Liga: Pierwsza Liga - Wiosna 2020

Omida Team – Epo-Project

Ależ to był dziwny mecz. Drużyna Omida Team, aby zrównać się punktami z Volley Gdańsk, musiała wygrać z Epo-Project w stosunku 3-0. Sądziliśmy, że to zadania będzie ponad ich siły. Drużyna z Żukowa zagrała w poniedziałek świetne spotkanie przeciwko Volley Gdańsk i wydawało się, że powtórzenie takiego wyniku będzie planem minimum. Ba, w zapowiedzi przedmeczowej to właśnie ich wskazywaliśmy jako faworyta starcia. ‘Logistycy’ w ostatnim czasie miewali swoje problemy. We wtorkowy wieczór w ich szeregach ponownie zabrakło Mateusza Szturmowskiego oraz Dmitro Moroziuka. To sprawiło, że na przyjęciu zagrał Roman Grzelak, natomiast w ataku zobaczyliśmy Jakuba Klimczaka. Mimo tych roszad, drużyna od początku prezentowała się wyśmienicie. Mecz długimi fragmentami przypominał to pierwsze starcie, w którym Omida ograła swojego rywala w stosunku 3-0. ‘Logistycy’ wypracowali sobie przewagę 2-3 oczek już na początku, a w momencie kiedy na tablicy wyników widniało 16-14, zdobyli pięć oczek z rzędu i mogli cieszyć się z pierwszego punktu. Drugi set wyglądał już inaczej. Tym razem to gracze z Żukowa prezentowali się lepiej. Taką sytuację obserwowaliśmy do połowy tej partii. Nagle, nie wiedzieć w sumie czemu, coś przeskoczyło w głowach i jednych i drugich. Gdy drużyna Epo -Project osiągnęła w tej partii 16 punktów, odcięło im prąd, co przeciwnicy bezwzględnie wykorzystali. Wygrana Omidy była zatem przesądzona. Nadal pozostawała walka o jeden punkt, który miał przecież ogromne znaczenie dla obu drużyn. Gdy na tablicy widniał wynik 18-14 dla Omidy, większość ludzi uznała, że tego wieczoru włos z głowy im nie spadnie. Przy stanie 19-17 wydawało się, że to nadal tylko formalność. Taka wizja najwidoczniej nie spodobała się rozgrywającemu drużyny Epo-Project – Michałowi Długozimie, który stanął na zagrywce i udowodnił, że wyrażenie ‘niemożliwe nie istnieje’, ma swoje pokrycie w rzeczywistości. Trzy asy serwisowe z rzędu sprawiły, że ‘Zieloni’ odwrócili losy meczu i ostatecznie wygrali trzecią partię.

Volley Gdańsk – Epo-Project

Mając na uwadze przebieg poprzedniego spotkania, w którym po bardzo dobrym meczu drużyna Volley Gdańsk wygrała z Epo-Project 2-1 czuliśmy, że to spotkanie będzie bardzo dobre. Powiemy tyle – nie myliliśmy się. Już przed meczem było widać, jak poważnie do spotkania podeszły obie drużyny. W składach meczowych pojawił się komplet graczy. Obie ekipy miały swoje pobudki do tego, aby ograć rywala. Volley Gdańsk walczy o trzecie mistrzostwo Siatkarskiej Ligi Trójmiasta i wygrana w stosunku 3-0, niezależnie od wyniku ich rywala pozwoliłaby im zachować dystans minimum jednego punktu. Epo-Project z kolei, po bardzo dobrych wynikach Trójmiejskiej Strefy Szkód, oddaliło się w ostatnim czasie od podium rozgrywek. Aby zmienić ten stan rzeczy ‘Zieloni’ potrzebowali punktów w meczu z liderem. Początek meczu był dość nerwowy. Nie minęło nawet kilka minut, a jeden z graczy Volley Gdańsk otrzymał żółtą kartkę. Przez chwilę żadna z drużyn nie zdołała wypracować sobie przewagi. Sztuka ta udała się dopiero Epo-Project, za sprawą sprawdzonego już scenariusza. Na zagrywce stanął Cezary Labudda i drużyna ‘Żółto-czarnych’ miała spore problemy z przyjęciem. Mimo to, wypracowana przewaga była zaledwie dwu-trzypunktowa. W międzyczasie trwały co rusz dyskusje z sędzią zawodów na temat tego, czy zagrywający piłkę po drugiej stronie siatki Damian Kolka przekroczył linię czy nie. To nie wytrąciło jednak z równowagi graczy ‘Zielonych’, którzy zdołali osiągnąć prowadzenie 14-11. Z czasem przewaga ta została roztrwoniona i pod koniec prowadzili już 19-17. Na szczęście dla nich, Damian Kolka popisał się dwoma jakże ważnymi punktami i doprowadził do wyrównania, by po walce na przewagi, seta, jak przystało na kapitana, skończył Przemek Walczak. Trzeba przyznać, że partia ta była bardzo emocjonująca i sytuacja w niej co rusz się zmieniała. Przed drugą odsłoną zastanawialiśmy się, czy Volley poniesie pierwszą porażkę w lidze. ‘Żółto-czarnym’ jednak, gdy mają nóż na gardle, z pomocą przychodzą supermoce, które i tym razem zostały odpowiednio spożytkowane. Druga i trzecia partia nie były już tak wyrównane jak pierwsza. Mimo, że Epo zaprezentowało się naprawdę dobrze to nie byli w stanie przeciwstawić się tak dobrze grającym graczom Volleya. Finalnie, Volley wygrał drugą partię do 18, a trzecią do 17 i w czwartek stanie przed szansą na… czterdzieste zwycięstwo w lidze z rzędu!

Trójmiejska Strefa Szkód – Speednet

W ostatnim czasie bardzo krytycznie odnosiliśmy się do formy prezentowanej przez drużynę Speednetu, żywiąc po cichu nadzieję, że te ostre słowa zmotywują drużynę do walki w kolejnych spotkaniach. Mimo, że ‘Programiści’ stawili się w sile 11 zawodników i każdy z nich miał okazję zaprezentować się w tym meczu, nie wystarczyło to, aby zagrozić dobrze naoliwionej maszynie, jaką od pewnego czasu jest Trójmiejska Strefa Szkód. Do drużyny ‘Różowych’po kontuzji powrócił Niko Domżalski, jednak nawet jego pomoc nie odmieniła losów tego spotkania. O przebiegu samego meczu za bardzo nie ma się co rozpisywać, od pierwszej do ostatniej piłki mogliśmy oglądać dominację ‘Niebieskich’. Ich zagrywki, a w szczególności potężne bomby, jakie posyłał na drugą stronę Dominik Błoński sprawiły, że ‘Różowi’ mieli ogromne problemy z przyjęciem tego wieczoru. Trzeba to przyznać – ‘Trójmiejskim’ wychodziło praktycznie wszystko. Zaprezentowali siatkówkę dojrzałą, z małą liczbą błędów własnych. Maciej Wiśniewski kapitalnie zaprezentował się na rozegraniu, a szybkie piłki, które posyłał do swoich kolegów praktycznie uniemożliwiały ‘Programistom’ ustawienie stabilnego bloku. Odnośnie formy Wojciecha Ingielewicza zostało już przez nas powiedziane chyba wszystko, wystarczy zatem wspomnieć, że ten zawodnik również nie zawiódł tego dnia. Potwierdziła się również rewelacyjna w ostatnim czasie forma Dominika Błońskiego, który zgarnął tytuł najlepszego gracza meczu po raz czwarty z rzędu. Wracając do drużyny Speednetu, ich sytuacja w tabeli robi się coraz bardziej nieciekawa. Zajmują obecnie przedostatnie miejsce, a zostały im do rozegrania dwa spotkania: z wiceliderem – Omida Team oraz sąsiadem plasującym się oczko wyżej – ekipą Prototype Voleyball, który jednak ma przed sobą dwa spotkania więcej.

Omida Team – Trójmiejska Strefa Szkód

To nie miało tak wyglądać. Mówimy oczywiście o tym, co mogą czuć obecnie gracze Omidy Team, którzy w czwartkowy wieczór mieli opędzlować kolejnego rywala i z niecierpliwością wyczekiwać finałowego meczu przeciwko Volley Gdańsk. Miał być mecz dobry, miał być mecz inny niż te przeciwko Straży i Prototype, wreszcie miała być powtórka wyniku z pierwszego meczu obu drużyn, kiedy ‘Logistycy’ wygrali 3-0. I co? I jajco! Przepraszamy za ten niezbyt elegancki styl, ale tak to właśnie wyglądało. Już początek meczu zwiastował problemy. Gdyby spotkanie miał komentować znany z KSW Juras to zapewne krzyczałby do mikrofonu – kłopoty, kłopoty Omidy! Początek meczu to szybko wypracowana przewaga drużyny Patryka Pleszkuna, która w czwartkowy wieczór zagrała świetne spotkanie. Z czasem, Omida zdołała podgonić punkty, ale końcówka należała do TSS-u i to oni zgarnęli pierwszy punkt. Strach pomyśleć, jak zareagowaliby ‘Niebiescy’ gdyby przegrali tę partię. W końcówce seta Pani sędzia w spornej sytuacji podjęła na ich niekorzyść decyzję, co pozwoliło Omidzie przedłużyć nadzieje. Po chwili, już bez kontrowersji, TSS zakończył seta. Druga odsłona od początku była bardzo wyrównana, a drużyny szły ‘łeb w łeb’. ‘Trójmiejscy’ zdołali odjechać dopiero przy stanie 16-16, dzięki czemu wygrali seta i co za tym idzie cały mecz. Tak naprawdę Omidzie został już tylko set na otarcie łez. O to też nie było łatwo. Ostatecznie, po bardzo emocjonującej i jakżeby inaczej – kontrowersyjnej końcówce, Omida zdołała wygrać 27-25, dzięki czemu obecnie ich strata do Volley wynosi jeden punkt. Z kolei Trójmiejska zrobiła milowy krok w kierunku podium rozgrywek i mogą jedynie żałować, że na początku sezonu pogubili tyle punktów. W obecnej formie mieliby tych punktów o wiele więcej.

Volley Gdańsk – Straż Pożarna Gdańsk

Nie będziemy owijać w bawełnę. Tego wyniku najzwyczajniej w świecie można było się spodziewać. W ostatnim czasie drużyna Volley Gdańsk zdaje się mieć patent na drużynę Straży Pożarnej. Nie mówimy tu tylko o wygranych, bo Volley jak do tej pory wygrywał zawsze (nie tylko ze Strażą), ale raczej o stylu w którym tego dokonywał. Mecz z pierwszej rundy to był łomot, który ‘Żółto-czarni’ sprawili swoim rywalom. Sytuacja przypomina nam trochę historię z dzieciństwa, gdy osiedlowy osiłek prał inne dzieciaki za każdym razem kiedy wyściubiły nosa ze swoich mieszkań. Przenosząc to na grunt SL3, w rolę watażki wcieliła się ostatnio drużyna Volley, której z czasem wyrósł poważny kandydat, mogący im poważnie zagrozić. Już w zapowiedzi przedmeczowej pisaliśmy o tym, że podobne spotkanie jak to z pierwszej rundy nie ma prawa się wydarzyć. Miejska legenda głosi, że kilkanaście lat temu na maturze w starym systemie (gdzie trzeba było pisać kilkustronicowe wypracowania) na temat czym jest dla Ciebie odwaga jeden z maturzystów oddał arkusz na którym zamiast wypracowania znajdowało się jedno zdanie. Tym zdaniem było – ‘to właśnie jest dla mnie odwaga’, czym oczywiście wzbudził zachwyt a ludzie w ZTM bili mu nieustannie brawo przez kilka przystanków. Gdyby Redakcja miała napisać podsumowanie meczu Volley ze Strażą w kilku wyrazach, napisalibyśmy: ‘Cudu nie było. Wstydu również’. Tak naprawdę w tych pięciu słowach zostało zawarte wszystko, co otrzymaliśmy w spotkaniu. Faworyt, który musiał wygrać 3-0, aby gonić nową siłę na dzielni – Omidę, zrobił to. Najciekawszą partią była ta ostatnia, w której przez długi fragment Strażacy prowadzili i wydawało się, że może dojść do podziału punktów. Pod koniec seta, Daniel Koska zrobił swoje zagrywką po przekątnej. Mimo, że Redakcja ma całkiem niezłą pamięć to nie jest w stanie zliczyć, ile już razy przerabialiśmy podobny scenariusz. Straż naprawdę nie zagrała złego spotkania, ale wiecie jak to jest. Golf jadący na piątce i tak zostanie ‘łyknięty’ przez Lamborghini, które jedzie na trójce. Ostatecznie seta, jak i całe spotkanie wygrała drużyna Volley Gdańsk. Strażacy bez wątpienia bardzo żałują, że mecz potoczył się tak, a nie inaczej. Z drugiej strony wiadomym było, że o punkty z Volley nie będzie zbyt prosto.

BES-BLUM Kraken Team – Trójmiejska Strefa Szkód

Mimo, że na pierwszy rzut oka spotkanie nie elektryzowało fanów obu drużyn, a tym bardziej osób, które interesują się naszymi rozgrywkami to każdy wynik niósł za sobą pewne dość poważne konsekwencje dla układu tabeli. BES-BLUM wygrywając spotkanie w zasadzie przypieczętowałby utrzymanie w lidze. Z kolei wygrana Trójmiejskiej Strefy Szkód sprawiłaby, że wskoczą w tabeli na wyższe miejsce niż ich główny rywal w walce o podium – drużynę Epo-Project. Mógł też paść wynik 1-2, który nie satysfakcjonowałby żadnej ze stron i taki też wynik Redakcja SL3 w rozmowie przedmeczowej z kapitanem drużyny TSS typowała. Już początek meczu pokazał, że dla ‘Trójmiejskich’ nie będzie to spacerek. Cała pierwsza odsłona to wojna na wyniszczenie. Tę lepiej przetrwali gracze Ryszarda Nowaka, którzy przy stanie 19-19 zdołali dołożyć dwa punkty i cieszyć się z wygranej pierwszej partii. Każdy z nas doskonale wie, że wojna to składowa wielu bitew. Mimo porażki w pierwszej, ‘Trójmiejscy’ zdołali się odbudować i w dalszej części meczu zaprezentować znacznie lepszą siatkówkę, na którą BES-BLUM nie potrafił odpowiedzieć. O ile w przypadku drugiego seta gra BES-BLUM wyglądała jeszcze dość solidnie to w trzecim całkowicie zeszło z nich powietrze, co w konsekwencji przełożyło się na ich wysoką przegraną 10-21.

BES-BLUM Kraken Team – Speednet

Bez wątpienia – nie jest to najlepszy okres drużyny Speednetu, który pamiętamy. Gdyby Quebonafide mógł cofnąć czas to w piosence Bubbletea zapewne nie omieszkałby wspomnieć, że tęskni za starym dobrym Speednetem. Czy któraś z osób, które czytają to podsumowanie jest w stanie jakkolwiek wytłumaczyć co dzieje się ze Speednetem? Zrozumcie nas dobrze, ale gdy ma się TAKIE indywidualności w składzie, osiąganie TAKICH wyników po prostu nie przystoi. Drużyna ma dosłownie wszystko, aby wciągać kolejnych rywali nosem. Mają w składzie byłego zawodnika z I ligi, kilku wychowanków Trefla Gdańsk, dwóch zawodników z pierwszej drużyny Intermarine, trenera, stroje, treningi, fizjoterapeutę, a także zaplecze, o którym inni mogą tylko pomarzyć. Czego nie ma? Wyników, gry i co chyba najbardziej smutne – atmosfery. Czy jest perspektywa lepszego jutra? Cóż, to okaże się już niebawem. Na chwilę obecną ‘Programiści’ wyglądają na drużynę, która obrała azymut na drugą ligę. Pisząc te słowa wyrażamy nadzieję, że słowa te będą pewnym wstrząsem dla Speednetu, za które się nie obrażą, a zakasają rękawy do pracy. Jeśli chodzi o sam mecz to od początku lepiej prezentowali się gracze BES-BLUM. Zdołali wypracować kilkupunktową przewagę, której nie wypuścili już do końca i zasłużenie tryumfowali do 18. Druga odsłona to potwierdzenie dobrej dyspozycji graczy Ryszarda Nowaka. Swoją cegiełkę do zwycięstwa dołożył rozgrywający Paweł Pallach, który każdą udaną akcję swojej drużyny świętował jak zdobyte mistrzostwo świata, czym niejednokrotnie doprowadzał do furii ‘Programistów’. Można powiedzieć, że ‘mind-games’ siało się gęsto. W meczu nie brakowało emocji oraz kontrowersji. Drugi set padł łupem BES-BLUM do 17. W trzecim secie, kiedy Speednet miał nóż na gardle, wreszcie zaprezentowali się nieco lepiej. To sprawiło, że po wyrównanej końcówce zdołali ograć swojego rywala 22-20. Z perspektywy meczu trzeba przytoczyć znaną prawdę: ‘jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma’. BES-BLUM z kolei potwierdza, że mówienie o nich w kontekście spadku to spore nieporozumienie i nadużycie.

Straż Pożarna Gdańsk – Trójmiejska Strefa Szkód

Dla obu drużyn spotkanie miało bardzo ważne znaczenie w kontekście realizacji swoich celów. Drużyna Trójmiejskiej Strefy Szkód walczy o podium w rozgrywkach, natomiast Straż Pożarna walczy o utrzymanie. Początek meczu wskazywał na to, że to ‘Trójmiejscy’ zrobią kolejny krok w kierunku trzeciego miejsca. ‘Mundurowi’ w pierwszej odsłonie wyglądali tak, jakby kilka minut wcześniej wrócili z całonocnej służby, w której usuwali skutki ulewnych deszczów. Nie szukając jednak jakiś kwiecistych porównań, musimy napisać to wprost. Wyglądali bardzo słabo. Taką postawę ‘Trójmiejscy’ musieli wykorzystać i już na początku wypracowali sobie przewagę 12-5. Z biegiem czasu, jak to w TSSie wkradło się rozprężenie, dzięki czemu ‘Mundurowi’ zdobyli kilka punktów, co z kolei sprawiło, że rozmiary porażki nie były aż tak druzgocące. Druga odsłona była w wykonaniu drużyny Mateusza Pytla zdecydowanie lepsza. Kto wie, jak potoczyłoby się spotkanie, gdyby nie sporo nieporozumień na linii Damian Buźniak – Karol Masiul. Gołym okiem widać było, że ta dwójka zbyt często ze sobą nie grywała i jeśli tylko Panowie się dotrą to mogą stworzyć naprawdę niebezpieczny duet. Mimo to, Strażacy w końcówce drugiej partii za sprawą udanych kiwek i bloku wspomnianych wcześniej Damiana Buźniaka i Karola Masiula doprowadzili do wyrównania 20-20. Ostatecznie, mimo sporego zagrożenia, Trójmiejskiej Strefie Szkód udało się wygrać seta 22-20. Niestety dla Straży, taki obrót spraw był dość tragiczny. Nie dość, że nie udało im się wygrać drugiej partii to na dodatek z równoległego boiska dowiedzieli się, że ich rywal w walce o utrzymanie – Prototype Volleyball właśnie zdobył dwa punkty. To, co było beznadziejną wiadomością dla Straży, ucieszyło Trójmiejską Strefę Szkód, ponieważ ich główny rywal Epo-Project straciło właśnie dwa oczka. To z kolei sprawiło, że obie drużyny podeszły do trzeciej odsłony jeszcze bardziej zdeterminowane. Tym razem to ‘Mundurowi’ w końcówce zdołali osiągnąć przewagę. Gdy na tablicy wyników pojawiło się 20-18, wydawało się, że dowiozą prowadzenie do samego końca. Nic bardziej mylnego – i tym razem nie obyło się bez emocji. Ostatecznie udało im się dociągnąć wygraną w tej partii i cały mecz wieńczą jednym oczkiem na swoim koncie. Wynik ten można interpretować dwojako. Umówmy się, nie wszystkie drużyny walczące o utrzymanie zdołają urwać punkt TSSowi. Z drugiej strony, nie dziwimy się, że po spotkaniu nie było w nich przesadnego optymizmu. Tym bardziej, że we wtorkowy wieczór zagrają z Volley Gdańsk, który nie ma już marginesu błędu.

Prototype Volleyball – Epo-Project

Chwilę po godzinie 21 rywalizację rozpoczęła pierwsza liga. Na boisku numer jeden doszło do starcia pomiędzy drużynami Prototype Volleyball a Epo-Project. Dość wyraźnym faworytem tego spotkania byli gracze z Żukowa, którzy nie dość że w dziewięciu spotkaniach uzbierali o sześć oczek więcej od swojego rywala to na dodatek 8 czerwca dotkliwie ich zlali. Gdy dołożymy do tego fakt, że z protokołu meczowego przed meczem został wykreślony najskuteczniejszy gracz ‘Transformersów’ – Michał Markiewicz to można było mieć obawy, czy spotkanie będzie choć trochę emocjonujące. Ostatecznie, Markusa zastąpił debiutujący w drużynie – Maciej Wysocki i trzeba przyznać, że był to debiut bardzo udany. Obawy o to, czy spotkanie będzie wyrównane, zostały rozwiane już w pierwszym secie, w którym lepsi okazali się gracze Tomasza Nurzyńskiego. O pierwszej partii nie można bynajmniej powiedzieć, że było to najpiękniejsze spotkanie, które widzieliśmy w życiu. Obie drużyny popełniały bardzo dużo błędów własnych, a o tym, że to Prototype wygrało, zadecydowała wyraźna różnica w przyjęciu pomiędzy drużynami. W przypadku ‘Transformersów’ wyglądało ono naprawdę dobrze, podczas gdy w drużynie Epo było całkiem na odwrót. Nie dało się nie dostrzec analogii z pierwszego spotkania. Wtedy to Prototype miało problem z przyjęciem, co ‘Zieloni’ niemiłosiernie wykorzystywali. Drugi set był już zdecydowanie bardziej wyrównanym widowiskiem, w którym sytuacja co chwilę się zmieniała. Gdy w końcówce seta Damian Kolka skończył dwie bardzo ważne piłki i doprowadził do wyrównania 20-20 wydawało się, że to Epo będzie bliższe wygrania seta. Niestety dla nich, Prototype zakończyło seta – a jakże, asem serwisowym. Trzecia odsłona była podobna do drugiej, z tą tylko różnicą, że zmieniła się drużyna, która go wygrała. Na otarcie łez, bo tak to trzeba traktować, Epo wygrało ostatnia partię do 19, dzięki czemu zachowują trzecią lokatę w lidze. Niemniej jednak, ich przewaga nad TSS-em stopniała do zaledwie jednego oczka. Prototype z kolei powiększa dystans do ostatniej w tabeli Straży Pożarnej i na chwilę obecną nie wyglądają absolutnie na drużynę, która mogłaby parafrazując Franciszka Smudę: ‘bić się o spadek’.

Trójmiejska Strefa Szkód – Prototype Volleyball

Dla Trójmiejskiej Strefy Szkód spotkanie przeciwko Prototype Volleyball było w zasadzie ostatnim momentem, w którym można było doskoczyć do drużyn, które powalczą o podium. Gdyby spełnił się najczarniejszy scenariusz i drużyna przegrałaby z ‘Transformersami’ to mogłaby być myślami nie przy strefie medalowej, a strefie spadkowej. Odstawmy jednak te rozważania i przejdźmy do meczu. W nim ‘Trójmiejscy’ od początku czuli się naprawdę dobrze, a cały obraz przebiegu tego seta w pewien sposób zakłamuje wynik. 21-19 nakazuje sądzić, że doszło do bardzo wyrównanej partii, a tymczasem to podopieczni Patryka Pleszkuna mieli przez większość seta sporą przewagę, którą ‘Transformersi’ nadgonili w końcówce. Oglądając wszystko z boku, nie mieliśmy jednak poczucia, że wygrana tej odsłony jest dla ‘Błękitnych’ zagrożona. O ile w pierwszym secie Prototype zdołał powalczyć, tak w drugim stroną dominującą od początku do końca byli ‘Trójmiejscy’ Bardzo dobrze na rozegraniu prezentował się Maciej Wiśniewski, któremu koledzy po meczu powinni postawić piwo. Jego mądre rozdzielanie piłek sprawiło, że współpartnerzy mieli ułatwione zadanie. Bardzo skuteczni byli Patryk Pleszkun czy Wojtek Ingielewicz. Ten drugi, mimo że w spotkaniu zdobył czternaście punktów to nie był zbytnio zadowolony, szczególnie ze swoich ataków z drugiej linii. Jesteśmy jednak przekonani, że niejeden atakujący w lidze chciałby prezentować poziom Wojtka. Wracając do meczu, drugi set zakończył się wygraną TSSu 21-11. Ostatnia partia to ponowne wypracowanie przewagi, która pod koniec seta Prototype zaczął gonić. Mimo, że przez chwilę zrobiło się gorąco (19-17) to ostatecznie Trójmiejska wygrywa spotkanie 3-0 i notuje udany rewanż za ostatnią porażkę. A Prototype? Do niedawna wydawało się, że mogą spać spokojnie. Czwartkowe wyniki sprawiły, że znowu zaczęło się robić nieciekawie.