Za nami środowa seria gier, w której z kapitalnej strony pokazała się ekipa Szach-Mat, która pokonała dwie niepokonane jak dotąd drużyny w pierwszej lidze. Na zapleczu elity pogłębia się kryzys Hydry Volleyball Team, która przegrała spotkanie z Flotą Active Team w stosunku 0-3. Zapraszamy na podsumowanie!
Bayer Gdańsk – Wolves Volley 3-0 (21-15; 21-13; 21-17)
Środowy wieczór w Inter Marine SL3 był testem długości…możliwości dominacji na parkiecie. Pisząc bardziej precyzyjnie – drużyny, które od początku sezonu sprawują się kapitalnie (Bayer oraz Maritex) rywalizowały z tym samym rywalem. O ile ci drudzy mieli w spotkaniu pewne problemy i finalnie zgubili jeden punkt, tak Bayer Gdańsk? Ach – co oni aktualnie grają. ABSOLUTNY PRIME w historii swoich występów w SL3. Już nie tęsknimy za tym Bayerem z pierwszych sezonów, w którym zdobywali oni brązowe medale trzeciej ligi. Teraz oglądamy ich absolutny upgrade. Jeśli ktoś oglądał nominowany do Oscara film – ‘Substancja’ ten wie, że Bayer sprzed kilku sezonów to Demi Moore, natomiast ten aktualny to Margaret Qualley – młodsza i znacznie atrakcyjniejsza wersja. Pierwszy set rywalizacji rozpoczął się od obopólnego badania obu drużyn (10-10). W drugiej części seta ‘Wilki’ nie wytrzymały wysokiego tempa i po kilku atakach najlepszego gracza spotkania – Damiana Harica, Bayer cieszył się z pierwszego punktu w meczu (21-15). W środkowej odsłonie dominacja ‘zielono-granatowych’ była jeszcze większa. Trudno było znaleźć element, który Bayerowi w tej partii by ‘nie siedział’. Przyjęcie – rozegranie – atak. Proste i bardzo skuteczne (12-6). Dalsza część nie zmieniała obrazu gry i faworyt wygrał partię do 13. Ostatni set rywalizacji to nieco brzydszy obraz gry po obu stronach siatki. W partii tej nie brakowało błędów na zagrywce czy zepsutych ataków (13-13). Jako pierwsi ‘ogarnęli się’ gracze Damiana Harica, którzy wygrali seta do 17.
Kraken – Old Boys 0-3 (14-21; 29-31; 19-21)
Choć na pierwszy rzut oka wydawało się, że Old Boys jest faworytem środowego starcia, to jednak ich forma z obecnego sezonu oraz fakt, że Kraken ogrywał już w teorii silniejszych rywali sprawiało, że długo zastanawialiśmy się nad typem Redakcji. Ostatecznie wybór padł na team z Pruszcza Gdańskiego, natomiast był to typ bezpieczny – po podziale punktów. Pierwszy set to jednak zaskakująco łatwa przeprawa drużyny w białych strojach. Po sporej liczbie błędów Krakena, OB objęli prowadzenie 13-7 i w dalszej części postawili kropkę nad ‘i’ (21-14). Druga część rozpoczęła tak jak wyglądał pierwszy set. Dużo wyższa kultura Old Boys, którzy błyskawicznie objęli prowadzenie 4-1, a z czasem 10-6. Sytuacja zmieniła się w momencie, w którym Kraken zrobił przejście i na zagrywce stanął Anton Hukasov. Po kilku świetnych serwisach Kraken doprowadził do wyrównania po 10 i od tego momentu gra się bardzo wyrównała. Na szczególne wyróżnienie w zespole Old Boys zasługuje Kamil Durnakowski, który po dwóch pierwszych setach miał…19 punktów! Wracając jednak do wydarzeń z końcówki środkowej partii – ależ to były emocje, ależ się to fajnie oglądało. Była to partia, w której obie strony miały swoje okazje, ale ostatecznie – szczęście uśmiechnęło się do graczy Bartłomieja Kniecia (31-29). Finałowa odsłona miała dwa oblicza. W pierwszym Old Boys prezentowało się kapitalnie i wyszli na wysokie prowadzenie 17-8. Kiedy wydawało się, że po chwili będziemy mieli koniec spotkania – zespół w białych strojach miał spore problemy ze skończeniem ataku i po dobrej grze w obronie – Kraken doprowadził do stanu 20-19. Ostatnia piłka w meczu to jednak kolejna próba środkowego – Łukasza Gronkowskiego, która tym razem okazała się skuteczna.
TKKF Orlen – Aqua Volley 0-3 (14-21; 19-21; 14-21)
Parafrazując słynną scenę ze Shreka – ‘no i skończyło się Orlenowanie’. Po kapitalnych spotkaniach z Sharksami oraz Chilli Amigos przyszedł prawdziwy sprawdzian z SIGMĄ czwartej ligi. W ostatnim czasie narzuciliśmy sporą presję na team Aqua Volley, okrzykując ich najpoważniejszym kandydatem do tego by zaprezentować się godnie w wyższej klasie rozgrywkowej. Aktualnie Aqua bawi się jeszcze wraz z całym przekrojem w parterze budynku. Wiadomym jest, że każde kolejne piętra zarezerwowane są dla gości premium. Wszystko wskazuje na to, że po dłuższym czasie ‘na parterze’ gracze Aqua Volley zaczynają przebąkiwać u menagera by ten wpuścił ich do ‘windy prowadzącej na górę’. Co ciekawe – na tak zuchwały ruch nie może sobie pozwolić byle kto i Aqua Volley zdaje się być w grupie uprzywilejowanych, którzy mogą głośno mówić o swoich oczekiwaniach. Podanie zostało złożone, a osiem kolejnych tygodni będzie sprawdzianem ‘imprezowicza’. Pierwszy test – ten z środowego wieczoru został zdany na ocenę bardzo dobrą. Aqua Volley bawiła się z gracją, nie tłukła się z innymi imprezowiczami, ani nie zrobiła boruty u szatniarza. Jakby tego było mało, zostawili sporo kasy na barze oraz kelnerom w napiwkach. Prawdę mówiąc – trudno się o cokolwiek do nich przyczepić. Przenosząc to na inną płaszczyznę – w pierwszym secie team Mateusza Drężka nie miał problemów z ograniem rywali do 14. Najciekawiej było w środkowej odsłonie, w której faworyt dopiero od stanu 18-18 pokazał moc, by finalnie wygrać do 19. Trzeci set to scenariusz bardzo podobny do premierowej odsłony. Efekt nie mógł być inny niż pewna wygrana i kapitalne nastroje w obozie Aqua Volley.
Maritex – Wolves Volley 2-1 (15-21; 21-16; 21-18)
Nie oszukujmy się – w meczu z Bayerem Gdańsk ‘Wataha’ nie była nawet bliska tego by pomyśleć o punkcie. Myśleliśmy, że podobny los spotka ich w drugim spotkaniu, a tu popatrz – po pierwszym secie to w obozie Maritexu, a nie Wilków mogliśmy usłyszeć głośne AAAAauuuuu. Niestety dla nich nie było to wycie, które wzbudzało w innych strach. Było to raczej wycie w znaczeniu negatywnym. Rozumiecie – wyli, bo się wypieprzyli. Miał być komplet punktów, a już po pierwszym secie rywalizacji plan ‘spalił na panewce’. Co ciekawe – to nie był koniec zmartwień teamu Michała Pietrasika w środowy wieczór. Choć Maritex wygrał środkową partię i doprowadził do wyrównania, to już na początku trzeciej odsłony groźnej kontuzji nabawił się Ksiądz Strzała. Nie wiemy czy to ta sytuacja czy zwyczajnie – świetna gra Wolves Volley, ale to ‘underdog’ spotkania zdecydowanie lepiej rozpoczął partię, która decydowała o wygranej w meczu. Bardzo solidna gra Wolves w połączeniu ze sporą liczbą popsutych zagrywek Maritexu zdawały się być idealną miksturą, która w połączeniu w jedność da wygraną ekipie Wolves Volley. Choć po ataku Szymona Merskiego, Wolves prowadzili już 15-11, to w idealnym momencie dał o sobie znać motor napędowy Maritexu w obecnym sezonie – Kacper Iwaniuk. Po kilku asach serwisowych z rzędu – Maritex wrócił do gry (17-15) i w dalszej części wygrał seta do 18. Jakie wnioski po meczu? Zacznijmy od Wolves Volley, które w ostatnim czasie rywalizowało z ligowymi tuzami i zaprezentowali się naprawdę dobrze. To pozwala patrzeć im w przyszłość z optymizmem. Podobnie – tyle, że do kwadratu mogą być odczucia Maritexu. Skoro potrafią w kryzysowych momentach, to i w tych zwyczajnych meczach (które, dają awans) powinni sobie poradzić.
Tiger Team – Only Spikes 2-1 (21-18; 21-11; 18-21)
W ostatnim czasie już naprawdę zgłupieliśmy. No bo wiecie – na początku jechaliśmy z ‘Tygrysami’, tak, że część z nich nie wytrzymywała presji i postanowiła ‘walić tę ligę’. Z czasem okazało się, że krytyka nic nie dała. Dla teamu ‘Tygrysów’ nie była żadnym bodźcem. Zajęło nam to bardzo długo, ale po środowej serii gier stwierdziliśmy, że ‘Tygrysy’ zostały po prostu wchłonięte przez czwartoligowe bagienko i z czasem będą wygrywać, a czasem nie, dokładnie tak jak zwykły średniak czwartej ligi. Czas chyba raz na zawsze skończyć z tym by mówić, że ‘co to oni nie grali i czego na trzecioligowych parkietach nie widzieli’. Kto wie – być może to właśnie my przyczyniliśmy się do tego, że ‘Tygrysy’ traktowały swoich rywali z pozycji góry? Mowa o traktowaniu na zasadzie ‘jesteśmy faworytem i każdy inny wynik niż 3-0, będzie tragedią’. Prawda jest taka, że nazwa Tiger Team nie robi już na czwartoligowcach żadnego wrażenia, aby odzyskać straconą renomę Tiger Team musi się napocić zaczynając od zera. W naszym odczuciu team powinien wraz z ostatnim gwizdkiem sędziego w meczu z Only Spikes zamknąć historię i zacząć ją pisać na nowo. Dobra – nie przedłużając – pierwszy set rywalizacji to przewaga ‘Tygrysów’, ale i dzielna postawa zespołu w żółtych strojach. Choć po ataku Przemka Masznera, Tiger prowadził 17-10 to w dalszej części, Only Spikes zniwelowali straty i ostatecznie premierowa partia zakończyła się wynikiem 21-18. Środkowa odsłona to klasyka gatunku. Nie było bowiem w tym sezonie spotkania, w którym team Only Spikes nie zagrałby jednego z setów ‘na stojąco’. Niwelując różnice pomiędzy własną drużyną a faworytem – musisz grać niemal na 100% własnych możliwości. W środkowej odsłonie tak nie było i wynik 21-11 to idealnie odzwierciedla. Ostatni set to przewaga ‘Kanarków’, choć trzeba uczciwie powiedzieć, że Tiger wyciągnął do rywali pomocną dłoń. Pokazują to również statystyki i liczba popełnionych błędów po ‘Tygrysiej stronie siatki’. Co było głównym grzechem Tigera? To, że za wszelką cenę chciał ‘pięknie wygrać’. W czwartej lidze panuje jednak ‘dziki zachód’ i często trzeba sięgać po najprostsze rozwiązania. Ryzykowny atak czy zagrywka kończy się najczęściej punktem dla przeciwników i jesteśmy na 100% pewni, że mówimy tu o grubo ponad 50% przypadków. Przebicie sytuacyjnej piłki lub zagrywki w ‘bezpieczny sposób’ daje bardzo często punkty, no ale aby to wiedzieć – trzeba mieć rozeznanie w czwartej lidze i umieć liczyć. Tiger po 82 spotkaniach w SL3 jeszcze nie ogarnął i stąd te przydługie podsumowanie. Na koniec należy pochwalić team Only Spikes. Determinacja i wola walki ze zdecydowanie wyżej notowanymi rywalami popłaca. Brawo – będzie tylko lepiej!
Szach-Mat – CTO Volley 2-1 (21-19; 21-19; 15-21)
Po trzech pierwszych spotkaniach sezonu w społeczności SL3 nie brakowało osób, które zdążyły już koronować drużynę CTO Volley. Cóż – sami byliśmy tego bliscy, bo ‘Pomarańczowi’ na początku sezonu prezentowali się wybornie i zgarnęli w nich komplet dziewięciu oczek. Choć środowi rywale CTO również mogli się na początku sezonu podobać, to jednak uznaliśmy, że ‘Oranje’ zgarną czwarty komplet oczek w sezonie Wiosna’25. Początek spotkania wyglądał tak, jakby CTO uznało, że rywal się przed nimi położy, a mecz wygra się sam. Zanim ex-mistrzowie SL3 połapali się, że to się nie uda – Szach-Mat prowadził już 8-4. Choć po chwili na tablicy wyników mieliśmy remis, to Szach-Mat dalej z imponującą bezczelnością parł po swoje. Po dwóch punktach z rzędu Dariusza Peplińskiego ponownie objęli oni prowadzenie 16-11 i choć z czasem gracze CTO po raz kolejny rzucili się do odrabiania strat (19-18), to ostatni słowo należało już do drużyny w czarnych trykotach (21-19). Środkowa odsłona to kontynuacja świetnej gry Szach-Matu, który imponował w wielu elementach siatkarskiego rzemiosła. W szczególności mogli podobać się w grze w obronie. Po drugiej stronie siatki też nie było źle, ale spora liczba błędów czy to w ataku czy na zagrywce uniemożliwiła CTO myślenie o wygraniu środkowej partii. Konsekwencja była taka, że ‘Szachiści’ wygrali seta, czym sprawili sporą niespodziankę i sprawili, że ‘liga będzie ciekawsza’. Ostatnia odsłona to już przewaga ‘Pomarańczowych’, którzy całkiem słusznie uznali, że jeśli nie można wygrać meczu, to chociaż jeden punkt by się przydał (21-15).
AIP – EKO-HURT 3-0 (23-21; 21-18; 22-20)
W ostatnim czasie Eko-Hurt mierzył się z potężną krytyką Redakcji oraz szeroko rozumianej społeczności Inter Marine SL3. Nie można się temu przesadnie dziwić. Dwukrotny Mistrz SL3 jest bowiem w ogromnym kryzysie i biorąc to wszystko pod uwagę – nie dawaliśmy im najmniejszych szans na korzystny wynik z AiP. Tu mały spoiler – choć faktycznie było 3-0 dla zespołu Adriana Ossowskiego, to pokusimy się o stwierdzenie, że było to najlepsze spotkanie ‘Hurtowników’ w obecnym sezonie. Nie ma punktów, ale wstydu z pewnością również. W poprzednich spotkaniach rywale niszczyli Eko-Hurt zagrywką i zdobywali dwucyfrową liczbę asów serwisowych. W środę AiP tylko raz zaskoczyli w ten sposób rywali, a jak wiadomo – dużo lepsze niż wcześniej przyjęcie to fundament dobrej gry. Co więcej – gracze w białych strojach sami zdobyli tych asów aż osiem i pod tym kątem mieli wyraźną przewagę. Pierwszy set rywalizacji to partia, którą ‘Hurtownicy’ będą wspominać przez długi czas. Po skutecznym bloku Wojciecha Bogusza, prowadzili bowiem już 20-18 i byli o włos od wygranej seta. Po chwili ważny punkt zdobył jednak Dawid Glaner, a następnie szale zwycięstwa na stronę AiP przechylił niezawodny Mariusz Seroka (23-21). Środkowy set rozpoczął się od ostrego lania, które gracze AiP zafundowali swoim rywalom (8-1). Moment, w którym Eko-Hurt zdołał zrobić przejście okazał się tym przełomowym. Po chwili gracze w białych strojach zdobyli kilka punktów, po których na tablicy wyników mieliśmy remis po 14. Końcowa faza seta to jednak przewaga faworyzowanej ekipy, zwieńczona ich zwycięstwem do 18. Eko-Hurt miał w meczu jeszcze jedną szansę na to, by nie wracać do domu na pustaka. Po kilku skutecznych atakach Sebastiana Rydygera oraz Wojtka Ingielewicza, prowadzili w końcówce 20-19. Podobnie jednak jak miało to miejsce w premierowej odsłonie – i tym razem AiP wyszło z opresji obronną ręką. Dzięki
Hydra Volleyball Team – Flota Active Team 0-3 (13-21; 18-21; 20-22)
Wiecie – z czytelnikami musimy być uczciwi, bo ci – zaraz wyczują, że coś kręcimy. Był czas w Inter Marine SL3, gdy bardzo chwaliliśmy Hydrę za serię spotkań, w której ci rozbijali kolejnych rywali za komplet punktów. Wspomniane czasy były już na tyle dawno, że ledwo je pamiętamy. Aktualny obraz Hydry ma się nijak do ówczesnego. Uczciwość, o której wspomnieliśmy na początku podsumowania nakazuje nam napisać o tym, że Hydra przeszła w ostatnim czasie metamorfozę na zwykłą popierdółkę, a nie żadną ‘Bestię’. Bilans dziewięciu ostatnich spotkań Hydry? Jedno zwycięstwo – osiem porażek. To jest szanowni Państwo dramat, który wczoraj rozegrał się w trzech aktach. Ok, Hydra może tłumaczyć sobie porażki tym, że borykają się oni z problemami kadrowymi, ale jak to mówią: ‘co byka obchodzi, że się krowa cieli’? W historii SL3 z problemami borykały się już wszystkie drużyny, o czym po pewnym czasie nikt już nie pamięta. O wydarzeniach z ostatnich spotkań pamiętają jednak statystyki, które często przypominamy czy to w zapowiedziach czy podsumowaniach. A Flota Active Team? Cóż – po ostatniej porażce ze Speednetem, Flota potrzebowała wygranej jak tlenu do życia. Pierwszy set okazał się dla nich spacerkiem i pewną wygraną do 13. Środkowa odsłona to już nieco bardziej wymagający trekking, po którym na ich skroniach pojawiły się krople potu (21-18). Ostatnia odsłona była górską wyprawą, w której puls u Floty był wyższy niż u Wojtka Golli po telefonie od Sylwka Wardęgi. Choć w końcówce Hydra miała okazję do zgarnięcia nagrody pocieszenia (20-19), to w końcowych akcjach dali się przechytrzyć i trzeci punkt w meczu, zasilił konta graczy Floty Active Team.
Szach-Mat – BEemka Volley 2-1 (21-17; 16-21; 21-17)
Chyba nie ma już osoby, która podważałaby to, co teraz napiszemy. Wokół Szach-Matu dzieją się aktualnie wielkie rzeczy. Wow – co to był za wieczór ‘Szachistów’. Gdyby dziś zamiast z CTO i BEemką, Szach-Mat zmierzył się z najlepszym szachistą świata – Magnusem Carlsenem to pewnie jego też by pokonał. W naszym przekonaniu był to jeden z najlepszych o ile nie najlepszy wieczór drużyny Szach-Mat w Inter Marine SL3. Dokładając dwie środowe wygrane gracze ‘królewskiej gry’ mają na koncie cztery zwycięstwa oraz jedną porażkę. Co ciekawe, team Dawida Kołodzieja rozbijał w tym czasie pierwszą, trzecią, czwartą oraz piątą siłę poprzedniego sezonu. Brawo! Samo spotkanie z BEemką rozpoczęło się od rewelacyjnej gry ‘Szachistów’, którzy sukcesywnie budowali przewagę i w drugiej części seta prowadzili już 17-12. Aby nie było zbyt kolorowo – team w czarnych strojach złapał po chwili zadyszkę, po której BEemka zniwelowała niebezpiecznie stratę (18-16). Podobnie jak w pierwszym secie z CTO – i tym razem Szach-Mat zdołał się spiąć i po chwili mogli cieszyć się z wygranej seta. Środkowa odsłona to zwrot akcji. Tym razem to BEemka przejęła inicjatywę i na półmetku seta prowadzili już 12-6. Dalsza część seta to w miarę spokojna gra i ‘dowieziona’ wygrana BEemki do 16. Decydująca o zwycięstwie partia to walka ‘łeb w łeb’ do stanu po 9. Kluczem do tryumfu okazała się lepsza dyspozycja ‘Szachistów’ w środkowej fazie seta. Po atakach Jakuba Króla oraz Sebastiana Kopiczko, Szach-Mat objął prowadzenie 14-10 i po chwili cieszył się z drugiej wygranej w środowy wieczór. Przegrana BEemki była jednoznaczna z tym, że padł ‘ostatni niepokonany bastion’ w pierwszej lidze. Oj, robi się naprawdę ciekawie!