MATCHDAY #10

Za nami dziesiąta seria gier, w której nie brakowało emocji. Najciekawszym spotkaniem okazała się rywalizacja pomiędzy BES-BLUM Nieloty a Oliwą Team. W trzeciej lidze dwa zwycięstwa w bardzo dobrym stylu odniosła drużyna Team Looz. Mimo przegranej w spotkaniu, największym wygranym wtorkowego dnia meczowego okazała się ekipa Trójmiejskiej Strefy Szkód, która mimo potężnych problemów pozyskała nowych zawodników i mogła kontynuować ligę. Zapraszamy na podsumowanie tego, co wydarzyło się we wtorkowy wieczór!

Team Spontan – Szach-Mat 0-3 (20-22; 17-21; 17-21)

Spotkanie pomiędzy Team Spontan a Szach-Mat awizowane było przez nas jako hit wtorkowej serii gier. Wszystko za sprawą tego, że w obu drużynach aż kipi od jakości. Ponadto wydawało się, że mecz z Team Spontan, obok spotkania z BES-BLUM Nieloty, będzie najbardziej wymagającym z dotychczasowych w sezonie Wiosna’21. Gdy weźmiemy pod uwagę to, że ‘Szachiści’ przegrali z Nielotami to mecz ze Spontanem jawił nam się jako spotkanie, w którym może wydarzyć się absolutnie wszystko. Pierwszy set rozpoczął się od wyrównanej walki, w której żadna ze stron nie chciała odpuścić. Pierwsi na dwupunktowe prowadzenie (10-8) wyszli gracze Szach-Mat. Po trzech punktowych blokach Sebastiana Kopiczko, trzema asami serwisowymi odpowiedział Mateusz Skwarzec, doprowadzając do wyrównania (14-14). Po bardzo wyrównanej końcówce i kontrowersji sędziowskiej to Szach-Mat cieszył się z wygranej 22-20. Drugi set nie był aż tak emocjonujący jak pierwsza partia. Szach-Mat dość szybko wypracował sobie zaliczkę (12-7) i utrzymywał ją aż do stanu 16-11. W tym momencie doszło do sytuacji, w której zdawało się, że Spontan zdoła nawiązać kontakt i jeszcze powalczyć w tym secie. Po trzech blokach Mariusza Skierkowskiego ‘Spontaniczni’ zbliżyli się do swoich rywali na jeden punkt. (17-16). Końcówka należała jednak do drużyny w czarnych trykotach, która wygrała tę partię do 17. Trzeci set rozpoczął się od prowadzenia Szach-Mat. (5-2) Mimo, że przez cały set Spontan próbował gonić to rywale trzymali ich na bezpieczny dystans i wygrali w tym secie do 17, a cały mecz 3-0.

Team Looz – DNV S*M*A*S*H 3-0 (21-10; 21-8; 21-6)

Po niezbyt udanym początku sezonu, w którym Team Looz przegrał dwa z trzech spotkań (ze Zmieszanymi oraz Allsix by Decathlon) wydawało się, że drużyna, podobnie jak w poprzednim sezonie może mieć problem z tym, aby znaleźć się w grupie mistrzowskiej. Zespół Damiana Szultki chciał jak najszybciej udowodnić, że wspomniane wcześniej spotkania to tylko wypadek przy pracy. O tym, że drużyna zmieniła się do poznania, nie świadczyły tylko nowe stroje. Możecie nam nie wierzyć, ale w trakcie spotkań Team Looz z DNV oraz Team Looz z Portem, dwóch zawodników (jeden z Portu, jeden ze Zmieszanych), pytało co to za drużyna. Kiedy otrzymywali odpowiedź, że to trzecioligowa ekipa Team Looz, byli dość wyraźnie zaskoczeni. Co tu dużo mówić. Przyrównując drużynę Team Looz do restauracji to dwa tygodnie temu wyglądali jak buda z kebabem na dworcu PKS w Pasłęku. Wtorkowy wieczór to restauracja, w której do talerza podają ci tyle sztućców, że jesteś zakłopotany, gdyż nie wiesz, którego użyć. Przepaść. O super formie Team Looz jako pierwsi przekonali się gracze DNV. Początek meczu rozpoczął się od prowadzenia Team Looz 10-1. DNV miało spore problemy z systemem blok-obrona. Mimo piorunującego początku, z czasem DNV zaczęło zdobywać punkty i pierwszy set zakończył się wynikiem 21-10. W drugim doszło do ciekawej sytuacji, w której drużyna DNV przy stanie 7-13 i własnej zagrywce zdecydowała się na… wzięcie czasu. Ten nie odmienił losów seta, którego Team Looz ponownie wygrał do 10.

Trzeci set rozpoczął się od trzech asów serwisowych Daniela Bąby. Gdy dołożyliśmy do tego błędy w ataku to otrzymaliśmy wynik 8-0 dla Team Looz. W secie tym, drużyna Team Looz nie zamierzała bynajmniej zwalniać tempa i ostatecznie ograła swoich rywali do sześciu.

Volley Kiełpino – Prometheus 0-3 (20-22; 13-21; 16-21)

Pamiętacie jak napisaliśmy, że gra Volley Kiełpino jest tak nieprzewidywalna, że nie można tu czegokolwiek wywnioskować? No właśnie – drużyna Fabiana Polita znowu to zrobiła. Nie wiemy czy to swego rodzaju żart, ale kiedy tylko postawimy na Volley Kiełpino – ci dostają po łbie. Kiedy z kolei stawiamy na ich rywali, to ci, jak gdyby nigdy nic wygrywają nawet wtedy, kiedy nie są faworytem spotkania. W zapowiedzi przedmeczowej pisaliśmy ponadto, że uważamy iż spotkanie z drużyną Prometheus jest ostatnim momentem na wskoczenie do odjeżdżającego pociągu. Kojarzycie sytuację, w której widzicie nadjeżdżający na przystanek autobus, a Wy w pocie czoła biegniecie, by do niego wejść, lecz zanim to zrobicie kierowca odjeżdża? Znacie tę frustrację? Wyobrażamy sobie, że właśnie tak obecnie czują się zawodnicy z Kiełpina, dla których był to siódmy mecz w sezonie Wiosna’21. Na półmetku rozgrywek drużyna Fabiana Polita ma zaledwie trzy zwycięstwa oraz cztery porażki. Ta ostatnia, odniesiona z drużyną Prometheus boli wyjątkowo mocno. Co by nie mówić to zawodnicy Fabiana Polita na papierze byli faworytem spotkania. To oczywiście tylko teoria. Praktyka wyglądała tak, że Volley walczyło tylko w pierwszym secie. Ba, byli w nim naprawdę blisko do tego, aby go wygrać. Kiedy sztuka ta się nie udała to uszło z nich powietrze. W drugim i trzecim secie byli tylko tłem dla świetnie dysponowanych graczy Prometheus. Ciężar zdobywania punktów na swoje barki wziął kapitan drużyny, którego Volley Kiełpino nie potrafiło zatrzymać. Chwalenie jednego zawodnika, przy grze całej drużyny byłoby sporego kalibru nietaktem. We wtorek gracze w niebieskich koszulkach nie mieli praktycznie słabych punktów. Tu wychodziło niemal wszystko i zdaje się, że był to najlepszy mecz Prometheusa w obecnym sezonie. Po zgarnięciu trzech punktów, drużyna awansowała na…trzecie miejsce. Brawo.

Niepokonani PKO Bank Polski – Wirtualna Polska 3-0 (21-14; 21-15; 21-15)

Jako, że w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta od początku jej powstania doszło już do niemal ośmiuset spotkań, musimy Wam nieskromnie powiedzieć, że jakiegoś nosa co do spotkań mamy. Owszem, osoby podobne do nas (złośliwe) wskażą na pewno na to, że to Wirtualna Polska była dla nas faworytem spotkania. My mówimy jednak o tym, że w zapowiedzi przedmeczowej przeczuwaliśmy, że Wirtualną Polskę czekają ‘ciężary’. Ponadto pisaliśmy o tym, że dystans dzielący umiejętności obu drużyn zdaje się w ostatnim czasie wyraźnie zacierać. Cóż, sami nie wiemy co o tym myśleć i czy to zdanie jest prawdziwe. Po wtorkowym spotkaniu można by wysnuć wniosek, że dystans ten jest całkiem spory. To, co się zmieniło to to, że kiedyś ‘Bankowcy’ wcielali się w rolę goniącego, podczas gdy ‘Wirtualni’ uciekali. Czy po wygranej drużyny PKO sytuacja jest już odwrotna? A może był to tylko wypadek przy pracy? Ponadto, z tyłu głowy cały czas mamy słowa kapitana Wirtualnej Polski, który jakiś czas temu uskarżał się na absencję kilku zawodników, przez co obecny sezon miał z założenia być tym przejściowym. Niezależnie od tego, nie ma co umniejszać wygranej Niepokonanych. ‘Oddajemy królowi to, co królewskie’. Gdy przypomnimy sobie początki ‘Bankowców’ w SL3 oraz zestawimy to z ich obecną dyspozycją to ręce same składają się do oklasków. Wygrana z Wirtualną Polską jest tym bardziej godna podziwu, że ‘Bankowcy’ wystąpili w spotkaniu w zaledwie pięciu graczy. Wynik poszczególnych setów (do 14, do 15, do 15) pokazuje, że nie stanowiło to żadnej przeszkody. Wygrana sprawiła, że Niepokonani wskoczyli na siódme miejsce w ligowej tabeli.

Team Looz – Port Gdańsk 3-0 (21-12; 21-14; 21-12)

Potwierdzeniem naszych słów z podsumowania meczu Team Looz z DNV S*M*A*S*H,  w którym pisaliśmy o świetnej formie drużyny Team Looz, było spotkanie z drużyną Port Gdańsk. Przypomnijmy, że obie ekipy miały okazję rywalizować ze sobą w sezonie Jesień’20. 9 września to ‘Portowcy’ byli górą. Ponadto, drużyna z doków zajęła w poprzednim sezonie miejsce na podium, podczas gdy Team Looz rywalizował w grupie ‘B’. Jakbyśmy się przed meczem nie gimnastykowali – to ‘Portowcy’ zdawali się być naturalnym wyborem Redakcji przy wskazaniu faworyta tego spotkania. Kilka minut przed meczem byliśmy mądrzejsi o to, w jakim stylu Team Looz zdemolował drużynę DNV. Mimo wszystko Port to Port pomyśleliśmy. Przypomnijmy, że ‘Portowcy’ to jedna z najbardziej doświadczonych ekip w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta. Jest to drużyna, która rywalizowała już z zespołami, które obecnie z powodzeniem rywalizują w pierwszej czy drugiej lidze. W naszych głowach oznaczało to tyle, że drużyna z pewnością nie spęka. Początek meczu ku naszemu zaskoczeniu należał do ekipy Team Looz. Zaskoczenie nie wynikało z samego prowadzenia, ale raczej z jego rozmiarów. Już na początku pierwszej partii świetnie w ataku zameldował się Mateusz Michalski (8-4). Wypracowana na początku przewaga była sukcesywnie budowana i ostatecznie drużyna Team Looz wygrała tę partię do 12. Drugi set nie wyglądał inaczej. Team Looz  grał kapitalną siatkówkę, a Port zdawał się być oszołomiony jak dzikie zwierzę po kontakcie z samochodem na drodze krajowej w okolicy Czerska. 10-3 na początku ustawiło dalszy przebieg tej partii. Jeśli ktoś liczył na to, że ‘Portowcy’ przed trzecim setem się ‘odkręcą’ to musiał czuć rozczarowanie. Inaczej – przez długi fragment wydawało się, że się odkręcili. W pewnym momencie Team Looz prowadził 13-12 i kiedy ostrzyliśmy sobie zęby na pasjonującą końcówkę, gracze w czarnych koszulkach postanowili zabić nasze marzenia i zdobyć osiem punktów z rzędu. To była prawdziwa demolka, po której Port przez długi czas nie wyjdzie z podziwu.

Oliwa Team – BES-BLUM Nieloty 2-1 (24-26; 22-20; 21-19)

Bezapelacyjnie – mecz pomiędzy Oliwą a Nielotami był najciekawszym wydarzeniem wtorkowej serii gier. W tym spotkaniu było wszystko. Składne akcje, gwoździe wbijane w parkiet, imponujące bloki, radość, smutek, kontrowersje, gra na przewagi. Ten mecz był po prostu wizytówką drugiej ligi w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta. My czujemy się ukontentowani. Zakładamy, że ukontentowani są również gracze Oliwy, którzy wygrali to spotkanie. Z pewnością odmienne uczucia towarzyszą graczom Nielotów, którzy po kapitalnym meczu z Szach-Mat mieli otworzyć nowy rozdział w obecnym sezonie. Po meczu z Oliwą wiemy już, że jedyne, co Nieloty otworzyły to furtkę Redakcji do tego, by po nich jechać. Tak, nie pomyliliście się. Schodzący po meczu gracze BES-BLUM przekazali nam, że zasługują na gorzkie słowa. Nie zamierzamy się jednak nad nikim pastwić. Zdajemy sobie sprawę, że taka porażka cholernie boli. Krytyka czasami podcina skrzydła, a zważywszy na to, że Nieloty co do zasady mają problemy ze wzbiciem się w powietrze, pogmatwałoby to ich, i tak już skomplikowaną sytuację. Faktem jest to, że obojętnie jaki by we wtorkowy wieczór nie padł wynik, mielibyśmy pewną dramę. Gdyby zamiast Nielotów to Oliwa przegrała spotkanie, ich sytuacja również byłaby daleka od ideału. Wygrana z kolei sprawia, że furtka do wyższych pozycji w lidze pozostaje otwarta. Co zadecydowało o tym, że to gracze Dawida Karpińskiego wygrali? Sami nie wiemy. Umiejętności? Sfera mentalna? Doświadczenie w pierwszej lidze? Szczęście? Mniejsza liczba błędów? Cóż, wydaje się że taki, a nie inny wynik to była wypadkowa wszystkich tych czynników ‘po troszku’.

EviRent VT – Tufi Team 2-1 (20-22; 21-11; 21-16)

W zapowiedzi przedmeczowej pisaliśmy o tym, że w historii wszystkich występów w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta, drużyna Tufi Team tylko raz przegrała spotkanie w stosunku 0-3. Piszemy o tym teraz, bowiem bardzo dużo osób przewidywało, że we wtorkowy wieczór drużyna przegra 0-3 po raz drugi. Jako, że kiepsko idzie nam budowanie napięcia, zdradzimy Wam już teraz. Nic się nie zmieniło. Ani Tufi Team nie przegrało 0-3, ani EviRent VT nie przegrało spotkania. Wynik 2-1 dla drużyny Radosława Koniecznego obie drużyny powinny przyjąć z szacunkiem. Mimo to uważamy, że większy niedosyt po spotkaniu czują gracze Tufi Team, którzy zagrali bardzo dobrze, co po meczu podkreślali również gracze drużyny przeciwnej. Pierwszy set rozpoczął się od wyrównanej walki ‘łeb w łeb’. Pierwsi na kilkupunktowe prowadzenie wyszli gracze Tufi Team (14-10). Stało się to za sprawą kapitalnej zagrywki środkowego Tuffików – Łukasza Arciszewskiego. Wydawało się, że wypracowana czteropunktowa zaliczka, przy tak zaawansowanych drużynach wystarczy do tego, by wygrać pierwszego seta. Gorsza chwila sprawiła, że EviRent doprowadził do wyniku 16-15. Po pierwszej fali Tuffików przyszła pora na drugą. Ta sprawiła, że gracze w ‘żółto-czarnych’ strojach doprowadzili do wyniku 20-17, lecz po bloku Kamila Szlejtera i błędzie własnym zrobiło się 20-20. Ostatecznie, końcówka seta należała jednak do Tufi, którzy wygrali tę partię 22-20. Drugi set był z gatunku tych, o których Tufi chciałoby zapomnieć. Liczba błędów drużyny Mateusza Woźniaka w tym fragmencie porażała więc i wynik 11-21 nie mógł zbytnio dziwić. Trzeci set rozpoczął się bardzo podobnie do pierwszego. Wyrównany początek, a następnie kilkupunktowa przewaga Tufi (9-6). Istotna różnica polegała jednak na tym, że w momencie, kiedy EviRent doprowadziło do wyrównania to chwilę po tym już prowadzili i wygrali seta do 16, a cały mecz 2-1.

Volley Gdańsk – Trójmiejska Strefa Szkód 3-0 (21-16; 21-15; 23-21)

Jeśli przed jednym ze spotkań nie pojawia się zapowiedź przedmeczowa – wiedz, że coś się dzieje. W momencie, kiedy publikowaliśmy zapowiedzi dziesiątego dnia meczowego nie wiedzieliśmy, czy Trójmiejska Strefa Szkód wystąpi w spotkaniu. Z tego miejsca należy pochwalić Patryka Pleszkuna, który wziął na swoje barki ‘ogarnięcie’ nowych zawodników do drużyny, co wywołało niemałe poruszenie wśród ligowców. Jesteśmy niemal przekonani, że podobnie jak my, drużyny występujące w rozgrywkach trzymały kciuki za to, by sezon toczył się bez większych perturbacji. Ostatecznie, dzięki determinacji przyjmującego TSS-u, w składzie drużyny pojawiło się trzech nowych graczy. Jeden z zawodników – Paweł Szafran występował w poprzednich edycjach w drużynie PROtotype Volleyball, a dwóch debiutowało w SL3 – Dawid Ludwig oraz Grzegorz Bielkuński. Nie chcielibyśmy, aby zostało to odebrane źle, ale byliśmy pełni obaw, jak poradzi sobie drużyna, która powstała ‘za pięć dwunasta’. Obawy te były o tyle uzasadnione, że ich rywalami była ekipa Volley Gdańsk, która aż trzykrotnie wygrywała całą ligę. Jak wypadł nowy TSS? Mimo, że ‘niebiescy’ przegrali spotkanie 0-3 to jesteśmy zdania, że bardzo korzystnie. Gdybyśmy byli złośliwi to napisalibyśmy nawet, że drużyna wypadła lepiej niż ta z okresu ‘przed problemami’. O ile pierwsze dwie odsłony nie były tymi, o których będziemy pamiętali za piętnaście lat (jest ogromna szansa, że nie będziemy pamiętali już jutro) to trzeci set był emocjonującym widowiskiem i przy odrobinie szczęścia to TSS cieszyłby się ze zdobytego punktu. W końcówce gracze TSS mieli nawet piłkę setową, ale finalnie to Volley Gdańsk sięgnął po komplet punktów. Tak czy inaczej – z obecnymi zasobami ludzkimi, TSS może myśleć o budowaniu drużyny.

Zmieszani – Port Gdańsk 2-1 (21-16; 21-19; 25-27)

Do bezpośredniej rywalizacji pomiędzy drużynami, obie ekipy przystępowały po porażkach, których doznały w poprzednich spotkaniach. Zmieszani przegrali w piątkowym – hitowym starciu z drużyną Dziki Wejherowo, natomiast Port Gdańsk, nie bójmy się tego powiedzieć – po bardzo słabym meczu przeciwko Team Looz. Faworytem wtorkowego meczu zdawali się być gracze Edyty Woźny. Po krótkiej absencji, która wypadła akurat na hitowe spotkanie z Dzikami, do składu drużyny wrócili Michał Kocbuch oraz Michał Grzenia. W ekipie zabrakło z kolei Tomasza Kamoli, Sandry Michalak czy kontuzjowanej Natalii Strojny. Początek spotkania rozpoczął się od wyrównanej walki (5-5). Pierwsi, swoim rywalom na trzy punkty odjechali Zmieszani (13-10). Po bloku Antoniego Majewskiego przewaga ta wzrosła do 16-12 i w zasadzie drużyny mogły powoli myśleć o drugim secie. Ten był zdecydowanie bardziej interesujący niż otwierająca partia. Mimo, że w trakcie trwania drugiej odsłony Zmieszani kilkukrotnie prowadzili większą liczbą punktów (7-2; 13-6; 18-12) to nie ustrzegli się nerwówki. Najpierw Portowcy po dobrej zagrywce Arkadiusza Sojko doprowadzili do stanu 13-11, a następnie, pod koniec seta do 20-19. Po wielkiej gonitwie, ‘Portowcom’ nie udało się wygrać partii, ale ich postawa mogła się wreszcie podobać. Idąc dalej i stosując stopniowanie – trzeci set był najciekawszy ze wszystkich. To drużyna z doków zaczęła lepiej tę partię (4-0). Od tego momentu, do samej końcówki cały czas prowadzili. Sytuacja ta zmieniła się dopiero przy stanie 19-19. To nie był rzecz jasna koniec emocji. Wyrównana gra na przewagi trwała do stanu 25-27. Ostatecznie w meczu doszło do podziału punktów.

Start a Conversation

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.