Za nami środowa seria gier, w której przebudziła się wreszcie drużyna Szach-Mat. Dodatkowo w pierwszej lidze kolejne zwycięstwo za komplet punktów zanotowała ekipa Eko-Hurt. W trzeciej klasie rozgrywkowej, udany rewanż za spotkanie sprzed kilkunastu dni wzięła ekipa Kraken. Zapraszamy na podsumowanie!
BES Boys BLUM – KRUK Volley 3-0 (21-16; 21-11; 21-13)
Przed meczem stało się jasne, że jeśli ‘Chłopcy’ sięgną w środowy wieczór po komplet punktów to szare trykoty zamienią na te najbardziej cenne – żółte, które ma prawo ubierać lider. Nie ma się co oszukiwać. Stawiany przed ‘Chłopcami’ cel nie zdawał się być przesadnie ambitny. Będąc na pewnym poziomie, pewne rzeczy trzeba po prostu robić. Robienie zakupów, powiedzenie dzień dobry w sklepie, wymienienie uprzejmości z bliskimi czy użycie szczotki od kibla w razie potrzeby. No właśnie do tej listy należy dorzucić ogolenie Kruka Volley za komplet punktów. Nie lubimy do końca dość powszechnego powiedzenia, ale jest takie, które niemal trzydzieści lat temu wypowiedział polski piłkarz Marek Jóźwiak przy okazji meczu ze szwedzką drużyną. Zaznaczamy, że tylko cytujemy: ‘masz frajera to go duś, jak udusisz to go puść’. Cóż, choć Kruki nie są bynajmniej frajerami to należy zauważyć, że na przestrzeni całego meczu BES Boys BLUM pomylił nieco kolejność. Bo te duszenie miało być najmocniejsze w pierwszym secie i uścisk miał być stopniowo uwalniany. Jak było w tym przypadku? Ano tak, że w pierwszym secie, niebo pokryło się czarnymi krukami, którego z początku BES Boys BLUM się jakby wystraszyło. Dość powiedzieć, że w drugiej części seta ‘Chłopcy’ prowadzili zaledwie jednym oczkiem (17-16). Ostatecznie pod koniec partii ‘Chłopcy’ przeobrazili się w mężczyzn, dwa razy krzyknęli, trzy razy zaklaskali i ‘Kruki’ w popłochu uciekły, po czym nie zdołały ich już niepokoić do samego końca spotkania.
Dream Volley – Złomowiec Gdańsk 1-2 (12-21; 14-21; 21-17)
Dumamy, myślimy, rozważamy. W skrócie – zastanawiamy się z kim zestawić drużynę Dream Volley, by ci wreszcie wygrali spotkanie? Dzieci z Bullerbyn? Ania z Zielonego Wzgórza ma zawołać swoje koleżanki, których notabene zbyt dużo nie miała? Może to właśnie wtedy będzie po równo hm? Chcemy podkreślić, że tym początkiem mogliśmy nieco urazić Złomowca Gdańsk. Z tego miejsca chcielibyśmy temu zaprzeczyć, bowiem odnosimy się bardziej do całokształtu. Ten jest tak dramatyczny, że bilans Dream Volley wynosi aktualnie jedno zwycięstwo oraz sześć porażek. Dobrze, że ‘Marzyciele’ coś tam jednak wygrali, bo bilans 0-7 sprawiłby, że musielibyśmy wyciągać z szafy żenujące żarty o polskim serialu 0-7 zgłoś się. Co ciekawe, we wspomnianym bilansie hańby, ‘Marzycielom’ udawało się skubać rywali tak jak w środowy wieczór. Dzięki temu, jak znamy życie nie będą mieli problemów z tym by utrzymać się w lidze, ale na Boga – czy właśnie taki los sobie ‘WYMARZYLIŚCIE’? Po porażce ze Złomowcem, dla zespołu Mateusza Dobrzyńskiego przerwa. Pół żartem pół serio – sami też chcieliśmy od tych męczarni odpocząć. A Złomowiec? Cóż, klasyka gatunku. A propos tego, że mamy kwiecień chcielibyśmy nieco parafrazować słynne powiedzonko. Kwiecień plecień bo przeplata, ‘Miedziowi’ wygrywają, a później dupy nadstawiają’. Tak mniej więcej do tej pory to wyglądało. Mecze świetne były przeplatane tymi słabymi. Czy po tryumfie z Dream Volley, gracze Witka Klimasa będą musieli uznać wyższość BEemki? Dużo na to wskazuje.
Szach-Mat – TGD 3-0 (21-17; 21-17; 21-12)
Po kilku nieudanych spotkaniach, team Dawida Kołodzieja stanął przed wyborem ‘co robimy’. Albo rybki, albo pipki. Środowy wieczór miał dać odpowiedź, w którą stronę zmierza Szach-Mat i cóż. Aktualnie myślimy o tym, że plotki o ich sportowej śmierci były najprawdopodobniej przesadzone. ‘Szachiści’ wykorzystali problemy w obronie TGD na początku spotkania i błyskawicznie objęli prowadzenie 5-1. Cztero-pięciopunktowa zaliczka trwała do stanu 16-11, po której TGD zdołało doskoczyć na zaledwie jeden punkt (17-16). To, co charakteryzowało faworyzowaną ekipę to fakt, że w całym meczu prezentowali wysoką kulturę gry i popełniali stosunkowo mało błędów. To właśnie ten element był jednym z fundamentów tego, że Szach-Mat wygrał pierwszą partię do 17. Nie inaczej było w środkowej odsłonie, w której TGD grało naprawdę niezłą siatkówkę. Sądzimy, że ‘Drogowcy’ mieli pecha, że trafili na swoich rywali właśnie tego dnia. Gdyby do meczu doszło tydzień temu, przebieg gry mógłby być inny. Tak czy inaczej do stanu 14-14, kwestia tego, która z drużyn wygra pozostawała otwarta. Dopiero w końcówce Szach-Mat przeprowadził skoordynowany atak na króla i mógł wypowiedzieć magiczne wręcz SZACH-MAT (21-17). Ostatnia odsłona to już zupełnie inna historia. Historia, w której swoje karty zapisali wyłącznie gracze w czarnych strojach. Ba, o TGD nie było w niej nawet wzmianki (21-12).
Bossman Team – Old Boys 2-1 (14-21; 21-14; 21-13)
Porażka Bossmana z minionego sezonu z Old Boysami z całą pewnością siedziała w głowach drużyny Jakuba Kłobuckiego. Gdyby nie tamten mecz, to wygraliby oni zmagania w drugiej lidze bez ani jednej przegranej na koncie. Oczywiście nie ma co gdybać, czasu się nie cofnie, ale tak jak wspomnieliśmy – wspominana porażka była kamyczkiem w bucie, który uwierał Bossmana z każdym kolejnym krokiem. Znając już podłoże, trudno nam sobie wyobrazić jak czuli się gracze oraz sympatycy drużyny patrząc na to jak granatowi zaprezentowali się w pierwszej odsłonie. Było kiepsko, było niemrawo, było smutno, a do tego ‘Gulanik’ niemalże milczał. Nie grało nic. Nie było Bossmanowo i parafrazując zapowiedzi na fanpage’u ‘Granatowych’ to nie była środa, w którym ‘Kuba Wam info poda’, tylko to była środa – kłoda. Było sucho jak w tartaku. Dobra, każdy już załapał. Mając tak dysponowanego rywala, Old Boysom nie pozostawało nic tylko to wykorzystać, co też należy umieć zrobić. Po świetnej grze w bloku graczy z Pruszcza Gdańskiego oraz braku asekuracji u ‘Drzewiarzy’, prowadzenie Old Boys wynosiło już 17-10, a to rzecz jasna oznaczało koniec seta. Druga odsłona to set nie ‘Drzewiarzy’, a ‘Motorniczych’, którzy w przerwie pomiędzy partiami zrobili pauzę i w czasie, kiedy pasażerowie czekali na kolejny przystanek, ci przestawili zwrotnice na inną grę. Precyzując – na lepszą grę. Choć pierwsza część seta była wyrównana (10-10) to im dalej zajechał tramwaj w granatowych barwach, tym było coraz lepiej. Ostatecznie po kilku przystankach, ‘Motorniczy’ wcisnęli coś na konsoli przed nosem i odjechali z zawrotną prędkością w kierunku portu (21-14). Trzeci set to powrót ‘Bossmana’, który po dobiciu do portu, postanowił zabrać drużynę przeciwną w rejs dookoła zatoki. Cóż. Nierozgarnięci turyści z Pruszcza nie poinformowali Bossmana, że tak naprawdę to mają chorobę morską i jak możecie się domyślać – nie skończyło się to dla nich dobrze. W pewnym momencie, gracze występujący w delegacji tak zafajdali pokład, że wkurzony Bossman postanowił wyrzucić ich za burtę (21-13).
Kraken – Port Gdańsk 3-0 (21-12; 21-17; 21-17)
Przed spotkaniem do ekipy ‘Bestii’ dołączył ceniony na parkietach SL3 rozgrywający Anton Hukasov, co od razu zmieniło perspektywę przebiegu rywalizacji. Dodatkowo, Port pojawił się w szóstkę, a takiego obrazka nie oglądaliśmy w ich wykonaniu od dłuższego czasu. Już od pierwszego gwizdka sędziego Kraken wszedł w mecz bardzo zdecydowanie, od razu osiągając kilkupunktową przewagę (8-3), głównie dzięki błędom rywali. Kilka udanych akcji Portowców przybliżyło ich do wyrównania wyniku i nawiązania równej walki z przeciwnikami, jednak po tym zrywie znów zaczęli popełniać błędy, dzięki czemu Kraken ponownie odbudował przewagę, a nawet ją powiększył, spokojnie wygrywając seta do 12. Druga partia miała bardzo podobny przebieg do pierwszej. Ponownie ekipa zza wschodniej granicy odjechała na początku (8-4), Portowcy wyrównali na 11-11, po czym Kraken bez litości oplótł rywala swoimi mackami i pociągnął na dno, kończąc seta wynikiem 21-17. Trzeba przyznać, że ekipa Arkadiusza Sojko w tym zatonięciu pomagała jak umiała, popełniając głupie błędy w kluczowych dla siebie momentach. Trzeci set różnił się od pozostałych wyłącznie tym, że ‘Niebiescy’ nie dali graczom Jurija Charczuka odskoczyć na kilka punktów już na początku partii, a dopiero w jej drugiej połowie (13-8). Po tym ponownie udało im się zniwelować przewagę (15-14), jednak historia lubi się powtarzać i końcówka ponownie padła łupem Krakena, który zdecydowanie wygrał partię do 17, a cały mecz 3-0. Tym samym Kraken bierze udany rewanż za marcowe spotkanie i przyznajemy, że jeśli ich gra będzie wyglądała tak, jak we wczorajszym meczu, runda rewanżowa może się okazać w ich wykonaniu dużo lepsza.
Szach-Mat – Hydra Volleyball Team 3-0 (21-17; 22-20; 21-16)
Na ‘Szachistów’ wylało się w ostatnim czasie tyle pomyj, że zastanawialiśmy się czy w związku z tym nie powinniśmy im zapewnić pomocy psychologicznej. A co nam tam, to było wiadro obornika. Z drugiej strony, czy nie jest przypadkiem tak, że gracze w czarnych strojach sobie na to zasłużyli? Pal licho z formą drużyny, ale tam naprawdę do pewnego momentu nic nie funkcjonowało. W zapowiedziach przedmeczowych wskazywaliśmy na to, że choć ich sytuacja staje się naprawdę nieciekawa, to w środowy wieczór mają szansę na bilet ‘last minute’ na pociąg prowadzący w kierunku pierwszej ligi. Cóż, nie chcemy popadać ze skrajności w skrajność, ale zdaje się, że w promocyjnej cenie dostali oni bilet na miejsca dla vipów. Sześć punktów plus ogolenie jednego z rywali w walce o podium? Brzmi doskonale i właśnie w takich humorach do domów wracali gracze w czarnych trykotach. Choć w naszych oczach to Hydra Volleyball Team była w lepszej formie i to ich wskazywaliśmy jako faworyta konfrontacji to finalnie stało się zupełnie inaczej. Uważamy, że podobnie jak dla Szach-Matu nie szukaliśmy usprawiedliwień w poprzednich meczach tak i tu, w kontekście Hydry nie ma sensu wspominać o brakach kadrowych. Te były, są i będą w każdej drużynie. Poza tym, zespół w złotych strojach dysponuje dość szeroką kadrą i musi być gotowa na wszelkie ewentualności. Jeśli chodzi o samo spotkanie to najciekawiej było w środkowej partii, w której po ataku Kuby Koniecznego, Hydra miała piłkę setową (20-19). Po chwili dwa bardzo ważne punkty zdobył Adrian Krampichowski, a resztę tej historii już znacie. Dzięki sześciu punktom, Szach-Mat wskakuje w ligowej tabeli tuż nad Hydrę, na czwartą lokatę. Oj, błyskawicznie ewoluuje nam sytuacja w drugiej lidze.
Bossman Team – AIP 2-1 (21-14; 21-14; 16-21)
Oj, dawno nie oglądaliśmy tak dziwnego spotkania. Pierwszy set rywalizacji wyglądał bowiem tak jak spotkania przybyszy z innych galaktyk w animowanym filmie ‘Kosmiczny mecz’. Dysproporcja pomiędzy turystami z kosmosu (Bossman) a niezbyt ogarniętymi mieszkańcami ziemi (AiP) była w pierwszej odsłonie PRZYTŁACZAJĄCA. Podczas gdy tym pierwszym szło wszystko, drużynie AIP nie szło nic. Serio. Gdyby w pierwszym secie, któryś z graczy Adriana Ossowskiego postanowił podłubać sobie w nosie to prawdopodobnie wybiłby sobie oko. Przykładów można mnożyć, ale doprawdy – to była niebywale śmierdząca kupa. Choć trudno w to uwierzyć, pod koniec seta było już 19-8 dla BOSSmana. Jako pierwszemu taki stan rzeczy nie spodobał się atakerowi AIP – Mariuszowi Seroce, który zasadniczo nie miał nic do stracenia i w końcówce seta postanowił rozstrzelać rywali mocną zagrywką. Efekt? Kiedy ktoś spojrzy na wynik to nie oglądając zawodów może odnieść wrażenie, że AIP coś tam grało. Cóż, nie grali ani w pierwszym, ani drugim secie. Środkowa partia to przewaga beniaminka rozgrywek, który parł po swoje i wygrał tę odsłonę do 14. Na początku zapowiedzi wspomnieliśmy o kosmicznym meczu i tym jak w początkowych fazach gracze Looney Tunes byli upokarzani. Pamiętacie jak skończyło się w tamtym meczu? Jeśli nie – służymy pomocą. Animki chcąc uniknąć porwania na inną planetę włączyły tryb ‘TERA ALBO KUR*A NIGDY’ i od początku trzeciej partii byli już inną drużyną. Choć KOKSY robiły wszystko, co w ich mocy to w trzeciej partii karta sprzyjała drużynie w fioletowych strojach. Ostatecznie AIP wygrał tę partię do 16 i choć przesadnie mu nie szło, to zdobył cenny punkt do ligowej tabeli.
Eko-Hurt – MPS Volley 3-0 (21-18; 21-16; 22-20)
Czy w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta jest ktoś kto może powstrzymać Eko-Hurt? Ależ kozacko to wygląda. Wiecie co jest miarą wielkich drużyn? Ano to, że nawet jeśli nie grają oni super zawodów to i tak są w stanie zdobywać komplety punktów. Ileż to razy oglądaliśmy bowiem sytuację, w której o mistrzostwie decydowały cholerne sety, w których drużyny nie potrafiły zachować koncentracji. Ba, od początku sezonu tak było również w Eko-Hurcie, ale team Konrada Gawrewicza włączył jakiś czas temu super tajny przycisk, który na jakiś czas sprawia, że stają się oni ‘nieśmiertelni’. Czy do końca sezonu? Cóż, przekonamy się niebawem, ale aktualnie Eko-Hurt jest Maxem Verstappenem Siatkarskiej Ligi Trójmiasta. Jest kozakiem. Sam mecz? Tak jak wspomnieliśmy, nie obył się bez problemów. W pierwszym secie po skutecznej zagrze Wojtka Ingielewicza, na tablicy wyników było już 17-13 dla Eko-Hurtu. Po chwili, serią kilku punktów z rzędu popisali się Miłośnicy Piłki Siatkowej i przewaga faworyzowanej ekipy, stopniała do jednego punktu (18-17). Końcówka to jednak postawienie kropki nad ‘i’. Środkowa odsłona to bodajże najmniej emocjonująca partia w meczu. W telegraficznym skrócie – Eko-Hurt kontrolowali przebieg i wygrali do 16. Emocji nie brakowało za to w ostatniej odsłonie, która do pewnego czasu wyglądała idealnie dla Mistrzów SL3. Po bloku Kacpra Buczkowskiego, Eko-Hurt prowadził bowiem 13-11. Druga część seta to jednak dobra gra MPS, który postanowił powalczyć o cenny punkt. W końcówce partii wynik wynosił 20-20 i sprawa wygranej pozostawała kwestią otwartą. Ostatecznie po ataku Wojtka Ingielewicza, dla którego był to dokładnie punkt nr 1135 w SL3, Eko-Hurt cieszyło się z trzech oczek.
BL Volley – Drużyna A 2-1 (21-9; 13-21; 21-17)
Oddając ‘Typ Redakcji’ braliśmy pod uwagę fakt, że BL Volley był w obecnym sezonie drużyną ‘zero-jedynkową’. Jeśli wygrywali to za komplet punktów. Jeśli zaś przegrywali to również nie udawało im się sięgnąć po choćby jeden punkt. Wyjątkiem od tej reguły było ostatnie spotkanie, w którym ‘Tygrysy’ mierzyły się z BES Boys BLUM. Mecz z Drużyną A miał być powrotem do utartego schematu i to dodatkowo do jej szczęśliwej części. Początek spotkania nie wskazywał na to, że będzie to dla drużyny Wojciecha Strychalskiego łatwa przeprawa. Choć wynik na tablicy wskazywał 8-8 to należy zauważyć, że wynikało to raczej ze sporej liczby błędów Drużyny A, a nie wyrównanej walki, w której obie drużyny walczą punkt za punkt. Kiedy wydawało się, że team Karola Majkowskiego jest w stanie zaskoczyć swojego rywala w pierwszej odsłonie to zaskoczyli bardziej siebie oraz wszystkie osoby oglądające spotkanie. Szanowni Państwo, na półmetku seta, ktoś z niewyjaśnionych przyczyn wyciągnął Drużynie A wtyczkę z prądem i dopiero pod koniec partii udało im się zrobić przejście. Te oczywiście nic im już nie dało. Środkowa partia to set, w którym gracze w czarnych strojach przestali wreszcie popełniać niezliczoną ilość błędów. Efekt był taki, że to właśnie ‘underdog’ przejął inicjatywę w tej odsłonie i na półmetku seta prowadził 9-6. W dalszej części, drużynie BL Volley brakowało pomysłu na sforsowanie zasieków rywali. Dodatkowo, co rusz narażali się oni na skuteczne kontry, bloki czy zagrywkę. Wynik 17-9 mógł szokować, ale tylko osoby, które nie oglądały spotkania na żywo. Ostatecznie partia ta zakończyła się wynikiem 21-13, co oznaczało, że o zwycięstwie w meczu zadecyduje trzeci set. Ten rozpoczął się od tego, co oglądaliśmy w pierwszej odsłonie czyli błędów Drużyny A, które zaprowadziły nas do stanu 10-5 dla faworyzowanej ekipy. O tym, że element, który podkreślamy nie jest wymyślony z czterech liter świadczy fakt, że w całym meczu BL zdobył 19 punktów po ataku i jest to wynik najgorszy ze wszystkich drużyn, które zagrały w środowy wieczór. Żeby nie było, że atakujemy tylko jednych to dla odmiany – Drużyna A popełniła najwięcej błędów. Cóż, równowaga, o której wspominamy sprawiła, że choć ‘Tygrysy’ się nie napociły, to finalnie trzeci set padł ich łupem (21-17).