Liga: Trzecia Liga - Jesień 2024

Tiger Team – Bayer Gdańsk

Porozmawiajmy o faktach. Te są takie, że Bayer zdobył w dwa dni niemal tyle samo punktów ile wcześniej przez ponad dwa miesiące. Sześć wspomnianych oczek zupełnie zmienia perspektywę. Każdy z tych punkcików sprawia, że szara, smutna, deszczowa i listopadowa aura zmienia się na ‘złotą polską jesień’. Dwanaście punktów i dwa mecze do końca sezonu. Choć Bayer był już jedną nogą w czwartoligowym grobie, to powstał i jest o włos od utrzymania w lidze. Choć w środowy wieczór ‘Aptekarze’ mierzyli się z ‘czerwoną latarnią ligi’ to przestrzegaliśmy przed meczem, że wcale nie musi być to łatwe zadanie. Początek spotkania zdawał się to potwierdzać. Przez długie fragmenty Bayer Gdańsk próbował znaleźć sposób na to by sforsować zasieki rywali. Ilekroć jednak zdobywali punkt – rywal po chwili błyskawicznie doskakiwał. Ba, w pewnym momencie to ‘Tygrysy’ prowadziły 13-11. Sytuacja zaczęła się zmieniać pod koniec seta. Po ważnych punktach Marka Majorosa, Bayer wysunął się na prowadzenie 18-16 i po chwili cieszył się z pierwszego punktu w meczu (21-19). Środkowa odsłona to kolejny set, w którym Tiger nie odpuszczał (14-15). Niestety dla nich, po chwili popełnili oni trzy błędy z rzędu, po których Bayer wysunął się na prowadzenie 18-14 i po chwili postawili kropkę nad ‘i’ (21-18). Ostatni set to dominacja graczy Damiana Harica, którzy po sporej liczbie błędów rywali, objęli prowadzenie 8-2. W dalszej części Tiger nie był już w stanie nawiązać walki i finalnie przegrał do 13, przyklepując swój spadek do czwartej ligi.

Bayer Gdańsk – Team Spontan

Porozmawiajmy o faktach. Te są takie, że Bayer zdobył w dwa dni niemal tyle samo punktów ile wcześniej przez ponad dwa miesiące. Sześć wspomnianych oczek zupełnie zmienia perspektywę. Każdy z tych punkcików sprawia, że szara, smutna, deszczowa i listopadowa aura zmienia się na ‘złotą polską jesień’. Dwanaście punktów i dwa mecze do końca sezonu. Choć Bayer był już jedną nogą w czwartoligowym grobie, to powstał i jest o włos od utrzymania w lidze. Choć w środowy wieczór ‘Aptekarze’ mierzyli się z ‘czerwoną latarnią ligi’ to przestrzegaliśmy przed meczem, że wcale nie musi być to łatwe zadanie. Początek spotkania zdawał się to potwierdzać. Przez długie fragmenty Bayer Gdańsk próbował znaleźć sposób na to by sforsować zasieki rywali. Ilekroć jednak zdobywali punkt – rywal po chwili błyskawicznie doskakiwał. Ba, w pewnym momencie to ‘Tygrysy’ prowadziły 13-11. Sytuacja zaczęła się zmieniać pod koniec seta. Po ważnych punktach Marka Majorosa, Bayer wysunął się na prowadzenie 18-16 i po chwili cieszył się z pierwszego punktu w meczu (21-19). Środkowa odsłona to kolejny set, w którym Tiger nie odpuszczał (14-15). Niestety dla nich, po chwili popełnili oni trzy błędy z rzędu, po których Bayer wysunął się na prowadzenie 18-14 i po chwili postawili kropkę nad ‘i’ (21-18). Ostatni set to dominacja graczy Damiana Harica, którzy po sporej liczbie błędów rywali, objęli prowadzenie 8-2. W dalszej części Tiger nie był już w stanie nawiązać walki i finalnie przegrał do 13, przyklepując swój spadek do czwartej ligi.

Port Gdańsk – Team Spontan

Choć zdecydowanym faworytem starcia była ekipa Team Spontan, to podobnie jak w poprzednim sezonie nie była to łatwa przeprawa dla drużyny Piotra Raczyńskiego. Zespół w pomarańczowych barwach przekonał się o tym już w pierwszym secie. Choć po bloku Jana Kostrowickiego, Spontan objął czteropunktowe prowadzenie (12-8), to już po chwili kapitan drużyny był zmuszony zareagować i wziąć ‘czas’. Port Gdańsk zdołał bowiem wyjść na prowadzenie 15-14. Dalsza część seta to wyrównana gra obu ekip, która zaprowadziła nas do końcówki seta. Jako pierwsi piłkę setową mieli gracze ‘z doków’ (20-19). Po chwili trzema punktami popisał się jednak lider Spontana – Mariusz Krynicki, po których gracze w pomarańczowych strojach cieszyli się z wygranej do 21. Choć w środkową odsłonę lepiej weszła faworyzowana drużyna (7-5), to po chwili popełnili oni trzy błędy z rzędu, po których to ‘Portowcy’ wysunęli się na prowadzenie 8-7. Z czasem team Piotra Raczyńskiego dostał od losu kolejną szansę. Po dobrym środkowym fragmencie seta i skutecznym bloku Adriana Majkowskiego, prowadzili już 16-13. W dalszej części seta w ich szeregach zanotował jednak zbiorowy paraliż. Choć trudno w to uwierzyć, to do końca seta nie zdołali zdobyć ani jednego punktu i po ośmiu oczkach z rzędu ‘Portowców’ mieliśmy remis w setach (21-16). O zwycięstwie w meczu musiał zatem zadecydować trzeci set. Podobnie jak w środkowej odsłonie tak i tu oglądaliśmy szarpaną grę z obu stron, po której mieliśmy remis 9-9. Druga część seta to jednak bardzo dobry fragment Spontana, któremu zdobywanie punktów przychodziło z zaskakującą łatwością. Ostatecznie team w pomarańczowych barwach wygrał tę partię do 14, a cały mecz 2-1. Trudno tu mówić jednak o jakimś optymizmie. W dwóch spotkaniach w poniedziałkowy wieczór, zamiast 6 punktów zdobyli zaledwie 2 i w naszym odczuciu zrobili ogromny krok do tego by kiblować kolejny sezon w trzeciej lidze.

Maritex – Port Gdańsk

Najczęściej grillowana drużyna obecnego sezonu – Maritex znowu nie daje o sobie zapomnieć. My naprawdę chcielibyśmy im dać już święty spokój. Chwilę zapomnieć. Przerzucić swoją uwagę na kogoś innego. Poniedziałkowym rywalem zespołu Michała Pietrasika była drużyna Portu Gdańsk, która w ostatnim czasie zaprezentowała się z bardzo kiepskiej strony. Uznaliśmy, że jeśli nie z drużyną ‘z doków’, to z kim? Cóż – musimy wdrożyć jakiś plan B, bo z nimi też się nie udało. Śmiechy śmiechami, ale mecz z drużyną Arkadiusza Sojko był…szóstym przegranym meczem z rzędu. No dobra – Maritex miewał tak parszywe serie, ale hej – pamiętacie, że to trzecia, a nie druga liga? Pierwszy set nie wskazywał jednak na to jaki będzie epilog tej historii. Wiecie – czasami wygrane, które się wyszarpuje w końcówce dają drużynie pozytywnego kopa. Dają moc na kolejne sety czy mecze. Tu było wręcz odwrotnie. Po fajnym i emocjonującym graniu w pierwszym secie, Maritex był tylko tłem dla swoich rywali w środkowej partii. Po dość niechlujnym przyjęciu rywali, ‘Portowcy’ zaczęli środkowego seta od prowadzenia 12-4. Już wówczas stało się jasne, że zespół Arkadiusza Sojko tego seta nie przegra. Po chwili było już po sprawie (21-12) i drużyny mogły zmienić strony. Decydujący o zwycięstwie set rozpoczął się od ciekawego – trzecioligowego grania. Po dobrej grze w obronie obu ekip, mieliśmy remis po 8. Wyrównana, a przede wszystkim emocjonująca gra trwała do stanu po 17. Oj tak – emocji, również tych pozasportowych nie brakowało. Lepiej ‘grę nerwów’ w końcówce wytrzymali gracze jednej z czterech najbardziej doświadczonych ekip w lidze, którzy wygrali seta do 18, a cały mecz 2-1.

Oliwa Team – Osada Truso

Kiedy spojrzymy na ligową tabelę, to nie możemy wyjść z podziwu. Jak TAK grająca Oliwa może plasować się dopiero na dziewiątym miejscu w lidze? Niewiarygodne. Tak czy siak – ukłon dla Pani Agnieszki, która stawiała na to, że ‘Oliwiacy’ pokuszą się o zwycięstwo. W pierwszym secie rywalizacji gracze Adama Wyrzykowskiego ewidentnie zaskoczyli swoich rywali twardymi warunkami. Po wyrównanym początku gracze Oliwy wysunęli się na prowadzenie 14-12, na które swoją drużynę wyprowadził obchodzący urodziny Kamil Krasiński. Po tym jak wspomniany gracz dorzucił po chwili asa – przewaga drużyny z ‘serca Gdańska’ wynosiła już cztery punkty (17-13) i z tej niekorzystnej sytuacji – faworyzowane Truso się już nie wygrzebało (21-17). Środkowa odsłona to kontynuacja świetnej gry najmłodszej drużyny w trzeciej lidze. Po skutecznym bloku Aleksandra Juszczyka, Oliwa objęła trzypunktowe prowadzenie, które po kilku udanych akcjach Pawła Landowskiego powiększyli do pięciu oczek (14-9). Choć w dalszej części po atakach dobrze dysponowanego Kamila Dobosza przewaga Oliwy zmalała do jednego oczka (16-15), to wobec kolejnej fali ataków ‘Oliwiaków’ rywale z Elbląga byli już bezradni. Na pięć punktów Oliwy w końcówce Osada Truso zdobyła zaledwie jeden i to na dodatek po błędzie jednego z rywali (21-16). Ostatni set rywalizacji to wreszcie dobra gra Osady Truso, która po bloku Kacpra Bielińskiego, objęła prowadzenie 14-9 i po chwili mogła cieszyć się z jednego punktu w meczu. Bez wątpienia jednak – plan na środowy wieczór był zupełnie inny.

Wolves Volley – ACTIVNI Gdańsk

Po bardzo ważnym komplecie oczek z Portem Gdańsk, Wolves Volley stanęli przed kolejną szansą na ligowe punkty. Tym razem ich rywalem była bowiem ekipa ACTIVNYCH Gdańsk i to ‘Wilki’ w naszych oczach byli faworytem spotkania. Potwierdziło się to już w pierwszym secie. Ten wyglądał niemal identycznie jak premierowa odsłona wcześniejszego meczu Wolves Volley z Portem Gdańsk. Do pewnego momentu obie drużyny toczyły wyrównany bój (10-10), by po chwili Wolves Volley wcisnęli magiczny guziczek z boostem. Od wspomnianego momentu do końca seta ACTIVNI zdobyli zaledwie dwa punkty przy aż jedenastu oczkach ‘Watahy’. Warto podkreślić tu bardzo dobrą grę w obronie i asekuracji ‘Watahy’, która na tym tle – masakrowała swoich środowych rywali (21-12). Drugi set rywalizacji to przebudzenie ACTIVNYCH, którzy do połowy seta prowadzili z rywalem wyrównaną grę (12-12). Dalsza część seta to błędy w ataku drużyny Artura Kurkowskiego, które dały Wolves Volley prowadzenie 18-14 i w konsekwencji dość bezpieczną sytuację do końca seta (21-18). Kiedy wydawało się, że team Karola Ciechanowicza zmierza po pełną pulę – w trzecim secie nie szło im już tak łatwo. Przez niemal całą partię to ACTIVNI prowadzili grę i po ataku Macieja Kota objęli prowadzenie 15-11. Choć po chwili Wolves doprowadzili do wyrównania po 15, to wobec ‘kolejnej fali’ ACTIVNYCH byli już bezradni. Ostatecznie Wolves Volley przegrali tę partię, ale dzięki świetnej postawie w środowy wieczór wskoczyli w ligowej tabeli na ósme miejsce! Brawo!

Wolves Volley – Port Gdańsk

Oj, nie był to najlepszy dzień Portu Gdańsk w historii rozgrywek Inter Marine SL3. Najpierw team ‘z doków’ przegrał spotkanie z BL Volley w stosunku 0-3, by po chwili taki sam wynik osiągnąć w konfrontacji z Wolves Volley. Ta druga porażka – z ‘Wilkami’ jest tym bardziej dotkliwa, że po środowej serii gier ‘Portowcy’ spadli w ligowej tabeli na jedenaste miejsce i są między innymi za ‘Watahą’. To w ogóle ciekawe jak szybko może zmienić się perspektywa. Jeszcze przed środową serią gier pisaliśmy o tym, że Port raczej nie musi się niczego obawiać w kontekście utrzymania. Nie zakładaliśmy jednak, że środowy wieczór będzie wyglądał jak wyglądał. Choć do połowy pierwszego seta, ‘Portowcy’ trzymali fason (13-13), tak w drugiej części seta ich gra się całkowicie posypała. Po punktach Michała Łubińskiego, Krzysztofa Mrożka oraz Piotra Grądeckiego, Wolves Volley wyszli na czteropunktowe prowadzenie (19-15) i po chwili cieszyli się z pierwszego punktu w meczu (21-17). W środkowej odsłonie graczom Arkadiusza Sojko wystarczyło siły tylko do stanu 8-8. Im dłużej trwała ta partia, tym większą przewagę uzyskiwali gracze Wolves Volley. Po asach serwisowych Michała Łubińskiego oraz Mikołaja Moszczenko ‘Wilki’ prowadziły już 15-10 i ewidentnie nie zamierzali na tym poprzestawać. Po chwili prowadzili jeszcze wyżej i finalnie skończyli seta z dziewięciopunktową przewagą (21-12). Choć Wolves Volley kontrolowali przebieg gry, to podskórnie czuliśmy jednak, że Port będzie miał swoją szansę w meczu. Chwilę po półmetku seta skutecznym blokiem popisał się Tomasz Bobcow, po którym Port wysunął się na prowadzenie 15-13. Po chwili wszystko wróciło jednak do normy i po skutecznych atakach Tomasza Głębockiego w końcówce, Wolves Volley cieszyli się z bardzo ważnego kompletu oczek.

Bayer Gdańsk – Osada Truso

Po wtorkowej wygranej z MiszMaszem, gracze Bayer Gdańsk mogli mieć nadzieje na to, że w konfrontacji z Osadą Truso uda im się powalczyć o korzystny wynik. Jak udowodniła później Oliwa – nie było to niemożliwe. Bayer a Oliwa to aktualnie jednak zupełnie inny kaliber. Po porażce w słabym stylu, a także wynikach na innych boiskach – ‘Aptekarze’ wracają do punktu wyjścia. Pisząc precyzyjniej – wciąż zdają się być poważnym kandydatem do spadku. Pokazał to choćby pierwszy set, w którym zespół Damiana Harica był tylko tłem dla swoich rywali. Zanim zorientowaliśmy się, że drużyny rozpoczęły mecz, ‘Osadnicy’ prowadzili po bloku Kacpra Bielińskiego 10-3. Druga część seta była już w wykonaniu ‘Aptekarzy’ nieco lepsza. Na jedenaście punktów rywali, sami zdobyli osiem. Nie zmienia to jednak postaci rzeczy, że niesmak pozostał (21-11). Środkowa odsłona to dość niespodziewany zwrot akcji. Po dobrym fragmencie i skutecznym ataku Huberta Śliwowskiego, Bayer objął prowadzenie 10-7! Niestety dla nich – było to wszystko, na co było ich stać. Kiedy już się ‘wyprztykali’, do głosu doszła ekipa Truso, która po atakach swojego kapitana oraz będącego w świetnej dyspozycji – Kamila Dobosza, objęli prowadzenie 17-15. W końcówce seta Bayer nie był już w stanie zagrozić rywalom i w jednym ustawieniu stracili cztery kolejne punkty (21-15). Ostatni set był przyjemnym widowiskiem, ale tylko do stanu po 7. W dalszej części seta Bayer nie był w stanie dotrzymać tempa swoim rywalom i finalnie przegrali tę partię do 14, a cały mecz 0-3.