Za nami siedemnasta seria gier. Swoje mecze, w drugiej klasie rozgrywkowej bez większych problemów wygrywali faworyci do podium – ZCP Gdańsk oraz MPS Volley. Najciekawszym wydarzeniem dnia okazało się spotkanie Sprężystokopytnych & Kitku z EviRentem. Zapraszamy na podsumowanie.
MPS Volley – BH Rent MiszMasz 3-0 (21-14; 21-15; 21-14)
Ojjj, pomyliliśmy się w zapowiedziach przedmeczowych. Na stronie opublikowaliśmy bowiem posta, z którego wynikało, że Redakcja przewiduje większe ciężary MPS-u w meczu przeciwko Prometheusowi niż BH Rent MiszMasz. Żebyśmy byli uczciwi. Problemów nie było ani tu, ani tu, ale jednak bardziej wymagającym rywalem okazała się ekipa Tomasza Walaskowskiego – BH Rent. Początek meczu rozpoczął się zgodnie z planem nakreślonym przez kapitana – Jakuba Nowaka. Po dwóch atakach z rzędu ex-środkowego Grzegorza Dymińskiego, MPS objął prowadzenie 6-3. W dalszej części seta MPS kontrolował przebieg gry i nie dał swoim rywalom się zbytnio rozkręcić. W końcówce, po raz kolejny, bardzo aktywnym graczem w szeregach Miłośników Piłki Siatkowej był Arkadiusz Kowalczyk. Finalnie set ten padł łupem MPS-u 21-14. Drugi set nie zmienił zbytnio oblicza spotkania. Podobnie jak w pierwszej partii to gracze w granatowych koszulkach byli stroną dominującą i zasłużenie wygrali – tym razem do 15. Jeśli ktoś liczył na większe emocje w ostatnim secie to musiał przeżyć prawdziwy zawód. Wyrównana rywalizacja trwała do momentu, w którym na tablicy wyników pojawił się remis 7-7. Dalsza część partii to tzw. ‘odjazd’. ‘Hotelarze’ okazali się tymi spóźnialskimi, którzy zostali na peronie. Mimo to BH Rent wstydu nie przyniósł. Tak, jak pisaliśmy w zapowiedziach, przed nimi teoretycznie ‘normalniejsi’ rywale.
Allsix by Decathlon – Oliwa Team 0-3 (14-21; 22-24; 14-21)
Na kilka godzin przed meczem nie mieliśmy pewności, czy drużyna Allsix by Decathlon dotrze w poniedziałkowy wieczór na salę treningową Ergo Arena. Wszystko za sprawą potężnych problemów kadrowych, z którymi zmaga się obecnie beniaminek ligi. Mimo tego, drużyna z ulicy Kartuskiej zdołała w poniedziałkowy wieczór zebrać pięciu graczy i spróbować swoich sił przeciwko Oliwie oraz ZCP Volley Gdańsk. Umówmy się, już przed pierwszym gwizdkiem było wiadomo, jak prawdopodobnie zakończą się te spotkania. Nie oznacza to bynajmniej, że w jednym z nich zabrakło emocji. O ile w pierwszym secie nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego, tak w drugim mieliśmy prawdziwy thriller. Zanim jednak przejdziemy do najciekawszego fragmentu spotkania, z kronikarskiego obowiązku słówko o tym, co działo się w pierwszym secie. Po chwili od pierwszego gwizdka sędziego, swoją drużynę, dzięki aktywnej postawie, na przewagę wyprowadził Tomek Kowalewski (10-5). Pięć punktów z czasem stopniało do zaledwie jednego oczka (12-11), ale w drugiej części tej partii Oliwa po raz kolejny wypracowała sobie zaliczkę i spokojnie wygrała do 14. ‘Spokojnie’ jest w przypadku Oliwy słowem kluczem. To właśnie w taki sposób miał przebiegać drugi set i trzeba sobie to powiedzieć wprost – przez bardzo długi czas się udawało. W pewnym momencie na tablicy wyników pojawiło się 20-11 dla Oliwy. Któż w tym momencie pomyślał, że w dalszej części tego seta Decathlon będzie miał piłkę setową? Mimo, iż jest to nieprawdopodobne to Oliwa miała przestój dłuższy niż taksówkarz na kompletnym wypiździejewie. Ostatecznie, na całe szczęście dla siebie samych, mimo ogromnych kłopotów zdołali wygrać tę partię 24-22. Trzeci set był już setem bez historii. Grająca w piątkę drużyna Decathlonu nie była w stanie nawiązać z rywalem równorzędnej walki, przez co przegrała spotkanie 0-3.
EviRent VT – Sprężystokopytni & Kitku 2-1 (26-24; 21-17; 21-23)
Nie ukrywamy, że wobec tego spotkania nie mieliśmy zbyt wielkich oczekiwań. Ba, wstawiając na facebooka ‘plan transmisji’ złapaliśmy się na tym, że uznaliśmy, że nie będzie to zbyt ciekawe spotkanie. Jako, że konkurencja również nie była zbyt ciekawa (nie wiedzieliśmy czy Decathlon zagra, a także mieliśmy w planach transmitować przyszłotygodniowe spotkanie MPS-u), padło na ten mecz. Ku naszemu zaskoczeniu, była to doskonała decyzja. Obie drużyny stworzyły nam bowiem bardzo ciekawe i wyrównane widowisko. Już początek meczu pokazał, że parafrazując słowa Pudziana – Sprężystokopytni – ‘tanio skóry nie sprzedadzą’. To właśnie oni w pierwszej części seta prowadzili 10-7, a następnie 15-10. Kiedy w powietrzu zaczynał unosić się charakterystyczny zapach niespodzianki, EviRent zaczął MOZOLnie odrabiać punkty. To właśnie kilka punktów będącego w bardzo dobrej dyspozycji przyjmującego – Macieja Mozola doprowadziły EviRent do wyrównania 16-16. Od tego momentu do samego końca seta mieliśmy już walkę punkt za punkt. Mieliśmy również to, co jest charakterystyczne dla Sprężystokopytnych. W końcówce to ich rywale mieli więcej szczęścia i to oni cieszyli się z wygranej pierwszego seta. Drugi set, w porównaniu do pierwszego, nie był tak emocjonujący. Obecny mistrz Siatkarskiej Ligi Trójmiasta odjechał swoim rywalom od stanu 16-16 na 19-16 i mieliśmy koniec wrażeń w tej partii. Trzeci set to jednak nawiązanie do świetnej – pierwszej odsłony. Od początku seta na jedno-dwupunktowe prowadzenie wyszli Sprężystokopytni. EviRent zdołał doprowadzić do wyrównania dopiero w połowie seta (10-10). Od tego momentu, podobnie jak to miało miejsce w pierwszym secie, mieliśmy zażartą walkę ‘łeb w łeb’, która tym razem zakończyła się punktem brązowych medalistów poprzedniego sezonu. Kto wie, być może owa końcówka będzie dla nich punktem zwrotnym? Jakby nie patrzeć. Drużyna wciąż ma duże szanse na utrzymanie.
Trójmiejska Strefa Szkód – Epo-Project 3-0 (21-14; 21-16; 22-20)
Obecny sezon w wykonaniu Trójmiejskiej Strefy Szkód to istne szaleństwo. Pozyskanie sponsora, zmiana nazwy, transfery, nowe stroje, kontuzje graczy, cztery porażki z rzędu na inaugurację sezonu, widmo grupy spadkowej. I co? Po tej wyliczance gracze Trójmiejskiej Strefy Szkód wrócili z zaświatów. Wygrana z Epo-Project była bowiem czwartym zwycięstwem z rzędu, dzięki czemu drużyna Mateusza Woźniaka wciąż ma realne szanse na to, by znaleźć się w grupie mistrzowskiej. Czy tak się stanie dowiemy się w przeciągu kilku dni. W poniedziałek ‘biało-niebiescy’ wykonali jednak swoje zadanie w 100%. Wynik 3-0 przeciwko Epo-Project jest kapitalnym rezultatem. Zarówno Redakcja, jak i Eksperci typowali bowiem, że spotkanie wynikiem 2-1 wygra ekipa z Żukowa. Aby tak się stało, Epo-Project musiałoby mieć tego dnia lepsze przyjęcie. Niestety dla nich, było zupełnie inaczej. Dość powiedzieć, że w samym pierwszym secie przyjmujący Piotr Watus miał na swoim koncie… sześć! asów serwisowych. Niech Was proszę nie zwiedzie sumaryczna liczba asów w trakcie spotkania, bowiem często było również tak, że Epo-Project w efekcie zagrywki oddawało swoim przeciwnikom piłkę za darmo, co w efekcie po chwili kończyło się punktem dla Trójmiejskiej Strefy Szkód. Patrząc na grę TSS-u nie sposób nie wysnuć wniosku, że było to ich zdecydowanie najlepsze spotkanie w obecnym sezonie, a zarazem nawiązanie do pięknych czasów, w których na widok tej drużyny przeciwnicy mieli pełne portki. Epo-Project z kolei w dwóch ostatnich meczach stracił cztery oczka i to, co do niedawna wydawało się nie do pomyślenia, może stać się realne. Może się bowiem okazać, że dla Epo zabraknie miejsca w grupie mistrzowskiej.
MPS Volley – Prometheus 3-0 (21-12; 21-11; 21-11)
Ok, przyznamy Wam szczerze, że takiego obrotu spraw nie spodziewała się nawet Redakcja, która w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta, jak wyliczył Tygodnik Kibica widziała na żywo już… 1033 spotkania! Owszem, wiedzieliśmy że w spotkaniu to MPS będzie zdecydowanym faworytem, ale gdzieś podskórnie czuliśmy, że Prometheus będzie stać na to, aby swoim faworyzowanym kolegom urwać choć punkt. Nie było. I właśnie tego się kompletnie nie spodziewaliśmy, bo o ile wiedzieliśmy, że w MPS-ie kipie jakością to w życiu byśmy nie pomyśleli, że zobaczymy Prometheusa tak bezzębnego, bezradnego i tu przepraszamy – tak bezpłciowego. Jest to o tyle dziwne, że w meczach z innymi faworyzowanymi drużynami wyglądało to zupełnie inaczej. Czy to z CTO, czy z ZCP, czy wreszcie z Hydrą Prometheus potrafił pokazać przysłowiowy pazur. Zostawmy jednak graczy Mykoli Pocheniuka. Gra się bowiem tak, jak przeciwnik pozwoli, a MPS nie pozwolił swoim rywalom na zbyt wiele. Nie wiemy, czy tak dobry mecz był efektem tego, że drużyna przystąpiła do niego rozgrzana po meczu z MiszMaszem czy po prostu forma, którą obecnie osiągnęli jest już tą optymalną. Z pewnością gracze w granatowych koszulkach życzyliby sobie tego drugiego. Przed MPS-em bowiem mecze, które zadecydują o przyszłości drużyny. Jeśli uda im się utrzymać formę z poniedziałkowego wieczoru to o założone cele mogą być spokojni.
Allsix by Decathlon – ZCP Volley Gdańsk 0-3 (6-21; 12-21; 8-21)
Drugim rywalem, grającej w poniedziałkowy wieczór ekipy Allsix by Decathlon był jeden z głównych faworytów do awansu. Jako, że w spotkaniu zmierzyły się drużyny, pomiędzy którymi znajduje się aż dwanaście zespołów, wynik 3-0 dla ZCP nie może nikogo dziwić. Dodatkowo, drużyna Przemysława Wawera wyszła na to spotkanie bardzo zmobilizowana i od pierwszego gwizdka sędziego było widać, że powalczą oni o jak najkorzystniejszy stosunek małych punktów. Trzeba bowiem pamiętać o tym, że te w ostatecznym rozrachunku mogą mieć niebagatelne znaczenie dla układu tabeli. Przechodząc do samego meczu, pierwsza część seta była jeszcze tą, w której Decathlon miał kontakt ze swoim rywalem (7-4). Z czasem zarysowywała się coraz większa przewaga drużyny ZCP, która zakończyła się jedną z wyższych wygranych w obecnym sezonie (21-6). Drugi set był najlepszym fragmentem ekipy z ulicy Kartuskiej w tym meczu. Gracze Aleksandra Bochana zdołali w nim zdobyć dwanaście punktów. Ostatnia odsłona nie przyniosła sensacyjnych rozstrzygnięć. ZCP Volley Gdańsk zagrało tak, jak na zdecydowanego faworyta przystało i pewnie wygrało seta do 8. Mimo wysokiej i bolesnej przegranej Decathlonu, nie zamierzamy ich krytykować. Pomimo ogromnych problemów, drużyna stawiła się w poniedziałkowy wieczór w sali treningowej i choć była skazywana na porażkę to jednak nie oddali spotkania walkowerem. Mamy nadzieję, że podobnie będzie w trzech ostatnich spotkaniach obecnego sezonu.