze gracze w żółto-czarnych strojach poczuli się zbyt pewnie, co kosztowało ich trochę nerwów i…małych punktów, które w ostatecznym rozrachunku mogą mieć duże znaczenie. W dalszej części seta, Craftvena popełniła jednak sporo błędów w komunikacji a w związku z tym, nie była już w stanie, nawiązać skutecznej walki.

Start a Conversation

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.