Nie ma kolejek bez niespodzianek. We wtorek, po raz drugi w tym tygodniu, zwyciężyły Asy B Klasy, co jeszcze bardziej zagmatwało sprawę w grupie spadkowej. Sporą niespodzianką okazał się podział punktów w meczu Zmieszanych z Portem Gdańskim. Kto wie czy strata jednego seta przez Zmieszanych nie okaże się kluczowa przy podziale miejsc na podium?
DCT Gdańsk – Seargin 3-0 (21-12; 21-11; 21-10)
Spotkanie pomiędzy ‘Kontenerowcami’ a ‘Programistami’ było promowane jako jedno z najciekawszych wydarzeń wtorkowej serii gier. Taka zapowiedź podziałała widocznie mobilizująco na zawodników drużyny DCT Gdańsk, którzy w Ergo Arenie stawili się na długo, nie tylko przed rywalem, ale również i Redakcją. Uznaliśmy to za znak, że drużyna z ulicy Kontenerowej potraktowała spotkanie bardzo poważnie. W protokole meczowym pojawiło się siedmiu graczy, w tym powracający po dłuższej absencji spowodowanej kontuzją Rafał Kuich. Początek meczu, tak jak i jego dalsza część, należały do drużyny, w której prawdziwym liderem jest Piotr Kochanowski. Początek rywalizacji to wynik 5-1, który pozwolił na kontrolowanie przebiegu tego seta, którego ostatecznie Kontenerowcy wygrali do 12. Druga i trzecia odsłona to niemal kopia tej pierwszej. Szybkie wypracowanie przewagi, następnie kontrolowanie przebiegu seta i trzymanie rywala na dystans niczym zawodowy pięściarz. To, co nas najbardziej zaskoczyło to fakt, że Seargin zdaje się być drużyną, która od początku udziału w rozgrywkach poczyniła największy progres, a jednak przegrała gładko z drużyną, z którą w wiosennej edycji zdobyła swój pierwszy historyczny punkt. Mimo, że ekipom zostało do rozegrania po jednym spotkaniu to podsumowując możemy napisać, że ten sezon, w porównaniu do poprzedniego, dla obu drużyn jest naprawdę udany. Obie ekipy kończą go z podniesionymi głowami.
Port Gdańsk – Bombardierzy 2-1 (15-21; 21-18; 22-20)
Przyznamy, że bardzo długo wahaliśmy się którą z drużyn wskazać jako faworyta pojedynku. Port czy Bombardierzy? Bombardierzy czy Port? Te rozważania sprawiły, że nawet nie zauważyliśmy jak minął nam poprzedni dzień. W pewnym momencie byliśmy skorzy do tego, aby rzucić monetą lub poprosić o pomoc wróżbitę Macieja. Ostatecznie nie zdecydowaliśmy się na ten krok i trzeba było podjąć męską decyzję. Uznaliśmy, że to Portowcy mają minimalnie większe szanse na odniesienie zwycięstwa. Typ Redakcji widocznie nie podpasował graczom Macieja Gruby, bowiem mecz zaczęli z większym animuszem niż stereotypowy wujek weselną flaszkę. Po kilku wymianach wypracowali sobie przewagę 10-4 i nie odpuścili jej już do końca tej partii. Trzeba przyznać, że poza dobrą dyspozycją samych Bombardierów, Portowcy popełnili bardzo wiele błędów własnych, co musiało przełożyć się na wynik. Stare powiedzenie mówi, że lepiej późno niż wcale. Tę maksymę zdali się wziąć do serca Portowcy i początek drugiego seta to wypracowanie przewagi 6-1. Tego po prostu nie dało się zepsuć. Mimo to, po chwili Bombardierzy doprowadzili do wyrównania, ale chłodniejsze głowy w końcówce zachowali ‘Granatowi’ i to oni cieszyli się z wygranej w tej partii. Trzeci set ponownie był bardzo wyrównany. W końcówce wydawało się, że to ‘Czarni’ zdołają wygrać. Prowadzili już 18-16, lecz bardzo dobrze pod koniec seta zaprezentowali się gracze z doków. Na początek doprowadzili do wyrównania, a następnie po walce łeb w łeb przechylili szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Po spotkaniu gracze Portu utonęli w objęciach spowodowanych szóstym zwycięstwem w lidze.
Asy B Klasy – Straż Pożarna Gdańsk 2-1 (15-21; 21-18; 21-12)
Nie ukrywamy, że brakuje nam w ostatnim czasie trafnych porównań do sytuacji, która ma obecnie miejsce w grupie spadkowej. Reforma pierwszej ligi polegająca na stworzeniu grupy mistrzowskiej i spadkowej ma wyraźnie mniej przeciwników niż obecna reforma sądownictwa. W grupie spadkowej emocje aż kipią, choć po spotkaniu Asów ze Strażakami mogły być one zabite. Gdyby Straż wygrała swoje spotkanie 3-0 to mieliby zapewnione wyższe miejsce od Asów na koniec sezonu. Znając powagę sytuacji obie drużyny zmobilizowały się na tyle, że byliśmy przekonani, że spotkanie dostarczy sporych emocji. Słowa te nijak nie potwierdziły się w trakcie pierwszego seta, w którym ’Mundurowi’ dominowali. Na początku tej odsłony wypracowali sobie przewagę, którą dociągnęli do końca trwania partii i zasłużenie wygrali do 15. Taki obrót spraw zmobilizował i rozwścieczył graczy Asów i w drugiej odsłonie wyglądali jak całkiem inna drużyna. Ostatnio tak dwa różne oblicza widzieliśmy przyglądając się postaci Harveya Denta w Mrocznym Rycerzu. W ‘Bordowych’ wstąpiły jakieś nowe moce i zdaje się, że przypomnieli sobie poniedziałkowe zwycięstwo przeciwko Kraken Team, po czym słusznie uznali, że skoro byli w stanie wygrać tamto spotkanie to czemu nie spróbować z ‘Mundurowymi’? Jak postanowili, tak zrobili i wygrali drugą partię do 18. Po tej wygranej kibice, którzy zawsze wspierają młodych graczy rzucili na parkiet… serpentyny. Jak widać utrzymanie Asów jest istotne nie tylko dla samych zawodników. Trzecia odsłona to bardzo dobra gra Asów. Ich wygrana w tej partii ani przez chwilę nie była zagrożona. To, czym imponowała drużyna to świetna organizacja gry. Patrząc na ten element nie możemy wyjść z podziwu jaki progres zaliczyła ekipa. Dzięki zwycięstwu Asów obie drużyny mają po trzynaście oczek i kwestia spadku lub ewentualnego udziału we wtorkowym barażu zdaje się być otwarta.
Wirtualna Polska – Zmieszani 0-3 (12-21; 15-21; 15-21)
Faworyt tego spotkania mógł być tylko jeden. Mówimy oczywiście o Zmieszanych, którzy aby sięgnąć po mistrzostwo chcieli wygrać spotkanie w stosunku 3-0. Czas, w którym doszło do rywalizacji sprzyjał osiągnięciu zamierzonego celu, bowiem Wirtualni ostatnio są w widocznym kryzysie i patrząc z boku, nie dostrzegamy symptomów, że mogłoby się to szybko zmienić. Inna kwestia jest taka, że nawet przy bardzo dobrej formie WP to nadal Zmieszani byliby faworytem spotkania. Jeśli chodzi o sam mecz to w grze Zmieszanych, od początku jego trwania, dało się zaobserwować pewną zmianę względem poprzednich spotkań. W wyniku urazu pleców nominalny skrzydłowy – Michał Grzenia grał tylko w defensywie (w drugiej linii). Pod siatką zmieniał się z kolei z kapitan drużyny – Edytą Woźny, która wchodziła na rozegranie. Takie rozwiązanie się sprawdziło, ponieważ drużyna miała pewne przyjęcie (w poprzednim sezonie Michał grał cały sezon jako libero), a Edyta dobrze rozprowadzała piłki współpartnerom. Pierwszy set drużyna Zmieszanych wygrała do 12. Kolejne odsłony ponownie wygrali pretendenci do tytułu. MVP spotkania został Radosław Pacyński, natomiast po stronie Wirtualnych najlepszym graczem okazał się Paweł Żmijewski, który potwierdził, że podczas nieobecności Adama Wajnera to on wziął na siebie ciężar zdobywania punktów.
Port Gdańsk – Zmieszani 1-2 (16-21; 21-19; 11-21)
To miał być kolejny schodek w drodze do raju dla Zmieszanych. Teoretycznie było to łatwe zadanie, musieli bowiem wygrać 3-0 z drużyną, która była w środku stawki. Skoro wygrali z ekipą, która obecnie jest wiceliderem (Thunder Team) to co mogło pójść nie tak? Mecz rozpoczął się zgodnie z oczekiwaniami i ambicjami graczy Zmieszanych. W pierwszym secie wygrali 21-16 i nikt nie przypuszczał, że w kolejnej odsłonie może dojść do niespodzianki. W drugiej części mimo, że Portowcy od początku uzyskali przewagę to osoby oglądające rywalizację z boku czekały tylko na moment, w którym Zmieszani wreszcie zaskoczą. Ten długo wyczekiwany moment nie nadszedł i ekipa z aspiracjami na złoty medal przegrała 21-19. Mimo dobrej końcówki nie zdołali odrobić strat z wcześniejszej części seta. Nie wiemy czy nie mijamy się z prawdą, ale szukając przyczyn porażki w tej partii możemy podać, że gracze Zmieszanych rozegrali we wtorkowy wieczór sześć setów. Tylko w jednym grali bez kobiet. Jak myślicie, o którym secie mowa? W przegranej odsłonie Zmieszani zagrali na jednego rozgrywającego, co prawdopodobnie nie było dobrym posunięciem. Mimo, że w przypadku tak zaawansowanych siatkarsko graczy system gry na dwóch wydaje się dosyć archaiczny to w przypadku Zmieszanych przynosi on rezultaty. Po co zatem zmieniać coś, co funkcjonuje? Gdy tylko Zmieszani wrócili do starej taktyki ich gra znów zaczęła wyglądać jak dawniej. Trzecia odsłona to dominacja i wynik 21-11.
Omida Team – Bombardierzy 3-0 (21-14; 21-19; 21-14)
Ostatnim spotkaniem w edycji Jesień’19 dla drużyny Bombardierów była rywalizacja z obecnym liderem drugiej klasy rozgrywkowej – Omida Team. Jak wypadło pożegnanie? Mimo, że Bombardierzy przegrali spotkanie w stosunku 3-0 to zaprezentowali się z dobrej strony. W pierwszym secie podopieczni Agnieszki Pasternak przejęli kontrolę nad grą i uzyskali kilkupunktową przewagę, którą dociągnęli do końca seta i wygrali 21-14. Druga odsłona była już zdecydowanie bardziej wyrównana i zastanawiamy się czy wpływu na grę Omidy nie miał fakt, że na boisku numer trzy równolegle swoje spotkanie rozgrywali Zmieszani. Jako, że Omida rozpoczęła swoje spotkanie kilkanaście minut później to napłynęły do nich wieści, że Portowcy zdołali wygrać seta z faworyzowanymi Zmieszanymi. Wiadomość ta nie zmobilizowała najwidoczniej ‘Logistyków’, których gra wyglądała nieco gorzej. W ich poczynaniach widać było sporo nonszalancji i ten fakt próbowali wykorzystać Bombardierzy, którzy niemal wygrali seta, czym sprawiliby dużą niespodziankę, a całą kolejkę trzeba byłoby porównać do kolejki cudów. Hala treningowa nie okazała się jednak Licheniem a Ergo Areną i to Omida cieszyła się ze zwycięstwa w tej odsłonie. Ostatnia partia to kontynuacja kapitalnej serii wygranych setów z rzędu i pewna wygrana do 14. Przed drużyną Omidy dwa najtrudniejsze zadania – mecze z Thunder oraz Zmieszanymi. Przed Bombardierami z kolei okres wzmożonych treningów przed kolejną edycją SL3.