Za nami czwartkowa seria gier, w której wydarzeniem dnia była historyczna wygrana SiiPower. Bardzo ważne zwycięstwo w kontekście utrzymania w trzeciej lidze zanotowała drużyna MiszMasz, która ograła za komplet punktów Wolves Volley. Ponadto – Złomowiec Gdańsk potwierdził świetną formę, ogrywając Hydrę Volleyball Team za komplet punktów. Zapraszamy na podsumowanie!
Sharks – Hapag-Lloyd 3-0 (21-14; 21-18; 21-12)
Biorąc pod uwagę fakt, że po czwartkowej serii gier – Sharksi są na samym szczycie ligowej tabeli, to trzeba przyznać, że Hapag-Lloyd zaprezentował się naprawdę godnie. Ba, w naszym odczuciu zagrali lepiej niż późniejszy rywal ‘Rekinów’ – BVT Gdańsk. Po kilkudziesięciu spotkaniach w Inter Marine SL3, ‘Logistycy’ wiedzą jednak, że dla Redakcji często szklanka bywa do połowy pusta. Nie sposób po czwartkowej serii gier nie wspomnieć o tym, że Hapag-Lloyd przesunął się na sam koniec ligowej tabeli. Tak się bowiem składa, że SiiPower wygrał swoje spotkanie z Only Spikes i obok tych drugich – Hapag pozostaje jedyną drużyną bez zwycięstwa na koncie. Czwartkowe spotkanie rozpoczęło się od prowadzenia Sharksów (8-5). Mimo wyraźnej przewagi ‘Logistycy’ nie przestraszyli się rywala, czego namacalny dowód otrzymaliśmy w momencie, kiedy blokiem na Andreii Stepanovie, popisał się Dawid Kuziemski. W dalszej części ‘Pomarańczowi’ prezentowali się bardzo dobrze i do pewnego momentu mieli kontakt z rywalem (15-13). ‘Rekinom odpłynąć’ udało się dopiero w dalszej części seta (21-14). Środkowa odsłona to w naszym odczuciu najlepszy set ‘Logistyków’ w obecnym sezonie. W połowie seta team Joanny Kożuch objął sensacyjne prowadzenie 13-12 i choć po chwili je stracił i finalnie przegrał do 18 – zaprezentowali się naprawdę – rewelacyjnie. Trzeci set rozpoczął się od świetnej zagrywki Łukasza Dubickiego, po której ‘Pomarańczowi’ nie mogli zrobić przejścia (7-3). Kiedy to im się udało – było już za późno i z trzech oczek w meczu – cieszyli się faworyci.
Staltest Pomorze – Tufi Team 1-2 (16-21; 19-21; 21-16)
Tuż przed rozpoczęciem meczu wywiadu udzielił środkowy Tufi – Michał Michalunio. We wspomnianej rozmowie poruszony został temat potencjalnej straty punktów przez Tufi w czwartkowym spotkaniu, bo umówmy się – brzmiało to jak scenariusz science-fiction. W naszym odczuciu absolutnym faworytem do wygrania za komplet punktów, była ekipa Tufi Team. Dość niespodziewanie jednak – w meczu napotkali oni sporego kalibru ciężary i przy odrobinie szczęścia – to Staltest mógł wygrać spotkanie. Pierwszy set rywalizacji rozpoczął się od wyraźnej przewagi faworyta, który rozpoczął od prowadzenie 8-4. W dalszej części Tufi nie zwalniali i kiedy na tablicy wyników mieliśmy 19-13, stało się jasne, która z drużyn wygra pierwszą odsłonę. Środkowy set? Świetna gra undergoda, który zawiesił poprzeczkę rywalowi na bardzo wysokim pułapie. Przez większość seta Tufi Team nie mogli sforsować zasieków ustawionych przez Staltest. Ba – to team Arkadiusza Kozłowskiego prowadził w pewnym momencie 16-14. Słabszy moment Staltestu nastał jednak w najmniej oczekiwanym momencie. Pięć kolejnych punktów zdobyła bowiem ekipa Tufi, która finalnie wygrała tę partię do 19. Wydarzenia z drugiego seta powinny być sygnałem ostrzegawczym dla tak doświadczonej drużyny jak Tufi Team. Być czymś, co zmobilizuje faworyta. Czymś w rodzaju paliwa wlanego do baku pojazdu prowadzonego przez ex-pierwszoligowca. W zamian za to – trzeci set po punktach Mikołaja Tempczyka, rozpoczął się od prowadzenia Staltestu 8-4. To oznaczało, że Tufi musiało gonić, ale prawdę mówiąc – było to tak mało przekonujące, że nie miało prawa się udać. Oczywiście – fundamentalna w tym zasługa samego Staltestu, który zagrał świetną partię. Uważamy, że gdyby prezentowali się tak od początku sezonu – dziś ich sytuacja byłaby zdecydowanie lepsza.
MiszMasz – Wolves Volley 3-0 (23-21; 21-14; 21-14)
Z pewnością większość osób czytających podsumowanie słyszało w życiu o przypadku, w którym ktoś został ‘zakopany żywcem’. Ba – ponoć zdarzały się przypadki, w których zakopana osoba zdołała wydostać się z grobu, a z czasem – ‘żyć jak gdyby nigdy nic’. Czemu o tym piszemy? Ano dlatego, że w ostatnim czasie zdążyliśmy już kilka razy postawić krzyżyk na MiszMaszu. W zapowiedziach przedmeczowych wyliczaliśmy ile potrzebują punktów by się utrzymać. Doszliśmy przy tym do konkluzji, że w czwartkowy wieczór – muszą wygrać z Wolves Volley. Tuż przed rozpoczęciem spotkania okazało się, że ‘Wataha’ przygotowała dla swoich rywali małą niespodziankę – w ich szeregach brakowało bowiem kilku groźnych wilków. Choć w pierwszym secie rywalizacji Wolves potrafili pokazać jeszcze kły, to w drugiej i trzeciej części – byli zaledwie tłem dla swojego rywala. Kto wie jak potoczyłby się mecz, gdyby to Wolves Volley wygrali premierową partię? Na półmetku pierwszego seta to właśnie oni prowadzili 13-10. W końcówce mieli dodatkowo piłkę setową, ale po ataku Mateusza Berbeki oraz dwóch błędach rywali – z pierwszego punktu cieszyli się gracze Jakuba Waszkiewicza. Środkowa odsłona zapowiadała się dość podobnie (7-7). Po chwili jednak serię siedmiu punktów z rzędu zanotował underdog spotkania, po których prowadzili już 14-7. Wysoka zaliczka pozwoliła im po chwili wygrać seta do 14. Ostatni set wyglądał bardzo podobnie. Po niezłym początku ‘Wilków’, ich gra się posypała jak domek z kart. Podobnie jak w drugim secie było 14-7, więc przewidzenie epilogu tej historii – nie było zbyt trudne (21-14).
Sharks – BVT Gdańsk 3-0 (21-14; 21-12; 21-13)
‘Bobry’ na Boga – ogarnijcie się wreszcie, bo choć przykro to stwierdzić, to stajecie się pośmiewiskiem ligi. To, co wydarzyło się w czwartek przypominało…sceny rodem z osiemnastki. Nie ma w zasadzie sezonu, w którym nie dochodziłoby do mniejszej lub większej draki w zespole BVT. W ‘biało-czarnych’ iskrzyło już na początku sezonu, o czym pisaliśmy kilka tygodni temu. Choć wówczas było już gorąco to ostatecznie udało się ugasić pożar. Jak się okazało – w siedzibie drużyny cały czas tlił się jednak ogień, który rozprzestrzenił się na kilka godzin przed rozpoczęciem czwartkowego spotkania. Co się wydarzyło? Zmiana kapitana – opuszczenie grupy na msg przez byłego kapitana, komentarze na facebooku i wreszcie to, co zauważył jeden z postronnych zawodników – CINEMA. Lepiej byśmy tego nie ujęli. Powiedzenie organizacyjna Stal Mielec straciło na ważności. Dziś jest to ‘organizacyjna drużyna Bobrów’. Może czas wreszcie podjąć decyzję i skoro granie nie przynosi funu, to nie zbierajcie się na kolejny sezon? Może po prostu się do tego nie nadajecie? A Sharksi? Jak widać odejście z drużyny przez dwóch zawodników i założenie swojego teamu było najlepszą możliwą decyzją. Mając tak zorganizowanego rywala – opędzlowanie go było zadaniem bardzo łatwym. Ba – prawdę mówiąc ‘Rekiny’ miały większy problem z Hapag-Lloyd, który po czwartkowej serii gier plasuje się na ostatnim miejscu w lidze. Dla odmiany – Sharksi po sześciu punktach w czwartkowy wieczór wskakują na sam szczyt ligowej układanki – brawo!
ADS Volley – Flota TGD Team 1-2 (18-21; 21-15; 18-21)
Czwartkowy wieczór potoczył się dla ADS w koszmarny sposób. Nie dość, że sami przegrali mecz z rywalem, który w teorii był w ich ‘zasięgu’, to na dodatek – kluczowe spotkanie za komplet punktów wygrała ekipa MiszMasz, a to oznacza, że sytuacja Amatorskiej Drużyny Siatkarskiej stała się jeszcze bardziej skomplikowana. Po ośmiu rozegranych meczach team Jakuba Florczaka ma na swoim koncie zaledwie pięć punktów i ich sytuacja jest już bardzo skomplikowana. Jeśli chodzi o samo spotkanie, to rozpoczęło się ono od bardzo mocnego uderzenia w wykonaniu ex-drugoligowca (6-1). Po nokdaunie w początkowej fazie meczu ADS Volley wstał z kolan i z czasem zdołał wyjść nawet na prowadzenie 17-15! W końcowej fazie seta zabrakło mu jednak zimnej krwi i po ważnych punktach Daniela Iwaszko, Flota wysunęła się na prowadzenie, a następnie wygrała seta do 18. Toc co nie udało się graczom ADS w pierwszej odsłonie – dokonali w środkowej partii. Już na początku seta ruszyli z atakami, po których objęli prowadzenie 9-3! W dalszej części w szeregach ADS zrobiło się nerwowo. Wszystko za sprawą topniejącej przewagi po asach serwisowych Wojciecha Sagatowskiego (13-10). Mimo małego kryzysu – gracze ADS zrobili po chwili przejście i finalnie wygrali tę partię do 15. Ostatni set to wyrównana do stanu 10-9 dla Floty gra. Druga część seta to jednak partia, w której beniaminek trzeciej ligi popełnił kilka błędów, po których Flota wysunęła się na prowadzenie 16-10, by po chwili cieszyć się ze zwycięstwa (21-18).
Dream Volley – Wolves Volley 3-0 (21-17; 21-15; 25-23)
W zapowiedziach przedmeczowych zasugerowaliśmy, że czwartkowa seria gier będzie tą, w której Wolves Volley zapewnią sobie spokojne utrzymanie w trzeciej klasie rozgrywkowej. Zamiast tego – gracze Karola Ciechanowicza postanowili zadbać w końcowej fazie sezonu o większe emocje. Tak się bowiem składa, że na sześć możliwych punktów Wolves Volley zgarnęli…zero. Owszem – pierwszy set rywalizacji z MiszMaszem oraz trzeci z Dream Volley to partie, w których Wolves zabrakło po prostu szczęścia. W ostatecznym rozrachunku może to być jednak marne pocieszenie. Czwartkowe spotkanie rozpoczęło się od przewagi ‘Marzycieli’, po których owszem – widać było dłuższą przerwę, ale również – większą jakość od rywali. Choć do stanu 14-14 obie drużyny szły ‘łeb w łeb’, to w dalszej części – ‘Wilkom’ uciekło przyjęcie, po którym faworyci zdołali odskoczyć, by finalnie wygrać do 17. Jeszcze lepiej team Mateusza Dobrzyńskiego poradził sobie w środkowej odsłonie. Set ten rozpoczął się od prowadzenia Marzycieli…10-2! Na całe szczęście dla kondycji psychicznej ‘Wilków’ – w dalszej części seta wyraźnie poprawili swoją grę, ale i tak – drugi punkt w meczu zdobyła ekipa Dream Volley. Trzecia odsłona była zdecydowanie najciekawszą częścią meczu. Była to ogromna szansa na to, by Wolves Volley nie wracali do domu ‘na pustaka’. Stało się jednak jak w popularnym swego czasu memie, gdzie zawodnik ubrany w koszulkę ‘Wilków’ na pytanie w sklepie czy ‘zbiera punkty’, odburknął tylko ‘nie’. Końcowa faza seta to popis dwóch Tomaszów – Głębockiego z Wolves Volley oraz Nurzyńskiego z Dreamu. Ostatecznie górą był ten drugi. Po dwóch blokach oraz ataku środkowego ‘Marzycieli’, Dream oddalił zagrożenie i zdołał wydrzeć rywalom ostatni punkt sprzed nosa, brawo!
Złomowiec Gdańsk – Hydra Volleyball Team 3-0 (21-19; 21-19; 22-20)
Szanowni Państwo – to już pewne, Złomowiec oszalał! W zapowiedziach przedmeczowych wskazywaliśmy na to, że wokół drużyny Witolda Klimasa zaczyna robić się dość poważnie. Uznaliśmy, że jeśli wygrają również z Hydrą, to staną się bardzo poważnym kandydatem do awansu. Nie ukrywamy, że jako Redakcja mamy pewną satysfakcję. Ileż razy można było mówić o ogromnym potencjale drużyny? Wreszcie przekuwa się to na wyniki, a komplet punktów sprawia, że ‘Złomki’ lądują na drugie miejsce w ligowej tabeli. Wow! A Hydra Volleyball Team? W programie szkół jednym z bardzo ważnych aspektów jest ‘czytanie ze zrozumieniem’. W tekstach, które pojawiały się ostatnio na stronie wskazywaliśmy na to, że spotkania Hydry kończą się wynikami 2-1, a wynik 3-0 zdaje się być ‘białym krukiem’. Nie chodziło nam jednak o to, że ‘Bestia’ ma przegrać w stosunku 0-3, a wygrać. Cóż – nie tym razem i nie z tym przeciwnikiem, bo choć każdy z setów był wyrównany, to za każdym razem karta sprzyjała Złomowcowi. Nie jesteśmy zbyt dobrzy w powiedzonka, ale ciśnie nam się na usta to, że ‘szczęście sprzyja lepszym’. Aktualnie to nad czym się zastanawiamy to pytanie czy Złomowiec wykaże się w dalszej części sezonu wystarczającą determinacją do tego by awansować. Niemniej jednak – dziś mają swoje pięć minut. Biorąc pod uwagę siłę drugiej ligi kiedyś a tą obecną – mówimy aktualnie o PRIMETIME drużyny Złomowca w Inter Marine SL3 – brawo!
Maritex – Flota TGD Team 1-2 (21-19; 17-21; 17-21)
Po tryumfie z ADS Volley, Flota TGD przystępowała do drugiego spotkania w czwartkowy wieczór. Tym razem rywal podopiecznych Karoliny Kirszensztein był ‘na papierze’ zdecydowanie bardziej wymagający. Maritex w dość powszechnej opinii miał być bowiem drużyną, która powalczy o awans do wyższej klasy rozgrywkowej. Czy team Michała Pietrasika potwierdził to w czwartkowym spotkaniu? Ekhm…no nie za bardzo. Ilekroć ‘Fioletowi’ rywalizują z drużynami, które ‘coś ogarniają’, to rywale, a nie oni wychodzą z tej konfrontacji zwycięsko. Mecz z Oliwą, Spontantem oraz wczoraj – z Flotą TGD Team pokazały, że Maritex wcale nie jest tak mocny jak mogłoby się wydawać. Nie jest z pewnością drużyną, której nie można ‘ugryźć’. Zastanawiamy się, na którym finalnie miejscu wylądują po meczach z prawdziwymi ‘kotami’. Maritex w następnych meczach zmierzy się z Bayerem, Treflem, Osadą oraz Dream Volley. Cóż – po tym, co widzieliśmy wczoraj – podium im raczej nie wróżymy. A Flota TGD Team? Maszyna zaczęła wreszcie funkcjonować. O ile kwestia wysokich miejsc jest już przesądzona, to trzy wygrane spotkania z rzędu sprawiają, że od drużyny oddaliło się widomo potencjalnej katastrofy, którą byłby spadek do czwartej ligi. Aktualnie Flota wskoczyła na miejsca w środku ligowej stawki i w doskonałych nastrojach mogą wyczekiwać przyszłotygodniowego meczu z Osadą Truso.
Only Spikes – SiiPower 1-2 (14-21; 21-15; 22-24)
W zapowiedziach przedmeczowych wskazywaliśmy na to, że dla obu drużyn będzie to mecz szczególny. Obojętnie bowiem jaki padłby wynik – dla jednej z drużyn oznaczało to przełamanie złej passy. W naszych oczach faworytem meczu i to takim, który powinien zgarnąć komplet punktów był zespół Patryka Łabędzia – Only Spikes. Naszą predykcję oparliśmy na zdecydowanie większym doświadczeniu ‘Kanarków’ oraz tym, że w naszych oczach na przestrzeni sezonu radzili sobie lepiej. Już początek spotkania pokazał, że zespół w żółtych strojach będzie miał potężne problemy z wygraniem spotkania. Zdecydowanie lepiej w mecz weszli bowiem gracze SiiPower, którzy od początku spotkania prezentowali większą ‘kulturę gry’. Precyzując – popełniali zdecydowanie mniej błędów i wysunęli się na prowadzenie 8-4. W dalszej części seta gracze OS nie mogli znaleźć sposobu na powstrzymanie lewego skrzydła rywali, który zgarnął zasłużoną wygraną do 14, a tym samym – mógł cieszyć się z historycznego punktu w rozgrywkach! Środkowa odsłona rozpoczęła się od ‘sportowej złości’ faworyta spotkania, który błyskawicznie objął wysokie prowadzenie (8-3). SiiPower nie dawali jednak za wygraną i po chwili…zdobyli pięć punktów z rzędu, doprowadzając tym samym do wyrównania po 8. Po raz kolejny gracze Only Spikes wypracowali sobie przewagę w drugiej części seta (15-11) i po chwili mogli cieszyć się z wyrównania w setach (21-15). Poziom emocji w ostatnim secie? TOP. Serio – to oglądało się bardzo przyjemnie. Lepiej w seta weszli gracze w niebieskich strojach, którzy podobnie jak w premierowej partii – prowadzili 8-4. W dalszej części gracze Only Spikes nie odpuszczali i po ataku Adriana Schramki zdołali doprowadzić do wyrównania po 12. Od tego momentu – aż do samego końca, kibice śledzący mecz na facebooku przeżywali prawdziwy thriller, w którym nie brakowało zwrotów akcji. Ostatecznie – po dwóch skutecznych atakach w końcówce w wykonaniu Grzegorza Modzelewskiego, z wygranej cieszyli się gracze SiiPower (24-22). Wow – brawo!