W hitowym starciu trzeciej ligi – Trefl Gdańsk okazał się mocniejszy od Dream Volley. Ponadto swoje pierwsze spotkanie w sezonie Wiosna’25 wygrała ekipa MiszMasz, która pokonała pogłębiającą się w kryzysie Flotę TGD Team. Zapraszamy na podsumowanie!
Trefl Gdańsk – Dream Volley 2-1 (21-17; 17-21; 21-17)
Mecz o godzinie 19:00 na boisku nr 1 był anonsowany jako hit wtorkowej serii gier. Naprzeciw siebie stanęły bowiem drużyny, które są uznawane za jednych z głównych faworytów do podium trzecioligowych rozgrywek. Od samego początku spotkania obie drużyny nie odpuszczały i na półmetku pierwszego seta mieliśmy remis 10-10. Bardzo ważnym momentem były dwa punkty z rzędu Mateusza Landsberga, po których team ‘gdańskich lwów’, objął prowadzenie 13-10, którego nie wypuścił już do końca (21-17). Niepowodzenie w pierwszym secie nie sprawiło bynajmniej, że Dream Volley przestał ‘szukać swojej szansy’. Choć środkowa odsłona rozpoczęła się identycznie jak pierwsza – od stanu 10-10, to tym razem oglądaliśmy inny epilog. Chwilę po półmetku seta ‘Trefliki’ popełnili kilka błędów w ataku, po którym prowadzenie objęli gracze w niebieskich trykotach (13-11). Wzięty przez trenera Edwarda Pawluna czas na niewiele się zdał. Tuż po nim atakiem oraz blokiem popisali się odpowiednio – Rafał Żebrowski oraz Marcin Bitowt, po którym ‘Marzyciele’ odjechali rywalom na sześć oczek (18-12) i w dalszej części nie mieli problemu z tym by doprowadzić do wyrównania stanu rywalizacji (21-17). O zwycięstwie w meczu musiał zadecydować trzeci set, który rozpoczął się lepiej dla zdecydowanie bardziej doświadczonej drużyny w Inter Marine SL3. Po asie serwisowym Marcina Juszczaka, Dream Volley objął prowadzenie 10-6 i był na najlepszej drodze do zwycięstwa. Niestety dla nich – w dalszej części seta to młodzież przejęła inicjatywę i po kilku atakach Stanisława Fornalaka – Trefl najpierw odrobił straty (13-13), a następnie – wysunął się na prowadzenie 15-13. Choć w końcowej fazie seta Dream starał się jeszcze ‘odkręcić sytuację’ to było już za późno i w meczu na szczycie trzeciej ligi – górą byli gracze Edwarda Pawluna.
SiiPower – MysterElektroRockets 0-3 (10-21; 19-21; 13-21)
Gdyby w ślad za nowymi koszulkami poszła również lepsza jakość gry – MysterElektroRockets mogłoby być w 100% zadowolone po wczorajszym spotkaniu. Choć team Pawła Urbaniaka wygrał mecz za komplet punktów, to z pewnością nie było to jednak ich najlepsze spotkanie w historii rozgrywek. Pierwszy set rozpoczął się jednak od wyraźnej przewagi drużyny, której stroje stylizowane są na stroje argentyńskiego ‘River Plate’. Po dwóch punktach świetnie dysponowanego środkowego – Marka Bobkowskiego, MER objęli prowadzenie 11-4. Dalsza część to wyraźna przewaga faworyta, który pozwolił rywalom na zdobycie 10 punktów, przy czym warto zauważyć, że tylko dwa były po własnych akcjach. To oznaczało, że faworyt spotkania mylił się stosunkowo często (21-10). Prawdziwy festiwal niedokładności, niedociągnięć, błędów czy niechlujstwa przyszedł wraz z rozpoczęciem środkowej partii. Po kilku potwornych błędach na początku seta oraz wreszcie składnych akcjach drużyny w niebeskich trykotach – to SiiPower objęli sensacyjne prowadzenie 9-4! Po chwili Sii wypuścili jednak potencjalną wygraną z rąk (11-11). Mimo to – w dalszej części team Fabiana Ehrlicha miał swoją kolejną szansę (17-15), ale i tym razem stało się inaczej. Ostatecznie faworyt wygrał tę partię do 19, ale o tego typu zwycięstwach ktoś mądry powiedział kiedyś jako tych ‘zrodzonych w bólu’. Ostatnia odsłona rozpoczęła się od…kolejnego wysokiego prowadzenia ostatniej drużyny w ligowej tabeli. Po skutecznym bloku Marka Kucińskiego, SiiPower objęli prowadzenie 9-4! Tym razem MysterElektroRockets nie czekali tak długo i straty odrobili znacznie wcześniej, a następnie wygrali seta do 13.
Speednet 2 – Old Boys 0-3 (22-24; 16-21; 14-21)
Choć Speednet 2 miał w meczu swoje momenty, to do domu wracali ‘na pustaka’. Zero na sześć możliwych punktów to bardzo nieciekawy obraz, który przekreśla mocarne plany ‘Programistów’. Najlepiej team Marka Ogonowskiego prezentował się we wtorek w pierwszym z sześciu rozegranych setów. Z czasem przepraszamy za porównanie – gasł jak ‘Dziewczynka z zapałkami’. Początek spotkania był jednak obiecujący i po skutecznym bloku Adama Galińskiego, czarna tablica wyników wskazywała remis po 11. Już po chwili za sprawą przyjmujących – Mateusza Batyry oraz Piotra Wołodźko, Old Boys wysunęli się na prowadzenie 18-15. Choć wówczas wydawało się, że spokojnie ‘dowiozą wynik’ do końca – po punktach wspomnianego wcześniej Adama Galińskiego oraz Krzysztofa Mejera, Speednet 2 doprowadził do gry na przewagi (20-20). Niestety dla nich – koniec końców to team z Pruszcza Gdańskiego lepiej wytrzymał ‘próbę nerwów’ w końcówce i pierwszy punkt w meczu trafił do zespołu Bartka Kniecia. Prawdę mówiąc – wraz z końcem pierwszej części, skończyły się również emocje. Druga część spotkania to partia, w której team z Pruszcza Gdańskiego szybko objął kilkupunktowe prowadzenie (12-8), które z czasem zamieniło się w wygraną seta do 16. Ostatni set to jeszcze większa dysproporcja. Sił drużynie Speednet 2 wystarczyło do stanu 8-8. Nie da się jednak myśleć o pozytywnym wyniku, jeśli pozwala się rywalowi na zdobycie kolejnych ośmiu oczek, zdobywając przy tym zaledwie trzy (16-11). Ostatecznie po atakach Adriana Wieleby i Mateusza Batyry w końcówce Old Boysi mogli cieszyć się z kompletu oczek i fotela wicelidera drugiej ligi, brawo!
Siatkersi – Hapag-Lloyd 3-0 (22-20; 21-6; 21-10)
Mecz pomiędzy Siatkersami a Hapag-Lloyd był absolutnym unierswum Inter Marine SL3. Prank sędziego z początku spotkania? Był. Gość przebrany za kontener Hapag-Lloyd? Obecny! Spora liczba kibiców? A jakże – nie zawiedli. Niezawodny bęben? Nie mogłoby być inaczej. Prawdę mówiąc na boisku numer 1 zabrakło tylko ‘baby z wąsami’ i niespodziewanego wyniku. Trzeba przyznać, że do tego ostatniego było naprawdę blisko, w szczególności w premierowej odsłonie. Choć zdecydowanym faworytem była ekipa Siatkersów, to w pierwszej części mieli oni ogromne problemy z ograniem rywali. To Hapag-Lloyd wysunął się na prowadzenie na początku seta i swoją przewagę utrzymywał przez większość partii. Kiedy na tablicy wyników było 15-10 dla ‘Logistyków’, wydawało się, że dopną po chwili swego i zdobędą drugi punkt w sezonie Wiosna’25. Dalsza część seta to szaleńcza pogoń Siatkersów, którym do wyrównania udało się doprowadzić dopiero w samej końcówce (19-19). Ostatnie dwie akcje to udane ataki Macieja Kota, które zapewniły Siatkersom pierwszy punkt w meczu. Dbając o kondycję psychiczną ‘Pomarańczowych’ – o drugim secie lepiej zbyt dużo nie pisać. W skrócie – powróciły w nim ‘stare demony’ Hapag-Lloyd, który musiał przełknąć porażkę w secie do…sześciu! W ostatnim secie nie było o wiele lepiej i tym razem team Joanny Kożuch zdobył dziesięć oczek. W obozie ‘Logistyków’ po wczorajszym meczu mówiło się jednak o pierwszym secie, w którym nie wykorzystali bardzo dużej szansy.
Team Spontan – ADS Volley 2-1 (21-19; 21-12; 17-21)
Choć początek sezonu w wydaniu ‘Spontanicznych’ był koszmarny, to dyspozycja drużyny Piotra Raczyńskiego w meczu z Flotą TGD Team pozwalała sądzić, że w konfrontacji z ADS Volley sięgną po trzy oczka. Do pewnego momentu meczu – plan nakreślony w ‘Spontanicznych głowach’ zdawał się realizować w perfekcyjny sposób. Już od początku spotkania Team Spontan objął inicjatywę i po punktach Krzysztofa Lepera oraz Mariusza Krynickiego, objęli prowadzenie 9-6. Po chwili ‘Pomarańczowi’ powiększyli swoją przewagę i kiedy prowadzili 17-13, to uznaliśmy, że krzywda im się już nie stanie. W dalszej części ADS zniwelował co prawda stratę do jednego oczka (20-19), ale ostatnie słowo należało już do faworyta (21-19). Środkowa partia to wyraźna przewaga Team Spontan. Choć set zaczął się od dobrej gry w obronie beniaminka trzeciej ligi (6-5), to po chwili popełnili oni serię błędów, po których Spontan wysunął się na prowadzenie 11-6. Dalsza część seta to wyraźna przewaga zespołu w pomarańczowych strojach, który wygrał tę partię do 12. W ostatnim secie – Team Spontan wrócił do korzeni. W historii SL3 było już mnóstwo spotkań, w których team Piotra Raczyńskiego miał problem z tym by postawić kropkę nad ‘i’. Nie inaczej było i tym razem. Lepiej finałową odsłonę rozpoczęli gracze Jakuba Florczaka, którzy objęli prowadzenie 5-2. Choć po chwili wszystko wydawało się ‘wracać do normy’ (6-6), to były to ‘miłe złego dla Spontana’ początki. W dalszej części po akcjach Dominika Bychowskiego oraz Oliwiera Rymszy, ADS objął prowadzenie 14-9, którego nie wypuścili już do samego końca (21-17).
Speednet 2 – Złomowiec Gdańsk 0-3 (14-21; 13-21; 14-21)
Po bardzo udanym poprzednim dniu meczowym, w którym Speednet ograł za komplet punktów Inter Marine Masters oraz Flotę Active Team, uznaliśmy, że są oni w stanie sięgnąć we wtorek po trzy z sześciu punktów. Według naszych wyobrażeń, pierwszy punkt Speednet miał zdobyć w konfrontacji z Old Boys, a następnie – dwa oczka ze Złomowcem. Po pierwszym meczu stało się jasne, że aby zdobyć trzy oczka – Speednet musi wygrać ze Złomowcem za komplet punktów. Cóż – dawno tak nie ‘przestrzeliliśmy’ z przedmeczowymi predykcjami, bo na tle ‘Złomków’ – Speednet wyglądał bardzo słabo. Pierwszy set zaczął się nerwowo dla ‘Programistów’, którzy weszli kiepsko w mecz i już na początku kilkupunktową przewagę zbudowali sobie gracze w miedzianych strojach (8-5 -> 13-8). Patrząc na spotkanie z boku trudno nie odnieść było wrażenia, że Złomowiec gra na absolutnym luzie i nie musi się przesadnie spinać, by kolejnymi akcjami ‘dojeżdżać’ swojego rywala (21-14). Środkowa odsłona nie zmieniła oblicza meczu, jeśli chodzi o aspekt sportowy. Zmienił się natomiast aspekt psychologiczny, bo w odróżnieniu do pierwszego seta – Speednet nawet się nie denerwował absolutną niemocą. Już na półmetku seta Złomowiec zbudował sobie przewagę 12-7 i po chwili dokonał ‘dzieła zniszczenia’ wygrywając do 13. Ostatni set to kontynuacja egzekucji, w której w roli kata wcielił się zespół Złomowca. Kiedy na tablicy wyników było 7-2, Speednet przestał udawać, że będzie starać się odwrócić losy rywalizacji. Ostatecznie ‘Złomki’ wygrywają partię do 14, a cały mecz 3-0, wracając przy okazji na podium drugiej ligi – brawo!
Hydra Volleyball Team – Inter Marine Masters 2-1 (21-17; 15-21; 21-19)
Po bardzo rozczarowującym dniu meczowym, w którym Inter Marine Masters przegrali dotkliwie ze Speednetem 2, a następnie z Tufi – zespół Andrzeja Masiaka przystępował do kolejnego trudnego meczu. Tym razem ich rywalem była ekipa Hydry Volleyball Team, która ‘najgorsze ma już chyba za sobą’. W naszym odczuciu to team Sławomira Kudyby był faworytem, ale potencjalny punkt ‘Mastersów’ był jak najbardziej możliwym i prawdopodobnym scenariuszem. Pierwszy set rywalizacji owszem – był wyrównany i oglądaliśmy akcje ‘punkt za punkt’, ale tak prawdę powiedziawszy – nie był to fragment, o którym dziś rano rozmawiali ludzie w SKM-ce, którzy jechali do pracy bądź na uczelnie (15-15). Końcowa faza seta to pełen wachlarz możliwości Hydry i punkty: Plichtowicza, Czopura, Czajkowskiego, Birunta oraz Kukielskiego. Tak – każdy z ‘Ohany’ dołożył swoją cegiełkę do wygranej pierwszego seta do 17. Środkowa odsłona nie była dla Hydry już tak dobra. Nawiązując do 'Rodziny’, dwa pierwsze sety były metaforą życia w rodzinie, gdzie raz jest lepiej, a raz gorzej, nieprawdaż? No – to tym razem było gorzej i to znacznie. Ex-pierwszoligowiec nie mógł sobie poradzić w tej partii z beniaminkiem drugiej ligi i to team w białych strojach wyglądał znacznie lepiej. Po kilku punktach Wiktora Chełmińskiego, Inter Marine rozpoczęło tę partię od prowadzenia…9-2, po którym nie mieli problemów z wykończeniem rywala (21-15). Niech was, drodzy czytelnicy nie zwiedzie wynik trzeciego spotkania. Ten mógłby sugerować, jakbyśmy w finałowej partii oglądali niesamowicie emocjonujący set, który rozstrzygnął się dopiero w końcówce. Prawda jest natomiast taka, że ‘Bestia’ kontrolowała przebieg gry od samego początku aż do końcówki. Warto zaznaczyć tu, że w kilku końcowych akcjach mieli problem z tym by udokumentować swoją wygraną, co dało nieco tlenu ich rywalom. Ostatecznie jednak – ostatni punkt w meczu zdobył bardzo dobrze dysponowany – Marcin Kukielski. Miło patrzeć jak wspomniany przyjmujący wraca do wysokiej formy po poważnej kontuzji – brawo!
Flota TGD Team – MiszMasz 1-2 (21-16; 19-21; 19-21)
Sytuacja wtorkowych rywali na początku sezonu była daleka od przedsezonowych oczekiwań. Oczywiście zdecydowanie gorszą sytuację mieli gracze MiszMasz, którzy pozostawali jedyną drużyną w trzeciej lidze bez wygranej czy choćby punktu. Ba – w podobnej sytuacji była jeszcze tylko jedna drużyna w lidze – 52 ekipa w ligowej stawce – SiiPower. Jakież było nasze przedmeczowe zdziwienie, kiedy w szeregach drużyny Jakuba Waszkiewicza, pojawiła się dwucyfrowa liczba graczy! Każdy kto zna tę drużynę wie, że na boisku nr 2 doszło do cudu. Tak czy siak – mobilizacja w obozie MiszMaszu niemal ‘kipiała’. Ambicje jedno, a rzeczywistość pierwszego seta drugie. Spotkanie rozpoczęło się bowiem od wyraźnej przewagi Floty, która rozpoczęła partię od mocnych ataków, po których objęli oni prowadzenie 9-2, a następnie 12-5. Z czasem MiszMasz prezentował się jednak coraz lepiej i ewidentnie ‘ogarnął się’ po początkowym szoku. Choć na odrobienie strat było już za późno (21-16), to czuliśmy, że w środkowej odsłonie będzie już zupełnie inaczej. Głównymi motorami napędowymi MiszMaszu była w drugiej odsłonie para skrzydłowych – Maciej Manista – Michał Faron. To po atakach wspomnianej dwójki, MiszMasz objął na półmetku prowadzenie 12-7. Choć z czasem Flota zbliżyła się do rywala na dwa oczka (17-15), to MiszMasz już tego nie wypuścił, doprowadzając do wyrównania w setach (21-19). Ostatnia odsłona była bardzo podobna. W pierwszej części ‘czerwona latarnia trzeciej ligi’, objęła wysokie prowadzenie (12-5), które z czasem systematycznie topniało. Ba – w dalszej części seta Flota TGD objęła nawet prowadzenie (16-15), ale ostatnie słowo w meczu należało już do teamu Jakuba Waszkiewicza, który zanotował pierwsze zwycięstwo w sezonie Wiosna’25 – brawo!
EKO-HURT – Speednet 1-2 (17-21; 16-21; 21-15)
W zapowiedziach przedmeczowych zwracaliśmy uwagę na fakt, że choć obie drużyny rywalizowały już 18 razy, to Speednet tylko raz zdołał ograć swojego rywala za komplet punktów. W naszych oczach do poprawy tego bilansu miało dojść właśnie we wtorkowy wieczór. Uznaliśmy, że w ostatnim czasie drogi obu drużyn rozjechały się na tyle mocno, że jest to ‘pewniaczek’. Niestety dla Eko-Hurtu – duża w tym ‘zasługa’ tej drużyny, która co by nie mówić – póki co odstaje. Początek spotkania mógł być dla wielu obserwatorów sporym zaskoczeniem. Na ‘bombie’ w Eko-Hurcie zabrakło etatowego ‘atakera’ – Wojciecha Ingielewicza. Zamiast niego na prawym skrzydle zobaczyliśmy nominalnego środkowego – Piotra Okoniewskiego i wydaje nam się, że na tej pozycji w SL3 wspomniany gracz wystąpił po raz pierwszy. Już na początku spotkania Speednet ruszył z atakami, po których objął prowadzenie 9-3. W dalszej części seta gra się wyrównała, a ‘Hurtownicy’ zniwelowali stratę do jednego oczka (15-14). Końcówka seta to jednak przebudzenie Speednetu, który sięgnął po pierwszy punkt w meczu (21-17). Środkowa odsłona rozpoczęła się bardzo podobnie jak premierowa partia. Po punktach ‘Żurka’, Speednet objął prowadzenie 6-1. Podobnie jak wcześniej i tym razem Eko-Hurt doprowadził do wyrównania po 12, w czym duża zasługa Sebastiana Rydygera. Kiedy Eko-Hurt zrobił jednak przejście i wspomniany gracz znalazł się w drugiej linii – Eko-Hurt miał problemy ze skończeniem ataku i po chwili Speednet cieszył się z wygrania drugiego seta. Ostatnia partia to nieoczekiwany zwrot akcji, w którym po punktach Piotra Okoniewskiego oraz Konrada Buczkowskiego, Eko-Hurt objął prowadzenie 6-3. Na pojawiający się kryzys Speednet zareagował błyskawicznie i już na początku seta wykorzystał czas. To na niewiele się jednak zdało. Już po chwili ‘Hurtownicy’ po akcjach duetu Dawczak – Gawrewicz wysunęli się na prowadzenie 16-11, które z czasem zamienili na wygraną seta do 15.