Za nami jedenasty dzień meczowy, w którym pierwszą porażkę w sezonie poniósł pięciokrotny Mistrz Inter Marine SL3 – Merkury. W drugiej lidze po raz kolejny z bardzo dobrej strony pokazał się Speednet 2, który zainkasował trzy punkty w rywalizacji z ‘Mastersami’. W czwartej lidze TKKF Orlen nie zwalnia tempa i ogrywa faworyzowaną ekipę Chilli Amigos. Zapraszamy na podsumowanie!
Chilli Amigos – TKKF Orlen 1-2 (20-22; 21-15; 19-21)
‘Nafciarze’ nie zwalniają tempa. Pierwszy mecz w SL3 – wynik 0-3, w drugim było lepiej 1-2, a prawdziwą moc ekipa Patryka Potrzuskiego pokazała tydzień temu, ogrywając Sharks w stosunku 2-1. Mimo to, w poniedziałkowy wieczór to brązowi medaliści poprzedniego sezonu zdawali się być faworytem starcia. Naszej predykcji nie zmienił fakt, że team ‘Papryczek’ nie jest w najwyższej formie, o czym świadczy ich ubiegłotygodniowe spotkanie z Siatkersami. Wracając do poniedziałkowego starcia, rozpoczęło się ono od wyrównanej gry obu drużyn, choć trzeba uczciwie przyznać, że po obu stronach siatki nie brakowało błędów (10-10). W naszym odczuciu w pierwszym secie popełniali ich więcej ‘Nafciarze’, natomiast utrzymywali się na powierzchni, ponieważ dominowali nad rywalem w przyjęciu. Choć w końcówce to Chilli prowadziło 19-18, to po chwili z świetnej strony zaprezentowała się Aneta Mierzwa, po której zagrywce – TKKF wyszedł na prowadzenie i finalnie wygrał seta do 20. W środkowej odsłonie z bardzo dobrej strony pokazali się gracze ‘Amigos’, którzy dzięki mądrej siatkówce objęli prowadzenie 10-4 i w dalszej części nie mieli problemów z tym by doprowadzić do wyrównania w setach (21-15). O zwycięstwie musiał zadecydować trzeci set, który z pewnością będzie się śnił ‘Amigos’ po nocach. Podobny casus widzieliśmy już w meczu z Siatkersami. Tak jak i przed tygodniem Chilli miało swojego rywala ‘na widelcu’ (17-15), ale zamiast ich wykończyć – popełnili aż pięć błędów z rzędu i to dało pierwszą piłkę meczową ‘Nafciarzom’. Choć po chwili ‘Amigos’ próbowali ratować jeszcze sytuację, to ostatnie słowo należało do TKKF Orlen, który notuje drugie zwycięstwo w sezonie Wiosna’25 – brawo!
Craftvena – Only Spikes 3-0 (21-19; 21-9; 23-21)
‘Rzemieślnicza maszyna’ się nie zatrzymuje. Czwarte zwycięstwo i czwarta wygrana w sezonie Wiosna’25. Aktualna seria zwycięstw z rzędu zespołu Bartka Zakrzewskiego wynosi już osiem spotkań! Warto podkreślić, że aktualnie to właśnie Craftvena może pochwalić się najdłuższą serią spośród wszystkich 52 drużyn w ligowej stawce. Dobrych wiadomości nigdy za wiele. Aktualnie Craftvena wyrównała swoją najlepszą serię, do której doszło w sezonie Wiosna’20. Należy przy tym podkreślić, że zwycięstwo wcale nie przyszło im tak łatwo jak mogłoby się wydawać. Choć Only Spikes nie zdobyło punktu w poniedziałkowy wieczór to w pierwszym i trzecim secie rywalizacji zaprezentowali się naprawdę nieźle. Do stanu po 15 w pierwszym secie trudno było stwierdzić, która z drużyn wygra. Sytuacja wyklarowała się po bardzo dobrej zagrywce Emiliano Archentiego, po których Craftvena objęła prowadzenie 18-15 i po chwili cieszyła się z pierwszego punktu w meczu. Środkowa odsłona to partia, o której team w żółtych strojach chciałby jak najszybciej zapomnieć. Aby nie przedłużać – absolutna dominacja Crafveny, zakończona ich zwycięstwem do 9. Ostatni set to zdecydowanie największe emocje w spotkaniu. Choć trudno w to uwierzyć, finałowa partia rozpoczęła się od stanu…9-1 dla Only Spikes. Skrajnie niekorzystny wynik sprawił, że w obozie Craftveny podjęto decyzję o powrocie na parkiet Mateusza Pytlika i Michała Markiewicza. To przyniosło oczekiwany efekt, bo mniej więcej od tego momentu Crafvena zaczęła szaleńczy pościg. W drugiej części seta Craftvenie udało się doprowadzić do wyrównania po 15. Po chwili okazało się, że to jeszcze nie koniec ich kłopotów. W dalszej części seta przebudziła się ekipa Only Spikes i do końca seta nie było przesądzone, która z drużyn wygra. Ostatecznie po ataku oraz asie serwisowym Mykoli Pocheniuka, Craftvena wygrywa za komplet punktów, umacniając się na pozycji lidera czwartej ligi.
BL Volley – Port Gdańsk 2-1 (21-16; 21-15; 8-21)
Stare dobre BL Volley. Czasami można zwątpić w drużynę, ale w momencie kiedy to następuje – ‘Tygrysy’ błyskawicznie wracają i dowożą jakość. Tak było w dwóch pierwszych setach rywalizacji z ‘Portowcami’, którzy zapewnili drużynie Wojciecha Strychalskiego drugie zwycięstwo w sezonie Wiosna’25. Już na początku spotkania po punktach Tomasza Grudnia czy najlepszego zawodnika spotkania – Wojciecha Kiełba, BL Volley objął prowadzenie 7-3. Z czasem szaleńcze tempo ‘Tygrysów’ nieco opadło i na półmetku seta mieliśmy remis po 12. Po którejś już kiwce Damiana Chojnackiego, z którą ‘Portowcy’ mieli w poniedziałkowy wieczór spory problem, BL objął prowadzenie 17-14 i po chwili cieszył się z pierwszego punktu w meczu (21-16). W drugim secie rywalizacji grająca pragmatyczną siatkówkę BL Volley wysysała energię ze swoich rywali. Choć zaczęło się od wyrównanej gry (9-8), to BL Volley zaczął regularnie kąsać rywala i po ataku Wojciecha Kiełba, objęli prowadzenie 16-13. To z kolei sprawiło, że z ‘Portowców’ całkowicie zeszło powietrze i finalnie BL mógł cieszyć się z wygranej (21-15). Ostatni set rywalizacji to całkowity zwrot akcji. Po asie serwisowym Wiktora Pawlaka oraz bloku Macieja Gałdy, Port objął prowadzenie 8-3. W dalszej części seta BL nawet jak dobrze przyjął, to miał potężne problemy z wykończeniem akcji, co tylko powiększało przewagę ‘Portowców’. Ostatecznie team Arkadiusza Sojko wygrał seta do 8, ale koniec końców była to wyłącznie ‘nagroda pocieszenia’.
MPS Volley – Złomowiec Gdańsk 2-1 (18-21; 21-12; 21-19)
W zapowiedziach przedmeczowych wskazaliśmy, że faworytem poniedziałkowego starcia będzie ekipa Złomowca, która do meczu przystępowała jako wicelider rozgrywek. Z tyłu głowy mieliśmy jednak świadomość, że w ligowej tabeli jak w saunie. Im wyżej siedzisz tym bardziej grzeje i nie każdy jest w stanie wytrzymać dłużej niż chwilę. Początek spotkania to wyraźna przewaga Miłośników Piłki Siatkowej, którzy ostudzili zapędy przeciwników do gry środkiem, w której Złomowiec się w ostatnim czasie bardzo dobrze czuł (9-3). Choć MPS prowadził wysoko, to w dalszej części roztrwonił przewagę, a następnie pozwolił rywalom na rozwinięcie skrzydeł i wygraną do 18. Środkowa odsłona należała do Miłośników Piłki Siatkowej. Choć zaczęło się ‘lajtowo’ i po punktach Michała Narkowicza czy Mateusza Kulińskiego, MPS prowadził 12-9, tak dalsza część seta to absolutna dominacja zespołu Jakuba Nowaka i pewna wygrana do 12. O zwycięstwie musiał zadecydować trzeci set, który był przy okazji tym najbardziej wyrównanym. Lepiej rozpoczęli gracze jednej z najstarszych drużyn amatorskich na Pomorzu. Po atakach Michała Narkowicza, MPS objął prowadzenie 9-7 i utrzymywał je aż do stanu 15-13. Po punktach środkowych – Maksymiliana Wilka oraz Mikołaja Nowaka, Złomowiec wysunął się w końcówce na prowadzenie i wydawało się, że jesteśmy świadkami rekonstrukcji zdarzeń z premierowej partii. Tym razem MPS stanął jednak na wysokości zadania i po dwóch bardzo ważnych punktach Mateusza Zalewskiego, mógł cieszyć się z drugiego zwycięstwa w sezonie Wiosna’25.
Inter Marine Masters – Speednet 2 0-3 (15-21; 17-21; 16-21)
Na przestrzeni kilkunastu lat, losy poszczególnych zawodników Inter Marine Masters oraz Speednetu przecinały się tyle razy, że dla dużej części graczy obu drużyn, był to mecz szczególny. W ostatnim czasie lepiej w bezpośrednich starciach wiodło się ‘Mastersom’. Czy to w SL3, czy na sparingach czy turniejach. Już przed meczem nos podpowiadał nam, że tym razem role się odwrócą i to Speednet wygra. Warto podkreślić bowiem to, że do spotkania z drużyną Andrzeja Masiaka, Speednet przystępował jako aktualna ‘drużyna tygodnia’. Początek spotkania to wyraźna przewaga ‘Programistów’, którzy zdominowali rywala, który…grał dokładnie tak samo jak w pierwszym secie ze Staltestem. Choć z czasem było już 15-9 dla Speednetu, to po zagrywkach Krzysztofa Wyrzykowskiego, Inter Marine zniwelowało nieco stratę (15-12). Ostatnie słowo należało jednak do teamu Marka Ogonowskiego, który wygrał do 15. Sympatycy ‘Mastersów’ liczyli na to, że ci przejdą rewolucje tak jak kilka dni temu. Cóż – nie ten rywal ani nie ten dzień. Choć drugi set rozpoczął się w idealny sposób dla ‘biało-czerwonych’ (10-6), to z czasem Speednet grał coraz lepiej i po niekończących się atakach duetu Zieliński&Janczak, objął prowadzenie 18-16, a następnie ‘sprzątnął rywalom zwycięstwo sprzed nosa’. Niepowodzenie w dwóch pierwszych setach zachwiało pewność siebie Inter Marine Masters i wręcz odwrotnie – było wodą na młyn dla Speednetu, który nie zamierzał zdejmować nogi z gazu. Choć po zagrywce Jacka Ragusa, ‘Mastersi’ prowadzili 13-10, to dalsza część seta była kopią scenariusza, który był znany niemal wszystkim oglądającym mecz. Ostatecznie Speednet wygrywa spotkanie do 16, mecz 3-0, pnie się w tabeli na wyższe miejsca i wreszcie to właśnie oni królują w osobnym, ale i nieodłącznym duecie. Duecie, który od dawna pisze kolejne rozdziały amatorskiej siatkówki na Pomorzu.
Team Spontan – Port Gdańsk 1-2 (19-21; 21-15; 18-21)
Poniedziałkowy wieczór był koszmarny dla typerów w aplikacji SL3. Aż 85% z nich wskazywało na to, że to Team Spontan wygra spotkanie o godzinie 20:00. Koszmar powinien być w tym podsumowaniu odmieniany przez wszystkie przypadki. Poza tym, że był to koszmar dla typerów, to był to przede wszystkim koszmar dla ‘Spontanicznych’. Przed sezonem wydawało się, że sezon Wiosna’25 może być tym przełomowym dla drużyny Piotra Raczyńskiego. Cóż – wczoraj widzieliśmy, że żadnego przełomu raczej nie będzie, a Spontan to ‘golasek’. Argumentów sportowych widzieliśmy wczoraj naprawdę mało i nie mówimy tu wyłącznie o spotkaniu z ‘Portowcami’. Te rozpoczęło się lepiej dla ‘Pomarańczowych’, którzy po punktach Mariusza Krynickiego oraz Jana Kostrowickiego, objęli prowadzenie 14-11. Kiedy wydawało się, że team Piotra Raczyńskiego nie będzie miał problemów z wygraną, zaczęli popełniać sporo błędów, a w zestawieniu z rosnącą dyspozycją ekipy ‘z doków’, okazało się gotowym przepisem na katastrofę (21-19). Środkowa odsłona to zupełnie inne oblicze. Po czterech blokach z rzędu (niekoniecznie punktowych) Jana Kostrowickiego, Spontan objął prowadzenie…12-4 i choć w dalszej części ewidentnie zwolnił, to nie miał problemu z doprowadzeniem do wyrównania (21-15). Ostatni rozdział poniedziałkowego starcia to dość nietypowy widok. Po tym jak kontuzji ręki nabawił się Tomasz Bobcow, wspomniany gracz zagrywał…z dołu. Gdybyśmy byli złośliwi stwierdzilibyśmy, że na to, co wyczyniali ‘Spontaniczni’ w przyjęciu to wystarczyło. Chwilę po półmetku seta i dwóch punktach Macieja Gałdy, Port objął prowadzenie 17-13 i po chwili cieszyli się z drugiej wygranej w sezonie (21-18).
Merkury – Bossman Team 1-2 (17-21; 14-21; 21-19)
Są w Inter Marine SL3 pewne prawidła, których nie da się zachwiać. Może i raz na 100 przypadków się trafi, ale z całą resztą jest jak z kanapką, która spadnie na ziemie masłem do dołu. O czym mówimy? Ano o tym, że po raz kolejny Bossman ogrywa Merkurego. O ile w poprzednim sezonie forma drużyn taki rezultat usprawiedliwiała, tak w obecnej kampanii należy zwrócić uwagę, że Merkury przystępował do meczu jako faworyt i team, który do rozpoczęcia spotkania mógł pochwalić się najdłuższą serią zwycięstw spośród wszystkich 52 drużyn w ligowej stawce. Poniedziałkowe spotkanie zaczęło się dość nietypowo, bo na prawym skrzydle u pięciokrotnych Mistrzów SL3 zobaczyliśmy…Kacpra Chmielewskiego. Co ciekawe, do momentu, w którym został on zastąpiony przez Jakuba Wilkowskiego, Merkury prowadził 8-6. Druga część seta to jednak przewaga Bossmana, który przy rywalach wyglądał jak Duracell przy zwykłych ‘paluszkach’. Szybsi, mobilniejsi, sprytniejsi. Efekt? Wygrana do 17. Jeszcze większy pokaz mocy w wykonaniu Bossmana widzieliśmy w środkowej odsłonie, w której Bossman stłamsił rywala i na półmetku seta prowadził 10-5. W dalszej części niby Merkury coś próbował, niby się starał, ale był w tym przekonujący jak dziecko, które tłumaczy, że nie zjadło czekolady, mając przy okazji całą umorusaną twarz. Po dwóch punktach Michała Szawkowskiego, Bossman objął prowadzenie 19-13 i po chwili cieszył się z drugiej wygranej w sezonie (21-14). Ostatni set to wyrównana walka, po której czarna tablica wskazywała wynik 15-15. Po atakach Piotra Kurasa oraz Jakuba Wilkowskiego, ‘Granatowi’ objęli prowadzenie 20-16 i choć w końcówce rywal odrobił kilka punktów, to finalnie wygrali seta do 19. Trudno nie odnieść jednak wrażenia, że marne to dla Merkurego pocieszenie.
Inter Marine Masters – Tufi Team 1-2 (15-21; 14-21; 23-21)
Wyniki w Inter Marine SL3 robią się coraz bardziej dziwne. Weźmy pod lupę poniedziałkowych rywali Inter Marine Masters. Wydawało się, że jeśli ‘Mastersi’ mają powalczyć o punkty, to zdecydowanie łatwiej będzie im w meczu, w którym rywalizować będą ze Speednetem 2. Cóż – tam się nie udało i ‘biało-czerwoni’ musieli próbować swoich sił z pretendentem do awansu. Początek spotkania to koszmar ‘Mastersów’, którzy przez bardzo długi czas nie mogli zrobić przejścia i gdyby zamiast na parkiecie znajdowali się w ringu – któryś z sekundantów rzuciłby na ring ręcznik poddając walkę (11-2). Ku naszemu zdziwieniu – epilog był inny niż w filmie Rocky 4. Precyzując – nikt nie rzucił ręcznika, a Apollo Creed nie został poturbowany tak, że skończyło się to dla niego tragicznie. Zamiast tego, dzielny pięściarz zaczął się odgryzać i zamiast po nokaucie, przegrał dopiero po jednogłośnej decyzji sędziów (21-15). Środkowa odsłona rozpoczęła się bardzo podobnie jak ta pierwsza. Ok – różnica punktowa była nieco mniejsza, ale już na początku seta gracze Tufi Team pokazali swoim rywalom, dlaczego to właśnie oni będą walczyć w dalszej części o awans (8-3). Bierna do tego momentu postawa ‘Mastersów’ uśpiła nieco rywali, którzy zaczęli się po chwili gubić i dość nieoczekiwanie, beniaminek wysunął się na prowadzenie 12-11. Kiedy Tufi połapało się do czego właśnie doprowadzili, ruszyli z kolejnymi atakami i bez najmniejszych problemów wygrali do 14. Ostatni set to partia, po której faworyt może pluć sobie w brodę. Nie można bowiem wygrywać w takim stylu jak w dwóch pierwszych setach, a później przegrać. Choć ‘Tuffikom’ nie szło i pod koniec przegrywali 13-17, to w dalszej części zdawali się odzyskiwać kontrolę (17-17). Ostatnie słowo w secie należało jednak do doświadczonych rywali, którzy zgarnęli nagrodę pocieszenia w postaci jednego oczka.
Team Spontan – Kraken Team 1-2 (21-13; 23-25; 17-21)
Swoimi zapowiedziami nabraliśmy bardzo dużo Typerów w aplikacji SL3. W czasie ostatniego magazynu czy jeszcze w zapowiedziach, wspominaliśmy o tym, jaki to mocny nie jest w obecnym sezonie Spontan. Kojarzycie ten filmik, w którym pies ujada z wściekłością zza bramy, a gdy się ją otworzy, pokornieje i jest najmilszą psiną w okolicy? Taki wyłania nam się obraz ‘Spontanicznych’. ‘Papierowy Tygrys’, ‘Kolos na glinianych nogach’ itp., itd. Miała być moc, a w poniedziałkowy wieczór okazało się, że Spontanicznego zlały dwie drużyny, które w tym sezonie były lane przez innych. Istnieje uzasadniona obawa o kolejne mecze ‘Oranje’. Skoro tak wyglądali w meczach z dołem tabeli, to jak będą wyglądać z mocnymi? Dobra, bo trzeba pochwalić Kraken Team. Mimo, że w obecnej kampanii nie szło. Mimo, że Redakcja ciągle z zespołu Roberta Skwiercza dworowała, to jednak trzeba oddać im, że nic sobie z tego nie robili, a na pewno nie załamywali. Zamiast tego konsekwentnie walczyli o każdego seta i w poniedziałkowy wieczór dostali za to nagrodę w postaci pierwszej wygranej w sezonie. Trzeba przyznać, że pierwszy set rywalizacji na to nie wskazywał. To ‘Spontaniczni’ lepiej weszli w mecz (21-13), ale w drugiej i trzeciej odsłonie było już znacznie gorzej. Na szczególną uwagę zasługuje to, co działo się w środkowej odsłonie, w której Kraken był górą po długiej grze na przewagi. Dwa punkty w drugą stronę i nasza narracja byłaby zupełnie inna. Trzeci set to dobra gra ‘Granatowych’, którzy wyszli na prowadzenie 9-5 i w dalszej części nie dali sobie już zrobić krzywdy.