Za nami poniedziałkowa seria gier, w której po raz kolejny przegrały ekipy Speednetu oraz Bossmana. Z bardzo dobrej strony pokazała się za to drużyna BEemki oraz Siatkersi, którzy choć byli absolutnym ‘underdogiem’ to wygrali z Tiger Team w stosunku 2-1. Zapraszamy na podsumowanie!
Trefl Gdańsk – Oliwa Team 2-1 (21-14; 10-21; 21-14)
Trefl Gdańsk przystępował do poniedziałkowego starcia niezwykle zmobilizowany. Na inaugurację team Edwarda Pawluna przegrał sensacyjnie z beniaminkiem trzeciej ligi – drużyną ADS Volley. Czysto teoretycznie w poniedziałkowy wieczór czekał na nich rywal, który miał być jeszcze mocniejszy. Już w zapowiedziach oraz magazynie SL3 anonsowaliśmy mecz jako hit rozgrywek trzeciej ligi. Naprzeciw ‘Gdańskich Lwów’ wystąpiła bowiem ekipa Oliwy, która w głównej mierze składa się z ex-graczy Trefla. Początek spotkania należał do młodzieży z Trefla, która wykorzystała problemy w przyjęciu swoich rywali i na półmetku pierwszego seta objęła prowadzenie 10-7. W osiąganiu coraz to większej przewagi nie przeszkadzali, a nawet pomagali gracze Oliwy, którzy popsuli w pierwszej odsłonie sporo zagrywek. Kiedy na tablicy wyników było 16-11 to stało się jasne, że Trefl już tego nie wypuści. Środkowa odsłona to całkowity zwrot akcji. Tym razem to ‘Trefliki’ mieli problem z przyjęciem zagrywki bardzo dobrze dysponowanego Jakuba Jeżewskiego i to Oliwa objęła prowadzenie 10-7. Z czasem w szeregach Trefla wkradło się sporo niedokładności. Albo popełniali błędy, albo nadziewali się na blok rywali i mówiąc wprost – byli statystami w spektaklu Oliwy (21-10). Ostatni set to wyraźna przewaga Trefla. W partii tej z bardzo dobrej strony pokazali się Adam Saidowski, Arkadiusz Wlazły czy Marcel Biernikowicz, który w spotkaniu aż pięć razy skutecznie blokował rywali. Argumentów Trefl miał w tej partii znacznie więcej i wachlarz, o którym wspomniany nie ograniczał się do wymienionych przez nas zawodników. Trefl po w miarę wyrównanej pierwszej części seta (10-8), podkręcił tempo i podobnie jak w pierwszej partii, ograł rywala do 14.
Hapag-Lloyd – BVT Gdańsk 1-2 (12-21; 21-19; 9-21)
Ledwo w zapowiedzi przedmeczowej zdążyliśmy napisać, że Hapag-Lloyd wygrał zaledwie jednego na dwanaście setów w konfrontacji z BVT Gdańsk, a ci kilka godzin później robią to ponownie, czym psują ‘kupony’ większości typerów SL3. Początek rywalizacji nie wskazywał jednak na to, że w meczu może dojść do niespodzianki. ‘Logistycy’ popełnili w tej partii mnóstwo błędów, po których gracze BVT objęli prowadzenie 10-3. Po wziętym ‘czasie’ było już wyraźnie lepiej. Hapag-Lloyd zaczął wreszcie dostarczać piłkę na druga stronę siatki i w konsekwencji dość szybko powiększyli swój dorobek punktowy (16-11). Dawno nie mieliśmy w SL3 seta, w którym na 16 zdobytuch punktów tylko DWA były po własnych akcjach. Wspomniane oczka zdobył Artem Elokhin. Cała reszta to błędy po obu stronach siatki, które doprowadziły nas do stanu po 8. Choć po chwili ‘Bobry’ objęły prowadzenie 16-10, to z czasem okazało się, ze wybudowana przez nich ‘zapora’ była bardzo słabej jakości. Grająca dobrze w obronie i z kontry drużyna Hapag-Lloyd sukcesywnie odrabiała w dalszej części stratę do rywala. Sztuka ta udała im się po ataku Sebastiana Lipskiego, po którym mieliśmy wynik po 19. Ostatnia akcja meczu to błąd jednego z graczy w białych strojach, po których Hapag-Lloyd cieszył się z pierwszego punktu w sezonie (21-19). Radość bywa nieraz huczna i taka, po której niewiele się pamięta. Cóż – Hapag-Lloyd zapomniał najwyraźniej, że mecze w SL3 składają się z trzech setów. Wyglądało to tak jakby ‘swoje już zrobili’. W takich okolicznościach ‘Bobry’ nie miały problemu z tym by ograć rywala do 9, a cały mecz 2-1.
SiiPower – Craftvena 0-3 (9-21; 9-21; 12-21)
Debiut w SL3 z AQUA Volley wszedł drużynie SiiPower na tyle mocno w głowę, że znaleźli oni wodę na swoim boisku tuż przed meczem z Craftveną. Pisząc całkiem serio – spotkanie rozpoczęło się w związku z tym z delikatną obsuwą. Ta została jednak nadrobiona już w pierwszym secie rywalizacji, bo powiedzmy sobie szczerze – nie była to zbyt długa partia. Po skutecznym ataku Bartosza Zakrzewskiego oraz ‘poprawce’ w bloku Emiliano Archentiego, Craftvena objęła prowadzenie 13-6 i była to na tyle bezpieczna zaliczka, że po chwili cieszyli się oni z czwartego punktu w sezonie Wiosna’25. Czy w drugiej odsłonie były momenty, w których gracze Fabiana Ehrlicha mogliby pomyśleć o korzystnym wyniku? Cóż – nie będziemy nikogo czarować. Warto jednak napomknąć o sytuacji z początku seta, w której Craftvena miała nad przeciwnikiem tylko dwa oczka przewagi (8-6). Podobnie jak w znanym filmie Titanic – choć później wiedziano, że statek płynie prosto na górę lodową – nic się nie dało zrobić. Nie było odwrotu, podobnie jak w meczu z Craftveną, która rozpędzała się z minuty na minutę i po kilku atakach jednego z najskuteczniejszych graczy ligi ever – Michała Markiewicza, objęła prowadzenie 17-7, a po chwili cieszyła się z drugiego punktu w meczu (21-9). Ostatni rozdział rywalizacji to delikatny powód do optymizmu dla SiiPower. Jak nauczyła niemal wszystkich Polaków Sylwia Grzeszczak – ‘cieszmy się z małych rzeczy, bo wzór na szczęście w nich, zapisany jeeest’. Tak więc – SiiPower może się cieszyć, że w trzecim secie rywalizacji zdobyli dwucyfrową liczbę punktów (21-12).
Speednet – Szach-Mat 1-2 (19-21; 21-14; 17-21)
Świetna dyspozycja Szach-Matu trwa. Obecny sezon to dwie wygrane i jedna porażka, po której team i tak był bardzo chwalony. Warto zauważyć tu, że trzech rywali, o których mowa to pięciokrotny Mistrz SL3, brązowi medaliści poprzedniego sezonu, a w poniedziałkowy wieczór – Mistrz SL3. Sytuacja w rozgrywkach jest bardzo dynamiczna. Już po jednym meczu Speednetu pisaliśmy w zapowiedzi, że mogą mieć oni problemy z tym by ograć ‘Szachistów’. Przez długi czas wahaliśmy się nawet czy w Typerze nie postawić na team w czarnych strojach. Ostatecznie postawiliśmy na Speednet i cóż – nie był to dobry wybór. Już na początku Szach-Mat zbudował sobie pięciopunktową przewagę (10-5). Z czasem po dobrej serii Speednet zbliżył się do rywala na jeden punkt (11-10), a następnie doprowadził do wyrównania po 15. Kiedy wydawało się, że Speednet zdoła wygrać, Szach-Mat odwrócił kartę i po dobrej grze w obronie oraz punktach Jakuba Króla i Łukasza Ceyrowskiego w końcówce – to oni cieszyli się z wygranej seta. Środkowa odsłona to szarpana gra. Najpierw Speednet objął prowadzenie 7-3, które już po chwili zdążył roztrwonić (10-10). W drugiej części seta z dobrej strony pokazał się Mateusz Szturmowski, po którego atakach oraz skutecznej zagrywce, dały Speednetowi wyrównanie w setach (21-14). Ostatnia partia to absolutny kryminał w liczbie zepsutych zagrywek po stronie Speednetu. W trzecim secie Szach-Mat grał naprawdę solidnie, ale nie było to coś, czego byśmy już wcześniej nie widzieli. Uważamy, że w partii tej Speednet nie dał sobie szansy na wygranie seta, a w konsekwencji meczu. Nie da się bowiem wygrać oddając połowę punktów po własnych błędach. A Szach-Mat? Cóż, tego nie dało się wypuścić. Gracze w czarnych strojach zamienili po meczu koszulki na tę koloru żółtego. Koloru, który jest zarezerwowany dla lidera. Brawo!
22 BLT Malbork – BEemka Volley 0-3 (13-21; 14-21; 12-21)
Początek poniedziałkowego spotkania rozpoczął się w taki sposób, że byliśmy niemal przekonani, że i epilog będzie inny. Precyzując – spodziewaliśmy się, że całe spotkanie będzie tak zacięte jak pierwsza część premierowego seta. We wspomnianym fragmencie mogliśmy oglądać ciekawe wymiany, dobrą grę środkowych i popis gry w obronie w obu drużynach. W skrócie – obie drużyny ‘dowiozły’. Niestety były to tylko miłe złego początki. Po punktach Daniela Podgórskiego oraz Przemysława Wawera, BEemka odjechała swoim rywalom (15-10). Z czasem jeszcze bardziej podkręciła tempo i finalnie wygrała tę partię do 13. Przed drugim setem zastanawialiśmy się czy team z Malborka zdoła zaprezentować się z lepszej strony. Choć na początku gracze 22 BLT mieli problem z przyjęciem (7-4), to po chwili gra obu ekip się wyrównała (10-10). W dalszej części team ‘Lotników’ nie po raz pierwszy w tym meczu się pogubił, co przeciwko bardzo dobrze dysponowanym graczom BEemki – nie miało prawa się udać (21-14). O ile w dwóch pierwszych setach było chociaż przez chwilę dobrze, tak w trzeciej partii gra 22 BLT się całkowicie posypała. Wynik trzeciej odsłony w bardzo duży sposób ‘ustawił’ środkowy Michał Szymański. Po kilku punktach wspomnianego gracza, BEemka objęła prowadzenie 11-5. W dalszej części seta team z Malborka miał problemy z przyjęciem zagrywki BEemki i w konsekwencji o próbie ratowania wyniku nie mogło być już mowy (21-12).
Staltest Pomorze – Old Boys 0-3 (8-21; 18-21; 19-21)
Po ubiegłotygodniowej i dość zaskakującej porażce, Old Boys chcieli zrobić wszystko by jak najszybciej odwrócić kartę. Ich rywalem w poniedziałkowy wieczór była im ekipa dobrze znana. Ze Staltestem, gracze w białych strojach rywalizowali w minionym sezonie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Początek spotkania ułożył się dla ‘Dziadków’ w wymarzony sposób. Po dobrej grze w bloku powracającego do składu OB – Łukasza Gronkowskiego oraz świetnej zagrywce Kamila Durnakowskiego, gracze w białych strojach rozpoczęli od stanu 9-3. W dalszej części seta team Bartłomieja Kniecia nie zdejmował nogi z gazu, rozbijając finalnie rywala do…ośmiu! Zdecydowanie lepiej Staltest zaprezentował się w dalszej części meczu. Od drugiego seta gra obu drużyn nam się wyrównała (10-10). Po kilku chwilach Staltest wysunął się nawet na prowadzenie, po którym byli blisko do wyrównania w setach (15-13). Końcowa faza seta należała jednak do teamu z Pruszcza Gdańskiego, który po dwóch atakach z rzędu Macieja Jeżewskiego, zapewnił sobie wygraną w meczu (21-18). Do podniesienia z parkietu pozostał jeszcze trzeci punkt i plan na tę partię od początku układał się w wymarzony sposób. Po serii błędów rywali, Old Boys rozpoczęli partię od prowadzenia 5-0! Pięciopunktową zaliczkę, team z Pruszcza Gdańskiego utrzymywał do stanu 14-9. W drugiej części seta pozwolili rywalom ‘urosnąć’ i po dłuższym przestoju tablica wyników wskazywała prowadzenie Staltestu (18-17). Choć zapowiadało się na podział punktów, to Old Boys’i wyszli po chwili z opresji i zgarnęli komplet punktów, po którym optyka na początek sezonu w ich wydaniu się zupełnie zmieniła.
Tiger Team – Siatkersi 1-2 (21-23; 14-21; 21-19)
Gdyby tytuł drużyny tygodnia móc przyznawać wyłącznie na podstawie poniedziałkowych spotkań – Siatkersi zasłużyliby jak nikt inny. Wow – co to było. Zestawienie ze sobą drużyn, w których jedni grali przez sezon w trzeciej lidze a teamem, który zajął 47 miejsce w SL3 w ostatnim sezonie, nie pozostawiał złudzeń co do tego, która z drużyn wygra. Ba – wynik 3-0 zdawał się być pewniaczkiem. Gdybyśmy mieli ‘wehikuł czasu’ to z pewnością przenieślibyśmy się do magazynu 0 oraz tych wszystkich zapowiedzi, w których nakładaliśmy na głowy graczy Tiger Team korony. Początek spotkania to gra bez jakichkolwiek kompleksów ze strony Siatkersów. To się opłaciło, bo po połowie seta prowadzili oni 14-10! Choć z czasem Siatkersi prowadzili już 20-18, to rzecz jasna nie skończyli rywala w ‘pierwsze tempo’. Zamiast tego mieliśmy nerwówkę, grę na przewagi, ale też happy-end dla teamu Macieja Tarulewicza. W drugim secie Siatkersi nie chcieli czekać na emocjonującą końcówkę. Zaczęło się od wyrównanej gry (7-7), ale to, co później wyczyniali gracze Tiger Team zakrawa o jakąś cholerną formę sabotażu. Liczba błędów i ich charakter były porażające. Ponoć dla boksera w długiej perspektywie jest zdecydowanie gorzej otrzymać 50 lekkich ciosów niż dwa mocne. Takie coś niesie za sobą nieodwracalne zmiany. Podobnie punktowali gracze Siatkersów i konsekwencja była po chwili taka, że absolutny underdog spotkania wygrał już drugiego seta. W trzeciej odsłonie mieliśmy już lepszą grę ‘Tygrysów’, którzy prowadzili w końcówce 19-14. Myślicie, że skończyli tuż po tym? Skądże znowu. Zamiast tego mieli nerwówkę i realne widmo straty trzeciego punktu. Ostatecznie po ataku Tadeusza Jakubczyka, Tiger wygrał te partię do 19. Jako całokształt jednak – myślimy o nich w kategorii dziadów tygodnia.
22 BLT Malbork – Bossman Team 2-1 (21-16; 23-21; 13-21)
Raz się przegrywa, raz się przegrywa. Nawiązujemy tu do sytuacji Bossmana, który w przedsezonowych predykcjach był drużyną, która miała bić się o pierwszy tytuł mistrzowski. Rzeczywistość jest dla nich jednak zgoła inna. Na inaugurację Bossman przegrał z Volleyem Gdańsk, a w poniedziałkowy wieczór poprawił im inny z beniaminków – 22 BLT Malbork. Sympatycy Bossmana mogą spoglądać w przyszłość z uzasadnionym niepokojem. Skoro dostają od ex-drugoligowców, to co będzie, kiedy Bossman będzie mierzył się z topowymi drużynami z poprzednich sezonów? Już początek poniedziałkowego spotkania pokazał, że Bossman może mieć ‘ciężary’. Po kilku atakach Szymona Szymkowiaka, ‘Lotnicy’ objęli prowadzenie 7-1! Z czasem Bossman się nieco odkręcił, ale nie był w stanie odrobić tak pokaźnej zaliczki przeciwników. Kiedy po ataku Marka Pilarka, tablica wyników wskazywała 15-8, stało się jasne, że ci już tej zaliczki nie wypuszczą. Mimo że wynik wskazywał na to, że obędzie się bez większych emocji, tych nie brakowało, a wynikały one z napiętej atmosfery pomiędzy drużynami (21-16). Środkowa odsłona to przyjemna dla oka wymiana ognia. Lepiej partię rozpoczęli gracze Bossmana, którzy objęli prowadzenie 7-4. Po chwili popełnili kilka błędów, po których gracze 22 BLT objęli prowadzenie 15-12. Choć z czasem po dwóch blokach z rzędu Adriana Zajkowskiego, Bossman miał piłkę setową, to koniec końców – punkt trafił do ekipy z Malborka (23-21). Ostatni set rywalizacji to już absolutnie jednostronne widowisko, w którym gracze z Malborka nie zrobili nic, by Bossman sięgnął po nagrodę pocieszenia (21-13).
Złomowiec Gdańsk – Challengers 1-2 (13-21; 21-14; 19-21)
Challengersi byli dla Złomowca jak cierń w oku. Wszystko za sprawą poprzedniego sezonu, w którym team Wojciecha Lewińskiego zbił rywali, zdobywając przy tym komplet punktów. Niestety dla Challengers, ich ówczesny trumf był przez sporą część społeczności SL3 deprecjonowany. Chodziło o to, że część ludzi poddawało w wątpliwość zaangażowanie Złomowca. W związku z tym – o mobilizację w obu szeregach nie było zbyt trudno. Zdecydowanie lepiej poniedziałkową partię rozpoczęli gracze w niebiesko-różowych strojach. Choć na półmetku pierwszego seta było po 9, to w dalszej części ‘Złomki’ popełnili cztery błędy z rzędu, po których jedenasta siła poprzedniego objęła prowadzenie 14-9. W dalszej części po dwóch punktach Bartka Dzierzęckiego, Challengersi objęli prowadzenie 18-12 i po chwili cieszyli się z pierwszego punktu w meczu (21-13). Środkowa odsłona to zwrot akcji. Zaczęło się identycznie jak w pierwszej partii. Po wyrównanym początku, na tablicy wyników mieliśmy remis po 9. Po kilku punktach środkowego – Mateusza Węgrzynowskiego, Złomowiec objął prowadzenie 14-10. Po chwili dwa punkty zdobył Krzysztof Kopernik i wygrana środkowego seta była już formalnością (17-11 -> 21-14). O zwycięstwie w meczu musiał zadecydować trzeci set, który był najbardziej wyrównaną partią (14-14). Końcowa faza seta to Mariusz Kuczko show. Warto zaznaczyć tu, że wspomniany gracz niemal pobił swój rekord (jednocześnie rekord ligi) liczby zdobytych punktów w meczu. 16 września zdobył ich 27, natomiast ze Złomowcem – 25. Po kilku atakach wspomnianego gracze, Challengers objęli prowadzenie 20-16. Choć Złomowiec podjął jeszcze rękawice, to ostatecznie dwa punkty trafiły na konta teamu Wojciecha Lewińskiego.