Za nami wtorkowa seria gier, w której po raz kolejny z bardzo dobrej strony pokazały się ekipy CTO oraz Merkurego. W niższych klasach rozgrywkowych, zwycięstwa za komplet punktów zgarnęły MPS, Złomowiec oraz Dream Volley. Zapraszamy na podsumowanie!
BES Boys BLUM – Złomowiec Gdańsk 0-3 (17-21; 14-21; 25-27)
Cóż – nie jest to wymarzony początek sezonu w wykonaniu BES Boys BLUM. O ile po pierwszej porażce z mocarnymi Czerepachami, team Daniela Bąby mógł być poniekąd usprawiedliwiany, tak druga porażka 0-3 w dwóch pierwszych spotkaniach sezonu powinna być lampką ostrzegawczą dla BBB. W zapowiedziach przedmeczowych mieliśmy nosa i postawiliśmy właśnie na ‘Złomków’. Naszej predykcji nie zmieniał fakt, że ci podchodzili do spotkania świeżo po dość zaskakującej porażce z Challengersami. Jeśli chodzi o wtorkową konfrontację to zaczęła się ona bardzo podobnie jak bezpośrednie spotkanie obu drużyn z sezonu Jesień’24. Złomowiec od początku zaskoczył rywala i zanim Ci się zorientowali to na tablicy wyników było już 9-2! Po chwili BBB otrząsnęli się po pierwszym nokdaunie i podniesionymi rękawicami pokazali sędziemu, że chcą dalej walczyć (12-9). Z czasem nastąpiła jednak druga fala ‘Złomowania’, po której team BBB się już nie podniósł (21-17). Ku zaskoczeniu środkowa partia rozpoczęła się identycznie jak premierowa odsłona. Po kilku punktach Mateusza Węgrzynowskiego oraz Adama Śliwińskiego, Złomowiec objął prowadzenie 8-2. Różnica między pierwszym a drugim setem była jednak taka, że w tej odsłonie BBB nawet nie udawali, że chcą odwrócić losy rywalizacji. Spuszczone głowy, nawarstwiające się błędy i brak jakości sprawiły, że BBB nie byli w stanie nawiązać walki (21-14). To samo boisko, ten sam wynik dwóch pierwszych setów. Ci, którzy lubią łączyć pewne okoliczności zastanawiali się czy i epilog będzie taki jak kilka miesięcy temu. Wówczas decydującą partię wygrali gracze BBB. Tym razem było jednak inaczej, ale końcówka seta skojarzyła nam się z pierwszym meczem Złomowca w obecnej kampanii. W meczu z Old Boys również wysoko prowadzili, a jednak w końcówce nie uniknęli nerwówki. Podobnie jak wówczas, tym razem również zakończyło się na pełnej puli! Brawo!
Dream Volley – MiszMasz 3-0 (21-11; 21-13; 21-18)
O tym, że w naszym odczuciu Dream Volley jest zbyt silną i uznaną marką by popaść w szarzyznę trzeciej ligi, mówiliśmy od dawna. We wtorkowy wieczór okazało się, że gracze Mateusza Dobrzyńskiego borykają się z problemami kadrowymi i w związku z tym musieli nieco improwizować. Choć odkryli oni karty już w pierwszym secie to rywalowi zajęło mnóstwo czasu, aby zrozumieć w jakich obszarach, gracze w niebieskich trykotach radzą sobie gorzej. Oczywiście było już za późno, ale o tym za chwilę. Początek spotkania zapamiętamy przede wszystkim ze sporej liczby błędów drużyny MiszMasz. Jakby tego było mało, niezbyt dobrze radzili sobie również z kiwkami rozgrywającego – Mateusza Dobrzyńskiego i wynik 12-5 z początku seta nie mógł przesadnie dziwić. W dalszej części seta wspomniany rozgrywający zdobył 162 drugiego asa w rozgrywkach SL3 i jest już o włos od tego by być liderem wszechczasów w tej klasyfikacji! Wracając jednak do meczu, Dream kontynuował świetną grę i bez problemu wygrał do 11. Obraz gry w drugiej odsłonie nie zmienił się przesadnie. Dalej to Dream Volley kontrolował przebieg gry i byli lepsi od swoich rywali w każdym elemencie siatkarskiego rzemiosła. W konsekwencji wygrali seta do 13 i mogli skoncentrować się na ostatniej części. Czy to zrobili? Ano właśnie – klasyka gatunku, rozprężenie i pchanie się w gips. Po skutecznym ataku Ernesta Kurysa, MiszMasz objął prowadzenie 9-3. Po chwili wszystko wróciło jednak do normy. Team Jakuba Waszkiewicza popełnił serie błędów, po których Dream Volley doprowadził do wyrównania po 10. Dalsza część seta to stosunkowo wyrównana gra obu drużyn, która zakończyła się happy-endem spadkowiczów z drugiej ligi (21-18).
Fux Pępowo – MPS Volley 0-3 (17-21; 8-21; 16-21)
Sygnały o renesansie formy Miłośników Piłki Siatkowej słyszeliśmy już od kilku tygodni. Zdajemy sobie sprawę, że jest zdecydowanie zbyt wcześnie na przestawienie wajchy, by teraz MPS jakoś przesadnie chwalić. Jest jednak takie zdanie, które rezonuje w naszych głowach i kto wie – być może idealnie opisuje sytuacje zespołu Jakuba Nowaka? Mówią, że ‘noc jest najciemniejsza przed świtem’. MPS wpadł w pewnym momencie w niezły bajzel i tu mówimy bez przekomarzania – gratulacje dla teamu, że to wytrzymaliście. Renesans, o którym mowa to między innymi wygrana turnieju na pogórzu czy choćby wczoraj – rozbicie Fuxa Pępowo, który ma w składzie kilku graczy z 3 ligi PZPS. Pierwszy set rywalizacji to nieznaczna przewaga Miłośników Piłki Siatkowej, którzy objęli prowadzenie 12-9. Po chwili w ich szeregi wkradła się niefrasobliwość, po której rywale doprowadzili do wyrównania 13-13. Z czasem MPS ponownie przejął inicjatywę i po kilku punktach Romana Grzelaka, MPS cieszył się z wygrania seta (21-17). Środkowa odsłona to kolejna część ‘Siatkarskiej masakry piłą mechaniczną’. Rany, co to było? Po kilku punktach debiutującego w SL3 – Szymona Drzazgi, MPS objął prowadzenie 10-4. Jaka była odpowiedź ‘Koniczynek’? Cóż. Słabe przyjęcie, brak asekuracji, problemy z komunikacją, rozegraniem, blokiem oraz skutecznością w ataku. MPS na tle swojego rywala wyglądał wówczas naprawdę mocarnie. Ostateczny wynik to 21-8, co w drugiej lidze zdarza się naprawdę rzadko. Ostatni set wyglądał dość obiecująco. Wreszcie Fux stanął na wysokości zadania i do stanu po 14 nie mieliśmy poczucia, że na 100% wygra MPS. Po chwili kilka punktów zdobył jednak Michał Narkowicz, po których MPS wygrał do 16, a cały mecz 3-0. Brawo!
CTO Volley – Volley Gdańsk 3-0 (21-17; 21-16; 21-12)
Po dwóch spotkaniach CTO w sezonie Wiosna’25 można odnieść wrażenie, że ‘Pomarańczowi’ się nieco nudzą. Na inaugurację Mistrz SL3 – Speednet. Wynik? 3-0, przy czym większym problemem niż ogranie rywala było to by zapamiętać, żeby do torby włożyć strój. Drugim rywalem ‘Oranje’ była ekipa Volley Gdańsk, która została drużyną pierwszego tygodnia rozgrywek. Na wyróżnienie team ‘żółto-czarnych’ zasłużył kapitalną formą w pierwszym tygodniu, w którym ograli oni AiP oraz Bossmana. Przed meczem z CTO zastanawialiśmy się jak pójdzie im z pretendentem do tytułu. Po pierwszym gwizdku sędziego obserwowaliśmy wyrównaną grę obu drużyn (7-7). Z czasem zaczęła się zarysowywać przewaga CTO, którzy po bloku Arkadiusza Kowalczyka, objęli prowadzenie 14-10. Choć Volley prezentował się w dalszej części naprawdę nieźle, to przyczyna ich porażki w pierwszym secie jest dość prosta. Zabrakło im po prostu argumentów. Podobnie było zresztą w drugim secie. Choć po ataku Daniela Koski, Volley prowadził nawet 13-11, to w drugiej części seta zostali stłamszeni przez rywala, który kapitalnie zagrywał oraz blokował (21-16). Ostatnia partia to kontynuacja problemów w przyjęciu przez trzykrotnych Mistrzów SL3. Dodatkowo team Dariusza Kuny zaczął popełniać sporo błędów własnych i w odróżnieniu od dwóch pierwszych setów – nie był w stanie nawiązać walki. Końcowa faza seta to absolutne rozprężenie CTO Volley i kapitalna dyspozycja Igora Ciemachowskiego, który zgarnął drugi tytuł MVP w przeciągu kilku dni (21-12).
EKO-HURT – Merkury 0-3 (12-21; 13-21; 11-21)
Po wtorkowej serii gier można się zastanawiać czy Merkury był taki mocny, czy jednak Eko-Hurt takie słabe. O problemach ‘Hurtowników’ wie chyba każdy. Pierwsze spotkanie z dobrze dysponowaną BEemką pokazało jednak, że Eko-Hurt nie musi być dostarczycielem punktów jak w poprzedniej kampanii Staltest Pomorze. Choć zabrzmi to brutalnie – po meczu z Merkurym mamy spore wątpliwości. Ok, wszystko rozumiemy. Rozumiemy to, że to rywal, z którym Eko-Hurtowi szło koszmarnie. Rozumiemy, że mówimy o pięciokrotnym Mistrzu SL3. Rozumiemy, że początek sezonu Merkury ma naprawdę bardzo dobry, ale bez jaj. 18 punktów w meczu po własnych akcjach? W poniedziałek sam Mariusz Kuczko (Challengers) miał 25, a gdzie tu reszta drużyny? Tyle ofensywa. Jedźmy w drugą stronę. Merkury zdobył w meczu aż dwanaście punktów po asach serwisowych i pod tym kątem był to ich najlepszy ‘wykon’ w historii 120 występów drużyny w lidze. Robi wrażenie prawda? Ano robi. Niestety pokazuje dodatkowo w jakim miejscu jest dziś ekipa Konrada Gawrewicza. Jeśli szybko ich gra nie ulegnie poprawie to…no właśnie. Swego czasu spadała drużyna, która wygrała trzy mistrzostwa SL3 (Volley Gdańsk). Kto wie jak potoczy się dalsza historia Eko-Hurtu? Podobne pytania zadajemy sobie również w kontekście Merkurego. Warto zwrócić bowiem uwagę na fakt, że po dwóch inauguracyjnych spotkaniach poprzedniego sezonu, Merkury miał jedno oczko na koncie. W analogicznym okresie w obecnej edycji mają ich już pięć. Nie jest źle.
Fux Pępowo – Hydra Volleyball Team 1-2 (16-21; 16-21; 21-14)
Czasami kilka porażek z rzędu oraz fakt, że Redakcja jest zazwyczaj pierwsza by to wypomnieć sprawiają, że zespoły nie potrafią się od tego odciąć. Problem trawi ich od środka i sprawia, że w konsekwencji na parkiecie idzie dużo gorzej. Idealnym przykładem na poparcie naszej tezy jest zespół MPS Volley, który umiejętności miał, ale głowa im nie pomagała i w konsekwencji przegrali 18 spotkań z rzędu. Czemu o tym piszemy? Ano dlatego, że przed meczem uruchomiliśmy oficjalnie licznik Hydrze Volleyball Team. Złośliwi mogliby stwierdzić, że porażek w ostatnim czasie było więcej niż głów ‘Bestii’. Tak czy siak – równie słabej serii w drugiej lidze, Hydra nie miała nigdy. Mecz z Fuxem Pępowo był zatem okazją do rehabilitacji i z szansy tej gracze Sławomira Kudyby skorzystali. Już w pierwszej części seta Hydra wykorzystała to, że nie był to wybitny dzień ‘Koniczynek’. W połowie pierwszego seta ‘Bestia’ prowadziła już 10-5. Z czasem team Sławka Kudyby miał pewne problemy z tym by podbić ataki Fuxa i po chwili roztrwonili całą przewagę (16-16). Na szczęście dla nich – kolejna fala to pięć punktów z rzędu, które zagwarantowały wygraną pierwszej odsłony (21-16). Choć wynik środkowej partii był identyczny, to jednak obraz gry się wyraźnie różnił. Od początku seta, obie drużyny szły ‘łeb w łeb’. Na kapitalną zagrywkę Czarka Labuddy odpowiadał atakami Daniel Gierszewski (10-10). Przewaga Hydry zarysowała się dopiero w końcowej fazie seta, w której z bardzo dobrej strony pokazał się dobrze dysponowany Łukasz Birunt (21-16). Ostatni set to dalsze problemy Hydry w przyjęciu oraz zauważalnie lepsza organizcja gry ‘Koniczynek’. Dwie składowe, o których mówimy wystarczyły do tego by w meczu doszło do podziału punktów (21-14).