Liga: Pierwsza Liga - Wiosna 2020

Volley Gdańsk – BES-BLUM Kraken Team

‘Żółto-czarni’ w czwartkowy wieczór stanęli przed ogromną szansą zrównania się punktami z liderem rozgrywek – Omida Team. Aby do tego doszło, drużyna musiała zdobyć komplet oczek w meczu przeciwko BES-BLUM Kraken Team. W zapowiedzi przedmeczowej przestrzegaliśmy graczy Przemysława Wawera, że nie będzie to tak łatwe zadanie jak mogłoby się wydawać. W porównaniu do poprzedniego meczu obu drużyn z 2 czerwca, zarówno w jednej jak i w drugiej ekipie doszło do pewnych zmian kadrowych. W przypadku Volley nie ma co się nad tematem rozwodzić, bo to akurat żadna nowość, że ekipa rotuje swoimi zasobami, ale Kraken to jednak zupełnie inna historia. W związku z absencją Bartka Piepera oraz Pawła Pallacha drużyna BES-BLUM skorzystała z przysługującej jej możliwości dopisania zawodników. W meczu przeciwko Volley zobaczyliśmy dwóch nowych graczy – rozgrywającego Rafała Grzenkowicza oraz przyjmującego Łukasza Grzyba. Mimo tych roszad, początek meczu należał do Volley Gdańsk, którzy zdawali się potwierdzać, że interesują ich tylko trzy punkty. Pierwszy set zakończył się wynikiem 21-14 i mówiąc szczerze, po tym co zobaczyliśmy w pierwszej odsłonie pomyśleliśmy, że kolejne będą jego kopią. Nic bardziej mylnego. Od początku drugiego seta BES-BLUM prezentował się znacznie lepiej. W secie tym doszło do bardzo budującego obrazka, w którym debiutujący w drużynie Łukasz Grzyb, który na co dzień również sędziuje mecze, przyznał się do tego, że piłka po ataku jednego z graczy Volley poszła po palcach i punkt należy się ich rywalom. Sytuacja ta nie sprawiła bynajmniej, że losy seta się odwróciły. Nadal to drużyna Ryszarda Nowaka wyglądała lepiej i usilne próby gonienia wyniku spełzły na niczym. Kraken wygrał seta do piętnastu, co jest tożsame z tym, że Volley dba o to, żeby liga była jeszcze ciekawsza. Trzeci set to bardzo dobra gra podrażnionych Mistrzów SL3, którzy nie dali szans przeciwnikom i wygrali seta do 13. Po zakończonych spotkaniach gracze Volley opuszczali szatnię jako ostatni. Dość długo omawiali to, co wydarzyło się w czwartkowy wieczór, jednak nie wyglądali na drużynę, która zwątpiła w końcowy sukces. Nadal wszystko jest w ich rękach.

Speednet – Straż Pożarna Gdańsk

W zapowiedzi przedmeczowej nie chcieliśmy narzucać na drużynę Straży zbyt dużej presji. I bez tego gracze Mateusza Pytla wiedzieli, że aby złapać kontakt z zespołami, które są od nich wyżej w tabeli, muszą po prostu wygrać spotkanie ze Speednetem. Jak inaczej szukać szans na utrzymanie jeśli nie w meczu przeciwko przedostatniej drużynie w lidze? Pierwszy set do pewnego momentu był dość wyrównanym widowiskiem i złośliwi mogliby zażartować, że ta sytuacja uległa zmianie w momencie, kiedy do drużyny dołączył spóźniony środkowy – Mateusz Pytel. Pisząc jednak całkiem poważnie to w drugiej części seta gra ‘Programistów’ zaczęła się wreszcie kleić, w efekcie czego wygrali oni tę partię do 16. O ile przed pierwszym gwizdkiem sędziego sytuacja Strażaków była nieciekawa, to po pierwszym secie była niemal dramatyczna. To sprawiło, że ‘Mundurowi’ wyszli na drugiego seta z jeszcze większą wolą walki, co jak się później okazało, przyniosło pożądany skutek. Już od początku tej partii widać było, że będzie ona inna niż pierwsza. Strażacy zaczęli grać naprawdę dobrze i po bardzo emocjonującej końcówce zdołali ograć swoich rywali do 18, tym samym wyrównując stan rywalizacji. To, co wydarzyło się jednak w trzecim secie, z czasem będą próbowali wytłumaczyć agenci Fox Mulder i Dana Scully. W trzeciej odsłonie Speednet – N I E I S T N I A Ł. Albo inaczej – istniał, ale sens tego istnienia przypominał raczej ten, który ma worek treningowy. I tak ‘Programiści’ zostali przez Strażaków potraktowani. Mimo wszystko, nie wynik był tu dla Speednetu najgorszy. Ujmiemy to najdelikatniej jak tylko potrafimy. W drużynach widywaliśmy już lepsze atmosfery niż ta, którą obserwowaliśmy w trakcie trzeciego seta ze Strażą. Z kolei Ci drudzy mogą wreszcie spędzić weekend w dobrych nastrojach. Czwartkowe spotkanie pokazało, że stać ich na utrzymanie i jesteśmy przekonani, że będą się o nie bić do ostatniej piłki.

Omida Team – Prototype Volleyball

Drużyna Prototype Volleyball przystępowała do spotkania z Omida Team z wiedzą, że ich rywale są we wtorkowy wieczór bez wątpienia – do ugryzienia. Omida Team straciła punkt w meczu ze Strażą Pożarną więc gracze Prototype uznali, że skoro oni mogli to czemu my nie? Nie ukrywamy, że bardzo szanujemy takie podejście. Byliśmy dalecy od tego, aby włożyć sobie mikser prosto w źrenice, ale mówiąc eufemistycznie – pierwsza partia nie była spektaklem i jeśli mielibyśmy wybrać najlepszego gracza w tej partii to byłby to Pan Przypadek. Nie mówimy tu o samym wyniku, bo w nim lepiej zaprezentowali się gracze Omidy. Prototype w pierwszej odsłonie brakowało skuteczności i o ich przegranej w secie zadecydowało to, że ‘Logistycy’ mieli ją delikatnie lepszą. Jesteśmy jednak przekonani, że Omida dałaby się pokroić za wygraną w każdym secie, nawet jeśli styl nie byłby porażający. W drugiej odsłonie liczba błędów w ataku kłuła w oczy. O tym, że to Omida wygrała tę partię, zadecydowała ich bardzo dobra tego wieczoru zagrywka, z którą ‘Transformersi’ mieli spore problemy. Ostatnia odsłona, biorąc pod uwagę emocje, była najciekawsza. W tej odsłonie Prototype zaczął grać dużo lepiej, co wystarczyło na ich gorzej dysponowanych rywali. W połowie seta, na równoległym boisku zakończył się mecz Volley Gdańsk z Trójmiejską Strefą Szkód, w którym Ci pierwsi zgubili jeden punkt. Biorąc pod uwagę stratę ‘Logistyków’ w meczu ze Strażą pojawiła się zatem szansa na zachowanie statusu quo czyli jednopunktowej przewagi nad Volleyem. Wystarczyło postawić tylko kropkę nad ‘i’ i wygrać ostatnią partię. Niestety dla ‘Logistyków’, Prototype wypracował sobie na początku seta przewagę, której ‘Logistycy’ nie zdołali już odrobić. Inna kwestia jest taka, że Prototype prezentował się w taki sposób, iż odrobienie straty było zadaniem niewykonalnym.

Omida Team – Straż Pożarna Gdańsk

Zacznijmy od końca, bowiem z czasem moglibyśmy zapomnieć o tej jakże błyskotliwej refleksji. Po wtorkowych spotkaniach przeciwko Straży Pożarnej i Prototype Volleyball drużyna Omidy może się czuć rozczarowana równie mocno jak mężczyzna po wejściu do domu publicznego w Tajlandii. Nie wiemy jaki był konkretny powód tego, że ‘Logistycy’ stracili we wtorkowy wieczór dwa punkty, ale możemy się jedynie domyślać, że była to składowa kilku czynników. Pierwszym z nich była absencja dwóch kluczowych graczy – atakującego Mateusza Szturmowskiego oraz przyjmującego Dimy Moroziuka. Druga sprawa to chyba presja, która ciążyła na graczach z Omidy. Od pewnego czasu, czy to w zapowiedzi czy to w podsumowaniu, pisaliśmy o nich w kontekście tytułu mistrzowskiego, a jak wiadomo nie od dziś – sukces lubi ciszę. Po trzecie, ‘Logistycy’ zaprezentowali się po prostu poniżej oczekiwań i własnych możliwości. Po pierwszym secie ze Strażą Pożarną mieli miny takie, że poważnie rozważaliśmy, żeby Redakcja zaprzestała robienia zdjęć na boisku numer trzy, bowiem nie chcieliśmy oberwać rykoszetem. Tak to już niestety jest, że gdy spada się z wysokiego konia to upadek jest tym bardziej bolesny. To właśnie w pierwszej odsłonie Strażacy zaprezentowali bardzo dobrą formę. W drużynie zobaczyliśmy rzadko obecnych w ostatnim czasie Mateusza Pytela czy Karola Masiula, co dość wyraźnie odbiło się na formie ‘Mundurowych.’ Jesteśmy przekonani, że gdyby grali podobnie w pozostałych meczach to nie okupowaliby ostatniego miejsca w ligowej tabeli. Drugi set, podobnie jak pierwszy, był wyrównany. Tym razem górą byli jednak ‘Logistycy’, którzy choć w pewnym stopniu poprawili sobie humory. Trzecia partia to wreszcie forma, do której Omida przyzwyczaiła. Wygrana do dziewięciu sprawiła, że można się było spodziewać, że z Prototype nie przydarzy im się podobna wpadka. Nic bardziej mylnego. Wracając do Straży to uważamy, że jeden punkt powinien być rozpatrywany w kategorii małego sukcesu. Przed spotkaniem byli bowiem przez wszystkich skazywani na pożarcie.

Volley Gdańsk – Speednet

Atmosfera budowana przed tym meczem była tak napięta, że baliśmy się, jak taki ogrom emocji zniesie konstrukcja hali Ergo Arena. Jednak, jak pisała Wisława Szymborska: „nic dwa razy się nie zdarza”, czego potwierdzenie mogliśmy zaobserwować w poniedziałkowy wieczór. Do spotkania rewanżowego drużyna Volley Gdańsk podeszła bardzo poważnie, o czym mógł świadczyć fakt, że do protokołu przedmeczowego wpisała 12 zawodników. Po stronie Speednetu zameldowali się co prawda ostatnio nieobecni Kacper Iwaniuk oraz Adrian Płotka, zabrakło jednak głównego dyrygenta drużyny, rozgrywającego Marka Ogonowskiego, co niestety dało się odczuć w ekipie ‘Różowych’. Poziom zgrania, jaki osiągnęła drużyna z Markiem nie jest niestety czymś, co dałoby się narobić w jeden wieczór. Na pozycji rozgrywającego debiutował Mateusz Dobrzyński, który co prawda radził sobie nieźle, ale nieźle to jednak za mało na takiego przeciwnika, jakim jest Volley Gdańsk. W trakcie meczu, w drużynie „Żółto-czarnych” dochodziło do tylu zmian zawodników, że zaczęliśmy już dostawać oczopląsu, jednak to zmiana przeprowadzona w drugim secie w ekipie Speednetu wywołała spore kontrowersje. Marcin Juszczak wszedł za Macieja Zielińskiego, po czym nagle, po kilku punktach, obaj znów znajdowali się na boisku. Gracze Volley oczywiście to zauważyli i zgłosili sędziemu, który przywrócił prawidłowe ustawienie. Co do samego spotkania to przebiegało ono od pierwszego do ostatniego punktu pod dyktando lidera. Pierwszy set zakończył się wynikiem 21-17 dla Volley, co było skutkiem ich dobrej gry oraz zatrważającej liczby błędów Speednetu. W drugiej partii ‘Programiści’ mieli ogromne problemy z przyjęciem zagrywki, a ich lider Kacper Iwaniuk ewidentnie nie miał dnia w ataku. Ta partia również padła łupem „Żółto-czarnych”, a Speednetowi udało się ugrać w niej tylko 13 oczek. Jedyne słowo, jakie nasunęło się nam po obejrzeniu tej odsłony to ‘pogrom’. W trzecim secie wreszcie zobaczyliśmy dobrą dyspozycję Kacpra Iwaniuka, niestety liczba błędów popełnianych przez ‘Różowych’ znów okazała się niepokojąco wysoka. Ostatecznie, Volley zwyciężył również w tej partii do 14 i w całym spotkaniu 3-0, potwierdzając tym samym, że jako drużyna stanowią siłę, z którą nie można igrać. Tytuł MVP przypadł w udziale Przemkowi Wawerowi, który tego dnia był nie do zatrzymania i zdobył w ataku aż 14 punktów.

Prototype Volleyball – Trójmiejska Strefa Szkód

W zapowiedzi przedmeczowej podkreśliliśmy, że Trójmiejska Strefa Szkód to rywal, który nigdy Prototype Volleyball nie leżał. Nie wiemy czy wpłynęliśmy tym na podejście ‘Niebieskich’ do spotkania, ale to, co zobaczyliśmy w ich wykonaniu w czwartkowy wieczór, mówiąc eufemistycznie, nie napawało optymizmem. W przypadku obu drużyn do protokołu przedmeczowego zostali dopisani nowi gracze. W drużynie Prototype Volleyball był to libero – Michał Kardasz, który godnie zastąpił nieobecnego w czwartkowy wieczór Artuta Reuta, natomiast po stronie TSS był to przyjmujący – Łukasz Gruźlewicz. W przypadku ‘Niebieskich’ nowy gracz oraz absencja etatowego libero drużyny – Dawida Kopczyka sprawiły, że TSS musiał nieco zmodyfikować ustawienie. W związku z tym, na libero zagrał kapitan drużyny – Patryk Pleszkun, a wspomniany wcześniej Łukasz zameldował się na przyjęciu. Strategia ta nie okazała się zbyt fortunna. W pierwszych dwóch setach, gdy zobaczyliśmy wyżej wspomnianą konfigurację, Trójmiejscy musieli uznać wyższość rywali. Dopiero w trzecim secie Patryk Pleszkun zamienił się z Łukaszem Gruźlewiczem i gra zespołu wyglądała już zupełnie inaczej, czego efektem była wygrana w stosunku 21-13. Ostatecznie, spotkanie zakończyło się wynikiem 2-1 dla Prototype, a graczem meczu został będący ostatnio w doskonałej formie Michał Markiewicz. Wygrana w stosunku 2-1 oznacza, że ‘Transformersi’ mają już cztery punkty przewagi nad ostatnią w tabeli Strażą Pożarną i zaledwie jedno oczko straty do piątego miejsca w tabeli. O ekipie TSS-u możemy mówić tylko i wyłącznie w kontekście rozczarowania. Miały być trzy punkty, pozostał jeden. Tym samym ekipa Patryka Pleszkuna definitywnie wypisuje się z walki o wygraną w lidze.

Omida Team – BES-BLUM Kraken Team

Po opędzlowaniu Strażaków, do pełni szczęścia w czwartkowy wieczór wystarczyło Omidzie pokonać BES-BLUM Kraken Team. O mobilizację nie było trudno. Poza możliwością odskoczenia w tabeli od Volley Gdańsk w grę wchodziła również chęć wzięcia rewanżu za spotkanie z 28 maja, które niespodziewanie przegrali w stosunku 2-1. O tym, jak poważnie do spotkania podeszli gracze Omidy niech świadczy fakt, że w dniu meczowym do gry było gotowych aż dwunastu graczy. Ostatecznie w spotkaniu przeciwko BES-BLUM wystąpiło ośmiu zawodników. Takiej frekwencji gracze Ryszarda Nowaka mogli jedynie pozazdrościć. W czwartkowy wieczór desygnowali do gry zaledwie sześciu graczy. W ich szeregach zabrakło chociażby Bartłomieja Piepera czy Pawła Pallacha. Z drugiej strony, do drużyny dołączył Łukasz Frąckowiak, dla którego był to debiut w rozgrywkach Siatkarskiej Ligi Trójmiasta. Początek meczu zaczął się od mocnego uderzenia Omidy, która zdawała się potwierdzać swoje ogromne aspiracje. Bardzo dobrą robotę na zagrywce wykonywał Konrad Gawrewicz i BES-BLUM nie wyglądał na drużynę, która ma pomysł jak sobie z nią poradzić. Pozostała część seta przebiegała w sposób spokojny. Omida kontrolowała przebieg wydarzeń i spokojnie dociągnęła prowadzenie do końca. W drugiej odsłonie wydawało się, że Kraken będzie w stanie zagrozić swoim rywalom. Po dobrych zagrywkach Arka Wasilewskiego zrobiło się 9-6 dla Kraken. Ktoś, kto wymyślił kiedyś w siatkówce możliwość wzięcia czasu, miał na myśli chyba taką sytuację. Po tym, gdy kapitan drużyny Omida – Konrad Gawrewicz poprosił o krótką przerwę, gra drużyny zaczęła wyglądać zupełnie inaczej i ‘Logistycy’ szybko odrobili stratę, a następnie taśmowo zdobywali punkty i wygrali tę partię do 13. W ostatniej odsłonie widzieliśmy już ogromne rozprężenie. Kontrolujący przebieg wydarzeń ‘Logistycy’ pozwalali sobie na nieco nonszalancji, po której dwa punkty zdobył bardzo dobrze dysponowany tego dnia libero drużyny – Sebastian Miąsko. Ponadto, kolejny dwucyfrowy wynik zanotował uważany za jednego z najlepszych atakujących wśród amatorów na całym Pomorzu Mateusz Szturmowski i drużyna po ograniu rywala 3-0 mogła cieszyć się z kompletu punktów.