MATCHDAY #14

Za nami poświąteczna kolejka, w której w meczu na szczycie – Eko-Hurt rozbił CTO Volley, zgarniając przy tym komplet punktów. Dodatkowo kolejne ważne zwycięstwa w drugiej lidze zanotowała ekipa Volley Gdańsk oraz Staltest Pomorze. Natomiast w trzeciej lidze, pierwsze zwycięstwo w sezonie zanotowała drużyna Tiger Team. Zapraszamy na podsumowanie!

Tiger Team – KRUK Volley 2-1 (21-17; 19-21; 21-10)

Poniedziałkowe spotkanie było dla obu drużyn szansą na odwrócenie niekorzystnej karty. Jak do tej pory, obie ekipy rozegrały sumarycznie dziewięć spotkań, w którym ani razu nie udało im się odnieść zwycięstwa. Zestawienie ze sobą dwóch drużyn w takiej samej sytuacji sprawiło, że do którejś z ekip musiało zawitać wreszcie słońce. W naszym odczuciu faworytem konfrontacji była ekipa ‘Tygrysów’, ale uznaliśmy, że Kruki są w stanie urwać punkt. Początek spotkania wyglądał tak jak można się było tego spodziewać. Po kilku atakach powracającego do składu Tigera – Krzysztofa Mądrego, Tiger objął prowadzenie 8-3. Po nieudanym otwarciu, zespół Jakuba Florczaka wziął czas i faktycznie, tuż po nim zaprezentowali się z dużo lepszej strony, niwelując przewagę przeciwników do jednego oczka (13-12). W drugiej części seta, w grę Kruków wdarło się sporo błędów oraz nerwowości, a to z kolei sprawiło, że Tiger wygrał partię w stosunku 21-17. Środkowa odsłona od samego początku układała się lepiej dla Kruków, którzy wysunęli się na dwupunktowe prowadzenie (7-5) i konsekwentnie, z małymi przerwami dowieźli je do końca. Co ciekawe, pod koniec gracze Jakuba Florczaka prowadzili nawet 17-13, a mimo to pozwolili rywalom się nieco rozbrrrykać i ci doprowadzili do stanu po 19. Końcówka partii to jednak skuteczne ataki Michała Laskowskiego, które doprowadziły do wyrównania w setach. Ostatnia odsłona to absolutnie jednostronne widowisko, które rozpoczęło się od stanu…8-1 dla Tiger Team. Tego naprawdę nie dało się spieprzyć i po chwili, zespół Dawida Staszyńskiego mógł cieszyć się z pierwszej wygranej w sezonie Wiosna’24.

Inter Marine Masters – Chilli Amigos 3-0 (21-15; 21-19; 21-16)

W przedmeczowym wywiadzie, kapitan Inter Marine Masters – Andrzej Masiak podkreślał, że drużyna w białych strojach wyciągnęła wnioski ze spotkania z DNV i we wtorkowy wieczór postarają się sięgnąć po komplet – sześciu oczek. Cóż. Plan ten w meczu z Chilli Amigos zdawał się realizować zgodnie z założeniami. Od samego początku spotkania z ‘Papryczkami’, ‘Mastersi’ osiągnęli optyczną przewagę, która została po chwili udokumentowana na tablicy wyników (9-6). Choć Chilli udało się doprowadzić po chwili do wyrównania po 10, to w dalszej części seta gracze w czerwonych strojach mieli spory problem by zatrzymać Tomasza Kowalewskiego (17-13), po czym gracze Andrzeja Masiaka bezproblemowo wygrali seta do 15. Środkowa odsłona to najciekawsza partia w meczu, w której na półmetku mieliśmy remis po 10. Po chwili uwypukliły się problemy ‘Mastersów’ w przyjęciu, po którym w powietrzu zaczął unosić się specyficzny zapach niespodzianki (15-11). Niestety dla ‘Amigos’, podobnie jak miało to miejsce w meczu z Volley Surprise tak i tym razem Chilli zaprzepaściło dużą szansę na punkt. Po kilku błędach w ataku, Chilli roztrwoniło przewagę, a kiedy Inter Marine wyrównało (18-18) to chyba każdy wiedział jak to się dalej skończy (21-19). Ostatnia odsłona to partia, w której z ‘Amigos’ zeszło już powietrze. Dodatkowo zespół w czerwonych strojach miał sporo problemów w komunikacji, co nie pomagało w rywalizacji z faworyzowanym przeciwnikiem. Po dość jednostronnym pojedynku, Inter Marine dopięło po chwili swego i cieszyli się z kompletu punktów (21-16).

Flota Active Team 2 – Dream Volley 2-1 (19-21; 21-18; 21-17)

Oj, nie miała w ostatnim czasie dobrego PR drużyna Floty Active Team 2. Dodatkowo sprawy nie ułatwiał fakt, że ich ‘starszy Brat’ – Flota Active Team 1 została chwilę temu okrzyknięta drużyną tygodnia. To w połączeniu z niekorzystnymi wynikami Floty sprawiło, że ci zaczęli być postrzegani jako ‘zakała rodziny’. Oczywiście nieco przesadzamy, ale wiadomo o co chodzi. Z drugiej strony, ich wtorkowy rywal – Dream Volley również był raczej krytykowany niż chwalony. Mimo to w spotkaniu ‘Marzyciele’ byli zdecydowanym faworytem. Już początek spotkania pokazał, że nie będzie to dla nich łatwa przeprawa. Od pierwszego gwizdka sędziego mieliśmy bowiem walkę punkt za punkt, w której żadna ze stron nie zdołała wypracować sobie kilkupunktowej zaliczki (5-5; 9-9; 12-12; 15-15; czy wreszcie 19-19). W końcówce szale zwycięstwa na stronę ‘Marzycieli’ przechylili skrzydłowi – Dariusz Tomaszewski oraz Jarosław Szmigielski. Pierwszy set pokazał Flocie, że rywal jest w ich zasięgu. W połowie środkowej odsłony, beniaminek rozgrywek wysunął się na prowadzenie 9-5. Mimo to, po chwili Dream zdołał doprowadzić do wyrównania po 10 i wówczas wydawało się, że gracze Mateusza Dobrzyńskiego odzyskali kontrolę nad przebiegiem gry. Dalsza część to scenariusz, który oglądaliśmy w pierwszej odsłonie. Walka ‘łeb w łeb’, która zaprowadziła nas do stanu po 17. Końcówka seta to bardzo dobra postawa Macieja Manisty oraz Dominika Jakubowskiego, które dały Flocie wyrównanie w setach. O wygranej w meczu musiała zadecydować trzecia partia, której początek Dream Volley ponownie przespał (7-2). Choć w dalszej części, gracze Mateusza Dobrzyńskiego starali się niwelować straty to Flota ponownie jak w drugiej odsłonie nie pozwoliła na to by z głowy spadł im włos. Dodatkowo Dream nie miał pomysłu jak powstrzymać bardzo dobrze dysponowanych skrzydłowych, którzy grali wielki mecz. Efekt? Wygrana Floty 21-17, a całego meczu 2-1. Brawo!

Volley Gdańsk – MiszMasz 3-0 (21-10; 21-16; 21-17)

‘Żółto-czarny’ walec się nie zatrzymuje. O ile w niektórych spotkaniach Volleya można było utyskiwać na fakt, że będąc na prostej zamiast docisnąć pedał gazu, ci zamulali, co nie jeden raz niosło za sobą konsekwencje, tak wtorkowy wieczór to bardzo dobra postawa drużyny i pewne trzy oczka. Dodatkowo – fotel lidera. Ponadto – bardzo dobre nastroje przed dalszą częścią sezonu. Póki co wygląda to naprawdę obiecująco, bo tak jak wspominamy – forma Volleya zdaje się rosnąć. Ok, będąc całkowicie uczciwym należy wspomnieć, że MiszMasz nie powiesił poprzeczki zbyt wysoko. Z drugiej strony, takie rzeczy trzeba wykorzystać. Pierwsza odsłona to absolutna dominacja Volleya, który po bloku Bartłomieja Wręgi, odskoczył rywalom na siedem oczek (12-5). W dalszej części seta, jedyne nad czym można się było zastanawiać to to, czy MiszMasz zdoła wyjść z ‘dyszki’. Ostatecznie im się udało, ale to dość marne pocieszenie. W drugim secie MiszMaszowi szło już zdecydowanie lepiej. Ba, przy stanie 12-10 zastanawialiśmy się czy gracze Michała Grymuzy będą w stanie sprawić niespodziankę. Dalsza część seta to jednak przewaga drużyny Dariusza Kuny, udokumentowana zwycięstwem trzykrotnych mistrzów SL3 do 16. Ostatni set nie był czymś na otarcie łez dla MiszMaszu. Volley za sprawą najskuteczniejszego gracza w historii SL3 – Przemysława Wawera, odskoczyli na sześć oczek (12-6), po czym szanse MiszMaszu pozostawały już iluzoryczne. Dalsza część partii wyglądała tak, że obie drużyny chciały dograć seta bez kontuzji. Emocji było tam tyle, ile na grzybobraniu. Ostatecznie VG wygrał partię do 17, a cały mecz w stosunku 3-0.

Inter Marine Masters – Drużyna A 2-1 (22-20; 21-23; 21-6)

Po wygranej za komplet punktów z ‘Amigos’, drużynie ‘Mastersów’ pozostało do wykonania 50% planu. Zadanie to mogło być nieco utrudnione, bowiem gracze Drużyny A wnikliwie oglądali z trybun spotkanie Inter Marine z Chilli Amigos. Czy team Karola Majkowskiego wyciągnął wnioski? Cóż, po tym jak zagrał w dwóch pierwszych setach jest to dość prawdopodobne. We wtorkowy wieczór mieliśmy ponownie Drużynę A, którą chce się oglądać. Było to zupełnie inne spotkanie niż z ACTIVNYMI, o którym Drużyna A chciałaby zapomnieć. Pierwszy set rywalizacji rozpoczął się od prowadzenie ‘Czarnych’ (6-2). Mimo początkowej terapii szokowej, Inter Marine zaprezentowali w dalszej części świetną grę w bloku oraz zagrywce i były to dwa klucze, które otworzyły drzwi do siedziby Drużyny A (12-12). Dalsza część seta to wymiana ciosów, która po dobrej końcówce Jacka Ragusa, skończyła się wynikiem 22-20 dla ‘Mastersów’. Środkowa odsłona? A jakże – ponownie gra na przewagi. Choć Drużyna A prowadziła w pewnym momencie już 17-11 to wysokie prowadzenie z faworytem ich…sparaliżowało? Wyglądało to tak, że ciężko to zrozumieć. Faktem jest jednak to, że Drużyna A sprawiała wrażenie, jakby każdy z zawodników tej drużyny został porażony paralizatorem prądu. Gorszą chwilę błyskawicznie wykorzystali ‘Biali’, którzy doprowadzili do wyrównania po 19. Kiedy wydawało się, że będziemy mieli powtórkę z meczu z Chilli, Drużyna A zdołała finalnie przechylić szale zwycięstwa na swoją korzyść (23-21). Trzeci set wyglądał tak jakby Drużyna A była już nasycona jednym punktem i nie podjęła nawet próby ugrania czegoś więcej. Z drugiej strony, Inter Marine Masters wyglądali rozdrażnieni tak jak kilka tygodni temu w meczu z DNV. Efekt? Wynik 21-6 dla zespołu Andrzeja Masiaka, po którym wskakują na fotel wicelidera rozgrywek.

BEemka Volley – Dream Volley 3-0 (21-11; 21-9; 21-13)

Hej Dream Volley, wszystko ok? Graliście w to kiedyś? Co się dzieje? Pytań, które chodzą nam (zakładamy, że nie tylko nam) po głowie jest całe mnóstwo. Niewiarygodne co dzieje się ostatnio z ‘Marzycielami’. Ok, w meczu z BEemką Volley nie byli faworytami, ale styl w jakim się zaprezentowali był naprawdę bardzo słaby. Dodatkowo porażka tego samego dnia z Flotą Active Team 2 sprawia, że Dream Volley już w poniedziałkowy wieczór stał się absolutnym faworytem w wyścigu o miano dziadów tygodnia. Jedno zwycięstwo, pięć porażek. Perspektywa kilku trudnych spotkań. Pamiętacie, że z drugiej ligi spada jedna drużyna więcej, prawda? Co do samego meczu – dziś bardzo krótko, bo i nie ma za specjalnie o czym. Ok – BEemke w obecnym sezonie potrafiliśmy krytykować, czasami aż za bardzo. Dziś nawet różowy kolor strojów nie przeszkadza nam w tym, by drużynę BEemki określić mianem CHADA. Wyniki do 13, 11 czy 9 dobitnie pokazują o jakiej dysproporcji mówimy. Ataki? 27 vs 20. Bloki? 7 vs 1. Asy serwisowe? 5 vs 0. Oj. Dream Volley może żałować tego, że w ich ‘narożniku’ nie było ogarniętego sekundanta, który widząc co się kroi – uchroniłby ‘Marzycieli’. W filmie Rocky, brak rzuconego ręcznika kosztował Apollo Frida życie. Kto wie, czy wtorkowy wieczór nie będzie kosztował Dream Volley drugoligowego bytu. Choć brzmi to nieprawdopodobnie, utrzymanie drużyny Mateusza Dobrzyńskiego nie jest bynajmniej czymś oczywistym.

BL Volley – BES Boys BLUM 1-2 (21-23; 17-21; 21-18)

Szósty mecz BES Boys BLUM w obecnym sezonie i pierwsze kłopoty. Choć może to być dla ‘Chłopców’ szokujące to się nieco cieszymy. Chwilę przed świętami zastanawialiśmy się bowiem czy w trzeciej lidze dostaniemy garść pożądanych emocji. Wszystko za sprawą tego, że BES Boys BLUM jak grał mecze, to najczęściej lał rywali i uznaliśmy, że może tak być za każdym razem, gdy ci będą grali w trzeciej lidze. BL Volley był w naszych oczach jednym z ostatnich bastionów, w których ‘Chłopcy’ mogą poczuć opór. Chwilę po premierowym gwizdku sędziego, gracze Ryszarda Nowaka zaczęli w swoim stylu – od mocnego grania (7-2). Dalsza część seta to kontynuacja przewagi faworyzowanej ekipy, która pod koniec prowadziła 20-12. Choć BES Boys BLUM mieli wygraną na wyciągnięcie ręki to po chwili przytrafiła im się seria błędów. To w połączeniu z dobrą grą w obronie oraz skutecznych kontr drużyny BL Volley sprawiło, że na tablicy wyników mieliśmy remis po 20. Kiedy zanosiło się na to, że po wyczynie ‘Chłopców’, słowo ‘frajerstwo’ będzie odmieniane przez wszystkie przypadki, BBB dopiął po chwili swego (23-21). Środkowa odsłona to dobra gra teamu z Kaszub, który po dobrej grze, wysunął się na prowadzenie 13-7. W odróżnieniu od premierowej partii, w tej odsłonie zabrakło podobnego zwrotu akcji i finalnie, BBB wygrali partię do 17. Ostatni set rozpoczął się od wyrównanej gry obu stron (5-5). Jako pierwsi na kilkupunktowe prowadzenie, wyszli gracze BL Volley (11-7). W dalszej części partii, po skutecznym bloku Wojciecha Łuczkowa, prowadzili już 17-11 i choć ich przewaga w końcówce stopniała, to finalnie wygrali do 18.

CTO Volley – EKO-HURT 0-3 (13-21; 18-21; 16-21)

Z dużej chmury mały deszcz. Oczywiście za taki stan rzeczy nie możemy winić drużyny Eko-Hurt, która zagrała naprawdę kozackie spotkanie. Zastrzeżenia możemy mieć wyłącznie do graczy w pomarańczowych strojach, którzy ‘nie dojechali’. Mówiąc precyzyjniej, Eko-Hurt wskoczył na taki poziom, do którego CTO na tę chwile sporo brakuje. Początek spotkania mógł być pewnym zaskoczeniem. Przypominamy, że w ostatnim magazynie wspominaliśmy o tym, że Eko-Hurt w obecnym sezonie ma problem by dobrze wejść w mecz. To niosło za sobą konsekwencje w postaci przegranych setów z AIP, Speednetem oraz Bossmanem. We wtorkowy wieczór było jednak zupełnie inaczej. ‘Hurtownicy’ od samego początku narzucili swoje warunki gry i na półmetku seta prowadzili już 13-8. Choć w pewnym momencie po kilku blokach, CTO zdołało zniwelować straty do dwóch oczek (14-12) to jednak dalsza część seta to druga fala ataków Eko-Hurt, która zapewniła im wygraną partii do 13. Środkowa odsłona to najbardziej wyrównana partia w meczu, w której dopóki CTO miało dobre przyjęcie, dopóty wynik spotkania był sprawą otwartą (16-16). W końcówce element, który funkcjonował naprawdę dobrze się pogorszył, co błyskawicznie wykorzystał aktualny Mistrz SL3, zapewniając sobie wygraną do 18. Ostatnia odsłona rozpoczęła się od stanu 8-7 dla Eko-Hurt. Przewagę ‘Hurtownicy’ zrobili świetną grą w bloku. Sekwencja trzech punktów z rzędu zdobytych w ten sposób sprawiła, że po chwili Eko-Hurt odskoczył do stanu 12-7. To z kolei sprawiło, że z CTO całkowicie zeszło powietrze i po kilku minutach, Eko-Hurt mógł cieszyć się z kompletu oczek oraz żółtych koszulkach lidera. Sądzimy, że było to bardzo ważne zwycięstwo. Choć do zakończenia sezonu pozostało sporo czasu, to na tę chwilę Eko-Hurt wygląda dużo lepiej niż w poprzedniej edycji, którą przecież wygrali.

Oliwa Team – Staltest Pomorze 0-3 (11-21; 10-21; 18-21)

Kiedy na początku obecnego sezonu, Oliwa Team przegrywała kolejne mecze, można było to zrzucić na karb tego, że drużyna jest aktualnie w przebudowie. Pierwszy poważny sygnał, że coś jest jednak nie tak, otrzymaliśmy w minionym tygodniu rozgrywek, gdzie Oliwa była zaledwie tłem dla drużyny Volley Gdańsk, a w jednym z setów pobili niechlubny rekord różnicy punktów obu drużyn w obecnym sezonie. Przed wtorkową serią gier zastanawialiśmy się, czy Oliwa zdoła postawić się rozpędzonemu Staltestowi i odpowiedź na nurtujące nas pytania, dostaliśmy tuż po pierwszym gwizdku sędziego. Nim się bowiem obejrzeliśmy, na tablicy wyników było już 12-5 dla zespołu Arkadiusza Kozłowskiego. Im dalej w las tym, Staltest grał jeszcze szybciej i jeszcze mocniej, a w konsekwencji wygrali oni seta do 11. Jeszcze większą dysproporcję oglądaliśmy w środkowej partii, w której w szczytowym momencie, Staltest prowadził….16-4. Kiedy wydawało się, że dostaniemy powtórkę wspomnianego wcześniej spotkania Oliwy z Volleyem, faworyzowana drużyna ewidentnie zaciągnęła hamulec ręczny i nie forsowała zbytnio tempa. Ba, team z Pomorza pozwolił sobie w tym fragmencie na nutkę nonszalancji, co finalnie sprawiło, że Oliwa nieco nadgoniła (21-10). Co ciekawe, w trzeciej odsłonie obie drużyny postanowiły stworzyć ‘pozory wyrównanej walki’. Niby w pewnych momentach Oliwa prowadziła (9-7), niby coś się działo, ale bez specjalnego podniecania się okolicznościami, Staltest zdawał się kontrolować przebieg gry. W drugiej fazie seta, po kilku atakach Jakuba Klimczaka, Staltest ponownie objął prowadzenie, którego już nie wypuścił. Podsumowanie? Sześć spotkań Staltestu i sześć wygranych. WOW. Jest naprawdę kozacko.

Start a Conversation

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.