MATCHDAY #12

Za nami kapitalna seria gier. Swoje kolejne mecze w stosunku 3-0 wygrała idąca jak burza drużyna Zmieszanych. W pierwszej lidze, po bardzo dobrym spotkaniu z Volley Gdańsk na fotel lidera wskoczył Speednet. Poniedziałek był również dniem, w którym przełamali się w końcu gracze Trójmiejskiej Strefy Szkód. Zapraszamy na podsumowanie.

Sprężystokopytni & Kitku – Trójmiejska Strefa Szkód 1-2 (19-21; 21-14; 16-21)

Mimo, że od spotkania minęło już kilkanaście godzin, do teraz zastanawiamy się, co wydarzyło się w pierwszym secie. Umówmy się. Sprężystokopytni mieli obowiązek wygrać pierwszą partię. Jeśli ‘Niebiescy’ nie wygrywają takich setów to jakkolwiek brutalnie dla nich to nie zabrzmi – będą mieli potężne problemy z utrzymaniem. Z drugiej strony, po sześciu rozegranych spotkaniach i sytuacji w tabeli, stało się to jasne dla każdego. Początek meczu rozpoczął się dla Sprężystokopytnych idealnie. Nie minęła chwila od pierwszego gwizdka sędziego, a ‘Niebiescy’ prowadzili już (5-1). Po kilku błędach z rzędu, w drugiej połowie seta Sprężystokopytni & Kitku prowadzili już 15-8. Tak. 15-8. Gdyby to była trzecia liga to roztrwonienie takiej przewagi moglibyśmy w jakiś sposób zrozumieć. Tu nie potrafimy. Trójmiejskiej Strefie Szkód trzeba oddać to, że walczyli do końca, a kiedy w końcówce zobaczyli, że rywal słania się na nogach to włączyli wyższy bieg i rzutem na taśmę wygrali seta do 19. Cóż, z pewnością nie podziałało to na drużynę S&K mobilizująco. Ku naszemu zdziwieniu ‘Niebiescy’ zbyt długo tej sytuacji nie rozpamiętywali. W drugim secie zagrali oni naprawdę bardzo dobrą partię. Nie ukrywamy, że początek seta był łudząco podobny do inauguracyjnej partii (5-1). Inny, na szczęście dla S&K był epilog, w którym ‘Niebiescy’ cieszyli się z wygrania seta do 14. Ostatnia była do pewnego momentu bardzo wyrównana (14-14). Wydaje się, że to, co zadecydowało o wygranej TSS-u to fakt, że stosunkowo długie wymiany pod koniec meczu kończyli oni na swoją korzyść. Dzięki temu TSS wygrywa pierwsze spotkanie w sezonie. Sprężystokopytni z kolei, na wygraną muszą jeszcze poczekać.

Zmieszani – Port Gdańsk 3-0 (21-13; 21-7; 21-14)

Czy Zmieszani przeżywają swój obecnie najlepszy okres w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta? Nie wykluczamy. Poniedziałkowy wieczór miał być dla drużyny Edyty Woźny swoistym dniem próby. Dniem, po którym kibice tej drużyny będą mogli powiedzieć, że Zmieszani mają zajebiście silną psychikę. Cóż, ten dzień nadszedł. Czapki z głów. Siedem spotkań, siedem wygranych, siedem kompletów punktów. Zanim do tego doszło, interesującego wywiadu udzielił powracający do składu po dłuższej absencji Michał Kocbuch. Mecz rozpoczął się w najlepszy możliwy sposób dla Zmieszanych (4-0). ‘Portowcy’, wobec braku głównego żądła – Karola Polanowskiego mieli od początku spotkania spore problemy z wykończeniem własnych akcji. Efekt tego był taki, że po kolejnym w obecnym sezonie bloku Artura Maksimova, Zmieszani prowadzili już (10-4). Mimo, że z czasem przewaga nieco stopniała (11-8) to ekipa Edyty Woźny nie miała problemu z wygraniem pierwszej partii do 13. Drugi set był totalną deklasacją. Mówiąc po młodzieżowemu Zmieszani zmietli z planszy ‘Portowców’ wygrywając seta do 7. Co ciekawe, początek seta nie wskazywał na to, jak ta partia się potoczy (4-4). W drugiej części seta przypomniał o sobie Jakub Wałdoch, który w krótkim odstępie czasu zdobył pięć punktów, czym w zasadzie ‘zabił seta’. W ostatniej odsłonie, drużyna z doków dokonała zmiany. Dotychczasowego rozgrywającego – Piotrka Baja zastąpił ten etatowy – Arkadiusz Sojko. Mimo, że na początku tego seta Port prowadził już 8-3 to dalsza część należała do faworyzowanej ekipy Zmieszanych, która wygrała seta do 14, a cały mecz 3-0.

Hydra TSS Gdańsk – Allsix by Decathlon 3-0 (21-0; 21-0; 21-0)

Wynik zawodów został zweryfikowany jako walkower.  Powodem takiej decyzji jest występ nieuprawnionych graczy w drużynie Allsix by Decathlon. Aby nie ‘karać’ zawodników Hydra TSS Gdańsk, zostawiamy statystyki indywidualne.

Wilki Północy – Bombardierzy 0-3 (12-21; 23-25; 10-21)

W zapowiedzi przedmeczowej wskazywaliśmy na to, że będzie to bardzo wyrównane spotkanie. Cóż, wyrównany był, ale tylko drugi set. W pierwszym secie drużyna Dawida Piankowskiego perfekcyjnie znalazła słabe strony Wilków. Co tu dużo mówić, wybuchające ładunki sprawiły, że Wilki podkuliły ogony, a tak wygrać meczu, czy nawet seta się nie da. Mecz wbrew temu, co widzimy po wyniku, rozpoczął się jednak od bardzo wyrównanej rywalizacji punkt za punkt (9-9). Po chwili jednak, Bombardierzy po kilku punktach swoich armat (Michała Dąbrowskiego, Dawida Piankowskiego czy Piotra Rzepeckiego) wysunęli się na prowadzenie 15-10. Z pewnością sytuacja ta nie wpłynęła zbyt dobrze na morale Wilków, którzy nie byli w tym secie w stanie nawiązać już walki. Drugi set zdecydowanie zrekompensował nam pierwszą odsłonę. Od początku tej partii obie drużyny stworzyły kapitalne widowisko. Patrząc na spotkanie Bombardierów z Chilli Amigos, trudno nie odnieść wrażenia, że thrillery stają się ich wizytówką. Coś, co chyba w tym wszystkim jest najważniejsze to fakt, że te kończą się na ich korzyść. Nie inaczej było i tym razem. W końcówce sytuacja zmieniała się jak w jakimś cholernym kalejdoskopie. Kiedy dwa punkty (z bloku oraz ataku) z rzędu zdobył Maciej Tarulewicz, wydawało się że to Wilki są bliżej tego, by wygrać drugą odsłonę. Nieco inny plan na poniedziałkowy wieczór miał Krzysztof Górzny, który w końcówce zdobył dla swojej drużyny dwa decydujące o wygranej punkty. Ostatnia odsłona była już jednostronnym widowiskiem. Bombardierzy nie pozwolili w niej Wilkom zbytnio pohasać i pewnie wygrali tę partię do 10.

Zmieszani – Speednet 2 3-0 (21-11; 21-9; 21-14)

Wiedzieliśmy, że jeśli Zmieszanym uda się wygrać z ‘Portowcami’ to ze Speednetem będą mieli o wiele łatwiejszą przeprawę. Nie chodzi bynajmniej o to, że ‘Programiści’ są słabszą drużyną. Wszystko za sprawą tego, że ze Zmieszanych po meczu z ‘Portowcami’ zeszła presja, którą bądź co bądź, Redakcja na nich w pewien sposób nałożyła. W zapowiedziach przedmeczowych, magazynach czy innych okazjach często podkreślaliśmy bowiem, że drużyna Zmieszanych zanotowała identycznie udany początek poprzedniego sezonu, kiedy również wygrali pięć spotkań na inaugurację. Otwartym pytaniem pozostawało to, czy epilog również będzie taki sam. Kiedy Zmieszani wygrali mecz z Portem i przełamali klątwę szóstego spotkania, byliśmy przekonani na 100%, że dość gładko wygrają mecz ze Speednetem. Jest takie powiedzenie, aby mierzyć siły na zamiary. Wiadomo, że Speednet wyszedł na parkiet bojowo nastawiony, ale gdyby któryś z graczy liczył przed meczem na wygraną czy komplet punktów to prosto z Ergo zaproponowalibyśmy mu podwózkę do Tworek. Tak, plan ten byłby szalony. Mecz rozpoczął się od kilkupunktowego prowadzenia drużyny Edyty Woźny, co sprawiło, że część graczy w ‘Różowych’ strojach chciało reklamować ‘gumisiowy sok’ przywieziony prosto z Tatr. Przed meczem usłyszeliśmy bowiem, jaką ten eliksir daje moc. Chyba nie do końca o taką moc chodziło, bowiem Zmieszani ograli rywali w pierwszym secie do 11. Drugi set był jeszcze lepszy w wykonaniu faworyzowanej ekipy. Pewna wygrana do 9 sprawiła, że Zmieszani byli o krok od siódmego zwycięstwa z rzędu za komplet punktów. W trzecim secie, Speednet postawił swoim rywalom najwyżej poprzeczkę, ale finalnie nie wystarczyło to do zatrzymania pędzącej lokomotywy.

Dream Volley – BH Rent MiszMasz 3-0 (21-10; 21-17; 21-15)

W zapowiedziach przedmeczowych zastanawialiśmy się, jaką siłą dysponuje obecnie drużyna Dream Volley. Mimo, że ‘Marzyciele’ występują w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta już trzeci sezon to w pewien sposób są oni dla nas zagadką. Kiedy drużyna zgłosiła się do ligi, nie tylko w naszej ocenie była bardzo poważnym kandydatem do mistrzowskiego tytułu. Finalnie zakończyli sezon na czwartym miejscu, co przez samych graczy zostało uznane za rozczarowanie. Jeśli mowa o rozczarowaniu, było ono odmieniane przez wszystkie przypadki przy okazji sezonu Wiosna’21. Finalnie drużyna zajęła w nim szóste miejsce, przegrywając w trakcie sezonu aż siedem spotkań. Nie ukrywamy, że w związku z tym uznaliśmy, że dość pompowania balonika i na to, aby charakteryzować drużynę Dream Volley jako potencjalnego kandydata do wyższej ligi, ci muszą sobie zapracować. Wyłączając trzy pierwsze mecze (dwa z beniaminkami oraz z CTO Volley), prawdziwa weryfikacja miała przyjść właśnie w poniedziałkowy wieczór. W nim, ‘Marzyciele’ mierzyli się bowiem z drużynami otrzaskanymi z drugoligowymi zmaganiami. Wreszcie z drużynami, z którymi albo w poprzednim sezonie przegrywali, albo mieli problemy. Patrząc na mecz z MiszMaszem nie wypada wręcz napisać, że wygrała go drużyna o klasę lepsza. Jeśli chodzi o klasy, wydaje się również, że MiszMasz zagrał o klasę gorsze spotkanie niż to, w którym przeciwko ‘Marzycielom’ debiutował na zapleczu elity. Sumując ze sobą te dwie rzeczy, wynik 3-0 nie może dziwić. Po trzech wygranych w sezonie przyszedł czas, w którym drużyna dotkliwie przegrywa kolejne mecze.

Dream Volley – Volley Kiełpino 3-0 (21-14; 21-15; 21-7)

Kiedy drużyna Volley Kiełpino przegrywała na inaugurację z ZCP, Nielotami, MPS-em czy Hydrą znajdywaliśmy jakieś wytłumaczenie. A to, że niekorzystny terminarz, a to że spore zmiany w składzie. Od początku sezonu minęło jednak trochę czasu i czas najwyższy, aby pewne rzeczy uległy zmianie. Najważniejszą zmianą drużyny z Kiełpina miało być przerwanie serii bez zwycięstwa. Obrazując to nieco lepiej. Miało być zajebiście, dokładnie jak w filmie o facecie w łódce. Cóż, po pięciu meczach obecnego sezonu wiemy, że Volley Kiełpino może rozdawać karty, wyłącznie grając w wojnę. Patrząc na paskudną serię drużyny Fabiana Polita, gracze ci powinni się cieszyć, że w końcówce poprzedniego sezonu zagrali z Chilli Amigos. Końcówka zeszłego sezonu upłynęła również pod znakiem rywalizacji z… Dream Volley. 13 lipca 2021 r., Volley Kiełpino opędzlował swoich rywali 3-0. W naszej głowie rodzi się zatem pytanie. Czy w obu drużynach zmieniło się aż tak dużo, że nie dość, że wygrywa inna drużyna to na dodatek w jednym secie niszczy rywali do 7? Trzeba jednak uczciwie przyznać, że o punkty z Dream Volley w poniedziałkowy wieczór było niezwykle trudno. ‘Marzyciele’ rozpoczęli spotkanie od prowadzenia (6-1), którego nie wypuścili już do samego końca, utrzymując bezpieczną przewagę przez całego seta. Drugi set rozpoczął się od stanu (5-5 oraz 10-10) i wydawało się, że Volley będzie w stanie nawiązać w tym secie walkę. Druga połowa seta należała jednak do drużyny Mateusza Dobrzyńskiego, która wygrała do 15. Ostatni set sprawił, że w drodze do Kiełpina, gracze Volley sześciokrotnie musieli zatrzymywać swój samochód wymiotując. Tak, po takim upokorzeniu torsje były więcej niż prawdopodobne.

ACTIVNI Gdańsk – Bombardierzy 2-1 (21-18; 21-13; 17-21)

Musimy Wam powiedzieć, że odnosimy wrażenie jakoby ACTIVNI Gdańsk nas w ostatnim czasie nieco oszukiwali. W dzień meczowy z Bombardierami dostaliśmy od graczy informację, że w meczu nie wystąpi co najmniej kilku zawodników. Ba, narracja była taka, że ACTIVNI mieli wystąpić w meczu w czwórkę graczy. Ostatecznie na salę przybyło siedmiu zawodników. Redakcja z kolei niczym stary miś, na sztuczny miód się nie nabierze. Podsumowując całą tę sytuację wydaje się, że miała to być forma zasłony dymnej przed Bombardierami. Już początek meczu pokazał, że drużyna Artura Kurkowskiego ma po przeciwnej stronie siatki godnego rywala. Mimo to, po błędach Bombardierów, spadkowicz z drugiej ligi wyszedł w połowie seta na prowadzenie 12-7 czy 15-9. Chciałoby się napisać, że doświadczona drużyna nie jest w stanie wypuścić tak dużej zaliczki. Było jak w żartach z gatunku ‘potrzymaj mi piwo’. Mimo szaleńczego pościgu (18-18), Activni uniknęli ostatecznie miana frajerów roku i do końca seta tylko oni punktowali. Drugi set zaczął się od prowadzenia faworyta 10-3. Bombardierom w tej partii ewidentnie nie szło, w efekcie czego przegrali drugą partię do 13. Całe szczęście, że w drugiej części seta zaczęli punktować, bo mogło skończyć się wynikiem, po którym przez pewien czas unikaliby wzroku przechodniów na ulicy. Ostatnia odsłona rozpoczęła się od wyrównanej walki (7-7). W pewnym momencie seta ACTIVNI postanowili nawiązać do długoletniej i skrzętnie pielęgnowanej tradycji – popełniania błędów. To oraz jednoczesna dobra gra drużyny Dawida Piankowskiego sprawiły, że to Bombardierzy wysunęli się na trzypunktowe prowadzenie (17-14) i finalnie wygrali tego seta. W przeciągu kilku dni, Bombardierzy pokazali dwukrotnie cojones ,ugrywając seta z mocarnymi mogłoby się wydawać ekipami – Chilli Amigos oraz Activnymi Gdańsk.

Volley Gdańsk – Speednet 1-2 (32-30; 10-21; 16-21)

Nie ukrywamy, że w trakcie spotkania mieliśmy deja vu. W meczu pomiędzy obiema drużynami, do którego doszło 10 czerwca 2020 r. również nie brakowało emocji i gry na przewagi. Finalnie pamiętnego seta w sezonie Wiosna’20 wygrali ‘żółto-czarni’. Teraz było podobnie. Po niezwykle emocjonującej odsłonie, pierwszy punkt w meczu zdobyli gracze Volley Gdańsk. W drugim i trzecim secie górą byli jednak gracze Marka Ogonowskiego. W podsumowaniu pomeczowym nie będziemy skupiać się na samym spotkaniu. Polecimy, tak jak zaczęliśmy – nieco szerzej. Musimy Wam zdradzić, że wiele osób dziwiło się patrząc na typ oddany przez Redakcję. Jak to? Speednet z Volleyem pytali? Gracze ci nie dostrzegają zmian, które w ostatnim czasie działy się na naszych oczach. ‘Wind of change’ wiał od dawna i wydaje się, że wtedy kiedy Speednet zrobił trzy kroki do przodu, Volley zrobił sobie drzemkę. Obecnie ‘żółto-czarni’ muszą mierzyć się z naszą krytyką. Z krytyką, której nigdy wcześnie nie doświadczyli, a inne ekipy – jak chociaż Speednet były z nią ‘za pan brat’. Volley musi wziąć na klatę matematykę, a ta jest zarówno prosta, jak i dla nich brutalna. Koniec końców daje nam obraz tego, jak prezentuje się ekipa. Niegdyś ‘żółto-czarni’ wygrywali 49 spotkań z rzędu. Od tamtego czasu przegrali już siedem spotkań i jeśli szybko się coś nie zmieni, będą oni mieli potężny problem z zakwalifikowaniem się do grupy mistrzowskiej, co biorąc pod uwagę ich historię w SL3 byłoby ogromną sensacją. Jeśli chodzi o Speednet to zdaje się, że gracze Marka Ogonowskiego mają obecnie totalnie wywalone na to, z kim grają. Są rozpędzeni. Są w stanie wygrać z każdym. Czwartkowe spotkanie z EviRentem będzie absolutnym hitem tej serii gier.

Start a Conversation

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.