MATCHDAY #15

Za nami piętnasta seria gier. W poniedziałek nie zabrakło prawdziwych dreszczowców. Aż w dwóch z nich brała udział drużyna Eko-Hurt, gdzie emocje aż kipiały. Ich pojedynek z Szach-Matem był zdecydowanie najciekawszym wydarzeniem tej serii gier. Ponadto, w trzeciej lidze dwa spotkania wygrała znajdująca się w dobrej dyspozycji drużyna Bombardierów. Zapraszamy na podsumowanie.

Trójmiejska Strefa Szkód – AVOCADO friends 2-1 (24-22; 17-21; 22-20)

O tym, że spotkanie pomiędzy Trójmiejską Strefą Szkód a AVOCADO friends może być wyrównanym widowiskiem wiedzieliśmy na długo przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Potwierdzeniem tych słów był ubiegłotygodniowy turniej na Pogórzu, w którym obie ekipy zagrały bardzo wyrównane spotkania. W naszym kąciku typerów doszło przed meczem do ciekawej sytuacji, w której Redakcja stawiała na 2-1 dla TSS-u, podczas gdy zarówno Pani Agnieszka jak i Maciej Kot obstawiali, że to ‘Weganie’ wygrają mecz. Pierwszy set rozpoczął się od wyrównanej gry (5-5). Jako pierwsi na trzypunktowe prowadzenie wyszli ‘Weganie’, którzy po ataku Patryka Okulewicza prowadzili 9-6. Z prowadzenia nie pocieszyli się jednak zbyt długo, bowiem rywale błyskawicznie wyrównali (9-9). Od tego momentu, do samej końcówki seta mieliśmy bardzo wyrównane widowisko, które na swoją korzyść po dwóch błędach AVOCADO przechyliła Trójmiejska Strefa Szkód (24-22). Z pewnością strata pierwszego oczka zabolała ‘Wegan’ tym bardziej, że nie dało się nie odnieść wrażenia, że gracze Arka Kozłowskiego przegrali na własne życzenie. W trakcie pierwszej odsłony atakowali oni w siatkę aż… pięciokrotnie. Druga odsłona rozpoczęła się podobnie jak pierwsza – od wyrównanej walki. Ta zaprowadziła graczy do stanu 15-14 dla Avocado. Po dwóch skutecznych atakach będącego tego dnia w kapitalnej formie – Dawida Romaniszyna, ‘Roślinożercy’ prowadzili już trzema oczkami (17-14) i spokojnie dowieźli prowadzenie do końca. Ostatnia odsłona pod kątem emocji nie zawiodła. Ok, może zawiodła, ale graczy w koszulkach o butelkowej barwie. W partii tej ‘Weganie’ od samego początku sprawowali się bardzo dobrze, co sprawiło, że w drugiej części seta prowadzili już 16-11 i nic nie zapowiadało katastrofy, która miała za chwilę nadejść. Niestety dla ‘Wegan’, zaczęli oni popełniać większą liczbę błędów, przez co ich zaliczka co chwilę topniała. Mimo, że pod koniec wygrywali 19-16 to seta, a w konsekwencji cały mecz wygrały ‘Tuffiki’. Pogoń w trzeciej odsłonie była wręcz kapitalna. Dzięki wygranej TSS wskakuje na siódme miejsce w ligowej tabeli.

Bombardierzy – Port Gdańsk 2-1 (21-17; 21-17; 13-21)

W ostatnim czasie Redakcja dość poważnie zastanawia się, czy nie zainteresować się szerzej bukmacherką. Liczba trafnych i co ważne nieoczywistych typów w ostatnim czasie przerosła nasze najśmielsze oczekiwania. W zapowiedzi przedmeczowej wskazaliśmy, że to Bombardierzy będą faworytem spotkania i że najprawdopodobniej zakończy się wynikiem 2-1. Cóż. Bingo. Żeby jednak nie było, że mamy większe zdolności niż Krzysztof Jackowski z Człuchowa – wbrew naszej zapowiedzi, Bombardierzy nie stawili się w poniedziałkowy wieczór w kompletnym składzie. W ich szeregach zabrakło kapitana – Dawida Piankowskiego oraz prawdziwej gwiazdy facebooka w ostatnim czasie – Aleksandy Basendowskiej. Początek meczu zaczął się wybornie dla Bombardierów. Nie minęła nawet chwila, a drużyna prowadziła już 8-4. Co więcej – dalej parła do przodu. W dalszej części seta, po ataku Pawła Pruszkowskiego, gracze w czarnych koszulkach prowadzili już 15-5. Wiemy, że jest to wręcz nieprawdopodobne, ale nie był to koniec emocji w tym secie. O nie postanowili zadbać ‘Portowcy’, którzy zaczęli grać na zdecydowanie wyższym poziomie. Dzięki temu zdołali oni zminimalizować stratę do trzech punktów, ale kiedy robiło się nerwowo to ich rywale zdołali zdobyć kilka oczek i wygrać seta. Drugi set był w miarę wyrównanym widowiskiem. Wydaje się, że momentem przełomowym był środkowy fragment seta, w którym obie drużyny popełniły… sześć błędów z rzędu. Po tym dość nieciekawym fragmencie Bombardierzy wysunęli się na prowadzenie 15-10, którego nie wypuścili już do końca. Nie wiemy, czy dwa punkty nasyciły drużynę Dawida Piankowskiego, ale trzeci set to zdecydowana przewaga drużyny z doków. ‘Portowcy’ na początku tej partii zdołali wypracować sobie solidną zaliczkę (10-4), której już nie oddali, dzięki czemu wygrali seta do 13.

Chilli Amigos – Niepokonani PKO Bank Polski 3-0 (21-11; 21-13; 21-15)

Po mini kryzysie, w jaki wpadła w ostatnim czasie drużyna Chilli Amigos, przyszedł dla nich wreszcie czas, w którym drużyna mogła powalczyć o pełną pulę. Naprzeciw ‘Amigos’ wystąpili bowiem gracze Niepokonanych PKO Bank Polski, którzy sprawują się co prawda znacznie lepiej niż kiedyś, ale bądź co bądź, nie są jeszcze tak doświadczoną, a co ważniejsze ograną z innymi silnymi przeciwnikami drużyną co Chilli Amigos. W związku z tym, biorąc pod uwagę formę obu drużyn, stawialiśmy 2-1 na ‘Papryczki’. Z pewnością brak wiary w komplet punktów zdenerwował co bardziej krewkich graczy Chilli, czego rzecz jasna nie omieszkali okazać. Samo spotkanie rozpoczęło się od wysokiego prowadzenia Chilli Amigos. Po tym, jak sprytem na siatce popisał się Michał Czyżykowski, Chilli prowadziło już 8-3. Dalsza część seta należała zdecydowanie do Chilli i trzeba powiedzieć, że ‘Bankowcy’ niezbyt wiedzieli, co dzieje się na parkiecie. Amigos byli szybsi, mocniejsi, inteligentniejsi. Byli po prostu lepsi i zasłużenie wygrali seta do 11. Druga odsłona nie zmieniła zbytnio oblicza spotkania. Nadal to Amigos dominowali niemal w każdym elemencie siatkarskiego rzemiosła. Wyrównana była zaledwie pierwsza część seta (11-11). Po chwili jednak PKO zaczęło popełniać sporo błędów własnych. Był to fragment, w którym ‘Bankowcy’ mieli realny problem z wykończeniem akcji. Co więcej – szarpało im przyjęcie. Na efekt widoczny na tablicy wyników nie musieliśmy długo czekać. Podczas, gdy Chilli zdobyło 10 oczek, PKO zdobyło zaledwie trzy. Ostatni set był tym, w którym ‘biało-czarni’ zaprezentowali się najlepiej. Nie oznacza to, że byli oni realnym zagrożeniem dla swoich rywali – co to, to nie. Bankowcy w tej partii sprawili po prostu, że aby wygrać, na skroniach Chilli musiały pojawić się krople potu. Finalnie drużyna Grzegorza Walukiewicza sięga po komplet punktów i dokonuje tego w bardzo dobrym stylu.

Bombardierzy – Craftvena 2-1 (10-21; 23-21; 21-19)

W zapowiedzi przedmeczowej podkreślaliśmy, że wskazanie faworyta poniedziałkowego meczu będzie parszywym zadaniem. Wszystko przez to, że obie drużyny prezentują ostatnio naprawdę konkretną formę. Początek meczu jednak na to nie wskazywał. W pierwszym secie Craftvena narzuciła swoim rywalom takie tempo i jakość gry, że Bombardierzy mogli się tylko biernie przyglądać. Już na początku Craftvena weszła na pełnej osiągając przewagę 8-1! Tak dużej zaliczki nie dało się zepsuć . Co by nie mówić – parafrazując Jędrzeja Szadejko – ‘był ogień w szopie’. Finalnie drużyna Craftveny zdeklasowała w tej partii swoich rywali, pozwalając im ugrać zaledwie dziesięć oczek. Początek drugiego seta pokazał, że nie będzie to tak jednostronne widowisko, jak miało to miejsce w pierwszym secie. Od początku drugiej partii obie drużyny szły ‘łeb w łeb’. Mniej więcej w połowie seta Bombardierzy uzyskali trzypunktowe prowadzenie (10-7). Niestety dla nich, po punktach Krzysztofa Lewandowskiego oraz Daniela Kanieckiego, ‘Rzemieślnicy’ zdołali wyrównać (10-10). W końcówce seta Bombardierzy mieli piłkę setową (20-18). Za pierwszym razem się co prawda nie udało, ale po chwili cieszyli się oni z jednego punktu, który dawał im wyrównanie. Ostatni set był bardzo podobny do drugiego. Obie drużyny toczyły w nim wyrównaną rywalizację. Mimo to, delikatną przewagę posiadali Bombardierzy, którzy w połowie seta prowadzili nawet pięcioma punktami (12-7). Mimo, że z czasem Craftvena zdołała zniwelować przewagę rywali (14-14) to końcówka meczu należała do Bombardierów, którzy wygrali seta do 19. Dzięki wygranej wysunęli się oni na wysokie – piąte miejsce w tabeli.

Eko-Hurt – Sprężytokopytni & Kitku 2-1 (21-15; 26-24; 17-21)

Czasami, jak drużynie nie idzie, jej gracze zaczynają zastanawiać się, co ma na to wpływ. Niektórzy przestają walić browary dzień przed meczem, inni postanawiają, że na kolejny mecz stawią się co najmniej pół godziny wcześniej, aby się skoncentrować. Jeszcze inni próbują upatrywać swojej szansy w numerologii. Mecz z Eko-Hurtem był dla Sprężystokopytnych siódmym meczem w sezonie Jesień’21, więc gracze liczyli zapewne na szczęśliwą siódemkę. Niestety – i tym razem było inaczej. Tak szczerze to przyznamy, że Sprężystokopytnych nam najzwyczajniej w świecie żal. Ileż razy w obecnym sezonie było tak, że to oni mogli wygrać spotkanie? Patrząc na stosunek wygranych i przegranych jest to wręcz nieprawdopodobne i niewytłumaczalne, ze ‘Niebiescy’ nie wygrali jak dotąd ani jednego spotkania. Fakty są jednak nieubłagane. Mówią, że matematyka nie kłamie i chyba faktycznie coś w tym jest. Pierwszy set był bez większej historii. ‘Czyściwo’ dość szybko wypracowało sobie kilkupunktową zaliczkę, która wystarczyła im do wygrania pierwszej partii do 15. Prawdziwe mistrzostwo świata wydarzyło się w drugiej odsłonie. Kapitalne wymiany, obrony które rozwaliły nam czachę, kontrowersje sędziowskie czy wreszcie gra na przewagi, w której sytuacja zmieniała się częściej niż pościel w ‘Rozi’. Finalnie partię tę wygrali gracze Eko-Hurt. Wydarzenia z trzeciego seta, a raczej jego zakończenia sprawiły, że towarzyszyło nam silne uczucie deja vu związane z meczem Sprężystokopytnych ze Speednetem. W pierwszym secie Speednet wygrał do 16 (Eko do 15). Drugi set to gra na przewagi. Trzeci to wygrana Sprężystkopytnych do 16 (z Eko do 17).

Port Gdańsk – Wilki Północy 1-2 (17-21; 21-16; 19-21)

Potwierdziły się nasze słowa z zapowiedzi, że w trakcie meczu przeciwko ‘Portowcom’ wataha uszczupli się o co najmniej dwa wilki. Ostatecznie, w stosunku do meczu z Bombardierami, w poniedziałkowy wieczór zabrakło aż czterech graczy (Sebastian Wilma, Łukasz Tarulewicz, Maciej Tarulewicz oraz Kacper Ufa), co biorąc pod uwagę bardzo wąską kadrę oznaczało, że w poniedziałkowy wieczór zobaczymy niemal inną drużynę. Łatając dziury po ‘wagarowiczach’, drużyna Wilków dopisała do swojego składu dwóch graczy – Adama Fularę oraz Łukasza Wojdaka. Co ciekawe, gracze ci występowali już w rozgrywkach SL3. Obaj zawodnicy występowali swego czasu w drużynie AXIS. Ponadto, obaj ci gracze swoje ostatnie spotkanie w SL3 rozegrali ponad rok temu – 9 lipca. Jeśli chodzi o Łukasza Wojdaka to mimo, że gracza tego nie mieliśmy od dawna okazji obserwować, a dodatkowo rozegrał on w SL3 stosunkowo mało spotkań to jest to gracz, który zdobył blisko 250 punktów dla swojej drużyny. O swojej skuteczności, zawodnik ten przypomniał w poniedziałkowy wieczór, w którym przeciwko ‘Portowcom’ zdobył aż 15 punktów. Pierwszy set, po trzech atakach z rzędu Tymoteusza Kalicha rozpoczął się lepiej dla Wilków (9-4). Wypracowana na początku zaliczka sprawiła, że drużyna z doków nie zdołała dogonić swojego rywala, w efekcie czego ten wygrał seta do 17. Druga partia była inna niż pierwsza. Tym razem to ‘Portowcy’ zdołali wyjść na prowadzenie 12-10. W dalszej części seta gracze w granatowych koszulkach powiększyli tę przewagę (18-14) i po chwili spokojnie wygrali seta do 16, doprowadzając tym samym do remisu 1-1. Ostatnia partia, mimo że była dość wyrównana to jednak Port Gdańsk musiał gonić od samego początku (8-4 dla Wilków). Finalnie drużyna Arkadiusza Sojko zdołała doprowadzić do wyrównania (17-17). Mimo to, końcówka należała do Wilków. Po dwóch atakach z rzędu Michała Niewiadomskiego Wilki wygrały seta do 19, a cały mecz 2-1.

Eko-Hurt – Szach-Mat 1-2 (28-26; 17-21; 17-21)

Do spotkania z Szach-Matem, drużyna ‘Hurtowników’ przystąpiła z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony dopiero co wygrali piąte spotkanie z rzędu w sezonie Jesień’21, przez co podtrzymali passę spotkań bez porażki. Z drugiej strony, strata punktu z przedostatnią drużyną w ligowej tabeli powodem do wypinania klaty nie była. Niezależnie od tego, wygrana z Szach-Matem sprawiłaby, że Eko-Hurt znalazłby się w bardzo dobrym położeniu. To, co działo się w pierwszym secie to istne szaleństwo. Pod koniec pierwszej partii to Szach-Mat prowadził dwoma oczkami, po czym miał piłkę setową. Po trzech błędach własnych Szachistów przed podobną sytuacją stanęli ich przeciwnicy. Taka wymiana ciosów trwała jeszcze dłuższą chwilę. Pod koniec seta sędzia prowadzący zawody przyznał punkt Szach-Matowi, który dawał im wygraną w secie. Drużyny zdążyły już nawet zmienić strony gdy rozgrywający drużyny Szach-Mat (Łukasz Ceyrowski) powiedział jednemu z zawodników Eko-Hurt, że punkt należał się właśnie ‘Hurtownikom’. Cóż, sytuacja ta sprawiła, że sędzia wycofał się z pierwotnej decyzji i drużyny wróciły na swoje miejsca. Mimo, że atmosfera aż kipiała, jednym tekstem, w którym wspomniany wcześniej sprawca całego zamieszania stwierdził, że przekazał tę informację nieoficjalnie, rozładował napięcie po obu stronach siatki. Jakby nie patrzeć, jako Redakcja mega propsujemy zachowaniom fair-play i tak jest też tym razem. Finalnie set ten padł łupem ‘Hurtowników’, którzy wygrali go do 26. Druga i trzecia odsłona nie miały prawa zbliżyć się poziomem emocji do pierwszej partii. Ona była po prostu zbyt dobra. Dobra w dwóch ostatnich odsłonach była również ekipa Szach-Matu, która wygrała je do 17, pokazując się z bardzo dobrej strony. W ostatnim czasie poddawaliśmy w wątpliwość to, czy Szach-Mat stać w obecnym sezonie na coś naprawdę wielkiego. Cóż, po poniedziałkowym meczu twierdzimy, że ich stać.

Allsix by Decathlon – Prometheus 0-3 (0-21; 0-21; 0-21)

Z uwagi na to, że drużyna Allsix by Decathlon nie stawiła się na spotkaniu, wynik zawodów został zweryfikowany jako walkower. 

EviRent VT – Volley Gdańsk 3-0 (21-17; 21-19; 21-12)

Nie będziemy Was oszukiwać – nie oczekiwaliśmy, że spotkanie pomiędzy EviRentem a Volley Gdańsk będzie hitem. Byliśmy niemal przekonani, że najbardziej prawdopodobny wynik to 3-0 dla ‘Niebieskich’. Nie dlatego, że EviRent jest w swoim prime. Nie dlatego, że demolują swoich rywali. Wreszcie nie dlatego, że pozostają oni głównym faworytem do mistrzowskiego tytułu. Wszystko za sprawą tego, że ‘żółto-czarni’ są cholernie daleko do tego, by o ich grze mówić ok. Mogą się gracze Volley Gdańsk wściekać. Mogą tupać nogami i mówić, że Redakcja się na nich uwzięła. My staramy się mówić to, co widzimy i w historii SL3 Volley nie jest pierwszą, a także nie ostatnią drużyną, którą krytykujemy. Z drugiej strony, co mielibyśmy chwalić? Fakty są takie, że Volley Gdańsk po porażce z EviRentem znajduje się na… ósmym miejscu w ligowej tabeli. Szok, niedowierzanie. Jest taki żenujący żarcik, który ma już brodę. Czy Wasze smartfony, drodzy graczy Volley Gdańsk wyświetlają Waszą drużynę odpalając stronę czy musicie jednak scrollować? Ok, żeby nie było aż tak ponuro. Bądź co bądź znalazłyby się obecnie w SL3 drużyny, z którymi Volley by wygrał. Kto wie, może gdyby w pierwszym i drugim secie mieli więcej szczęścia to byliby w stanie urwać punkt swoim rywalom? Cóż, sami widzicie, że trudno to obronić. Jeśli chodzi o ich rywali – EviRent to dawno nie widzieliśmy w ich wykonaniu takiej mobilizacji. Na mecz z wicemistrzem poprzedniego sezonu przyszło aż dziewięciu graczy. Widać, że po porażce ze Speednetem, drużyna w niebieskich trykotach za wszelką cenę będzie chciała uniknąć, podobnych wpadek. Wygrana 3-0 w dobrym stylu pokazuje, że pogłoski o śmierci EviRent są mocno przesadzone.

Start a Conversation

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.