Za nami czwartkowa seria gier, w której dwa ważne zwycięstwa zanotowała drużyna Sharks. Z bardzo dobrzej strony pokazali się również gracze Team Spontan, którzy rozbili za komplet punktów Flotę TGD Team. Zapraszamy na podsumowanie!
SiiPower – Sharks 0-3 (10-21; 8-21; 15-21)
Po kilku niezłych, aczkolwiek przegranych spotkaniach, zespół SiiPower przystępował do piątego spotkania w sezonie Wiosna’25. W zespole ‘Niebieskich’ tliła się przed meczem nadzieja, że może tym razem uda im się zdobyć premierowy punkt. Skoro Sharksi stracili punkt z inną drużyną, która jeszcze nie wygrała – Only Spikes, to kto wie? Nadzieje te zostały dość szybko i brutalnie spacyfikowane. Już chwilę po rozpoczęciu spotkania ‘Rekiny’ objęły prowadzenie 9-4 i z czasem swoją przewagę jeszcze powiększali wygrywając finalnie do 10. Podsumowując – set bez większej historii. Niestety w drugim pod kątem emocji było jeszcze gorzej. Pomimo faktu, że SiiPower było w stanie przyjąć piłkę, rozegrać oraz zaatakować, to w tym ostatnim elemencie brakowało często mocy, a Sharksi nie mieli problemu z tym by bronić i po chwili posyłać kolejne skuteczne kontry (6-2). Chwilę po tym jak pochwaliliśmy ‘Niebieskich’ za przyjęcie i ten element przestał funkcjonować, a w konsekwencji – Sharksi wygrali tę partię do 8. Zdecydowanie najlepiej team Sii zaprezentował się w ostatnim secie. Po kilku błędach faworyzowanych rywali, team Fabiana Ehrlicha po raz pierwszy w meczu objął prowadzenie (6-5). Niestety dla ‘Niebieskich’, te nie trwało zbyt długo (10-9). Druga część seta to wyraźna przewaga ‘Rekinów’, którzy po świetnej serii na zagrywce Jakuba Pisowackiego, objęli prowadzenie 16-11 i po chwili cieszyli się z ważnego kompletu oczek (21-15).
Aqua Volley – BVT Gdańsk 3-0 (22-20; 21-14; 21-13)
Choć przed meczem pisaliśmy o tym, że murowanym faworytem pozostaje team Aqua Volley to zdawaliśmy sobie sprawę, że mecz derbowy ‘rządzi się swoimi prawami’. Widać było to od pierwszego gwizdka sędziego w szczególności po faworycie spotkania, który rozpoczął koszmarnie. Już po chwili to zespół BVT niespodziewanie objął prowadzenie 8-3. Dalsza część seta upłynęła pod kątem gonitwy Aqua Volley, która szła jak…krew z nosa. Kiedy po ataku Adriana Jaromka, BVT objęło prowadzenie 17-12, uznaliśmy, że jest już ‘pozamiatane’. Po kilku atakach kapitana – Mateusza Drężka oraz niezastąpionego Michała Maliszewskiego, sytuacja zaczęła ulegać zmianie i po chwili mieliśmy już 19-19! Końcówka seta to już przewaga psychologiczna faworyta i ich wygrana do 20, niesamowite! Środkowa odsłona rozpoczęła się od koszmaru środkowego – Konrada Piotrowskiego. Po tym jak na stronę przeciwników wpadł jeden z graczy BVT – doszło do groźnej ‘kolizji’, po której wspomniany środkowy doznał kontuzji…obu nóg, która z pewnością wyeliminuje go na długi czas. Z tego miejsca życzymy zdrowia i jak najszybszego powrotu na parkiety. Dalsza część seta to wyraźnie lepsza gra Aqua Volley, która wygrała partię do 14. Ostatni set rywalizacji nie przyniósł zwrotu akcji i faworyzowana drużyna nie miała problemu z tym, by ograć swojego rywala do 13. Choć team Mateusza Drężka wygrał spotkanie za komplet punktów to biorąc pod uwagę okoliczności – po meczu nie mieli najlepszych humorów.
Flota Active Team – Old Boys 1-2 (21-12; 19-21; 16-21)
Po kapitalnym środowym wieczorze apetyty w obozie Floty Active Team zostały podrażnione. Wygrana z Hydrą oraz potencjalna z Old Boysami pozwoliłaby Flocie na uwierzenie w to, że obecny sezon nie jest jeszcze stracony i w ostatecznym rozrachunku – może być naprawdę dobrze. Pierwszy set rywalizacji to wyraźna przewaga zespołu Karoliny Kirszensztein, który prezentował się dojrzalej od swoich przeciwników i w odróżnieniu od nich – nie popełniał masowo błędów (12-7). Pięciopunktowa zaliczka stała się po chwili jeszcze bardziej okazała i styl, w którym Flota rozbiła w pierwszym secie swoich rywali, nie pozostawiała złudzeń – w drugim powinno być dobrze. Cóż – tyle teoria, bo w praktyce wyglądało to zupełnie inaczej. Szukamy aktualnie w głowach, która z drużyn zepsuła w życiu więcej zagrywek niż Flociarze i cóż – żadna z ekip nie przychodzi nam na myśl. To był szanowni państwo kryminał i kompletny brak poszanowania zagrywki. Do tego wszystkiego doszło rzecz jasna to, że mieli swoje problemy w przyjęciu i druga partia rozpoczęła się od prowadzenia ‘Dziadków’ (12-5). Choć wydawało się, że zaraz dojdzie do zmiany stron – Flota wykaraskała się z problemów i z czasem doprowadziła do wyrównania po 18. To oraz końcówka seta sprawiła, że mieliśmy silne poczucie deja vu. Widzieliśmy bowiem dokładnie tę samą historię w trzecim secie rywalizacji Old Boys z Krakenem. Podobnie jak w środowy wieczór – i tym razem zakończyło się happy-endem. Inna kwestia jest taka, że Flota ma po meczu poczucie niesprawiedliwości, a to związane jest wg nich z niekorzystnymi dla nich decyzjami sędziowskimi (21-19). Decydujący o zwycięstwie set rozpoczął się od wyrównanej gry (6-6). Bardzo ważnym momentem były trzy z rzędu błędy Floty w ataku, po których team z Pruszcza Gdańskiego objął prowadzenie 9-6, którego już nie wypuścił.
Sharks – Siatkersi 2-1 (22-20; 23-25; 21-16)
Choć do spotkania z Siatkersami, ‘Rekiny’ podchodziły świeżo po zwycięstwie z SiiPower, to prawda była taka, że prawdziwa weryfikacja umiejętności miała dopiero nadejść. W zapowiedziach przedmeczowych długo wahaliśmy się, którą z drużyn wskazać jako faworyta meczu. Ostatecznie padło na Sharksów, którzy rozpoczęli seta od prowadzenia 7-2. Sytuacja w pierwszym secie była jednak bardzo dynamiczna i po kilku błędach oraz dobrym fragmencie Siatkersi najpierw doprowadzili do wyrównania, a następnie sami objęli prowadzenie 10-8 i utrzymywali je aż do stanu 16-15. Końcowa faza seta to kapitalna walka ‘łeb w łeb’ zakończona happy-endem drużyny Sharks (22-20). Środkowa odsłona to do pewnego momentu świetna gra zespołu Macieja Tarulewicza udokumentowana ich wysokim prowadzeniem 15-9. Choć wydawało się, że jest już pozamiatane, ‘Rekiny’ raz jeszcze pokazały charakter i z beznadziejnej sytuacji doprowadzili do stanu po 20. Choć zanosiło się na głośny come-back, ostatnie słowo w secie należało już do zespołu w jasnych strojach, który po ataku Maćka Kota doprowadził do wyrównania w setach (25-23). Ależ to były kapitalne dwa sety. Po takich odsłonach liczyliśmy na powtórkę w trzeciej partii i niestety się przeliczyliśmy. Wyrównana walka trwała, ale tylko do stanu 10-10. Z czasem zarysowała się przewaga zespołu zza naszej wschodniej granicy, którzy wygrali tę partię do 16, a cały mecz 2-1.
Hydra Volleyball Team – Staltest Pomorze 2-1 (21-18; 21-17; 22-24)
No i Hydra Volleyball Team wypadła z castingu na angaż do programu ‘jeden z dziesięciu’. Oj, było już tak blisko, bo bilans ostatnich dziewięciu spotkań to jedno zwycięstwo – osiem porażek. Pisząc całkiem serio – Hydra potrzebowała tego meczu do podreperowania swojej sfery mentalnej. W odróżnieniu od środowego spotkania na meczu pojawiła się większa grupa zawodników oraz menager, który co rusz wymyślał nowe przyśpiewki dopingujące swoją ekipę. Kto wie czy to nie właśnie ten element sprawił, że ‘Bestia’ prezentowała się lepiej od swojego rywala i w drugiej części premierowego seta zbudowała sobie kilkupunktową zaliczkę (16-15). To pozwoliło graczom w złotych strojach na pewien margines błędu, bo nie oszukujmy się – to wciąż nie była topowa forma, z której tę drużynę pamiętamy (16-15 -> 21-18). Środkowa odsłona to przewaga Hydry, ale jakby to ująć – dość subtelna. Po skutecznych atakach Dawida Plichtowicza i Marcina Czajkowskiego, Hydra objęła prowadzenie 15-13, które po chwili dowiozła do końca. W trzecim secie Hydra zdawała się iść po pierwszy komplet punktów od 23 października 2024 r., kiedy pokonali Fux Pępowo. Po skutecznym bloku wspomnianego wcześniej Dawida Plichtowicza, Hydra objęła prowadzenie 15-10. Po chwili jednak roztrwonili przewagę i w czasie, gdy rywal zdobył sześć punktów Hydra zdobyła tylko jeden (16-16). Końcowa faza seta to walka punkt za punkt, która skończyła się punktami Jakuba Klimka oraz Jakuba Klimczaka (tak, to dwie różne osoby 24-22).
Flota TGD Team – Team Spontan 0-3 (18-21; 11-21; 20-22)
Po kiepskim, by nie napisać fatalnym początku sezonu w wydaniu Floty oraz Spontana, obie drużyny miały ‘coś do udowodnienia’. W naszych oczach nieznacznym faworytem meczu pozostawali ‘Spontaniczni’, którzy w naszym odczuciu nie mogli zagrać gorzej niż ostatnio. Początek spotkania rozpoczął się lepiej dla teamu Piotra Raczyńskiego, który objął prowadzenie 8-4. Po serii błędów w ich wydaniu, gra się po chwili wyrównała (8-8) i walkę ‘łeb w łeb’ oglądaliśmy do stanu po 14. Jako pierwsi przewagę zbudowali sobie ‘Spontaniczni’, którzy po kilku błędach rywali odskoczyli na 18-15 i po chwili cieszyli się z wygrania seta do 18. Podsumowując – nie był to z pewnością ‘najładniejszy set’ w historii ligi. Podobnie było zresztą w środkowej odsłonie. O ile Spontan poprawił swoją grę, to Flota TGD zaprezentowała się z bardzo słabej strony i sami zastanawiamy się gdzie leży geneza problemu. Już na początku po kilku punktach dobrze dysponowanego Krzysztofa Lepera, Spontan objął prowadzenie 8-4, które z czasem stawało się coraz pokaźniejsze. Kiedy po dwóch asach serwisowych z rzędu Czarka Trepczyka było 19-8 dla Team Spontan, sprawa była przesądzona (21-11). Ostatni set to wreszcie jakość po obu stronach siatki. Po indywidualnym pojedynku na zagrywki pomiędzy Cezarym Trepczykiem a Sebastianem Sołtysem, mieliśmy remis 6-6. Jako pierwsi przewagę zbudowali sobie ‘Spontaniczni’, którzy chwilę po półmetku seta, prowadzili 15-11, a w dalszej części 20-17. Kiedy wydawało się, że nie ma takiej opcji by w czwartkowy wieczór ‘spadł im z głowy włos’, Flota doprowadziła do stanu po 20. Ostatnie dwie akcje to jednak punkty dla ‘Spontanicznych’, którzy w pełni zasłużenie zgarniają w czwartkowy wieczór pierwszy komplet punktów w sezonie Wiosna’25.