Środowy występ Bossmana sprawia, że wszystkie inne mecze schodzą na boczny tor. Wow! 6 punktów w rywalizacji z Szach-Matem oraz Merkurym robią mega wrażenie. Dość ciekawie było również na boisku nr 3, gdzie Hydra okazała się mocniejsza od Speednetu 2. Zapraszamy na podsumowanie!
Szach-Mat – Bossman Team 0-3 (17-21; 13-21; 14-21)
Choć w naszej opinii faworytem spotkania była ekipa Bossmana, to jednak z tyłu głowy znajdywaliśmy jednak kilka argumentów świadczących na korzyść Szach-Matu. Pierwszym z nich było bez wątpienia to, że ‚Szachiści’ zdążyli wejść już w sezon, bo nie dość, że przez wakacje trenowali, to na dodatek mieli na swoim koncie dwa rozegrane spotkania. Jakby tego było mało, dyspozycja w meczach ze Staltestem oraz BEemka mogła robić wrażenie. Tyle teorii. Praktyka pokazała, że w środowy wieczór zobaczyliśmy tę najlepszą wersję Bossmana, któremu mega się chce. Już na początku spotkania gracze w błękitnych strojach narzucili rywalom swoje warunki gry i po jednym z ataków Mikołaja Lange, objęli prowadzenie 9-6. W dalszej części seta różnica punktowa byłaby zapewne większa, gdyby nie kapitalna tego dnia dyspozycja libero Szach-Mati – Dawida Białka, który zagrał świetną partię w obronie. Mimo to, większa część argumentów była jednak po stronie Bossmana, który wygrał pierwszą odsłonę do 17. Środkowa partia nie zmieniła zbytnio obrazu gry. Po problemach z wykończeniem akcji przez ‚Szachistów’, team Jakuba Kłobuckiego objął prowadzenie 12-5 i kwestia wygranej seta była już wyjaśniona (21-13). Ostatnia partia była wyrównana mniej więcej do połowy i bardzo długiej wymiany, która przyniosła sporo funu obu ekipom (11-11). Druga część seta to jednak huraganowe ataki drużyny z puszką piwa w logo, która objęła kilkupunktowe prowadzenie i finalnie wygrała do 14.
Kraken Team – Kryj Ryj 3-0 (21-15; 21-8; 21-19)
Po pierwszym meczu Krakena w sezonie Jesień’24 można było kręcić nieco nosem. Wszystko za sprawą tego, że w wyobrażeniach społeczności SL3 gracze Roberta Skwiercza mieli zdemolować czwartą ligę, która miała być wyłącznie przystankiem w drodze do wyższych lig. Rzeczywistość była jednak taka, że Kraken męczył się z Krukiem Volley, co wyrządziło pewną rysę na ich wizerunku. Okazja do rehabilitacji przyszła na środowy wieczór, w którym Kraken mierzył się z ekipą Kryj Ryj. W pierwszym secie ‘Bestia’ objęła prowadzenie 11-7, na które złożyła się ‘większa kultura gry’. W czasie, gdy Kryj Ryj popełniał sporo błędów, team Roberta Skwiercza kontynuował swoje i pierwsza partia padła ich łupem do 15. Środkowa odsłona to prawdziwa demolka i pokaz mocy w wykonaniu faworyzowanej ekipy. Dodatkowo – Kryj Ryj mówiąc kolokwialnie – ‘nie dojechał’ i miał widoczne problemy w każdym elemencie siatkarskiego rzemiosła. Efekt był taki, że chwilę po rozpoczęciu seta było już…17-5 dla Krakena. Ostatecznie, ‘Mordeczki’ uciułały w tej partii osiem oczek. Ostatnia odsłona to zupełnie inny obraz gry. Kraken zdawał się być żywnie zainteresowanym powtórzeniem meczu z Krukiem Volley. Pod koniec partii przegrywali bowiem 15-18 i wszystko wskazywało na podział punktów. Finalnie w końcówce ‘Mordeczki’ popełnili kilka błędów, w tym jeden bardzo bolesny – ustawienia. To sprawiło, że Kraken odzyskał tlen i szansy tej już nie zaprzepaścił (21-19).
Hydra Volleyball Team – Speednet 2 2-1 (22-20; 19-21; 21-16)
Dla Hydry Volleyball Team, środowe spotkanie ze Speednetem 2 było pierwszym w sezonie Jesień’24. W przerwie pomiędzy sezonami, w drużynie Sławka Kudyby doszło do kilku zmian. To, co się z pewnością nie zmieniło to jednak fakt, że wciąż mówimy o uznanej marce w SL3, która bardzo często jest faworytem spotkań w drugiej lidze. Nie inaczej było i w konfrontacji ze Speednetem, choć przeczuwaliśmy, że nie będzie to łatwe zadanie. To udowodnił już pierwszy set, w którym po równej grze na tablicy wyników był remis po 16. Choć jako pierwsi przewagę wypracowali sobie gracze Hydry (18-16), to jednak Speednet 2 miał jako pierwszy piłkę setową. Mimo to, Hydra zdołała wyjść z opresji i po bloku Mariusza Szczepańskiego oraz błędzie jednego z graczy w różowych strojach, Hydra wygrała tę partię do 20. Środkowa odsłona od samego początku niemal do końca układała się po myśli Speednetu. ‘Programiści’ mocno weszli w tę partię i szybko wypracowali kilkupunktową zaliczkę, która na przestrzeni seta wyglądała następująco: 8-4; 12-8; 15-12, czy wreszcie 17-14. Kiedy wydawało się, że za chwilę postawią kropkę nad ‘i’, ‘Bestia’ zanotowała świetną serię, przy zagrywce Dawida Plichtowicza (19-18). Choć sytuacja zdawała się wymknąć Speednetowi z rąk, ostatnie słowo należało właśnie do nich (21-19). Ostatnia odsłona to optyczna przewaga Hydry, która po dwóch atakach Filipa Ziółkowskiego, objęła prowadzenie 11-7. Kilkupunktową przewagę team Sławka Kudyby utrzymał już do samego końca (21-16), co zapewniło im pierwsze zwycięstwo w sezonie.
Merkury – Bossman Team 0-3 (17-21; 21-23; 19-21)
Jak słusznie zauważyli w szatni po meczu gracze Merkurego – w środowy wieczór nie był to Adam Małysz, o którym wspominaliśmy w zapowiedziach. Był to bardziej Robert Mateja i to ten ze słynnego występu w Planicy. Dla młodszych czytelników przypomnienie w linku:
Pisząc całkiem serio to słowo, które ciśnie się na usta to FALSTART. Po jedenastu wygranych meczach z rzędu, kapitalna seria, która zaprowadziła Merkurego do złota się skończyła. Co ciekawe – po raz ostatni Merkury przegrał…również z Bossmanem. Szukając w głowie pozytywów po tym występie, gracze Merkurego powinni skupić się na tym, że na początku poprzedniego sezonu również przegrali, a jak było później każdy pamięta. Ok – skupmy się jednak na Bossmanie, bo to oni byli najjaśniejszymi gwiazdami tego wieczoru w Ergo Arenie. Zastanawiamy się czy po takim dniu meczowym, Bossmana nie korci by jednak w tym sezonie skupić się na robocie i postarać się o mistrzostwo. Jak pokazał środowy wieczór predyspozycje są. Pierwszy set zaczął się od mocnego uderzenia teamu Jakuba Kłobuckiego, który prowadził 10-5 i nie dał sobie wydrzeć zwycięstwa do samego końca. Środkowa odsłona to bardzo ciekawa i emocjonująca partia, w której nie brakowało kontrowersji. Choć Merkury prowadził w tej partii 14-11 i zdawał się być na dobrej drodze do wyrównania to finalnie dał sobie wydrzeć zwycięstwo sprzed nosa. Nie inaczej było w trzecim secie, w którym prowadzili 17-15. Dwa błędy, kilka udanych ataków graczy w błękitnych trykotach i po ataku debiutującego w Inter Marine SL3 – Michała Osieckiego było już po zawodach. Brawo!
Złomowiec Gdańsk – AXIS 2-1 (18-21; 21-19; 21-15)
Po nieudanym początku sezonu w wykonaniu obu ekip, bezpośrednie spotkanie było okazją do poprawienia swoich humorów. Tak jak wspominaliśmy w zapowiedziach, faworytem dla nas byli gracze Złomowca, którzy zdają się mieć pewien patent na AXIS. Dodatkowo nie bez znaczenia pozostawał fakt pewnych perturbacji kadrowych, z którymi mierzyli się ‘Czerwoni’. Początek rywalizacji był jednak zupełnym przeciwieństwem tych słów. To właśnie gracze Fabiana Polita prezentowali się lepiej i po skutecznym ataku Tomasza Sadowskiego, objęli prowadzenie 15-10. Z czasem Złomowiec zbliżył się do rywali na dwa punkty (18-16), ale koniec końców AXIS nie dał sobie wyrwać zwycięstwa z rąk (21-18). Środkowa partia to zwrot akcji o 180 stopni. Po serii punktów Adama Śliwińskiego, ‘Miedziowi’ wyszli na prowadzenie 8-3. W dalszej części seta Złomowiec nie zdejmował nogi z pedału gazu i po kiwce nowego nabytku Złomowców – Marcina Jarosławskiego, gracze Witolda Klimasa prowadzili 13-5. Kiedy wydawało się, że jest już pozamiatane, sześć kolejnych punktów zdobyli gracze w czerwonych strojach (13-11). Dalsza część seta to kontynuacja ‘szarpanej gry’. A to Złomowiec wyszedł na prowadzenie 18-12, by po chwili AXIS ponownie zdobył serię punktów, które doprowadziły do stanu 20-19. Choć było gorąco, ostatni cios zadał jednak Mateusz Węgrzynowski, który doprowadził do wyrównania w setach (21-19). Ostatni set rozpoczął się od dobrej gry w bloku oraz na zagrywce Złomowca, który prowadził już 16-9. Tym razem nie popełnili oni jednak błędu z środkowej partii i nie dali swoim rywalom ‘urosnąć’. Finalnie, team Witolda Klimasa wygrał tę partię do 15, a cały mecz 2-1, kompletując hat-trick, o którym wspominaliśmy w zapowiedziach.
ACTIVNI Gdańsk – Czerepachy Volley 0-3 (12-21; 9-21; 16-21)
Cóż, obstawienie wyniku tego spotkania nie było zadaniem przesadnie trudnym. Ostatnio podobnie mocno główkowaliśmy się w momencie, kiedy dodawaliśmy 2+2. Pisząc precyzyjniej – wynik zawodów był znany dla wszystkich, łącznie z największymi szaleńcami i wyznawcami teorii spiskowych. Miało być 3-0, no i było. Miała być wyraźna przewaga, no i była. To, co nas jednak zaskoczyło to fakt, że ACTIVNI tak słabo radzili sobie w przyjęciu. Poza jakimiś ekstremalnymi przypadkami jak Pekabex w poprzednim sezonie, to nie przypominamy sobie meczu, w którym na którejś z drużyn, inna robi 14 asów serwisowych. Niebywałe. Dla porównania o jakiej przepaści mówimy podamy tylko, że ACTIVNI nie mieli ani jednego asa. W innych elementach też to ‘żółwie’ mieli wyraźną przewagę. Pierwszy set? Bez historii podobnie zresztą jak drugi. Wygrała po prostu drużyna, która dominowała na każdej płaszczyźnie. W trzecim secie mieliśmy wreszcie namiastkę ‘normalnego meczu’. Do połowy seta ACTIVNI dotrzymywali tempa swoim rywalom, którzy prowadzili zaledwie dwoma oczkami. Dalsza część seta to jednak scenariusz, w którym Czerepachy miały wyraźną przewagę, która finalnie dała im wygraną do 16. Słówko pocieszenia dla ACTIVNYCH? Najgorsze mają już chyba za sobą. A co do ekipy w zielonych strojach, wszystko idzie zgodnie z planem. Niedługo widzimy się w drugiej lidze.