Liga: Trzecia Liga - Jesień 2024

Kraken – MiszMasz

Patrząc na to jak w ostatnim czasie radziły sobie obie drużyny, z meczem nie wiązaliśmy zbyt dużych nadziei. Przenosząc to na boisko piłkarskie – uznaliśmy, że będzie to ‘mecz do jednej bramki’. Oczywiście górą w tych założeniach miała być ekipa Krakena. Pierwsze pozytywne zaskoczenie w kontekście MiszMaszu dostaliśmy jeszcze przed rozpoczęciem meczu. W obecnym sezonie rzadko zdarzała się im bowiem taka frekwencja, jaką MiszMasz dysponował we wtorkowy wieczór. Drugie zaskoczenie przyszło chwilę po pierwszym gwizdku sędziego prowadzącego zawody. Po niezłej grze ‘blok-obrona’, MiszMasz objął dwupunktowe prowadzenie na półmetku seta (12-10). Wyrównaną grę oglądaliśmy do stanu po 14. Po skutecznych atakach oraz kiwkach Michała Grymuzy oraz Ernesta Kurysa, MiszMasz wyszedł na prowadzenie 17-14, a po chwili cieszył się z pierwszego punktu w meczu. Na początku drugiej odsłony wszystko wskazywało na to, że ex-drugoligowiec idzie po zwycięstwo. Po ataku kapitana prowadzili bowiem 8-4. Po chwili popełnili jednak aż cztery błędy własne z rzędu, a to sprawiło, że ‘Bestia’ się wreszcie przebudziła (8-8). Po blokach Alieksandra Trushyna oraz Maksima Miklashevicha, Kraken objął prowadzenie 17-11, którego już nie wypuścił (21-17). Decydujący o zwycięstwie set zapamiętamy z nieciekawego otwarcia MiszMaszu, który zaczął grać niedokładnie w polu, a na dodatek dość mocno rozregulowały im się celowniki. Po kilku błędach to Kraken objął prowadzenie 10-6. Mimo to, MiszMasz podjął jeszcze próbę

Czerepachy Volley – Port Gdańsk

Jak ktoś chce czegoś w rodzaju cudu, to musi omijać szerokim łukiem Ergo Arenę. Zwłaszcza w dni meczowe, w których występują Czerepachy Volley. Zielony walec stoczył w poniedziałkowy wieczór szóste spotkanie. Jak możecie się domyślać – szósty raz skończyło się tak samo – wygraną ‘Żółwi’ za komplet punktów. Przed meczem Redakcja ucięła sobie pogawędkę z rozgrzewającymi się graczami Portu i zwróciła uwagę na fakt, że ich rywale to najlepiej zagrywająca drużyna w lidze. Gracze Portu podziękowali za tę ‘podpowiedź’ i po chwili z nową wiedzą stanęli do rywalizacji z renomowanym rywalem. Cóż – tyle teoria. W praktyce gracze w zielonych strojach zdemolowali rywali w każdym elemencie, ale w zagrywce chyba najbardziej. Dziesięć asów serwisowych oraz jedenaście bloków dość dobitnie pokazują w jakich obszarach team ‘z doków’ miał największe problemy. Czy w meczu były nadzieje na coś ciekawszego? Może kiedy na tablicy wyników było ‘zaledwie’ 11-8 dla Czerepachów. Nadzieje te zostały jednak po chwili zabite, gdy po kilku punktach Pawła Shylina ‘zrobiło się’ 21-11. W drugim secie Czerepachy nie czekały nawet chwili. Już po kilku chwilach od gwizdka sędziego, team Dawida Gałki prowadził 12-4 i ‘Portowcy’ mogli się modlić o jak najniższy wymiar kary. Trzeci set nie zmienił obrazu gry. Nadal to zespół składający się z byłych graczy Floty dominował i wygrał seta do 11, a cały mecz 3-0.

BL Volley – Bayer Gdańsk

Już w zapowiedziach pisaliśmy, że ‘Tygrysia maszyna ruszyła’. Dobra forma ekipy BL Volley sprawiła, że nie mieliśmy wątpliwości co do tego, która z ekip wygra. Z perspektywy czasu żałujemy jednak, że nie stawialiśmy na komplet punktów zespołu Wojciecha Strychalskiego. Ich rywalem była bowiem ekipa Bayer Gdańsk, która jest jednym z największych rozczarowań obecnego sezonu i nie mówimy tu bynajmniej wyłącznie o trzeciej lidze. Już początek meczu pokazał, że Bayer przeżywa aktualnie największy kryzys od kiedy przystąpili do SL3. Po kilku skutecznych zagrywkach Adama Czapnika, ‘Tygrysy’ rozpoczęły mecz od prowadzenia 5-1. Choć z czasem Bayer zbliżył się do rywala na jeden punkt (10-9), to druga część seta była absolutną dominacją zespołu Wojciecha Strychalskiego. Dość podobny scenariusz, co w pierwszym secie oglądaliśmy w drugiej odsłonie. Po tym jak na tablicy wyników mieliśmy remis po 9, liczyliśmy na emocjonujące starcie. Druga część seta to jednak przewaga graczy w ‘tygrysich barwach’, którzy wygrali partię do 16. Zespół Wojciecha Strychalskiego w tarapatach znalazł się dopiero w trzeciej odsłonie. Po kilku decyzjach sędziowskich, z którymi nie mogli pogodzić się gracze BL, to Bayer Gdańsk objął prowadzenie 14-13. Po chwili Bayer zaprezentował jednak to, z czego w obecnym sezonie słynie. Mnóstwo błędów, niedokładności, zwieszoną głowę. Efekt był taki, że ambitnie grająca ekipa BL po chwili była już na prowadzeniu i finalnie to oni zgarnęli komplet oczek. Warto zaznaczyć, że były to pierwsze trzy punkty drużyny od…22 maja i pojedynku z Chilli Amigos.

Wolves Volley – Tiger Team

O ile do poniedziałkowej serii gier część z osób śledzących trzecioligowe zmagania mogła mieć wątpliwości czy Redakcja słusznie obrała Tiger Team za cel krytyki – to po spotkaniu z Wolves Volley nie ma już żadnych wątpliwości. Fakty są bowiem takie, że w poniedziałek obejrzeliśmy siódmą porażkę ‘Tygrysów’ w obecnym sezonie. Jeśli to nie jest wystarczająco zła wiadomość to podamy, że po raz siódmy skończyło się bez jakiegokolwiek punktu. Trzeba to sobie powiedzieć wprost. Choć do zakończenia sezonu jeszcze trochę spotkań zostało, to Tiger nie ma w naszych oczach najmniejszych szans na utrzymanie. Tiger nie potrafi wykorzystać nawet nadarzających się okazji. Tak było w pierwszym secie rywalizacji, który zespoł Dawida Staszyńskiego rozpoczął od prowadzenia…9-3! Po chwili kilka skutecznych zagrywek ‘Wilków’ dało nam jednak zwrot akcji i w drugiej części seta mieliśmy już remis po 15. Remisowy wynik sprawił, że gra ‘Tygrysów’ posypała się już do końca i sześć ostatnich punktów w secie zdobyli gracze w czarnych strojach. Druga odsłona to partia bez historii. Tiger nawet nie udawał, że jest w stanie zagrozić rywalom. Finał był taki, że Wolves Volley wygrali tę partię do 12. Najwięcej emocji mieliśmy w trzecim secie. Choć przez niemal całą partię to ‘Wilki’ kontrolowały poczynania boiskowe, to pod koniec seta gracze Tiger Team zdołali doprowadzić do wyrównania po 19. Kiedy wydawało się, że pokuszą się po chwili o pierwszy punkt w sezonie, to po chwili dali sobie wydrzeć wygraną w tej partii z rąk i z kompletu punktów cieszyła się ekipa Wolves Volley! Brawo, to był bardzo ważny krok w kierunku utrzymania.

Inter Marine Masters – Oliwa Team

Tak jak wspominaliśmy w zapowiedziach – był to mecz szczególny dla rozgrywających obu drużyn. Tym razem górą było doświadczenie. Inter Marine Masters było drużyną lepszą w niemal każdym elemencie siatkarskiego rzemiosła i na tle rywali, również ze względu na wiek wyglądali jak profesor przy studencie i to takim z pierwszego roku. Zagubionym, niepewnym. Takim, który myślał, że improwizacja wystarczy do tego by się prześlizgnąć. Nic z tych rzeczy. Nie da się oszukać starego misia na sztuczny miód. Pierwszy set rywalizacji rozpoczął się dość obiecująco dla kibiców oczekujących wyrównanego spotkania. Na półmetku seta było bowiem po 11. Po chwili, czteroma punktami w krótkim odstępie czasu popisał się Andrzej Masiak i ‘Mastersi’ wysunęli się na prowadzenie 15-11, którego już nie wypuścili (21-17). Środkowa odsłona układała się lepiej dla Oliwy, która po skutecznym ataku Damiana Breszki prowadziła 10-6. Środkowa część seta to jednak przespany fragment, który sprawił, że Inter Marine Masters doprowadziło do wyrównania po 14. Dalszej części możecie się domyślać (21-17). Ostatni set to bardzo podobna historia. Po dwóch skutecznych blokach Aleksandra Juszczyka, Oliwa prowadziła 11-8. Czy to wystarczyło by cieszyć się z jednego punktu? No jasne, że nie. Mastersi są od jakiegoś czasu jak stare dobre diesle. Długo się rozgrzewają, ale gdy wskoczą na odpowiednie obroty to są nie do zajechania. Gdy już Oliwa się ‘wyprztykała’, zespół w białych barwach zrobił to, co do nich należy, doprowadził do wyrównania, a po chwili cieszył się z wygrania trzeciego seta w meczu. Brawo!

Port Gdańsk – Bayer Gdańsk

Im dłużej o tym myślimy, tym scenariusz, w którym Bayer Gdańsk będzie miał problemy z utrzymaniem w trzeciej lidze, staje się coraz bardziej realny. To jest wręcz niewiarygodne, że drużyna z najlepszymi warunkami fizycznymi, ograna i przede wszystkim – regularnie trenującą pod okiem uznanego trenera, prezentuje się tak jak mamy to okazję oglądać. Moim drodzy – jedno zwycięstwo w pięciu spotkaniach nie jest przypadkiem. Bayer ma po prostu problemy, a te mogą ich dużo kosztować. Pierwszy set rywalizacji nie zwiastował jednak tego, że Redakcja ich po meczu ‘zgrilluje’. ‘Aptekarze’ prezentowali się bowiem świetnie i od początku seta – ZDEMOLOWALI swoich rywali 12-2. Pamiętacie wichurę sprzed 2-3 miesięcy, która przesunęła żurawia w Porcie? No. To do tego momentu ‘Portowcy’ mierzyli się z równie silnym żywiołem. Mimo to, gracze Arkadiusza Sojko zaczęli odrabiać w dalszej części straty i finalnie skończyli seta z 15 oczkami. Warto wspomnieć o tym, że jak Bayer stanął zdobywając swój 12 punkt w pierwszym secie, tak nie ruszył się już do końca meczu. Niewiarygodne, ale w drugim secie mieliśmy demolkę, w której tym razem – w role bitego wcielili się ‘Aptekarze’ (11-4). Jakby problemów było mało, ‘Aptekarze’ zaczęli się do siebie spinać, a to jak wiadomo – doskonały przepis na sukces. Tym razem wyszło jednak inaczej i team ‘z doków’ wygrał do 12. Choć Bayer poprawił swoją grę w trzecim secie, to od stanu 15-15 gracze w zielono-granatowych strojach nie wytrzymali ciśnienia i po kilku atakach Tomasza Bobcowa, z wygranej w meczu cieszył się ‘czarny koń’ trzecioligowych zmagań – Port Gdańsk. Brawo!

MiszMasz – BL Volley

Po problemach kadrowych, które sprawiły, że BL musiał szukać w minionym tygodniu zastępstwa, team Wojciecha Strychalskiego powrócił na parkiety Inter Marine SL3. Tym razem rywalem ‘Tygrysów’ była ekipa MiszMasz, która po spadku do trzeciej ligi, wciąż szuka formy. Same wyniki nie są bynajmniej największym problemem drużyny Michała Grymuzy. Tym jest to, że po raz kolejny mają oni problemy z tym, by skompletować kadrę liczącą siedmiu graczy. Tak jak w przypadku Portu, tak i BL Volley wyraził zgodę na to, by środkowy zagrał cały mecz w pierwszej linii. Gest fair-play nie pokrzyżował ‘Tygrysom’ planów i po bardzo wyrównanym secie, który zaprowadził nas do stanu po 16, to właśnie oni zaprezentowali się lepiej w końcówce. Po kilku atakach Damiana Chojnackiego oraz Wojciecha Kiełba, BL wygrał premierową partię do 18. To, co wydarzyło się jednak w drugim secie to historia, której się nie spodziewaliśmy. No bo wiecie – rozumiemy problemy kadrowe, ale nie rozumiemy ‘przejścia obok meczu’. W czasie seta było kilka momentów, w których MiszMasz wyglądał na grupę osób, która ‘nie będzie zabijała się o każdą piłkę’. Był to obrazek, którego z pewnością nie chcielibyśmy oglądać. Szkoda bowiem w taki sposób niweczyć, bądź co bądź piękną historię drużyny w rozgrywkach SL3. Z tego miejsca chcielibyśmy, aby wybrzmiało to klarownie – gra się tak jak przeciwnik pozwala, a ‘Tygrysy’ nie pozwolili rywalom w zasadzie na nic. Pełna dominacja oraz kontrola boiskowych poczynań. O takie ‘Tygrysy’ walczą wszelkie organizację pro-zwierzęce. Wydawało się, że z takim podejściem – MiszMasz nie ma szans na punkt w meczu. Mimo, że w trzeciej odsłonie nadal nie wydawali się przesadnie skoncentrowani, to przeciwko ‘spiętym’ rywalom nie było wyraźnie potrzeby. Po kilku atakach Maćka Siacha, MiszMasz objął prowadzenie 16-12 i po nieco szarpanej końcówce, wygrali seta do 17.

Kraken – Tiger Team

Wszystko jest kwestią perspektywy. Kiedy kibice Krakena oglądali na początku sezonu ligową tabelę, mogli kręcić nosem. Team Jurija Charczuka w czterech pierwszych spotkaniach sięgnął po zaledwie pięć na dwanaście możliwych punktów. Niezbyt dużo. W kolejnym meczu Kraken ograł jednak za komplet punktów Oliwę. We wtorkowy wieczór stanął przed ogromną szansą na kolejną zdobycz. Ich rywalem była bowiem ekipa, która od dawna chwieje się na nogach i wygląda bardzo kiepsko. Cóż – Kraken już na początku spotkania udowodnił, że z Tigerem łączą ich jedynie ‘groźne nazwy’. Nie minęła chwila od pierwszego gwizdka sędziego, a team zza naszej wschodniej granicy prowadził już 12-6. W dalszej części Tiger nie zrobił kompletnie nic, by odwrócić losy rywalizacji i finalnie przegrał do 11. Jeśli myślicie, że to, co wydarzyło się w pierwszym secie to najgorsze, co spotkało team Dawida Staszyńskiego, to jesteście w grubym błędzie. Środkowy set to absolutna dominacją srebrnych medalistów grupy B z minionego sezonu, którzy rozpoczęli partię od prowadzenia 8-2. Im dalej w las, tym gorzej dla ‘Tygrysów’, którzy odstawali od swoich rywali na każdej płaszczyźnie i finalnie przegrali do 7. W tym miejscu warto zauważyć, że było to wyrównanie najgorszego wyniku w secie w swojej historii. Podobny łomot, gracze Tiger Team otrzymali w sezonie Wiosna’22 od Floty Active Team. Trzeci set rywalizacji z Krakenem był nieco lepszy, ale o czym my tu w ogóle mówimy. Jak Krakenowi znudziła się zabawa ze swoim rywalem (12-11), to docisnęli pedał gazu i wygrali tę partię do 15. Jeśli chodzi o Tigera to była to szósta porażka 0-3 w obecnym sezonie. Nie będziemy nikogo oszukiwać – w naszym odczuciu już się z tego nie wygrzebią.

Oliwa Team – Maritex

Po kilku udanych meczach setach oraz dwóch transferach, jakich dokonał Maritex chwilę przed spotkaniem z Oliwą w obozie ‘Fioletowych’ zaczęto marzyć o powrocie do wyższej klasy rozgrywkowej. Nie, to nie żart. Realizacja tego celu miała składać się z kilku punktów, a pierwszym z nich było opędzlowanie Oliwy Team. Cóż. W pierwszym secie plan ogrania Oliwy zdawał się być…realny. To Maritex zaczął lepiej mecz i po udanych zagrywkach Andrzeja Lubańskiego, objęli prowadzenie 12-9. Choć z czasem Oliwa zdołała doprowadzić do wyrównania po 13, to w dalszej części Maritex pokazał lepszą kulturę gry i wygrał seta do 17. Bardzo ważnym momentem był ten, gdy w wyniku na styku, jeden z graczy Oliwy wpadł na siatkę i punkt trafił na konta Maritexu. Środkowa odsłona to jednak zupełnie inna, mroczna dla teamu Michała Pietrasiaka historia. Choć zaczęło się dla nich obiecująco, to zespół z ‘serca Gdańska’ i po bardzo dobrym fragmencie to oni objęli prowadzenie 12-8. Co ciekawe – nie zamierzali na tym poprzestawać. Po atakach tercetu Jeżewski – Landowski – Breszka, Oliwa prowadziła już 17-11 i po chwili po zagrywce tego ostatniego, cieszyła się z doprowadzenia do wyrównania (21-12). Ostatni set, choć nie był tak jednostronnym widowiskiem, to jednak Oliwa posiadała inicjatywę (7-4). Choć Maritex do pewnego momentu się nie poddawał 12-12, to po kilku atakach z środka Pawła Landowskiego Oliwa ponownie odskoczyła na trzy punkty i tej przewagi już nie roztrwoniła (21-17).

Inter Marine Masters – Wolves Volley

W przedmeczowym wywiadzie, zapytany przez nas kapitan Wolves Volley o to, ile punktów bierze w poniedziałkowy wieczór w ciemno, odpowiedział, że trzy. Jako że z Czerepachami punktów było zero, trzeba było ich szukać w meczu z „Mastersami”. Cóż – nie trzeba być bystrzakiem, by wiedzieć, że realizacja tego celu była bardzo trudna. To Inter Marine Masters byli faworytem starcia i ze swojej roli wywiązali się kapitalnie, zgarniając komplet punktów. Trzeba jednak przyznać, że w pierwszym secie o wygraną nie było bynajmniej tak prosto. Choć Wolves Volley zagrali w szóstkę, to niemal do samego końca seta stawiali „Mastersom” opór, doprowadzając do wyrównania po 17. Inter Marine dopiero w końcówce zdołał przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę i po asie serwisowym Jarosława Majdana wygrali do 18. W środkowej odsłonie było podobnie, aczkolwiek obraz gry był nieco inny. To Wolves Volley rozpoczęło lepiej seta i na półmetku prowadziło 10:7. Z czasem „Mastersi” wzięli się jednak w garść i po kilku chwilach to oni cieszyli się z prowadzenia 13:11, które stopniowo powiększyli (19:15), by w spokoju wygrać seta. Fiasko z pierwszej i drugiej odsłony „złamało” morale drużyny Wolves Volley, która w trzeciej odsłonie nie zaprezentowała się zbyt dobrze, uciuławszy zaledwie dziesięć oczek. Na koniec warto podkreślić fakt, że Inter Marine Masters zdobyli aż 40 punktów po atakach, co jest jednym z pięciu najlepszych wyników w obecnym sezonie. Not bad.