MATCHDAY #17

Za nami poniedziałkowa seria gier. Wydarzeniem dnia był z pewnością drugi set rywalizacji Tufi Team – MPS Volley, w którym oglądaliśmy najdłuższą w historii SL3 grę na przewagi (40-38). Ponadto z bardzo dobrej strony pokazała się ekipa AIP, która po dwóch wygranych jest już niemal pewna grupy mistrzowskiej. Zapraszamy na podsumowanie!

Wolves Volley – Tiger Team 3-0 (21-15; 21-12; 24-22)

O ile do poniedziałkowej serii gier część z osób śledzących trzecioligowe zmagania mogła mieć wątpliwości czy Redakcja słusznie obrała Tiger Team za cel krytyki – to po spotkaniu z Wolves Volley nie ma już  żadnych wątpliwości. Fakty są bowiem takie, że w poniedziałek obejrzeliśmy siódmą porażkę ‘Tygrysów’ w obecnym sezonie. Jeśli to nie jest wystarczająco zła wiadomość to podamy, że po raz siódmy skończyło się bez jakiegokolwiek punktu. Trzeba to sobie powiedzieć wprost. Choć do zakończenia sezonu jeszcze trochę spotkań zostało, to Tiger nie ma w naszych oczach najmniejszych szans na utrzymanie. Tiger nie potrafi wykorzystać nawet nadarzających się okazji. Tak było w pierwszym secie rywalizacji, który zespoł Dawida Staszyńskiego rozpoczął od prowadzenia…9-3! Po chwili kilka skutecznych zagrywek ‘Wilków’ dało nam jednak zwrot akcji i w drugiej części seta mieliśmy już remis po 15. Remisowy wynik sprawił, że gra ‘Tygrysów’ posypała się już do końca i sześć ostatnich punktów w secie zdobyli gracze w czarnych strojach. Druga odsłona to partia bez historii. Tiger nawet nie udawał, że jest w stanie zagrozić rywalom. Finał był taki, że Wolves Volley wygrali tę partię do 12. Najwięcej emocji mieliśmy w trzecim secie. Choć przez niemal całą partię to ‘Wilki’ kontrolowały poczynania boiskowe, to pod koniec seta gracze Tiger Team zdołali doprowadzić do wyrównania po 19. Kiedy wydawało się, że pokuszą się po chwili o pierwszy punkt w sezonie, to po chwili dali sobie wydrzeć wygraną w tej partii z rąk i z kompletu punktów cieszyła się ekipa Wolves Volley! Brawo, to był bardzo ważny krok w kierunku utrzymania.

Inter Marine Masters – Oliwa Team 3-0 (21-15; 21-17; 21-18)

Tak jak wspominaliśmy w zapowiedziach – był to mecz szczególny dla rozgrywających obu drużyn. Tym razem górą było doświadczenie. Inter Marine Masters było drużyną lepszą w niemal każdym elemencie siatkarskiego rzemiosła i na tle rywali, również ze względu na wiek wyglądali jak profesor przy studencie i to takim z pierwszego roku. Zagubionym, niepewnym. Takim, który myślał, że improwizacja wystarczy do tego by się prześlizgnąć. Nic z tych rzeczy. Nie da się oszukać starego misia na sztuczny miód.  Pierwszy set rywalizacji  rozpoczął się dość obiecująco dla kibiców oczekujących wyrównanego spotkania. Na półmetku seta było bowiem po 11. Po chwili, czteroma punktami w krótkim odstępie czasu popisał się Andrzej Masiak i ‘Mastersi’ wysunęli się na prowadzenie 15-11, którego już nie wypuścili (21-17). Środkowa odsłona układała się lepiej dla Oliwy, która po skutecznym ataku Damiana Breszki prowadziła 10-6. Środkowa część seta to jednak przespany fragment, który sprawił, że Inter Marine Masters doprowadziło do wyrównania po 14. Dalszej części możecie się domyślać (21-17). Ostatni set to bardzo podobna historia. Po dwóch skutecznych blokach Aleksandra Juszczyka, Oliwa prowadziła 11-8. Czy to wystarczyło by cieszyć się z jednego punktu? No jasne, że nie. Mastersi są od jakiegoś czasu jak stare dobre diesle. Długo się rozgrzewają, ale gdy wskoczą na odpowiednie obroty to są nie do zajechania. Gdy już Oliwa się ‘wyprztykała’, zespół w białych barwach zrobił to, co do nich należy, doprowadził do wyrównania, a po chwili cieszył się z wygrania trzeciego seta w meczu. Brawo!

Aqua Volley – Empire Spikes Back 3-0 (21-12; 21-14; 21-11)

Zadanie stawiane przed Aqua Volley nie należało do najtrudniejszych. Choć słowa te czyta się drużynie Empire Spikes Back trudno, to posługujemy się wyłącznie językiem faktów. Podczas gdy drużynie Mateusza Drężka idzie w ostatnim czasie bardzo dobrze, co zostało nagrodzone tytułem drużyny tygodnia – team ESB jest na przeciwległym biegunie i śrubuje liczbę kolejnych porażek. Cóż – nie inaczej było i w poniedziałkowy wieczór, gdzie ‘Imperatorzy’ nie byli w stanie zagrozić faworyzowanemu rywalowi ani na chwilę i zasłużenie przegrali spotkanie 0-3. Z kronikarskiego obowiązku, warto jednak co nieco napisać. Bo powiedzmy sobie szczerze. Momenty były. Tym był z pewnością początek meczu, w którym gracze Aqua Volley nie mieli zbytnio pomysłu na to, jak sforsować zasieki swoich rywali. Efekt był taki, że na półmetku seta gracze Mateusza Drężka prowadzili zaledwie jednym punktem (10-9). Druga część seta to jednak festiwal błędów graczy Empire, po którym faworyzowani rywale wyszli na prowadzenie 18-11 i po chwili wygrali seta do 12. Środkowa odsłona wyglądała już nieco inaczej. Precyzując – Aqua Volley rzuciło się na rywala od samego początku i po ataku Michała Szypszaka, prowadzili 10-4. Choć w dalszej części po bloku Grzegorza Grabarskiego oraz ataku Adriana Schramki, ESB zniwelowali straty (12-9), to dalsza część seta była pod absolutną kontrolą Aqua Volley. Nie inaczej było i w trzecim secie, który po skutecznej zagrywce Konrada Piotrowskiego, Aqua rozpoczęła od prowadzenia…8-2! Wysoki wynik sprawił, że z Empire Spikes Back zeszło powietrze i finalnie trzy punkty powędrowały na konto wicelidera rozgrywek!

AIP – Old Boys 3-0 (21-18; 21-19; 21-11)

Kryzys Old Boys trwa w najlepsze. Sześć ostatnich spotkań to…pięć porażek i zaledwie jedna wygrana. Co gorsza – mecz z AIP był trzecią porażką z rzędu, w którym team z Pruszcza Gdańskiego nie zdobył choćby punktu! Co stało się z drużyną w białych trykotach, która tak dobrze radziła sobie w poprzedniej edycji? W poniedziałkowy wieczór team Bartłomieja Kniecia zdołał podjąć w dwóch pierwszych setach rękawice. Cóż jednak z tego, jeśli na koniec dnia nie są bogatsi o choćby punkt? Pierwszy set rywalizacji rozpoczął się całkiem obiecująco dla graczy w białych strojach. Po bloku Bartka Więckiewicza, prowadzili oni 10-8. Po chwili zanotowali oni jednak bardzo długi przestój, który wykorzystał tercet Seroka – Pałubicki – Sulima. Po kilku punktach wspomnianych graczy, AIP wysunęło się na prowadzenie 15-11 i w dalszej części seta nie dali już sobie zrobić krzywdy (21-18). Dość ciekawie było również w środkowej odsłonie, w której na półmetku mieliśmy remis po 11. Mówią, że historia lubi się powtarzać. Nie inaczej było i tym razem, bowiem po kolejnych problemach w jednym ustawieniu, gracze Old Boys stracili cztery punkty, po których AIP prowadzili 15-11. Choć w dalszej części zespół Adriana Ossowskiego prowadził 20-16, to po dwóch blokach Mikołaja Nowaka zrobiło się dość nerwowo. Ostatecznie po ataku Jakuba Sulimy, AIP cieszyli się z piątego zwycięstwa w sezonie Jesień’24. Do ‘podniesienia’ z parkietu był jeszcze trzeci set. W nich gracze Old Boys zaprezentowali się jednak równie słabo, co w meczu z Merkurym. Efekt był taki, że zamiast walki oglądaliśmy drużynę, która może mieć potężne problemy z utrzymaniem w pierwszej lidze. Oj, z pewnością nie tak wyobrażali sobie obecny sezon gracze w białych strojach. A AIP? Wręcz przeciwnie. Team Adriana Ossowskiego jest absolutną rewelacją pierwszoligowych zmagań i na jakiś czas, fioletową koszulkę zamieniają na tę żółtą – przewidzianą dla lidera rozgrywek!

BL Volley – Bayer Gdańsk 3-0 (21-13; 21-17; 21-16)

Już w zapowiedziach pisaliśmy, że ‘Tygrysia maszyna ruszyła’. Dobra forma ekipy BL Volley sprawiła, że nie mieliśmy wątpliwości co do tego, która z ekip wygra. Z perspektywy czasu żałujemy jednak, że nie stawialiśmy na komplet punktów zespołu Wojciecha Strychalskiego. Ich rywalem była bowiem ekipa Bayer Gdańsk, która jest jednym z największych rozczarowań obecnego sezonu i nie mówimy tu bynajmniej wyłącznie o trzeciej lidze. Już początek meczu pokazał, że Bayer przeżywa aktualnie największy kryzys od kiedy przystąpili do SL3. Po kilku skutecznych zagrywkach Adama Czapnika, ‘Tygrysy’ rozpoczęły mecz od prowadzenia 5-1. Choć z czasem Bayer zbliżył się do rywala na jeden punkt (10-9), to druga część seta była absolutną dominacją zespołu Wojciecha Strychalskiego. Dość podobny scenariusz, co w pierwszym secie oglądaliśmy w drugiej odsłonie. Po tym jak na tablicy wyników mieliśmy remis po 9, liczyliśmy na emocjonujące starcie. Druga część seta to jednak przewaga graczy w ‘tygrysich barwach’, którzy wygrali partię do 16. Zespół Wojciecha Strychalskiego w tarapatach znalazł się dopiero w trzeciej odsłonie. Po kilku decyzjach sędziowskich, z którymi nie mogli pogodzić się gracze BL, to Bayer Gdańsk objął prowadzenie 14-13. Po chwili Bayer zaprezentował jednak to, z czego w obecnym sezonie słynie. Mnóstwo błędów, niedokładności, zwieszoną głowę. Efekt był taki, że ambitnie grająca ekipa BL po chwili była już na prowadzeniu i finalnie to oni zgarnęli komplet oczek. Warto zaznaczyć, że były to pierwsze trzy punkty drużyny od…22 maja i pojedynku z Chilli Amigos.

Craftvena – Kraken Team 0-3 (18-21; 18-21; 17-21)

W zapowiedziach przedmeczowych wskazywaliśmy na to, że choć Kraken Team jest faworytem spotkania, to Craftvena nie pozostaje bez szans w kontekście walki o choćby jeden punkt. Ten byłby szalenie istotny w walce o czołową piątkę czwartej ligi i późniejszej walki o medale. Choć zadanie trudne, to nie science-fiction. Udowodniły to ekipy Bruxeli Wear oraz ostatnio BVT Gdańsk. Spotkanie rozpoczęło się bez większych zaskoczeń. Po skutecznych atakach Bartłomieja Piepera, Kraken wysunął się na prowadzenie 10-7. Kiedy wydawało się, że po chwili team Roberta Skwiercza pójdzie za ciosem, ich gra się zdecydowanie popsuła. Po trzech błędach z rzędu oraz ataku Michała Markiewicza to ‘Rzemieślnicy’ wysunęli się na prowadzenie 16-15. W końcowej fazie seta Kraken się jednak spiął i to on wygrał partię do 18. Taki sam wynik i bardzo podobny przebieg gry oglądaliśmy również w środkowej odsłonie. Choć po dobrej grze Kraken prowadził 16-10, to po raz kolejny w obecnym sezonie w ich szeregach nastąpiło spore rozluźnienie. Te sprawiło, że gracze w granatowych trykotach stracili sześć punktów z rzędu, po których ich przewaga stopniała do jednego oczka (17-16). Choć w obozie Krakena zaczęło robić się ciepło, to w końcówce seta Przemek Motyka zapewnił Krakenowi drugi punkt w meczu (21-18). Trzeci set zapowiadał się kapitalnie dla Craftveny. Po blokach Mateusza Pytlika oraz Emiliano Archentiego, Craftvena rozpoczęła od prowadzenia 8-4. Po chwili było jednak już 8-8. Mimo to, dalsza część seta to wyrównana walka, która zaprowadziła nas do stanu 18-17 dla Krakena. Ostatnie trzy akcje meczu to jednak dużo lepszy fragment Krakena, który po wygranej za komplet punktów, jest już niemal pewny grupy mistrzowskiej. Cóż za zaskoczenie. 

AIP – Szach-Mat 2-1 (21-13; 21-17; 20-22)

Po kolejnych trzech punktach wywalczonych w rywalizacji z Old Boys, gracze AIP przystępowali do drugiego spotkania w poniedziałkowy wieczór. Stawką pojedynku poza samymi ligowymi punktami była również…przepustka do grupy mistrzowskiej. Mowa tu oczywiście o ekipie Adriana Ossowskiego, która w obecnym sezonie się nie zatrzymuje. Pierwszy set rywalizacji zdawał się to potwierdzać, a AIP wydawało się iść po komplet oczek. Pisząc precyzyjniej – Szach-Mat na tle swoich rywali prezentował się jak Zbyszko trzy cytryny przy Fancie. Spora dysproporcja. Mimo to, sytuacja zaczęła nam się klarować dopiero w drugiej części seta (15-11 -> 18-12). Do połowy Szach-Mat trzymał bowiem uniesioną gardę, przez którą rywalom trudno było się przebić (8-7). Finalnie, gracze Adriana Ossowskiego wygrali tę partię do 13, a to oznaczało, że zrealizowali 4/6 poniedziałkowego planu. Po chwili było to już 5/6. Podobnie jak w pierwszej odsłonie, Szach-Mat istniał tylko teoretycznie. Po dobrej zagrywce Mariusza Seroki, którą ten wraz z kolegami nękali przez cały mecz wszystkich przyjmujących rywali, AIP wysunęło się na prowadzenie 12-6. Po chwili było już 21-17, a to oznaczało, że AIP może pochwalić się imponującym bilansem sześciu zwycięstw oraz jeden porażki. Wisienką na torcie miała być trzecia odsłona, w której ‘Przyjaciele’ mieli powalczyć o komplet punktów. Jak sami podkreślali gracze w fioletowo-czarnych barwach, na ostatni set…zabrakło im już sił. Finałowa partia zaczęła się od dobrej gry blokiem ‘Szachistów’, która dała im prowadzenie 4-0. W dalszej części, Szach-Mat utrzymywał przewagę. Zamiast bowiem bić na pałę, postanowili oni skutecznie kiwać lub obijać blok rywali (14-11). Choć gracze Adriana Ossowskiego niemal przez całego seta gonili, to finalnie trzeci punkt trafił w ręce Szach-Matu. Nie zmienia to jednak postaci rzeczy, że nie ma już takiej siły, która odebrałaby im grę w grupie pięciu drużyn walczących o medale. Brawo!

Czerepachy Volley – Port Gdańsk 3-0 (21-11; 21-10; 21-11)

Jak ktoś chce czegoś w rodzaju cudu, to musi omijać szerokim łukiem Ergo Arenę. Zwłaszcza w dni meczowe, w których występują Czerepachy Volley. Zielony walec stoczył w poniedziałkowy wieczór szóste spotkanie. Jak możecie się domyślać – szósty raz skończyło się tak samo – wygraną ‘Żółwi’ za komplet punktów. Przed meczem Redakcja ucięła sobie pogawędkę z rozgrzewającymi się graczami Portu i zwróciła uwagę na fakt, że ich rywale to najlepiej zagrywająca drużyna w lidze. Gracze Portu podziękowali za tę ‘podpowiedź’ i po chwili z nową wiedzą stanęli do rywalizacji z renomowanym rywalem. Cóż – tyle teoria. W praktyce gracze w zielonych strojach zdemolowali rywali w każdym elemencie, ale w zagrywce chyba najbardziej. Dziesięć asów serwisowych oraz jedenaście bloków dość dobitnie pokazują w jakich obszarach team ‘z doków’ miał największe problemy. Czy w meczu były nadzieje na coś ciekawszego? Może kiedy na tablicy wyników było ‘zaledwie’ 11-8 dla Czerepachów. Nadzieje te zostały jednak po chwili zabite, gdy po kilku punktach Pawła Shylina ‘zrobiło się’ 21-11. W drugim secie Czerepachy nie czekały nawet chwili. Już po kilku chwilach od gwizdka sędziego, team Dawida Gałki prowadził 12-4 i ‘Portowcy’ mogli się modlić o jak najniższy wymiar kary. Trzeci set nie zmienił obrazu gry. Nadal to zespół składający się z byłych graczy Floty dominował i wygrał seta do 11, a cały mecz 3-0.

Tufi Team – MPS Volley 3-0 (21-16; 40-38; 21-15)

7 czerwca 2021r. Tego dnia Tufi Team mierzy się z Volleyem Gdańsk w sezonie Wiosna’21. Tamto spotkanie, choć nie miało wpływu na mistrzowski tytuł zapamiętaliśmy jednak z innego powodu. To właśnie wtedy w pierwszym secie rywalizacji padł rekord, który został z nami na lata. Wynik pierwszego seta wynosił wówczas 39-37. Czemu o tym piszemy? Ano dlatego, że wspomniany rekord utrzymał się aż do poniedziałkowego wieczoru i konfrontacji Tufi z MPS Volley. Zanim jednak do tego przejdziemy – słówko o pierwszym secie, który przebiegł raczej tak, jak można było się tego spodziewać. Precyzując – wygrał faworyt i naprawdę nie ma co drążyć. Środkowa odsłona to zupełnie inna historia. Od samego początku Miłośnicy Piłki Siatkowej wskoczyli na naprawdę niezły poziom. Poziom, którego w obecnych okolicznościach się po nich nie spodziewaliśmy. To był absolutnie najlepszy fragment od dłuższego czasu i miało to również odzwierciedlenie w wyniku punktowym na czarnej tablicy. Po asie serwisowym kapitana – Jakuba Nowaka oraz ataku Michała Narkowicza, MPS prowadził 18-16. Po chwili Tufi zdołali się wykaraskać z kłopotów i po grze na przewagi, doprowadzili do stanu 23-22. Kiedy z lewego skrzydła, w out zaatakował nowy nabytek MPS-u – Tomasz Lis wydawało się, że jest już po zabawie. Sędzia prowadzący spotkanie dopatrzył się jednak bloku graczy Tufi Team, a to sprawiło, że mieliśmy remis po 23. Od tego momentu, aż do stanu 40-38 dla Tufi mieliśmy wymiany, zwroty akcji, nerwy, emocje i wszystko, czego siatkarska dusza zapragnie. Było po prostu zajebiście. Oczywiście na koniec naszego zdania nie podzielają gracze MPS, którzy zbliżają się już do ‘osiemnastki’. Trzeci set nie miał nawet prawa być czymś ciekawszym niż to, co dostaliśmy w środkowej odsłonie. Obie drużyny zagrały tak jak w pierwszej odsłonie i efekt był taki, że team Mateusza Woźniaka zgarnął komplet punktów. Mimo to, dla MPS-u zapaliło się wreszcie jakieś światełko w tunelu. Mimo porażki 0-3, po poniedziałkowym wieczorze nie mają się czego wstydzić.  

Start a Conversation

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.