Za nami czwartkowa seria gier, w której kolejne bardzo ważne zwycięstwa w prestiżowych meczach czwartej ligi, zanotowały ekipy Craftveny oraz Aqua Volley. W wyższych klasach rozgrywkowych pogłębia się za to kryzys dwukrotnych Mistrzów Inter Marine SL3 – Eko-Hurtu oraz drugoligowej Hydry Volleyball Team. Zapraszamy na podsumowanie.
Hapag-Lloyd – ACTIVNI Gdańsk 0-3 (12-21; 3-21; 11-21)
Najlepsza akcja Hapag-Lloyd w meczu z ACTIVNYMI Gdańsk? Przyniesienie zjawiskowego bębna i przygrywanie na nim do egzekucji, którą urządzili ACTIVNI. Chryste – co to było. Nomen omen – ACTIVNI walili zagrywką w rywala jak w (hehe) bęben. Trzeba uczciwie przyznać, że największe problemy z przyjęciem, team w pomarańczowych strojach miał w drugim secie rywalizacji. W pierwszym zagrali tak, że w sumie nie było powodu do wstydu. W premierowej odsłonie zobaczyliśmy bowiem kilka składnych akcji. Ok – ‘Logistycy’ nie mieli szanse na wygranie seta, ale tak jak mówimy – w miarę nam się podobało. Drugi set to jednak partia, która będzie ciągnęła się za ‘Pomarańczowymi’ jak smród po wdepnięciu butem w psią kupę. Buty można co prawda umyć, ale wspomnienia o wydarzeniu będą budziły niesmak na zawsze. No bo powiedzmy sobie szczerze. Rzadko zdarza się by w jednym secie doszło do dwóch rekordów. Pierwszym było to, że ACTIVNI nigdy tak wysoko w secie nie wygrali. Dotychczas najlepszym wynikiem był ten, w którym ACTIVNI wygrali do 5 ze Swooshersami oraz Pekabexem. Drugi rekord to ten nieprzyjemny dla Hapag-Lloyd. Drużyna Joanny Kożuch nigdy wcześniej nie została tak upokorzona. Poprzednio najwyższa porażka to dwa mecze w trzeciej lidze w grupie B, w której Hapag-Lloyd mierzył się z Fuxem Pępowo i przegrywał wówczas sety do 4. Ok – dość tego pastwienia. W trzecim secie rywalizacji, ACTIVNI nie mieli już tak miażdżącej przewagi z czego z pewnością ucieszyli się środkowi, którzy w odróżnieniu do drugiego seta, zdążyli wejść na boisko. Ostatecznie finałowa partia to wygrana ACTIVNYCH do 11 i awans w ligowej tabeli z dziesiątego na szóste miejsce.
Trefl Gdańsk – Wolves Volley 2-1 (18-21; 21-16; 21-17)
Po dwóch pierwszych spotkaniach sezonu – Trefl miał na swoim koncie trzy punkty. Z jednej strony nie jest to mało, ale z drugiej w obozie ‘Gdańskich Lwów’ zdają sobie sprawę z faktu, że aby liczyć się w walce o podium – muszą podkręcić tempo. Trzecim rywalem podopiecznych Edwarda Pawluna była ekipa Wolves Volley, która kilka dni temu sensacyjnie rozprawiła się z faworyzowaną Osadą Truso. Pierwsza część seta to…dość dziwny obraz gry. Po bardzo mocnym początku w wykonaniu Trefla, po którym objęli oni prowadzenie 7-2 – młodzież całkowicie stanęła. Już po kilku chwilach Wolves Volley wykorzystali problemy w przyjęciu swoich rywali, odrobili straty, a na dodatek – sami wyszli na prowadzenie (13-10). Do problemów w przyjęciu, młodzież z Trefla dorzuciła po chwili błędy w ataku oraz kilka zepsutych zagrywek, co w połączeniu z bardzo solidną grą rywali – dało im pierwszy punkt w meczu (21-18). Środkowa partia rozpoczęła się niemal identycznie (8-3), ale tym razem obejrzeliśmy już inny epilog. W drugiej części seta, Trefl niczym doświadczony pięściarz, trzymał swojego rywala na dystans nie dając sobie zrobić krzywdy. Z całą pewnością atutem młodszych graczy nad rywalem była zdecydowanie lepsza gra w bloku. To po dwóch skutecznych blokach Jana Wysieckiego w końcówce, stało się jasne, że o wygranej zadecyduje trzeci set (21-16). Finałowa partia to do pewnego momentu wymarzony scenariusz dla kibiców oglądających spotkanie. Mowa tu o walce ‘łeb w łeb’ od pierwszego gwizdka sędziego aż do stanu 10-10. W drugiej części zarysowała się przewaga ‘Treflikow’, którzy odskoczyli rywalom na 2-3 punkty i po chwili cieszyli się z drugiej wygranej w sezonie Wiosna’25.
MysterElektroRockets – Craftvena 1-2 (18-21; 21-12; 20-22)
W zapowiedziach przedmeczowych wskazaliśmy, że bezpośrednie spotkanie pomiędzy drużynami będzie jednym z najciekawszych wydarzeń w czwartkowej serii gier. Cóż – mieliśmy nosa, bo mecz oglądało się bardzo przyjemnie i było to dobre, czwartoligowe granie. Zdecydowanie lepiej w mecz weszli gracze Craftveny, którzy po dwóch atakach Marka Bobkowskiego, objęli prowadzenie 9-5. Po chwili z pierwszego czasu w secie skorzystali gracze Craftveny i był to strzał w dziesiątkę, bo tuż po nim zobaczyliśmy odmienioną drużynę (9-8). W dalszej części MER utrzymywał jednak delikatną przewagę i wydawali się faworytem wyścigu o pierwszy punkt (18-16). Sygnał do odrabiania strat dał debiutujący w Craftvenie – Mykola Pocheniuk i po chwili to ‘Rzemieślnicy’ cieszyli się z wygranej (21-18). Niepowodzenie w pierwszym secie wyzwoliło w drużynie z Karczemek sportową złość. Już w pierwszej części seta objęli oni prowadzenie 11-7, a to z kolei…nie zmobilizowało Craftveny, a wręcz przeciwnie. Po tym jak ‘Rzemieślnicy’ spuścili głowy, MER ograł rywala do 12! Ostatni set to najciekawsza partia w meczu. Jako pierwsi przewagę zbudowali sobie gracze MysterElektroRockets, którzy po atakach Sebastiana Pietrasa, prowadzili 9-6. Po bardzo dobrej zagrywce środkowego – Mateusza Rysia, ‘Rzemieślnicy’ objęli prowadzenie 11-9, które z czasem powiększyli do stanu 19-16. Choć w końcówce nie uniknęli nerwów to jednak mecz zakończył się dla nich happy-endem. Dzięki trzeciej wygranej, Craftvena wskoczyła na fotel lidera i pozostaje jedną z trzech niepokonanych drużyn w czwartej lidze!
Hydra Volleyball Team – Challengers 1-2 (21-19; 16-21; 17-21)
Ponura narracja z zapowiedzi dotycząca aktualnej sytuacji Hydry Volleyball Team okazała się dla ‘Bestii’ przerażająco prawdziwa. Nie, Hydra Volleyball Team nie przegrała środowego spotkania z Krakenem przypadkiem. To nie był wypadek przy pracy. Kryzys drużyny trwa od pół roku i w tym czasie team Sławomira Kudyby wygrał zaledwie jedno na osiem spotkań. Już za kilkanaście dni, będą mogli oni postarać się o angaż w popularnym teleturnieju – ‘jeden z dziesięciu’. Przechodząc jednak do pierwszego seta spotkania z Challengersami to trzeba przyznać, że partia mogła się podobać. Choć jakość nie była może na jakimś wybitnym poziomie to liczyło się coś innego – walka punkt za punkt sprawia, że to właśnie wtedy mecz jest najciekawszy. Aby zrozumieć jak to wyglądało, spójrzcie na rozkład punktów (3-3; 7-7; 12-12; 15-15 czy wreszcie 19-19). Ostatnie dwa punkty dające Hydrze prowadzenie w meczu, zdobył najlepszy w czwartkowy wieczór gracz Hydry – Daniel Gierszewski (21-19). Wydawało się, że choć zrodzona z bólem, ale jednak wygrana pierwszego seta sprawi, że Hydra pójdzie za ciosem. Po ataku Filipa Ziółkowskiego, wszystko zdawało się być na dobrej drodze (9-5). Już po chwili kilkoma skutecznymi atakami dającymi wyrównanie popisał się Tomasz Jakubowski (10-10). W dalszej części seta, wygrana wymykała się Hydrze z każdą kolejną akcją. A to ktoś wpadł w siatkę, a to inny zaatakował w aut. Należy przy tym podkreślić, że rywal miał wyraźnie ‘wyższą kulturę gry’ i to wystarczyło do doprowadzenia do wyrównania (21-16). Ostatni ‘rozdział’ czwartkowej rywalizacji to nieco szarpana gra z obu stron. Zaczęło się od wyrównanej walki (9-9), by po chwili Challengersi objęli prowadzenie 13-9. Po kilku akcjach Hydra ‘wróciła jednak do gry’ (15-15), ale ostatnie słowo należało do zespołu Wojciecha Lewińskiego. Co ciekawe – najlepszym graczem spotkania został Michał Szajter, który w przeszłości prowadził rozmowy dotyczące…potencjalnego dołączenia do Hydry.
Siatkersi – Aqua Volley 1-2 (14-21; 11-21; 21-16)
Mecz pomiędzy Siatkersami a Aqua Volley był anonsowany jako hit czwartoligowych zmagań. Naprzeciw siebie stanęły bowiem drużyny, które w obecnej kampanii nie zaznały jeszcze goryczy porażki, a co ważniejsze – prezentowały się bardzo dobrze. Mimo prestiżowych zwycięstw Siatkersów z Chilli Amigos oraz Tiger Team – uznaliśmy, że to team Mateusza Drężka będzie faworytem konfrontacji. Pierwszy set zdawał się to potwierdzać. Po asach serwisowych kapitana ‘Wodników’, wysunęli się oni na prowadzenie 11-5. Z czasem gra obu drużyn się jednak wyrównała i kiedy przewaga faworyta stopniała do jednego oczka, zapowiadała nam się bardzo ciekawa końcówka. Po chwili w Siatkersach uaktywniło się jednak niestabilne przyjęcie, po którym Aqua odskoczyła na kilka oczek i wygrała tę partię do 14. Jeszcze większą dysproporcję oglądaliśmy w środkowej odsłonie, która była zdecydowanie najsłabszym setem Siatkersów w sezonie Wiosna’25. Aqua grała z kolei tak, że gdyby ktoś zapytał nas wczoraj, która drużyna wygra czwartą ligę – bez wahania wskazalibyśmy właśnie na nich. Już na półmetku seta, AV wypracowali sobie przewagę 10-4. W dalszej części postanowili nie zdejmować nogi z gazu i finalnie wygrali tę partię do 11. Wow! Ostatni set to dość nieoczekiwany zwrot akcji. Zdecydowanie lepiej w seta weszli gracze Macieja Tarulewicza, którzy wyrządzili swoim rywalom ogromną krzywdę świetną zagrywką (11-3). Z czasem role się odwróciły i element, którym Siatkersi razili przeciwnika, stał się ich główną bronią i czynnikiem, po którym Aqua wróciła do gry (19-16). Niestety dla teamu Mateusza Drężka, strata z pierwszej części seta okazała się zbyt duża i nie dało się jej już odrobić (21-16).
SiiPower – BVT Gdańsk 0-3 (15-21; 20-22; 15-21)
Mimo tego, że SiiPower ponownie wracało do domu ‘na pustaka’ to jednak po raz pierwszy opuszczali halę treningową Ergo Arena w tak dobrych nastrojach. Wszystko za sprawą faktu, że po raz pierwszy byli w stanie nawiązać walkę i o mały włos, a cieszyliby się z pierwszego punktu w sezonie Wiosna’25. Pierwszy set rywalizacji rozpoczął się jednak od wyraźnej przewagi ‘Bobrów’, na którą drużynę wyprowadził nowy nabytek – Adrian Jaromek (10-4). Mimo niepowodzenia, zespół w niebieskich strojach nie odpuszczał tylko walczył o każdą piłkę jak o życie co w dalszej części spotkania doprowadziło do groźnie wyglądającego upadku Patryka Nowaka. Trzeba przyznać, że ofiarność w wielu momentach popłacała, bo SiiPower imponował wręcz świetnym ustawieniem i grą w obronie. To właśnie dzięki temu i kilku skutecznym kontrom, team Fabiana Ehrlicha zniwelował z czasem straty do trzech oczek (17-14). Ostatnie słowo należało jednak do ‘Bobrów’, które wygrały partię do 15. Środkowa odsłona to bardzo miła dla oka rywalizacja, w której żadna ze stron nie chciała odpuszczać. Presja ze strony ‘Niebieskich’ była tak duża, że w drugiej części seta doszło do ciekawej i bardzo rzadko spotykanej sytuacji, w której BVT wzięło czas…przy swojej zagrywce (17-15). To nie okazało się zbyt dobrym pomysłem. Po ataku debiutującego w SL3 – Marcina Sokołowskiego, zespół SiiPower miał nawet piłkę setową (20-19). Niestety dla siebie – po chwili rywale zdołali wykaraskać się z problemów i po dwóch atakach Mateusza Janiszewskiego, zapewnili sobie wygraną drugiego seta (22-20). Ostatni set to przewaga zespołu Grzegorza Żyły-Stawarskiego, który zbudował sobie kilkupunktową zaliczkę i wygrał do 15, a cały mecz 3-0.
CTO Volley – EKO-HURT 3-0 (21-13; 21-13; 21-11)
Cudu nie było. Gdyby obie drużyny rozegrały na tę chwilę sto kolejnych pojedynków to za każdym razem to ‘Pomarańczowi’ byliby górą. Wiecie – historię, że ‘Dawid pokonuje Goliata’ można wcisnąć między bajki. Na ogół jest tak, że mocarna drużyna mająca naprzeciw siebie tak dysponowanego rywala – ogrywa ich za komplet punktów. Choć tuz po starcie Eko-Hurt objął nawet prowadzenie to w dalszej części ‘siadło im przyjęcie’, a jak wiadomo – bez tego nie ma co myśleć o czymkolwiek pozytywnym. Gorszą dyspozycję błyskawicznie wykorzystali gracze w pomarańczowych strojach, którzy objęli prowadzenie 11-6 i po chwili cieszyli się z pierwszego punktu w meczu (21-13). Środkowa odsłona była kontynuacją egzekucji, w której w roli kata zobaczyliśmy CTO Volley (7-3). Kilka dobrych zagrywek Konrada Gawrewicza to zdecydowanie za mało, by poza króciutkimi epizodami zaistnieć jako drużyna (7-6). Dalsza część seta to kolejne asy serwisowe Arkadiusza Kowalczyka czy Jakuba Nowaka, po których CTO wygrało ponownie do 13. Ku naszemu zdziwieniu, początek trzeciego seta rozpoczął się od wyrównanej gry, po której na tablicy wyników mieliśmy remis 8-8. Cóż jednak z tego. Dalsza część to rywalizacja, w której CTO zdobyło 13 punktów, a ich rywale…3. Nasze podsumowanie będzie dla ‘Hurtowników’ brutalne. Po poprzednim sezonie wydawało nam się, że słabszej drużyny niż Staltest w pierwszej lidze nie zobaczymy przez kilka kolejnych lat. Aktualnie mamy poważne wątpliwości.
Złomowiec Gdańsk – Tufi Team 1-2 (23-21; 16-21; 17-21)
Choć historia plus wiele innych czynników nakazywała sądzić, że Tufi Team są faworytem starcia to podskórnie przeczuwaliśmy, że Złomowiec pokaże się z dobrej strony. Nie jest bowiem tajemnicą, że team Witolda Klimasa gra najlepiej wtedy, kiedy rywalizuje z najmocniejszymi. Od początku spotkania żadna ze stron nie potrafiła sobie zbudować istotnej przewagi. Nawet jeśli po ataku Rafała Deptuły, faworyt odskakiwał na dwa oczka (9-7) to było to błyskawicznie ‘gaszone’ przez rywali w miedzianych strojach (9-9). Ta sama historia powtarzała się jeszcze kilka razy (16-14 -> 16-16). Z czasem role się jednak odwróciły i to Złomowiec uciekł rywalom na dwa punkty, co zapewniło im dwie piłki setowe (20-18). Choć w pierwsze tempo za sprawą ataków Piotra Watusa się nie udało, tak po atakach Marcina Bryłkowskiego czy Macieja Iwana – Złomowiec mógł cieszyć się z pierwszego punktu (23-21). Środkowy set wyglądał już zupełnie inaczej. Bardzo duża zasługa w tym graczy Tufi, którzy po asie serwisowym świetnie dysponowanego Łukasza Aricszewskiego, objęli prowadzenie 10-5. Choć w dalszej części seta graczom Złomowca nie można było odmówić ambicji, to jednak za nic w świecie nie mogli oni zniwelować pięciopunktowej przewagi rywali i finalnie przegrali tę odsłonę do 16. Choć trzeci set rozpoczął się lepiej dla ‘Złomków’, którzy prowadzili 8-5, to świetną zmianę dał kapitan Tufi – Mateusz Woźniak. Po ataku oraz zagrywce wspomnianego gracza, a także kilku błędach Złomowca – Tufi dogoniło rywala, a następnie objęli prowadzenie 10-8. Z czasem przewaga ex-pierwszoligowców wzrosła z dwóch do czterech punktów i w ostatecznym rozrachunku, Tufi wygrało spotkanie w stosunku 2-1!
Inter Marine Masters – Staltest Pomorze 2-1 (11-21; 21-17; 21-17)
Początek czwartkowego spotkania był czymś w rodzaju terapii szokowej dla Inter Marine Masters. Wkraczając na zaplecze elity, gracze w białych strojach zostali wrzuceni na taki młyn, że co tu dużo mówić – ‘ewidentnie nie ogarniali’ i wzrokiem wypatrywali osób, które wskazałyby im szybką drogę powrotną do trzeciej ligi. Po kilku punktach Jakuba Klimczaka oraz środkowego – Macieja Kuci, Staltest objął prowadzenie 11-3 i zasadniczo – był to koniec emocji w tej partii (21-11). Przed drugim setem w obozie ‘Mastersów’ uznano, że skoro znaleźli się już na imprezie to może jednak warto przed pójściem spać na niej zatańczyć? Ależ to była zmiana obrazu gry. Zakładamy, że nie wszyscy z ‘Mastersów’ mieli okazję oglądać, ale jako Redakcja po raz ostatni taki ‘twist’ widzieliśmy oglądając w 1996 na VHS animowany film ‘kosmiczny mecz’. We wspomnianym filmie drużyna Jordana rozpoczęła mecz od wysokiego prowadzenia rywali, a sytuacja uległa zmianie dopiero w dalszej części. Wypisz – wymaluj. Początek drugiego seta to zwrot akcji i błyskawiczne prowadzenie ‘Mastersów’. Już na półmetku seta, team w białych strojach prowadził 10-6 i w dalszej części nie miał problemów z tym by postawić kropkę nad ‘i’ (21-17). Po wyrównanym początku finałowej partii (8-8), kilka punktów w bardzo ważnym momencie dał drużynie Andrzej Masiak (12-9). Z czasem Staltest miał problemy z tym by dobić się do parkietu dobrze broniących ‘Mastersów’ i w rezultacie to beniaminek drugiej ligi cieszył się z pierwszego zwycięstwa w sezonie Wiosna’25. Brawo!