MATCHDAY #16

W środowej serii gier bardzo ważne zwycięstwo za komplet punktów odniosła ekipa Merkurego. W drugiej lidze spore problemy miała faworyzowana ekipa 22 BLT Malbork, która najpierw szczęśliwie uniknęła porażki z Dream Volley, a następnie przegrała z Hydrą Volleyball Team. Zapraszamy na podsumowanie!

BVT Gdańsk – Kraken Team 1-2 (13-21; 22-20; 10-21)

W zapowiedziach przedmeczowych nie dawaliśmy większych szans na tryumf drużynie BVT Gdańsk. Zdecydowanym faworytem starcia była ekipa Kraken Team. Co więcej – ci doskonale zdawali sobie sprawę, że są murowanym faworytem rywalizacji i…na spotkanie przyjechali kilka minut przed jego rozpoczęciem. Mimo tego, że wiele osób uznało to za zlekceważenie rywala, Kraken zrobił w pierwszym secie to, co do nich należy. Jako, że nie mieli czasu na rozgrzewkę przed meczem – dokonali jej do połowy pierwszego seta (12-11). Kiedy kości ‘Bestii’ zostały odpowiednio rozruszane, Kraken za sprawą Roberta Skwiercza oraz Krzysztofa Domarosa odskoczył rywalom na kilka punktów i wygrał premierową partię do 13. Środkowa partia rozpoczęła się od kilkupunktowej przewagi Krakena, na którą drużynę wyprowadził dobrze dysponowany Przemysław Motyka (9-4). W dalszej części Kraken nie wyglądał jednak na drużynę, której przesadnie zależy na wygranej. Zupełnie inaczej wyglądała sprawa u ‘Bobrów’, którzy walczyli o każdą piłkę i po ataku Karola Fidurskiego doprowadzili do wyrównania po 16. Końcówka seta to emocjonujące wymiany, w której Kraken nie przypominał jednak klasowej drużyny. Gracze w granatowych strojach popełniali sporo błędów, a to sprawiło, że różnice pomiędzy drużynami się zatarły. Efekt? Ano taki, że po obronie libero – Marcina Szeksztełło, BVT wygrało seta, czym sprawili niemałą niespodziankę. Niepowodzenie w drugim secie rozjuszyło graczy Kraken Team, którzy w trzeciej odsłonie nie dali swoim rywalom rozwinąć skrzydeł i wygrali do 10.

Empire Spikes Back – Kryj Ryj 0-3 (10-21; 20-22; 8-21)

Mecz pomiędzy Empire Spikes Back a Kryj Ryj był anonsowany jako jeden z ciekawszych spotkań w czwartej lidze. Wpływ na taki stan rzeczy miały przedsezonowe perturbacje, o których wspominaliśmy czy to w magazynach, czy wywiadach z kapitanami obu drużyn. Faworytem w naszych oczach była ekipa Kryj Ryj i to gracze Ryszarda Rakowicza udowadniali od pierwszego gwizdka sędziego. Po ataku Filipa Wendta, ‘Mordeczki’ prowadziły już 7-1. W dalszej części Empire Spikes Back zaczął coś punktować (10-5), ale jak się po chwili okazało – był to tylko chwilowy zryw. W dalszej części seta ESB popełniali mnóstwo błędów. Dość wymownym obrazkiem i podsumowaniem ich dyspozycji było to jak Patryk Łabędź zaatakował z drugiej linii…prosto w głowę swojego kolegi. Finalnie Kryj Ryj wygrał tę partię do 10. Na całe szczęście dla widowiska środkowa partia przyniosła nam zdecydowanie więcej emocji. Choć przez długi czas zapowiadało się na powtórkę z pierwszego seta (prowadzenie Kryj Ryj 13-8), to z czasem ‘Imperatorzy’ poprawili swoją grę i po kilku atakach wspomnianego wcześniej Patryka Łabędzia, objęli prowadzenie 16-15! Końcówka seta to gra na przewagi, która skończyła się kiwką w out Jakuba Pisowackiego (22-20). Między drugim a trzecim setem, czerwoną kartką ukarany został kapitan ESB – Grzegorz Grabarski. Jego drużyna zamiast na grze skupiła swoją uwagę na innych elementach. To się rzecz jasna błyskawicznie zemściło, bo po ataku Dominika Lipińskiego, Kryj Ryj prowadzili już 11-4 i finalnie zdemolowali rywala do 8.

22 BLT Malbork – Dream Volley 2-1 (17-21; 22-20; 21-18)

Ależ napompowaliśmy balonik w zapowiedziach przedmeczowych. Zresztą nie tylko w zapowiedziach. Osoby, które uważnie oglądały w ostatnim czasie czy to magazyny, czy podsumowania pomeczowe, mogły odnieść wrażenie, że 22 BLT Malbork jest już jedną nogą w pierwszej lidze. A Dream Volley? Wręcz odwrotnie. Co rusz wypominaliśmy ‘Marzycielom’ niezbyt dobry okres. Zestawiając ze sobą te dwie narracje, Dream Volley mógł jechać do hali Ergo Arena jak na ścięcie. Zespół Mateusza Dobrzyńskiego miał na ten dzień inny plan i od samego początku spotkania, zagrali bez jakichkolwiek kompleksów. Odważna postawa popłaciła, bo po dobrej zagrywce Mateusza Dobrzyńskiego, Dream objął prowadzenie 11-8. Wraz z biegiem seta przewaga ‘Marzycieli’ nie topniała, a z czasem wynosiła już cztery punkty 16-12. Choć gracze z Malborka się bardzo starali, to finalnie musieli uznać wyższość rywali, którzy wygrali do 17. Środkowa odsłona to scenariusz, który w obecnym sezonie już oglądaliśmy. Niemal identyczne momenty Dream przeżywał w rywalizacji z Flotą Active Team, do której doszło 18 września. Wówczas, pierwszy set ‘Marzyciele’ wygrali do 17, a w drugiej odsłonie prowadzili 20-18. Jak możecie się zapewne domyślać – niestety dla ‘Marzycieli’ i epilog historii był taki sam. Po dobrej grze w obronie i skutecznych kontrach, 22 BLT Malbork wyszarpali zwycięstwo rywalom z rąk. Niesamowite. Warto bowiem zaznaczyć, że w pewnym momencie Dream prowadził…18-12! Ostatni set to w miarę wyrównana gra, ale ostatecznie nieco więcej jakości było po stronie drużyny ‘Lotników’, którzy wygrali partię do 18, a cały mecz 2-1. Samo spotkanie było dla nich jednak drogą przez mękę i przypomniało drużynie czasy z sezonu Wiosna’24.  

Port Gdańsk – Bayer Gdańsk 2-1 (15-21; 21-12; 21-16)

Im dłużej o tym myślimy, tym scenariusz, w którym Bayer Gdańsk będzie miał problemy z utrzymaniem w trzeciej lidze, staje się coraz bardziej realny. To jest wręcz niewiarygodne, że drużyna z najlepszymi warunkami fizycznymi, ograna i przede wszystkim – regularnie trenującą pod okiem uznanego trenera, prezentuje się tak jak mamy to okazję oglądać. Moim drodzy – jedno zwycięstwo w pięciu spotkaniach nie jest przypadkiem. Bayer ma po prostu problemy, a te mogą ich dużo kosztować. Pierwszy set rywalizacji nie zwiastował jednak tego, że Redakcja ich po meczu ‘zgrilluje’. ‘Aptekarze’ prezentowali się bowiem świetnie i od początku seta – ZDEMOLOWALI swoich rywali 12-2. Pamiętacie wichurę sprzed 2-3 miesięcy, która przesunęła żurawia w Porcie? No. To do tego momentu ‘Portowcy’ mierzyli się z równie silnym żywiołem. Mimo to, gracze Arkadiusza Sojko zaczęli odrabiać w dalszej części straty i finalnie skończyli seta z 15 oczkami. Warto wspomnieć o tym, że jak Bayer stanął zdobywając swój 12 punkt w pierwszym secie, tak nie ruszył się już do końca meczu. Niewiarygodne, ale w drugim secie mieliśmy demolkę, w której tym razem – w role bitego wcielili się ‘Aptekarze’ (11-4). Jakby problemów było mało, ‘Aptekarze’ zaczęli się do siebie spinać, a to jak wiadomo – doskonały przepis na sukces. Tym razem wyszło jednak inaczej i team ‘z doków’ wygrał do 12. Choć Bayer poprawił swoją grę w trzecim secie, to od stanu 15-15 gracze w zielono-granatowych strojach nie wytrzymali ciśnienia i po kilku atakach Tomasza Bobcowa, z wygranej w meczu cieszył się ‘czarny koń’ trzecioligowych zmagań – Port Gdańsk. Brawo!

Tufi Team – Dream Volley 3-0 (22-20; 21-18; 22-20)

Po nie ma co ukrywać – bardzo dobrym meczu, w którym brakowało jednak happy-endu, Dream Volley przystąpił po chwili do drugiego spotkania w środowy wieczór. Tym razem zadanie nie było bynajmniej prostsze. Rywalem drużyny Mateusza Dobrzyńskiego była bowiem ekipa Tufi Team, której jasnym celem na ten sezon jest awans do pierwszej ligi. Sam mecz rozpoczął się bardzo niefortunnie dla ‘Marzycieli’, bo w jednej z pierwszych akcji kontuzji stawu skokowego nabawił się Mateusz Dobrzyński. Mimo to, wspomniany gracz z grymasem bólu kontynuował grę i trzeba przyznać, że dowodzonej przez niego ekipie – wiodło się bardzo dobrze. W drugiej części seta ‘Marzyciele’ prowadzili 17-15 i byli blisko pierwszego punktu w meczu. W tym sezonie jest jednak jak w kreskówce z Cartoon Netwoork – ‘Odlotowe wyścigi’. Na finiszu wszystko wskazuje na to, że ‘Marzyciele’ wygrają seta, a na samym końcu oglądają plecy przeciwników. ‘How many times?!’ wykrzyczałby Jerzy Janowicz. Środkowa odsłona była nieco spokojniejsza. Dream Volley dalej trzymał fason, ale jednak nieco więcej jakości widzieliśmy po stronie zespołu Mateusza Woźniaka. Finalnie Tufi wygrało tę partię do 18. Ostatni rozdział rywalizacji to ponownie mega ciekawa gra, której się przed meczem totalnie nie spodziewaliśmy. Po wyrównanej grze, którą oglądaliśmy od początku seta na tablicy wyników mieliśmy remis po 14. Jako pierwsi na dwupunktowe prowadzenie wyszli gracze Tufi, którzy po ataku Mateusza Woźniaka, prowadzili 17-15. Mimo to, Dream cały czas nie dawał za wygraną i po punktach Marcina Juszczaka czy Michała Hawrylika, doprowadzili do wyrównania po 20. Końcówki, o czym już wspominaliśmy to nie jest najmocniejsza strona ‘Marzycieli’. Podobnie jak w kilku innych przypadkach i tym razem należała ona do rywali (22-20).

22 BLT Malbork – Hydra Volleyball Team 1-2 (18-21; 21-16; 14-21)

Pewnych rzeczy w obcowaniu z dziką naturą się po prostu nie robi. Nie rzuca się kamieniami w niedźwiedzie, nie prowokuje byka czerwoną płachtą oraz nie pływa się z rekinami. W środowy wieczór dowiedzieliśmy się również, że nie skreśla się przedwcześnie ‘Bestii’. Nie będziemy tu czarować. Nie dawaliśmy większych szans Hydrze na korzystny wynik w rywalizacji z 22 BLT Malbork. Dla nas gracze w niebieskich strojach byli pewniaczkiem do typera. Już chwilę po pierwszym gwizdku sędziego, zorientowaliśmy się, że nie był to najlepszy pomysł w naszym życiu. Po w miarę wyrównanej pierwszej części seta (9-8), ‘Bestia’ ruszyła do ataku i po kilku skutecznych akcjach team w złotych strojach odskoczyła rywalom na pięć punktów (16-11). Faworyt spotkania się jednak nie poddawał i w dalszej części zniwelował stratę do zaledwie jednego oczka (19-18). W końcówce to Hydra miała jednak w swoim składzie Pawła Bugowskiego oraz Filipa Ziółkowskiego, którzy przypieczętowali pierwszy punkt dla Hydry. Środkowa odsłona rozpoczęła się kapitalnie dla ‘Lotników’, którzy po ataku Mikołaja Skotarka z prawego skrzydła, prowadzili 7-2. Choć z czasem ‘Bestii’ udało się zmniejszyć stratę, to wobec ‘drugiej fali’ ataków rywali byli już bezradni. Finalnie, set nieco bez historii skończył się zwycięstwem graczy w niebieskich strojach (21-16). Decydujący o zwycięstwie set zdawał się układać lepiej dla zespołu Szymona Szymkowiaka. Po długiej akcji i błędzie Filipa Ziółkowskiego, było 9-8 dla graczy z Malborka. Wspomniany gracz po chwili się zrehabilitował i w naszym odczuciu był to game-changer. Po chwili Hydra prowadziła już 14-11, a następnie swą przewagę wyłącznie powiększała. Ostatecznie, ‘Bestia’ wygrała tę partię do 14, a cały mecz 2-1. No no no – brawo!

Staltest Pomorze – Bossman Team 0-3 (21-23; 16-21; 9-21)

Czysto teoretycznie – w spotkaniu nie miało prawa wydarzyć się nic ciekawego. Naprzeciw siebie stanęły bowiem drużyny, które w obecnym sezonie prezentują zupełnie inny poziom. W czasie, gdy Bossman walczy o mistrzostwo, Staltest jest już jedną nogą w drugiej lidze. W naszym odczuciu jedynym zagrożeniem dla Bossmana byli oni sami. W spotkaniach ‘pułapkach’ trudno wskoczyć na odpowiedni poziom koncentracji. Nie wiemy na ile akurat ten czynnik miał znaczenie, ale na półmetku seta, Staltest Pomorze wyglądał naprawdę dobrze i po kilku blokach prowadzili wyrównaną grę z faworyzowanym przeciwnikiem (13-13). We wspomnianym momencie myśleliśmy jednak, że podobnie jak w poprzednich meczach – rywal odjedzie Staltestowi w drugiej części seta. Nie tym razem. Po ataku debiutującego w Stalteście – Kuby Roszyka to beniaminek miał pierwszą piłkę setową. Choć po ataku Szymona Zalewskiego było bardzo blisko tego, by ten uderzył w taśmę – finalnie Bossman zdobył punkt, a po chwili cieszył się z pierwszego punktu w meczu (23-21). Dwa kolejne sety nie były już tak emocjonujące jak premierowa partia. Choć z pewnością nie było to najlepsze spotkanie Bosssmana w obecnej kampanii, to finalnie team Kuby Kłobuckiego zgarnął komplet punktów i awansował na pierwsze miejsce w ligowej tabeli. Warto tu zauważyć, że Maciej Jaskólski, którego występ stał pod znakiem zapytania, zaliczył w meczu…osiem bloków. Taki wynik to jeden z sześciu najlepszych osiągnieć indywidualnych w historii ponad 2500 meczów w SL3. Brawo!

Old Boys – Merkury 0-3 (16-21; 9-21; 10-21)

7 dni. Dokładnie tyle dni temu Merkury był ekipą, którą inni wytykali palcami, śmieszkując z tego, gdzie jest ten Mistrz. Nie ukrywamy, że sami również często wbijaliśmy szpileczkę drużynie ‘Granatowych’. Mimo wszystko uważamy, że podstawy były. Tak czy siak, przez wspomniane siedem dni Merkury ograł Staltest Pomorze, Eko-Hurt oraz Old Boys i dziś z dziewięcioma oczkami na koncie plasuje się na trzecim miejscu w ligowej tabeli. Oj, zapowiada nam się szalony sezon, w którym emocje będą zapewne do samego końca. Jeśli chodzi o słowo klucz – ‘emocje’ to ich z pewnością nie brakowało po ‘białej stronie’ siatki. Mowa oczywiście o tych negatywnych, bo podstaw do frustracji Old Boysi mieli co nie miara. O ile w pierwszym secie gracze Bartka Kniecia trzymali fason i prezentowali się całkiem nieźle, tak kolejne dwie odsłony to lanie, którego nie doświadczyli nigdy wcześniej. Już na półmetku drugiego seta było 12-5 dla Merkurego. Choć gracze w białych strojach próbowali nieco rotować, to nie przyniosło to kompletnie nic pozytywnego. Finalnie, po bardzo dobrej grze jednej drużyny, Old Boys nie zdołali wyjść ‘z dyszki’ i był to drugi taki przypadek w historii (również w meczu z CTO Volley w sezonie Wiosna’24). Trzeci set to kontynuacja potężnych problemów w przyjęciu zespołu w białych koszulkach. To z kolei sprawiło, że nie było na czym budować. Nie było również podjazdu do Merkurego, który zdaje się rozkręcać z meczu na mecz (21-10).

Flota Active Team – MPS Volley 3-0 (21-18; 21-14; 21-16)

Powoli następuje w nas proces, że ‘dziadowanie’ MPS-u staje nam się obojętne. Widzi to cała społeczność, zawodnicy, kibice czy widzowie oglądających transmisje. Niegdyś porażki MPS-u były wydarzeniem, o którym się mówiło. Dziś jest to rutyna, a na meczach Miłośników Przegranych Spotkań emocji jest tyle, ile na oglądaniu schnięcia farby w pomieszczeniu. Nuda. Lipa. Katastrofa. Spotkanie z Flotą Active Team było 16 porażką z rzędu. SZESNASTĄ. Czy w środowy wieczór można było przeciąć tę serię? Nie było nawet blisko. A Flota? Cóż. Tę drużynę również w ostatnim czasie krytykowaliśmy. Wiadomo, że nie tak jak ich środowych rywali, ci grają przecież w ‘innej lidze’. Faktem natomiast jest to, że Flota nie miała zbyt dobrej prasy. Po wygranej z MPS-em za komplet punktów oraz kilku innych spotkaniach w drugiej lidze – sytuacja drużyny Karoliny Kirszensztein jest już zgoła inna. Aktualnie, z dziewięcioma oczkami na koncie, Flota plasuje się na szóstym miejscu w ligowej tabeli, a to dobra pozycja przed dalszą częścią sezonu. Cóż – będzie jeszcze ciekawie. A sam mecz? W pierwszym secie Flota objęła prowadzenie 14-8 i stało się jasne, że nic złego im się już nie wydarzy (21-18). W środkowej odsłonie team Jakuba Nowaka trzymał gardę do stanu po 9. W drugiej fazie seta ich gra się jednak totalnie posypała i finał był taki, że Flota wygrała do 14. W ostatnim secie MPS ugrał jedno oczko więcej, ale ogólny obraz po środowej serii gier jest naprawdę mierny.

Start a Conversation

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.