MATCHDAY #12

Za nami dwunasty dzień meczowy w sezonie Wiosna’25. We wtorek z bardzo dobrej strony pokazała się ekipa Osady Truso, która po dwóch zwycięstwach zmazała plamę po meczu z Wolves Volley. Najciekawszymi meczami dnia było jednak starcie Speednetu z Volleyem oraz trzecioligowe starcie, w którym Bayer Gdańsk ograł Oliwę Team. Zapraszamy na podsumowanie!

Trefl Gdańsk – MiszMasz 3-0 (21-14; 21-15; 21-17)

‘Gdańskie lwy’ rozkręciły nam się na dobre. W swoim czwartym meczu w sezonie zespół Edwarda Pawluna podejmował MiszMasz, który pozostawał jedyną drużyną w trzeciej lidze bez choćby punktu na koncie. W naszym odczuciu zdecydowanym faworytem spotkania był Trefl i uznaliśmy, że we wtorek sięgną po pierwsze zwycięstwo za komplet oczek. Realizacje założonego planu gracze Trefla zaczęli wdrażać wraz z pierwszym gwizdkiem sędziego. Zanim się obejrzeliśmy, Trefl prowadził już 11-6, a wspomniany jedenasty punkt efektownym atakiem nad blokiem zdobył najlepszy gracz spotkania – Kuba Shittu. W dalszej części faworyt spotkania miał absolutną kontrolę nad boiskowymi poczynaniami. Prawdę mówiąc – gdyby zniwelowali nieco liczbę pomyłek w ataku, byłoby jeszcze lepiej. Tak czy siak – pierwsza partia to tryumf młodzieży do 14. Środkowa odsłona rozpoczęła się od prowadzenia faworyta 4-0, po którym MiszMasz musiał wykorzystać pierwszy przysługujący im czas. Trzeba przyznać, że jakiś efekt to przyniosło, bowiem po chwili było już 6-6. Sympatycy MiszMaszu oglądający transmisję musieli czuć z czasem rozczarowanie. Po dwóch punktach z rzędu Jakuba Tymińskiego, Trefl objął prowadzenie 14-9 i po chwili cieszył się z drugiego punktu w meczu. Ostatnia odsłona zapowiadała nam zdecydowanie najciekawszą partię w meczu. Do pewnego momentu oglądaliśmy bowiem wyrównaną grę, po której na tablicy wyników mieliśmy remis po 17. Końcowa faza seta to jednak punkty wspomnianego wcześniej Jakuba Tymińskiego oraz skuteczna zagrywka rozgrywającego – Mateusza Skierkowskiego, po której Trefl zgarnia trzy punkty i notuje spory ‘boost’ w ligowej tabeli. 

ACTIVNI Gdańsk – BVT Gdańsk 2-1 (21-14; 19-21; 21-16)

Sami nie wiemy jak ocenić dotychczasową postawę ACTIVNYCH w sezonie Wiosna’25. Z jednej strony team Artura Kurkowskiego pozostaje jedną z trzech drużyn, które w czwartej lidze jeszcze nie przegrały i jest to z pewnością powód do dumy. Z drugiej zwracamy uwagę na fakt, że póki co – ACTIVNI nie mieli najtrudniejszego terminarza, a mimo to – zgubili już dwa punkty. We wtorkowej serii gier byli oni zdecydowanym faworytem konfrontacji z BVT Gdańsk, gdzie tak jak wspominaliśmy w zapowiedziach, atmosfera była przed spotkaniem dość gęsta. Jakby tego było mało – w spotkaniu zabrakło etatowego ‘sypacza’ drużyny – Mateusza Cencelka i w pierwszym secie, z konieczności na rozegraniu wystąpił kapitan drużyny – Grzegorz Żyła-Stawarski. Od początku spotkania faworyzowana ekipa ACTIVNYCH nie miała problemów z tym by objąć wysokie prowadzenie. Raz, że sami grali bardzo dobrze, a dwa – pomagali im w tym gracze w białych strojach, którzy namiętnie walili po outach (16-8 -> 21-14). Środkowa odsłona to niespodziewany zwrot akcji. Na rozegraniu w tej partii zobaczyliśmy Dawida Pipczyńskiego. Choć na początku ‘Bobrom’ nie szło zbyt dobrze i zaczęli seta od stanu 1-5, to już po kilku minutach mieliśmy remis 8-8. Choć wynik w środkowej odsłonie był na styku to trudno tu mówić o jakiejś podniosłej atmosferze czy świetnym graniu. Ot, drużyny sobie pykały i w miarę równo zbliżały się do końca seta. W drugiej części środkowej partii zespół Artura Kurkowskiego miał potężne problemy z wyprowadzeniem ataku, a to w połączeniu z solidną grą rywali – doprowadziło do wyrównania w setach (21-19). Ostatnia odsłona rozpoczęła się lepiej dla ‘Bobrów’, którzy prowadzili już 8-4 i w meczu zanosiło się na ogromną niespodziankę. Po chwili przebudzili się jednak ACTIVNI, którzy doprowadzili do wyrównania po 9, a w dalszej części seta uzyskali przewagę i w konsekwencji, wygrali partię do 16.

VB Sulmin – SiiPower 3-0 (21-16; 21-10; 21-17)

Do spotkania z VB Sulmin zespół SiiPower przystępował po przegranym, aczkolwiek całkiem niezłym spotkaniu z BVT Gdańsk. Mecz z ‘Bobrami’ pokazał, że choć Sii brakuje nieco umiejętności to wolą walki i determinacji są w stanie zagrozić rywalom w poszczególnych setach. Choć nie dawaliśmy ‘Niebieskim’ większych szans na premierowy punkt, to należy podkreślić, że zanosiło się na niego w pierwszym secie rywalizacji z ekipą z Sulmina. Po autowym ataku Michała Tredera, Sii niespodziewanie objęło pokaźną zaliczkę 10-5. W dalszej części po atakach Patryka Nowka oraz kapitana Fabiana Ehrlicha, ‘Niebiescy’ prowadzili już 12-7 i zrobiło się całkiem poważnie. Niestety dla nich, już po chwili VB Sulmin odzyskał kontrolę i objęli prowadzenie 14-13. Dalszy ciąg tej historii chyba znacie (21-16). Środkowa partia to absolutna dominacja ‘Brzuszków’, którzy w połowie seta prowadzili już 10-4. W dalszej części team Kacpra Wiczkowskiego nie zwalniał tempa i finalnie wygrał do 10. Choć w trzecim secie SiiPower zdobyło więcej punktów, to paradoksalnie bliżej zwycięstwa byli w premierowej odsłonie. Na półmetku seta mieliśmy remis 8-8. Ciekawostką dotyczącą tego fragmentu meczu było to, że obie libero zdobyły po punkcie. W drugiej części seta gracze z Sulmina zorientowali się, że muszą podkręcić tempo by nie zmęczyć się przesadnie przed meczem z Siatkersami. Tuż po tym zespół występujący w delegacji zdobył sześć punktów z rzędu, po których prowadzili 18-12 i kwestia zwycięzcy finałowego seta była zamknięta (21-17).

Osada Truso – MiszMasz 3-0 (21-16; 21-14; 21-15)

Właśnie takiej gry oczekiwali od swoich ulubieńców sympatycy Osady Truso. Nie dziadowania i wygranych po 2-1 czy nawet porażek z dużo niżej notowanymi rywalami. Osada zagrała we wtorek tak, że trudno nam się do nich o to przyczepić, co w ostatnim czasie nie było przecież normą. Chwilę po rozpoczęciu spotkania faworyzowana ekipa wyszła na prowadzenie 13-7, na które ‘Osadników’ skutecznymi blokami wyprowadzili Jakub Górka oraz Dawid Strzyżewski. Dalsza część seta nie przyniosła nam zwrotów akcji, a wypracowana zaliczka wystarczyła do pierwszego punktu Osady (21-16). Jeśli ktoś liczył, że w środkowej partii MiszMasz się rozkręci, a mecz się w konsekwencji wyrówna, mógł czuć spore rozczarowanie. Było zupełnie odwrotnie i to Osada prezentowała się lepiej. O ile w pierwszej części seta team z Elbląga nie mógł zablokować Macieja Manisty, tak w drugiej części seta team Kacpra Bielińskiego połapał się co jest i będzie grane i kilka razy udało im się powstrzymać wspomnianego atakującego MiszMaszu (21-14). Ostatni set to podobny scenariusz do środkowej partii. Choć do pewnego momentu drużyny szły po równo (8-8), to w dalszej części Osada zaprezentowała wyraźną przewagę na siatce i po kilku punktach środkowych, objęli prowadzenie 18-10. Tak wysoka przewaga była jednoznaczna z tym, że Osada sięgnie po chwili po drugi komplet punktów w sezonie Wiosna’25.

Oliwa Team – Bayer Gdańsk 1-2 (19-21; 16-21; 22-20)

Nie mamy co do tego wątpliwości. Trzecioligowe spotkanie pomiędzy Oliwą a Bayerem ODDAŁO. Kurcze, fajnie się to oglądało, a miarą tego jak było dobrze było to, że kilka osób czekających na swoje spotkanie z uznaniem pytało ‘która to liga’. Pierwszy set rywalizacji rozpoczął się od w miarę wyrównanej gry. Z każdą kolejną upływająca minutą ‘Aptekarze’ prezentowali się coraz lepiej i po skutecznym bloku Fabiana Polita, objęli prowadzenie 13-9. Choć w końcówce Bayer prowadził 19-16, to nie zdołał uniknąć nerwówki. Po chwili było już 19-19 i prawdziwym game-changerem okazał się Krzysztof Podlaski, który zapewnił swojej drużynie pierwszy punkt w meczu (21-19). Środkowa odsłona to kontynuacja świetnej postawy ‘Aptekarzy’, którzy już w pierwszej części seta zdołali wypracować sobie kilkupunktową zaliczkę (8-5). Nie jest bynajmniej tak, że we wtorkowy wieczór tylko Bayer grał dobrze. Oliwa absolutnie nie odpuszczała i na półmetku seta mieliśmy remis 11-11, po którym wygrana seta pozostawała niewyjaśnioną kwestią. Pierwsze prowadzenie okazało się kluczowe. Wyszli na nie gracze Damiana Harica, którzy po kilku punktach świetnie dysponowanego Krzysztofa Podlaskiego, wyszli na prowadzenie (19-15) i po chwili cieszyli się z kolejnej wygranej w sezonie. To nie mogło rzecz jasna osłabić koncentracji zespołu, któremu został do podniesienia z parkietu – trzeci punkt. Finałową partię zapamiętamy z atomowej zagrywki Damiana Breszki, po której Oliwa objęła prowadzenie 9-7 i prowadzenie z małymi przerwami utrzymywali do stanu 18-17. Po chwili dwa ważne punkty dające Bayerowi prowadzenie zapisali na swoich kontach Tomasz Sadowski oraz Piotr Stapurewicz. Mimo to w końcówce więcej zimnej krwi i również szczęścia (patrz ostatnia akcja meczu) mieli gracze Oliwy. Finalnie mecz zakończył się sprawiedliwym w naszej ocenie podziałem punktów. Ależ to było partidazo. Chcemy więcej takich meczów. Nie tylko w trzeciej lidze.

VB Sulmin – Siatkersi 2-1 (21-14; 16-21; 21-16)

Czekający na swój mecz gracze Siatkersów mogli mieć poczucie, że nie taki straszny ten Sulmin jak go malują. Powiedzmy sobie wprost – team Kacpra Wiczkowskiego nie zagrał z SiiPower najlepszego spotkania od momentu założenia drużyny. Tego zapewne nie dowiemy się już nigdy, ale może to była po prostu zasłona dymna? Zdecydowanie lepszy obraz drużyny mieliśmy w trakcie pierwszego seta spotkania z Siatkersami. Po asie serwisowym Konrada Czykiela, VB Sulmin objął prowadzenie 10-3 i w dużym stopniu ‘ustawił’ pod siebie grę w dalszej części seta. Druga część partii to kolejne asy serwisowe zespołu z Sulmina, które wybiły rywalom myśl o korzystnym wyniku w tej partii (21-14). Środkowa odsłona to zwrot akcji i zdecydowana poprawa gry Siatkersów. Co ciekawe – korzystny wynik nie stłumił emocji w Siatkersach i po raz pierwszy (nie mamy pewności czy nie w historii), żółtą kartką napomniany został Sebastian Wilma. To nie przeszkodziło Siatkersom kontynuować dobrą grę i doprowadzić do wyrównania stanu rywalizacji (21-16). Lepiej w finałową partię weszli gracze z Sulmina, którzy objęli prowadzenie 12-9. Po chwili Siatkersi doprowadzili do wyrównania po 14 i kiedy wydawało się, że zabawa zaczyna się na nowo – Moszyk, Wiczkowski, a przede wszystkim Skorupa sprawili, że zamiast długiej i wyniszczającej gry na przewagi, VB Sulmin błyskawicznie zamknął mecz i mógł cieszyć się z czwartej wygranej w sezonie, brawo!

Osada Truso – ADS Volley 3-0 (21-15; 21-18; 21-17)

Tak to już jest, że jedna z najbardziej krytykowanych drużyn na początku sezonu – po wtorkowych spotkaniach została liderem trzeciej ligi. O tym, że ‘Osadnicy’ ograli chwilę wcześniej MiszMasz – mogliście przeczytać nieco wyżej. Z tego miejsca mały spoiler – w meczu z ADS było podobnie i zespół z Elbląga zgarnął we wtorek komplet sześciu punktów, co diametralnie zmienia ich aktualną sytuację. A sam mecz? Cóż – bez zaskoczeń. Niby ADS Volley miał swoje szanse, niby nie zagrał złego spotkania, ale jak spojrzymy na ogół to zabrakło im po prostu sportowych argumentów. Nie wiemy jeszcze jak potoczy się dalsza część sezonu. Być może beniaminek spadnie do niższej ligi, ale prawdę mówiąc – byłoby super jak każdy beniaminek prezentowałby się w taki sposób. Dotychczasowe mecze to rywalizacje z wyraźnymi faworytami. Za każdym razem w owych spotkaniach ADS pokazywał serducho do walki i za to ich bardzo szanujemy. Dobra – nie przedłużając. Pierwszy set? Błyskawiczne prowadzenie Osady (13-6), po którym nie było już co zbierać (21-15). Środkowa odsłona to partia, w której ADS Volley miał prawo się rozmarzyć. Tuż po półmetku seta team Jakuba Florczaka prowadził bowiem 14-11 i w powietrzu zaczynała unosić się woń potencjalnej niespodzianki. Po chwili jednak na zagrywce stanął Kamil Dobosz, który do spółki z debiutującym w SL3 – Adamem Topolewskim, rozmontowali przeciwników i finalnie Osada wygrała do 18. Ostatni set to do pewnego momentu walka (8-8), po której Osada Truso podkręciła tempo, a ADS Volley wciąż stał na znaku ustąp pierwszeństwa. Ostatecznie Osada wygrała seta do 17, a cały mecz 3-0. Brawo.

Speednet – Volley Gdańsk 2-1 (19-21; 21-16; 21-19)

Ależ to było dobre widowisko. Widowisko, które miało kilka twarzy. Te dobre dla obu drużyn oraz te, o których obie chciałyby jak najszybciej zapomnieć. Wtorkowe spotkanie było roller-coasterem sportowych emocji i wcale nie przesadzamy. Premierowa odsłona rozpoczęła się od bardzo dobrej gry ‘żółto-czarnych’, po której wyszli oni na prowadzenie 9-6. Z czasem gra się wyrównała, a Speednet zdołał złapać rywala przy stanie 16-16. W końcówce kolejny raz przewagę osiągnęli gracze Dariusza Kuny, którzy po nerwowej końcówce – wyszarpali wygraną w pierwszym secie (21-19). Środkowa odsłona była wyrównana (6-6), dopóki spustoszenia w szeregach Volleya swoją zagrywką nie wyrządził Jakub Perżyło. Po serii Speednetu przy zagrze wspomnianego przyjmującego – Speednet odskoczył rywalom na pięć punktów (12-7) i w dalszej części seta nie dał już sobie zrobić krzywdy (21-16). Początek trzeciego seta ułożył się dla ‘Różowych’ w najlepszy możliwy sposób. Po kapitalnym początku i kilku punktach środkowego – Pawła Kolana, Speednet rozpoczął tę partię od stanu…8-1. Wykończenie chwiejącego się rywala byłoby zbyt oczywiste. Zbyt nudne i przewidywalne. Zamiast tego ‘Programiści’ dopuścili do głosu swoich rywali, którzy rośli z każdą kolejną wymianą i w sobie tylko znany sposób doprowadzili do wyrównania po 18. Kiedy wydawało się, że na naszych oczach doszło właśnie do jednego z największych come-backów w historii niemal 3 tysięcy spotkań w Inter Marine SL3 – Speednet wziął sprawy w swoje ręce i po bardzo emocjonującej końcówce, to oni cieszyli się z wygranej. Wow – to był mecz przez wielkie M. To lubimy.

Flota TGD Team – Dream Volley 0-3 (19-21; 17-21; 24-26)

Pomimo zwycięstw ‘Marzycieli’ na początku sezonu, wierni sympatycy drużyny mieli prawo kręcić nosem. Mowa tu o niezbyt przekonującym stylu gry i tym, że nawet z beniaminkiem trzeciej ligi – Dream Volley był w poważnych tarapatach. Koniec końców zespół w granatowych strojach zdobył w trzech pierwszych spotkaniach osiem punktów i do meczu z Flotą TGD Team przystępowali z łatką faworyta. Już w pierwszych kilku wymianach, w których kolejne punkty zdobywali Michał Hawrylik czy Tomasz Nurzyński, Dream objął prowadzenie 5-1. Choć z czasem ‘Marzyciele’ prowadzili już 13-7, to sytuacja uległa zmianie w momencie, w którym Flota TGD zrobiła przejście, a na zagrywkę ‘z góry’ wszedł środkowy Sebastian Sołtys. Kilka akcji później mieliśmy bowiem remis po 14 i wyrównaną grę oglądaliśmy do stanu po 19. Skończyli lepiej ci, którzy zaczęli i po ataku Rafała Żebrowskiego oraz bloku Mateusza Dobrzyńskiego, Dream cieszył się z pierwszego punktu w meczu. Środkowa odsłona to wyraźna przewaga Dream Volley, który objął prowadzenie 16-10 i po chwili mógł cieszyć się z czwartej wygranej w sezonie (21-17). Ostatni set rywalizacji mógł się podobać. Niemal przez całego seta to Flota TGD prowadziła grę i miała przewagę nad swoim rywalem. W końcówce mieli nawet setballe, których nie wykorzystali (20-18), a to jak można się domyślić – po chwili się zemściło. Po bardzo emocjonującej końcówce i ataku Marcina Bitowta – Dream Volley zgarnął komplet punktów. To, co z pewnością wyróżniało ‘Marzycieli’ na tle rywala to wyższa kultura gry, a także dużo lepsza gra w przyjęciu i obronie, co było fundamentem ich tryumfu.

One comment

  1. W jakich czasach żyjemy, że już nawet w szatni nie można zostawić puszeczki żywca na widoku bo dostaje nóg. Zawód jednego z zawodników, gdy po meczu nie mógł się napić zupki chmielówki porównywalny do braku awansu w poprzednim sezonie :'(

Join the Conversation

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.