Za nami pierwszy dzień rozgrywek, w którym zobaczyliśmy dziewięć spotkań. To, co dla nas równie istotne i szalenie ważne to powrót do względnej normalności. Zamiast mierzenia temperatury i czekania pod drzwiami, wreszcie ujrzeliśmy kibiców. Jeśli chodzi o aspekty sportowe – mecz, który miał dostarczyć najwięcej emocji (baraż pomiędzy BL Volley a Dzikami Wejherowo) nie zawiódł. W drugiej lidze swoje spotkania solidarnie wygrywali faworyci – Dream Volley, Fedde Ogrodnictwo oraz Szach-Mat. Zapraszamy na podsumowanie pierwszego dnia meczowego!
Dream Volley – BH Rent MiszMasz 3-0 (21-18; 21-14; 22-20)
Jesteśmy zaskoczeni i to bardzo pozytywnie. Mówimy tu o postawie drużyny BH Rent MiszMasz, która do niedawna rywalizowała w trzeciej lidze, a w poniedziałkowy wieczór pokazała prawdziwy charakter i serducho do walki. Owszem, wiemy, że drużyna Tomasza Walaskowskiego (BH Rent) się w przerwie zimowej mocno wzmocniła, ale do cholery, któż tego nie zrobił? Z której strony by nie spojrzeć, na parkiecie zameldowało się pięciu graczy, którzy w poprzednim sezonie zdobywali tytuł mistrzowski w trzeciej lidze. Początek meczu był bardzo wyrównany, obie drużyny rozpoczęły spotkanie dość ostro, w związku z czym mogliśmy oglądać zacięte wymiany, podczas których żadna ze stron nie wstrzymywała ręki. Bardzo dobrze w mecz wszedł nowy nabytek drużyny Dream Volley – Roman Grzelak, który już w pierwszej części seta zdobył cztery punktach po atakach. Dość istotnym fragmentem seta był ten, kiedy w końcówce partii na pojedynczy blok Dariusza Tomaszewskiego nadział się Mateusz Berbeka. Ostatecznie Dream wygrało pierwszą partię do 18. Drugi set zaczął się od kapitalnej zagrywki Mateusza Dobrzyńskiego, z którą rywale mieli potężne problemy. To właśnie element przyjęcia był główną bolączką ‘Hotelarzy’ i nie ma co gadać – stał się on główną przyczyną porażki MiszMasz. Trzeci set zaczął się od mocnego uderzenia beniaminka. To właśnie gracze Tomasza Walaskowskiego przez całą partię byli stroną dominującą i kiedy wydawało się, że mecz zakończy się podziałem punktów, do drużyny MiszMasz wróciły demony z drugiego seta. Kapitalna zagrywka przeciwników pozbawiła ich szans na jeden punkt, choć trzeba przyznać, że było naprawdę blisko.
Chilli Amigos – Fedde Ogrodnictwo 0-3 (16-21; 11-21; 19-21)
Kilkanaście minut przed rozpoczęciem spotkania przed kamerami Siatkarskiej Ligi Trójmiasta doszło do pierwszego wywiadu w sezonie Wiosna’21. Bohaterem tego materiału był kapitan zespołu Fedde Ogrodnictwo – Andrzej Pipka. W trakcie wywiadu dało się zauważyć, że zawodnicy tej drużyny znają swoją wartość i nawet nie ukrywają tego, że ich celem jest wygrać w lidze. Aby tak się stało, spotkanie z drużyną, która w poprzednim sezonie rywalizowała w trzeciej lidze, trzeba było najzwyczajniej w świecie wygrać i uzyskać przy tym komplet punktów. Mimo zdecydowanie większej liczbie argumentów, Ogrodnicy weszli w mecz z pewną dozą nerwowości, co dało się zauważyć kiedy gracze drużyny mieli problem z komunikacją z rozgrywającym. Na początku meczu to się po prostu nie kleiło. Mimo to, faworyzowani zawodnicy utrzymywali bezpieczną przewagę kilku punktów i spokojnie wygrali seta do 16. Wygrana w pierwszej partii rozluźniła i rozochociła drużynę z Pępowa, którzy zagrali naprawdę dobrą siatkówkę. Papryczki w tej partii miały problem z zatrzymaniem Cezarego Labuddy. W secie tym, największym problemem drużyny Grzegorza Walukiewicza było przyjęcie bardzo dobrej zagrywki przeciwników. W pierwszej i drugiej partii ‘Ogrodnicy’ zdobyli w ten sposób siedem punktów i wygrali seta do 11. Chilli nie grało jednak na tyle słabo, żeby przegrywać do 11, co udowodnili przeciwnikom w trzeciej odsłonie. Po dobrej, zdyscyplinowanej postawie w trzecim secie to Chilli wyszło na prowadzenie (7-6). Od tego momentu mieliśmy bardzo ciekawe i wyrównane widowisko, które trwało w zasadzie do stanu 16-15 dla ‘Ogrodników’. W decydującym momencie, drużyna z Pępowa podkręciła trochę tempo i na tablicy wyników było już 20-16. W końcówce Chilli zaczęło gonić stratę 20-19, ale finalnie Fedde dopięło swego i mogło cieszyć się z pierwszej wygranej w lidze.
Port Gdańsk – Craftvena 2-1 (22-20; 11-21; 21-19)
W pojedynkach pomiędzy drużynami Portu i Craftveny jest coś wyjątkowego. Coś, co sprawia, że w meczu wiele się dzieje i sam w sobie nie ma ani grama nudy. Nie inaczej było i tym razem. Początek spotkania to niefrasobliwa gra po obu stronach siatki, efektem czego była spora liczba błędów własnych, po których mieliśmy remis (7-7). Z czasem ‘Portowcy’ zdołali wypracować kilkupunktową przewagę (19-15) i wydawało się, że po chwili drużyny zmienią strony. Sygnał do tego, że ‘Rzemieślnicy’ nie powiedzieli jeszcze w tej partii ostatniego słowa dał Jędrzej Szadejko, który zatrzymał rywala pojedynczym blokiem. Po chwili doszły do tego dwa błędy ‘Portowców’, po których mieliśmy remis (19-19). Końcówka należała jednak do drużyny Arkadiusza Sojko, która po grze na przewagi zdołała przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Drugi set to istny koszmar ‘Portowców’. Po dwóch asach serwisowych Karola Wasila, ‘Craftvena’ prowadziła już 12-6 i następnie, do końca seta była drużyną po prostu lepszą. Gdybyśmy mieli być złośliwi to napisalibyśmy, że gdyby zamiast na drugi set, drużyna Portu trafiła na casting do szkolnego przedstawienia, to mogliby liczyć co jedynie na rolę drzewa. Żeby nie było jednak tak ponuro – drużyna Arkadiusza Sojko, mówiąc kolokwialnie – ogarnęła się w trzeciej partii. Ta, podobnie jak pierwsza była bardzo emocjonująca i o finalnym rezultacie zadecydowały detale.
Craftvena – Niepokonani PKO Bank Polski 3-0 (21-11; 21-13; 21-18)
Po porażce w meczu z Portem Gdańsk, drużyna Craftvena stanęła do rywalizacji w meczu z Niepokonanymi PKO Bank Polski. Mecz ten był doskonała okazją do wzięcia rewanżu za porażkę, którą drużyna Bartka Zakrzewskiego odniosła 5 listopada, w sezonie Jesień’20. Tamten mecz był jednak dość specyficzny. Drużyna ‘Rzemieślników’ wystąpiła wtedy w zaledwie czterech graczy i w takich okolicznościach trudno jest o wygraną. Tym razem było inaczej. W szeregach drużyny w czarnych trykotach pojawiło się sześciu graczy, przez co ich gra wyglądała zdecydowanie inaczej. Początek meczu to przewaga wypracowana przez Craftvenę. Po trzech asach serwisowych Jędrzeja Szadejko, jego drużyna wyszła na ośmiopunktowe prowadzenie. Takiej zaliczki nie dało się w zasadzie zepsuć i set zakończył się wynikiem 21-11. Druga partia zaczęła się od serii błędów popełnianych zarówno przez jedną, jak i drugą drużynę. Będąc złośliwym napisalibyśmy, że obie drużyny rywalizowały nie o to, kto zdobędzie więcej punktów a o to, która z drużyn popełni więcej błędów własnych. Ostatecznie, to Craftvena szybciej poradziła sobie ze swoimi problemami i wygrała tę partię do 13. Początek trzeciej odsłony to prowadzenie Craftveny (4-1) po serii punktów zdobytych dzięki zagrywce. Gdy wydawało się, że ‘Rzemieślnicy’ wygrają na spokojnie i tę partię, dość nieoczekiwanie ‘Bankowcy’ doprowadzili do wyrównania po asie serwisowym Radosława Byszuka. Na to, po chwili zagrywką odpowiedział bardzo dobrze dysponowany w tym elemencie Jędrzej Szadejko i drużyna Craftveny wygrywa spotkanie za komplet punktów. Trzeba jednak przyznać, że ‘Bankowcy’ rozkręcali się z seta na set.
Port Gdańsk – Speednet 2 3-0 (21-15; 21-14; 21-19)
W zapowiedzi przedmeczowej wspominaliśmy o tym, że Portowcy za każdym razem wygrywali ze Speednetem 2 w stosunku 3-0. Nie inaczej było i tym razem, choć trzeba przyznać, że drużyna ‘Programistów’ zaprezentowała się naprawdę dobrze. W trakcie przerwy zimowej w ekipie ‘Różowych’ doszło do zmiany trenera. W trakcie wczorajszego spotkania, funkcję tę sprawował Marek Ogonowski, który jest rozgrywającym w pierwszej drużynie Speednetu, występującej w pierwszej lidze. Spotkanie rozpoczęło się zgodnie z przypuszczeniami Redakcji – od przewagi faworyzowanej drużyny. Kilkupunktowa zaliczka, wypracowana na początku seta, pozwoliła ‘Portowcom’ na trzymanie swoich rywali na dystans. Set zakończył się błędem w ataku drużyny Speednet 2 i jeśli mielibyśmy wskazać przyczyny porażki w tym secie to jako jeden z głównych czynników podalibyśmy właśnie sporą liczbę błędów własnych. Druga odsłona zaczęła się od bardzo dobrej zagrywki specjalisty w tym zakresie – Karola Polanowskiego. Po trzech zdobytych przez niego asach serwisowych z rzędu, Speednet 2 był zmuszony wziąć czas. Po nim drużyna Arkadiusza Sojko nadal utrzymywała dwupunktową przewagę, którą powiększyła dopiero pod koniec drugiego seta i wygrała tę partię do 14. Trzeci set był najbardziej wyrównany i emocjonujący. Mimo nieznacznej przewagi drużyny z doków, Speednet 2 zdołał doprowadzić do wyrównania. W czasie trwania tej partii to drużyna w granatowych trykotach była bardzo ‘elektryczna’, co omal nie skończyło się dla nich stratą punktu. Ostatecznie, w końcówce po dobrej zagrywce Port sięgnął po wygraną. Na koniec należy wspomnieć o bardzo dobrej atmosferze panującej w trakcie całego spotkania.
Szach-Mat – Activni Gdańsk 3-0 (21-13; 21-14; 21-9)
Pierwszy mecz w lidze drużyny Szach-Mat przysporzył nie lada kłopotów Agnieszce Pasternak, która tego dnia była protokolantką. Wszystko za sprawą tego, że na parkiecie po stronie Szach-Mat zobaczyliśmy sporo debiutujących graczy. Jak na debiutantów przystało – Szach-Mat zaczął mecz dość nerwowo. Po chwili zaprocentowała jednak jakość i gracze kontuzjowanego Przemysława Lewandowskiego wyszli na kilkupunktowe prowadzenie 8-4. Mimo sporej przewagi, już na samym początku nie zabrakło kontrowersji sędziowskich, po których gracze Szach-Mat mieli pretensje do prowadzącej te zawody sędzi. Nie minęło nawet kilka minut, a w sukurs ‘Szachistom’ poszli ACTIVNI Gdańsk i to oni mieli obiekcje co do poziomu sędziowania. Wracając jednak do poczynań czysto sportowych – w pierwszym secie, podobnie zresztą jak w całym meczu – prym wiedli gracze, którzy przed startem ligi zostali okrzyknięci jednym z głównych faworytów. Pierwszy set zakończył się wynikiem 21-13 i w partii tej podopieczni Artura Kurkowskiego (ACTIVNI Gdańsk) skończyli zaledwie trzy ataki. Drugi set zaczął się od świetnej zagrywki Karola Jelińskiego, który wyrządził nią sporo krzywdy swoim rywalom. Z czasem coraz lepiej prezentowali się ACTIVNI, którzy doprowadzili do jednopunktowej straty 11-10. Jeśli ktoś liczył przy tym stanie na dalsze emocje to Dawid Kołodziej potężnym atakiem wybił mu ten pomysł z głowy. Po kilku bombach, Szach-Mat powiększyło przewagę i wygrało tę partię do 14. Sytuacja ta oraz fakt, że mecz (szczególnie w trzeciej partii) zgromadził całkiem pokaźną grupkę kibiców sprawił, że w Szach-Mat wstąpiły nowe siły, które sprawiły, że trzecią partię wygrali do 9. W partii tej doszło do niepotrzebnych przepychanek słownych pomiędzy graczami obu drużyn, które finalnie nieco zepsuły atmosferę powrotu na parkiety.
Sprężystokopytni & Kitku – AVOCADO friends 2-1 (20-22; 21-16; 21-16)
Przyznamy Wam szczerze, że byliśmy zdumieni, kiedy zobaczyliśmy jak poważnie do obecnego sezonu podeszła drużyna AVOCADO friends. Na pierwszy mecz przyszło trzynastu zawodników i przez nieznajomość regulaminu – drużyna musiała wykreślić jednego z graczy. Dodatkowo, drużynie towarzyszył trener a nawet… fizjoterapeutka. Co więcej, mecz oglądało kilku kibiców tej drużyny. Jakby tego było mało, w ekipie pojawiło się kilku bardzo dobrych zawodników. Nic, tylko wygrać – pomyśleli ‘Weganie’ i w trakcie pierwszego seta, po dwóch asach serwisowych Miłosza Bazylińskiego, ‘Weganie’ wyszli na prowadzenie 5-1, po którym S&K musiało wziąć pierwszy czas. Mimo, że od tego czasu gra coraz bardziej się wyrównywała to jednak AVOCADO było ciągle o jeden krok dalej. Gdy wydawało się, że gracze Arkadiusza Kozłowskiego spokojnie wygrają tę partię (20-15), po kilku akcjach, czy wreszcie kapitalnej zagrywce atakującego S&K, ci doprowadzili do wyrównania (20-20). W końcówce większe cojones pokazali jednak ‘Restauratorzy’, którzy wygrali seta na przewagi 22-20. W drugiej partii, po nerwowym początku, Sprężystokopytni wzięli w końcu sprawy w swoje ręce i udowodnili, że są bardzo wartościową drużyną. Przejęta inicjatywa pozwoliła im na doprowadzenie do remisu w setach. Trzeci set – w odróżnieniu od dwóch pierwszych partii lepiej zaczęli gracze S&K. Po dwóch asach serwisowych debiutującego w lidze Grzegorza Dymińskiego na tablicy wyników pojawił się wynik 8-2. Choć z czasem AVOCADO zerwało się do gonienia wyniku to nie było w stanie odwrócić już losów rywalizacji i w pierwszym meczu nowego sezonu zdobyli tylko punkt. Podsumowując, było to naprawdę ciekawe widowisko i już zacieramy sobie ręce na mecz rewanżowy.
Volley Gdańsk – Speednet 3-0 (21-12; 21-17; 21-11)
Zastanawialiśmy się, w jakiej formie zobaczymy obie drużyny w inauguracyjnym meczu. Oba zespoły miały bowiem coś do udowodnienia. Volley Gdańsk bardzo chciałby wrócić na mistrzowski tron, natomiast Speednet chciałby udowodnić, że parafrazując byłą premier – pierwsza liga im się po prostu należała. W zapowiedzi przedmeczowej pisaliśmy o tym, że to Volley Gdańsk będzie faworytem. Taki typ, patrząc na historię występów, nie mógł nikogo dziwić. Gdy przed meczem dowiedzieliśmy się, że w szeregach ‘Różowych’ zabraknie dwóch zawodników stanowiących o sile drużyny (libero – Adrian Płotka oraz środkowy Grzegorz Gnatek). Skoro jesteśmy przy środkowych to w Speednecie, przy stosunkowo wąskiej kadrze, mamy obecnie aż… czterech środkowych. Poza wspomnianym Grzegorzem Gnatkiem w zespole mamy Tomasza Nurzyńskiego, Bartłomieja Domareckiego czy Marcina Bartosika. Tego ostatniego zobaczyliśmy na przyjęciu, podobnie zresztą jak nominalnego atakującego – Kacpra Iwaniuka. Taki miszmasz może i by przeszedł, ale nie z Volley Gdańsk, które w pierwszym i trzecim secie nie miało dla swoich rywali litości. Pierwsza partia wygrana do 12, trzecia do 11. Tak naprawdę, nieco ciekawiej było w drugiej odsłonie, ale będąc szczerym, jest to narracja naciągana bardziej niż twarze celebrytek. To, co istotne z punktu widzenia drużyny Volley Gdańsk to wygrana za komplet punktów. Jak doskonale pamiętamy z poprzednich sezonów – sztuka ta nie zawsze im się udawała.
Dziki Wejherowo – BL Volley 1-2 (10-21; 23-21; 22-24)
Wokół spotkania barażowego urosło tyle plotek, mitów, niedopowiedzeń czy wreszcie kontrowersji, że nie było innego wyjścia – drużyny Dziki Wejherowo oraz BL Volley musiały rozegrać spotkanie barażowe. Stawką tego spotkania była możliwość zaprezentowania swoich umiejętności w sezonie Wiosna’21 w drugiej lidze. Przegrany z kolei, musi zadowolić się grą na najniższym szczeblu SL3 – w trzeciej lidze. Co ciekawe, ekipa Dzików, mimo ogromnej stawki meczu, stawiła się na spotkanie w sześciu graczy. Po spotkaniu kapitan drużyny wyjaśnił, że drużyna boryka się z problemami kadrowymi, które wykluczyły kilku zawodników. O tym, czy ci gracze pomogliby swojej drużynie nie dowiemy się już nigdy. Sam mecz rozpoczął się lepiej dla zespołu Wojciecha Strychalskiego – BL Volley. Podeszli oni do spotkania bardzo poważnie, czego dowodem niech będzie to, że w roli trenera drużyny zobaczyliśmy Marcina Zdunka. Gdyby ktoś nie wiedział kim jest ten gracz to przypomnimy, że jest on JEDYNYM z 830 zawodników, którzy wystąpili w lidze, który może pochwalić się czterema tytułami mistrzowskimi (3 z Volley Gdańsk, 1 z Omidą Team). Jeśli chodzi o początek meczu, to BL Volley zaczął naprawdę kozacko. Każdy zdobyty punkt nakręcał drużynę coraz mocniej, a jednocześnie sprawiał, że rywale gaśli. Efekt? Pewna wygrana do dziesięciu, po której wydawało się, że BL szybko zakończy i drugą partię. Oczywiście tak się nie stało i walka w meczu rozpoczęła się właśnie od środkowej partii. W trakcie drugiego i trzeciego seta mieliśmy tyle zwrotów akcji i emocji, że spokojnie moglibyśmy je rozdzielić na kilka spotkań. Finalnie, drugą partię po grze na przewagi wygrały ‘Dziki’ i z niecierpliwością czekaliśmy na trzecią odsłonę. Ta nie zawiodła. Ostatni set to przysłowiowa ‘walka na siatce’, którą obejrzeliśmy dzięki dobremu przyjęciu z obu stron. Końcówka meczu to prawdziwa dramaturgia i wygrana meczu przez BL Volley, z którą ich rywale – Dziki Wejherowo długo nie mogli się pogodzić, twierdząc że piłkę zanim wypadła na out, dotknął jeden z graczy skaczących do bloku.