Liga: Trzecia Liga - Jesień 2024

Team Spontan – Maritex

Ilekroć nie rozmawiamy z graczami Maritexu – ci obruszają się, że w zapowiedziach, podsumowaniach czy magazynach ich krytykujemy. W ostatnich tygodniach spotkaliśmy się z tym tak wiele razy, że zastanawiamy się czy to z nami nie jest coś nie tak. Mimo wszystko uważaliśmy, że bilans dwóch zwycięstw oraz sześciu porażek ex-drugoligowca to DOSKONAŁY powód do krytyki. Z drugiej strony, jeśli sami wyznają zasadę ‘nie ma wyników, o co tyle krzyku’ to nie mamy pytań. No bo spójrzmy na czwartkowe spotkanie. Niby było dobrze, niby Maritex był o włos od pokonania faworyzowanego rywala, który pozostaje jedną z trzech drużyn bez porażki w całej lidze, ale koniec końców zadajemy sobie pytanie: co z tego? Stylu za kilkanaście godzin nikt już nie będzie pamiętać, a wygranych jak nie było, tak nie ma. Z faktu, że stylu nikt nie będzie pamiętać, mogą się bez wątpienia cieszyć gracze w pomarańczowych strojach. No, bo wiecie – po ograniu Osady Truso, zespół w ‘Spontanicznych’ bardzo często prężył muskuły nie przecząc, że interesuje ich druga liga. W czwartkowy wieczór team Piotra Raczyńskiego wystąpił w szóstkę i prawdę mówiąc – ani w meczu z ACTIVNYMI, ani Maritexem nie zaprezentowali się z jakieś super strony. W naszym odczuciu, gdyby w czwartek mierzyli się z nieco bardziej wymagającymi rywalami, mogłoby już nie być tak kolorowo. Ale ok, trzymajmy się konwenansów. Zwycięzców się nie osądza.

ACTIVNI Gdańsk – Team Spontan

Niby było lepiej. Niby była namiastka niezłej gry, ale stare grzechy nie pozwalają ACTIVNYM na to by wygrywać mecze, czy jak możemy zaobserwować w ostatnim czasie – choćby sety. Do wspomnianych grzechów po ostatnim spotkaniu możemy doliczyć również sporą liczbę błędów w niemal każdym elemencie. W pierwszej odsłonie rywalizacji przez długi czas zanosiło się na sporego kalibru niespodziankę. W partii tej nie było bowiem kompletnie widać, że mierzą się drużyny spośród, których jedna nie przegrała jeszcze meczu, a druga przegrywa na potęgę. Po skutecznych atakach środkowych – Artura Senka oraz Artura Kurkowskiego, ACTIVNI objęli prowadzenie 14-12. Przewaga ta była jednak za mała by ‘dowieźć’ ją do końca. Po chwili był już bowiem remis po 16 i dalsza część seta to walka ‘łeb w łeb’, w której więcej zimnej krwi zachowali gracze Piotra Raczyńskiego (22-20). Ciekawa pierwsza partia sprawiła, że mieliśmy podobne oczekiwania do kolejnych setów. Niestety – wszystko co najlepsze ACTIVNI zaprezentowali w pierwszej odsłonie. Środkowa partia przebiegała już pod dyktando drużyny w pomarańczowych strojach, którzy po skutecznych atakach Krzysztofa Lepera, objęli prowadzeni 14-10. Co ciekawe, ACTIVNI zniwelowali straty do jednego oczka po…dwóch błędach rywali w ustawieniu (18-17). W końcówce trzy asy serwisowe środkowego – Adama Kochanowskiego załatwiły jednak sprawę (21-17). Ostatnia odsłona to partia, w której ACTIVNI nie zdołali podjąć rękawic i po bardzo dużej przewadze Spontan wygrał tę partię do 11 inkasując przy tym komplet oczek.

Czerepachy Volley – Oliwa Team

Nie będziemy nikogo czarować. Nie dawaliśmy Oliwie Team najmniejszych szans na korzystny wynik. Na taki obraz złożyło się kilka rzeczy, ale w dużym skrócie uznaliśmy, że dysproporcja pomiędzy drużynami jest obecnie zbyt duża, żeby mogło być ciekawie. Cóż – punktów co prawda nie było, ale po raz pierwszy w obecnym sezonie, któraś z drużyn realnie postraszyła swoich rywali! Jakby tego było mało, Oliwa dokonała tego dwukrotnie. W pierwszym oraz drugim secie. Premierowa partia rozpoczęła się zgodnie z przedmeczowymi predykcjami. Po dwóch atakach z środka Arstioma Traskunou, ‘Żółwie’ objęły prowadzenie 10-5. Z czasem było już 17-12 i zanosiło się na kolejny mecz, w którym ‘nic się nie dzieje’. Końcowa faza seta to jednak dość nieoczekiwane przebudzenie Oliwy, która po serii dobrych zagrywek Pawła Jasnocha oraz Adama Wyrzykowskiego, doprowadziła do wyrównania po 19! W końcówce przyciśnięte do muru Czerepachy zdobyły finalnie dwa punkty, ale i to nie było zbyt łatwe. Należy bowiem podkreślić, że Oliwa prezentowała się wybornie w obronie i kilka mocnych ciosów rywali zdołała skontrować (21-19). Choć wynik drugiego seta na to nie do końca wskazuje to bliżej niespodzianki Oliwa była właśnie w środkowej partii. Na półmetku seta po kolejnych świetnych atakach Damiana Breszki, Oliwa prowadziła bowiem 15-12, a następnie 18-15. Kiedy wydawało się, że po chwili team Adama Wyrzykowskiego urwie rywalowi punkt, gracze Oliwy uderzyli a out, a nieco później zostali zablokowani, a to sprawiło z kolei, że ‘Żółwie’ doprowadzili do wyrównania. Resztę tej historii się zapewne domyślacie (21-19). Trzecia odsłona to zdecydowanie najnudniejsza partia w meczu, w której faworyt zagrał tak jak oczekują tego od nich kibice i wygrał pewnie do 13.

Czerepachy Volley – Tiger Team

Nie mamy co do tego wątpliwości – był to najlepszy mecz Tiger Team w obecnym sezonie. Marne to jednak pocieszenie, bo i tak nie przyniosło to ‘Tygrysom’ choćby punktu i zasadniczo są już w czwartej lidze. Co do samego meczu, warto podkreślić, że Tiger nie prezentował się nieźle od samego początku rywalizacji. W pierwszym secie gra zespołu Dawida Staszyńskiego wyglądała bowiem bardzo słabo. Kiedy na zagrywce stanął prawdziwy spec w tej dziedzinie – Kiril Bohdan to faworyzowana ekipa wyszła na prowadzenie…12-2! Należy przy tym zauważyć, że przy dłuższej serii, jego koledzy z drużyny zaczynali się na parkiecie…nudzić. W dalszej części seta Tiger dorzucił do swojego skromnego dorobku kilka punktów. Jak podkreślała po meczu Pani Agnieszka – punktów byłoby znacznie więcej, gdyby nie masa ataków w out (21-10). Celowniki, gracze Tiger Team wyregulowali w przerwie pomiędzy setami. Po bardzo dużym rozprężeniu graczy w zielonych strojach ‘Tygrysy’ zniwelowały stratę z 9-4 do 12-11. Po dobrej zagrywce Dominika Maciejewskiego doprowadzili nawet do wyrównania po 13. Druga część seta to jednak przewaga faworyzowanej ekipy, która wygrała partię do 16. Ostatni set wyglądał jeszcze lepiej. Po ataku oraz asie serwisowym rozgrywającego bardzo dobre zawody Dominika Maciejewskiego, Tiger objął prowadzenie 10-9! Kiedy ‘Żółwie’ poczuli jednak zagrożenie to błyskawicznie wysunęli się na kilkupunktowe prowadzenie (16-13) i po chwili cieszyli się z siódmego kompletu oczek.

Osada Truso – ACTIVNI Gdańsk

Po pewnej wygranej za komplet punktów z BL Volley, Osada Truso przystępowała do zadania teoretycznie nieco łatwiejszego. Ich rywalem była bowiem ekipa ACTIVNYCH Gdańsk, która nie jest w stanie nawiązać do dobrych wyników z poprzedniego sezonu. Cóż, we wtorkowy wieczór również nie była i mecz zakończył się zgodnie z zapowiedziami, pewną wygraną ‘Osadników’ za komplet oczek. Mimo, że brak punktu nie pomaga w żaden sposób ACTIVNYM w kontekście walki o utrzymanie to należy podkreślić, że ‘były momenty’. Były też stare grzechy. ACTIVNI tym razem dali swoim rywalom zdobyć aż 10 asów serwisowych. Mimo to, team Artura Kurkowskiego do połowy pierwszego seta radził sobie naprawdę nieźle i nie odstępował rywala na krok (10-10). Z czasem zaczęli oni popełniać więcej błędów i finał był taki, że Osada odjechała wygrywając do 14. Drugi set wyglądał nieco inaczej. Już na początku zespół Kacpra Bielińskiego wypracował sobie bardzo pokaźną zaliczkę, którą z czasem jeszcze powiększał. Był to fragment, w którym ACTIVNI popełniali mnóstwo prostych błędów (18-9). Choć zapowiadało się na demolkę, w końcówce gracze Artura Kurtkowskiego podreperowali nieco dorobek punktowy (21-15), co i tak sprawiało, że przegrali piąty mecz w sezonie. Jakieś pozytywy? Ano takie, że w czwartej lidze, do której ACTIVNI nieuchronnie zmierzają, będą rywalizować z ekipą o wdzięcznej nazwie: Kryj Ryj. Być może ACTIVNI podpatrzą pewne rzeczy od kolegów, a to sprawi, że unikną sytuacji jak tej z początku trzeciego seta. Kończąc jednak żarty – sytuacja z początku trzeciego seta wyglądała naprawdę groźnie. Po bardzo mocnym ataku środkowego – Marka Romanowskiego, rozgrywający ACTIVNYCH dostał piłką w twarz i do gry zawodnicy obu drużyn wrócili po dłuższej chwili (9-2). Wspomniana sytuacja nie miała jednak wpływu na dalszy przebieg i po chwili gracze z Elbląga cieszyli się z kompletu punktów, który zbliżył ich do drugiej ligi.

Inter Marine Masters – MiszMasz

Ledwo w zapowiedziach czy magazynie zdążyliśmy pochwalić Inter Marine Masters, a ci – wrócili do starych nawyków. O czym mowa? Ano o tym, że będąc lepiej dysponowanym, dwa razy dali sobie odebrać punkt. Najpierw z Maritexem, a na deser z MiszMaszem. Żeby na koniec sezonu Redakcja nie musiała powiedzieć: ‘A nie mówiłem?’ Co ciekawe – tuż przed rozpoczęciem spotkania zastanawialiśmy się czy MiszMasz nie będzie przypadkiem grał w…czwórkę. Ostatecznie przed pierwszym gwizdkiem sędziego dotarło dwóch zawodników, a w trakcie pierwszego seta – kolejny z nich. W takich warunkach nie można mówić jednak o koncentracji. Nie wiemy czy miało to wpływ, ale w pierwszym secie MiszMasz prezentował się naprawdę miernie. Początek spotkania rozpoczął się od stanu…12-3 dla ‘Mastersów’. Kiedy wszystko wskazywało na to, że w meczu dojdzie do największej ‘rzezi’ w obecnym sezonie w trzeciej lidze, MiszMasz zdołał się nieco ogarnąć, zdobył 11 oczek i w konsekwencji uniknął również kompromitacji. Na ten moment absolutnie nic nie wskazywało jednak na to, że gracze Michała Grymuzy mogą wygrać środkową partię. Po chwili przypomniało nam się jednak, że stare porzekadło: ‘trzecia liga, styl życia’ nie wzięło się znikąd. Po tym jak do składu dołączył Ernest Kurys, MiszMasz przeorganizował swoją grę i wreszcie zaczęło to wyglądać tak jak powinno w każdym meczu. Był to pokaz tego, że warto przychodzić na mecze w co najmniej siedmiu zawodników, co przecież normą w MiszMaszu od dawna nie jest. Tak czy siak, środkowa odsłona to wyrównana partia, która zaprowadziła nas do stanu po 9. Od połowy seta MiszMasz po świetnej zagrywce Michała Grymuzy, wysunął się na prowadzenie 14-9. W dalszej części Inter Marine w swoim zwyczaju zaczęło gonić i sztuka ta, prawie im się końcówce udała (19-19). Ostatnie słowo w secie należało jednak do ex-drugoligowców, którzy po ataku Mateusza Berbeki, wygrali seta do 19. Niekorzystny wynik z środkowej partii ‘podrażnił’ graczy w biało-czerwonych strojach. Po wyrównanej pierwszej części seta (10-10), gracze Andrzeja Masiaka podkręcili tempo i finalnie wygrali seta do 13, a cały mecz 2-1.

Osada Truso – BL Volley

Po wtorkowej serii gier będący już w szatni gracze Osady Truso zadali nam pytanie, czy dzisiaj ich gra wyglądała już lepiej niż w poprzednich spotkaniach, w których team z Elbląga nie uniknął krytyki. Choć odpowiedzieliśmy już na gorąco, to powtórzymy. Tak, we wtorek było znacznie lepiej, czego dowodem jest sześć punktów i odzyskany fotel lidera. Największy opór gracze BL stawili w pierwszym secie rywalizacji. Na półmetku seta było bowiem po 10. Po problemach BL Volley w przyjęciu, gracze z Elbląga odskoczyli rywalom na cztery punkty (15-11) i choć z czasem przewaga ta się zmieniała to finalnie ‘Osadnicy’ wygrali pierwszą partię do 18. Niestety dla widowiska – to by było tyle z wyrównanego spotkania. W środkowej odsłonie Osada prowadziła 12-7 i choć po kilku bardzo dobrych zagrywkach rozgrywającego – Adama Czapnika, BL zniwelowało stratę do dwóch oczek (12-10,) to dalsza część seta przebiegała już pod dyktando graczy z Elbląga (21-13). Ostatni set zapowiadał się dość obiecująco. Po ataku środkowego – Damiana Skrzęty, przewaga ‘Osadników’ wynosiła zaledwie jeden punkt (9-8). Dalsza część seta to jednak wyraźna przewaga faworyzowanej drużyny, która po punktach Dawida Strzyżewskiego czy Grzegorza Myślińskiego, prowadziła już 17-10 i po chwili cieszyła się z kompletu oczek.

Kraken – Port Gdańsk

Gracze Portu Gdańsk, którzy czytali przedmeczowe zapowiedzi mogli przecierać oczy ze zdumienia. We wspomnianym tekście wypowiedzieliśmy się bowiem dość jednoznacznie, że faworytem spotkania będą gracze Jurija Charczuka. Zdziwienie ‘Portowców’ mogło wynikać z tego, że w poprzednim sezonie w jednym ze spotkań to Port okazał się mocniejszy. Czemu mając aktualnie dobrą formę, miałoby być inaczej? Ano dlatego, że w naszym odczuciu Kraken ma jeszcze lepszą i są bardzo poważnym kandydatem do podium rozgrywek. To ‘Bestia’ udowodniła już na samym początku spotkania, gdy po trio Dmytro Moroziuka (atak, as, blok), wysunęli się na prowadzenie 11-7. To, co rzuciło się w dalszej części w oczy to fakt, że w naszym odczuciu Kraken ‘nie naciskał’ zbyt mocno zagrywką, która i tak sprawiała ekipie ‘z doków’ potężne kłopoty. Dość powiedzieć, że w całym meczu Kraken miał aż 10 asów! Wracając jednak do pierwszego seta, kiedy graczom Arkadiusza Sojko udało się przyjąć to po chwili i tak punkt trafiał na konto przeciwników, bowiem Port nad wyraz często bił po outach (21-13). Środkowa odsłona rozpoczęła się świetnie dla ekipy ‘z doków’. Po kilku atakach absolutnie najlepszego gracza Portu w tym spotkaniu – Pawła Dobrzenieckiego, ci dość nieoczekiwanie wysunęli się na prowadzenie 9-5. Po chwili jednak ‘wszystko wróciło do normy’ i po kolejnej serii Dmytro Moroziuka, Kraken wysunął się na prowadzenie 12-10, które z czasem jeszcze powiększył, wygrywając finalnie do 13. Ostatnia odsłona nie dawała nadziei na jakieś większe emocje. Faworyzowany Kraken prowadził w końcówce 18-12. Po chwili nie wykończył jednak rywala tylko dał mu się nieco rozkręcić. Przewaga zespołu zza wschodniej granicy była jednak tak duża, że nie dało się tego roztrwonić (21-18).

Inter Marine Masters – Maritex

Wtorkowy wieczór był dla ‘Mastersów’ dniem szczególnym. Potencjalne dwie wygrane za komplet punktów utrzymywałyby ich bowiem w samym czubie ligowej tabeli. Mecz był również arcyważny dla Maritexu, który owszem – wygrał ostatnio mecz, ale wciąż pozostawał w niekorzystnym położeniu. Faworytem w naszych oczach był team Andrzeja Masiaka i ze swojej roli przynajmniej w pierwszym secie spisał się bez zarzutu. Po dwóch atakach Tomasza Kowalewskiego w środkowej fazie seta, ‘Mastersi’ objęli prowadzenie 12-8. Maritex w dalszej części nie dał sobie szans na dogonienie rywali. Kiedy mieli bowiem ku temu dobrą okazję – najczęściej atakowali po outach i finalnie przegrali tę partię do 17. Środkowa odsłona to zupełnie inna historia. Po bardzo dobrym fragmencie Rafała Siduna, Maritex rozpoczął partię od prowadzenia 8-4. Kiedy po ataku Wiktora Chełmińskiego, ‘Mastersi’ zniwelowali stratę do jednego oczka (9-8), byliśmy przekonani, że aktualnie grany jest scenariusz, który w obecnym sezonie oglądaliśmy już kilka razy. Precyzując – skuteczne gonienie wyniku przez team w biało-czerwonych barwach. Tym razem było jednak inaczej, bo po chwilowej drzemce gracze Michała Pietrasika za sprawą ataków księdza Strzały oraz wspomnianego wcześniej Rafała Siduna, przypieczętowali wygraną do 15. Ostatni set rywalizacji należał już do faworyta spotkania. Gracze Andrzeja Masiaka wypracowali sobie na półmetku czteropunktową zaliczkę (12-8), która pozwoliła im na spokojną i bezpieczną końcówkę spotkania (21-16).

ACTIVNI Gdańsk – Maritex

Nie ma co ukrywać. W ostatnich tygodniach Maritex nie miał najlepszej prasy. Drużynie Michała Pietrasika co rusz wytykaliśmy kiepskie wyniki i to, że przedsezonowe oczekiwania versus teraźniejszość są od siebie daleko jak Lizbona od Moskwy. Miał być awans, a tymczasem przed meczem z ACTIVNYMI zdecydowanie bliżej było im do czwartej ligi. Cóż – bezpośredni mecz, do którego doszło w czwartkowy wieczór miał być pianką chłodzącą na zbyt mocno opaloną skórę. Czymś, co przyniesie ukojenie. Oczywiście poprawa humorów jednych sprawiała, że drudzy musieli się pogrążyć w beznadziei. Od samego początku meczu stało się jasne, która z ekip opuści Ergo w lepszych nastrojach. To było po prostu widać. Maritex rozpoczął pierwszą partię od prowadzenia 9-5. Z czasem po dwóch skutecznych atakach Rafała Siduna było 18-14 i stało się jasne, że to fioletowi wygrają pierwszą partię. Środkowa odsłona wyglądała bardzo podobnie. Już na początku seta ACTIVNI zostali odarci ze złudzeń. Po ataku Stanisława Płochockiego było 9-4 dla graczy w fioletowych barwach. Z czasem, po dwóch skutecznych zagrywkach Igora Sikory był moment, w którym zastanawialiśmy się czy ACTIVNI zdołają wrócić (15-11). Po chwili Kacper Iwaniuk dokończył jednak dzieła zniszczenia i Maritex mógł cieszyć się z drugiego zwycięstwa w sezonie. Jeśli ktoś myślał, że chociaż w trzecim secie zobaczymy dobrą postawę ACTIVNYCH, ten mógł być ogromnie rozczarowany. Im dłużej bowiem trwał mecz, tym gorzej prezentowali się gracze Artura Kurkowskiego. Trzeci set to klasyka gatunku z obecnego sezonu. Problemy w przyjęciu, po których albo rywale mieli asy, albo dostawali piłkę za darmo i kończyli niekończące się kontry. Finalnie Maritex wygrał tę partię do 9, a cały mecz 3-0 i w kapitalnych humorach wrócili do domów.