Za nami środowa seria gier. W hitach pierwszoligowych zwycięstwa odniosły Merkury oraz Bossman. W trzeciej lidze z bardzo dobrej strony pokazała się ekipa MiszMasz, która ograła faworyzowaną Oliwę Team. Zapraszamy na podsumowanie!
Wolves Volley – Kraken Team 2-1 (13-21; 21-18; 21-19)
Przed meczem uznaliśmy, że mecz może mieć bardzo duże znaczenie w kontekście dalszej walki o utrzymanie. W naszych oczach faworytem meczu była ekipa Wolves Volley, która na szalenie ważny mecz dotarła w zaledwie sześciu graczy. W kontrze dla naszych predykcji, zdecydowanie lepiej w mecz weszli gracze Kraken Team, który po punktach Przemysława Motyki oraz Roberta Skwiercza, objęli prowadzenie 10-5! W dalszej części Wolves Volley mieli bardzo poważne problemy z tym, by wskoczyć na wyższy level oraz z tym…by powstrzymać wspomnianego przyjmującego Krakena. Po pięciu kolejnych punktach Przemysława Motyki, Kraken wygrał partię do 13. W przerwie pomiędzy setami w ekipie ‘Watahy’ musiało dojść do kilku męskich słów. W drugiej odsłonie zobaczyliśmy bowiem już zupełnie inną – lepszą wersję Wolves Volley. Po dobrej grze w przyjęciu oraz wysokiej precyzji ataków, Wolves objęli prowadzenie 10-4. Po chwili Kraken zdołał się otrząsnąć z początkowego szoku i zaczął rewanżować się rywalowi, przez co gra nam się bardziej wyrównała (12-9). Dalsza część seta to ucieczka Wolves Volley (19-13) i gonitwa rywali, którym zabrakło czasu. Końcowe akcje to punkty Tomasza Głębockiego oraz Mikołaja Moszczenko, po których mieliśmy remis w setach. Trzeci set to ‘wypisz-wymaluj’ powtórka tego, co oglądaliśmy w środkowej partii. Od samego początku lepiej radzili sobie gracze Wolves Volley, którzy dzięki kilkupunktowej przewadze mogli trzymać rywala na dystans i cieszyć się z trzeciej wygranej w sezonie – brawo!
MysterElektroRockets – Sharks 2-1 (21-18; 21-16; 15-21)
W ostatnim czasie na drużynę Pawła Urbaniaka wylała się fala krytyki. Wszystko za sprawą faktu, że po bardzo mocnym początku sezonu – team w biało-czerwonych barwach rozczarowywał. Zaczęło się od meczu z Aquą Volley. Później przyszła kolejna porażka – tym razem z Craftveną. W kolejnym meczu – rozegranym przed tygodniem, zespół z Karczemek ograł SiiPower za komplet punktów, ale ten styl…cóż, pozostawiał wiele do życzenia. Nic więc dziwnego, że w zestawieniu z dobrze radzącymi sobie w ostatnim czasie Sharksami – to tych drugich uznaliśmy za faworyta meczu. Początek spotkania to wyrównana walka obu stron, po której mieliśmy remis 11-11. Po ataku oraz asie serwisowym kapitana MER – zespół w białych strojach wyszedł na prowadzenie 15-13 i po kilku błędach rywali cieszyli się z wygrania pierwszego seta (21-18). W środkowej odsłonie drużynie z Karczemek poszło jeszcze lepiej i rozpoczęli oni seta od prowadzenia 5-1. Choć po chwili ‘Rekiny’ zdołały doprowadzić do wyrównania po 7, to w dalszej części seta team w biało-czerwonych strojach uciekł…jak rakieta! Po asie serwisowym Marka Bobkowskiego oraz ataku Sebastiana Pietrasa, MER objęli prowadzenie 17-12, którego nie dało się wypuścić (21-16). Początek trzeciego seta wskazywał na to, że ‘Rakiety’ idą po komplet oczek. Po piorunującym początku prowadzili bowiem już 8-3. W dalszej części seta mieli jednak widoczne problemy z wykończeniem akcji, co w połączeniu z solidną grą przeciwników pozwoliła kibicom obejrzeć niespodziewany zwrot akcji. Ostatecznie partię tę wygrała ekipa Sharksów, aczkolwiek trudno tu mówić o jakimkolwiek szczęściu. Jako drużyna tygodnia liczyli z pewnością na kolejną wygraną i umocnienie się na podium rozgrywek!
Maritex – BL Volley 3-0 (21-12; 21-17; 21-15)
Nie ukrywamy, że po ostatniej porażce Maritexu byliśmy dość sceptyczni co do tego czy ‘Fioletowym’ uda się stłamsić środowego rywala. W ‘typie Redakcji’ postanowiliśmy zagrać zachowawczo i uznaliśmy, że mecz zakończy się podziałem punktów. Cóż – do tego nie było nawet blisko, bo na boisku numer 3 oglądaliśmy pełną dominację zespołu Michała Pietrasika. Już chwilę po pierwszym gwizdku sędziego, skuteczną zagrywką, po której Maritex prowadził 8-2, popisał się Andrzej Lubański. Nie było na co czekać – BL Volley wziął wówczas czas, który pomógł, ale tylko na chwilę. Po tym jak ‘Tygrysy’ zniwelowały stratę do jednego oczka (10-9), ruszyła kolejna fala ataków Maritexu, która siała spustoszenie w obozie rywali i przyczyniła się do pewnej wygranej do 12. Środkowa odsłona była już bardziej wyrównana, przy czym inicjatywa i najzwyczajniej lepsza gra była po fioletowej stronie siatki. Po dobrej grze w obronie i licznych, a przede wszystkim skutecznych kontrach Michała Balceraka, Maritex wysunął się na prowadzenie 17-12 i po chwili cieszyli się oni z wygranej drugiego seta (21-17). Przed trzecim setem zespół BL Volley liczył z pewnością na powtórkę z poprzedniego spotkania. W skrócie – po dwóch słabych setach przyszło przebudzenie, po którym BL wygrał z Wolves Volley, zapewniając sobie nagrodę pocieszenia w postaci jednego punktu. Cóż – w środowy wieczór BL nie mógł o tym nawet śnić. Zostało to im wybite z głów po kolejnych atakach Michała Balceraka czy bardzo dobrze dysponowanego Andrzeja Lubańskiego. Ostatecznie Maritex wygrywa za komplet punktów i wraca na drugie miejsce w ligowej tabeli!
ACTIVNI Gdańsk – Only Spikes 3-0 (21-18; 21-10; 21-9)
Choć styl, w którym wygrywają w obecnym sezonie ACTIVNI oraz to, że rozegrali oni najmniejszą liczbę spotkań ze wszystkich drużyn w lidze może być paliwem dla malkontentów to trzeba docenić fakt, że team Artura Kurkowskiego pozostaje jedną z trzech ekip 52 drużynowej stawce, która nie przegrała jeszcze spotkania. W środowy wieczór na ich celowniku pojawiła się ekipa Only Spikes, która poza pierwszym setem – nie była zbyt dużą przeszkodą dla ex-trzecioligowca. Początek spotkania rozpoczął się zgodnie z oczekiwaniami – od wyraźnej przewagi ACTIVNYCH. Chwilę po półmetku seta i ataku Miłosza Kitowskiego faworyzowana drużyna objęła prowadzenie 14-9, które z czasem powiększyli do 18-11. Kiedy wydawało się, że drużyny po chwili zmienią strony – sygnał do odrabiania strat dla drużyny w żółtych trykotach dał Adrian Schramka oraz Patryk Łabędź (20-18). Kiedy zaczęło robić się naprawdę interesująco – marzenia Only Spikes o punkcie zabił skutecznym atakiem Mateusz Woźniak (21-18). W środkowej odsłonie zespół Patryka Łabędzie nie był już w stanie nawiązać równorzędnej walki z rywalem i po dwóch atakach z rzędu Patryka Dunajewskiego, ACTIVNI objęli prowadzenie 11-6. Jakby złych informacji dla OS było mało – po chwili zdobyli sześć kolejnych punktów z rzędu (18-7) i wynik seta był już tylko formalnością (21-10). Jeszcze większą różnicę pomiędzy drużynami oglądaliśmy w ostatniej odsłonie, którą ACTIVNI po kilku atakach Artura Kurkowskiego – zaczęli od prowadzenia…10-3! W połowie trzeciego seta Only Spikes zdali sobie sprawę, że o kolejny punkt w lidze muszą poczekać co najmniej do kolejnego meczu. ACTIVNI byli w środę rywalem poza zasięgiem.
Kraken – MPS Volley 0-3 (15-21; 17-21; 15-21)
Kraken jest w tym sezonie drużyną ‘zero-jedynkową’. Jak już przegrywa to za komplet punktów. To oczywiście tragiczna wiadomość, która ma swoje konsekwencje. Tymi jest to, że po porażce team Jurija Charczuka spadł w ligowej tabeli na przedostatnie miejsce, a ich sytuacja robi się coraz bardziej nieciekawa. To, co może z pewnością niepokoić fanów ‘Bestii’ to…dyspozycja drużyny w środowy wieczór, bo prawdę mówiąc – zamiast groźnej ‘Bestii’, dostaliśmy jakąś ‘popierdółkę’. Nie mamy co do tego wątpliwości – było to z pewnością najgorsze spotkanie Krakena w obecnej kampanii. A MPS? Jest naprawdę dobrze. Co ciekawe – już po pięciu meczach Miłośnicy Piłki Siatkowej mają niemal tyle punktów ile uciułali przez większość sezonu Jesień’24. Wygrana za komplet punktów sprawiła, że nastroje w drużynie były po meczu kapitalne, a sami zawodnicy żartowali, że gdyby na meczu byli również ci nieobecni – MPS wygrałby 4-0. Jak wyglądało samo spotkanie? Zaczęło się od obopólnego badania przeciwnika, po którym mieliśmy remis 8-8. Dalsza część meczu? Wyglądała tak, że zastanawialiśmy się nad prawdziwym rozwinięciem skrótu MPS:
– Miłośnicy Prawego Skrzydła
– mniej psują sytuacyjnych
– mniej piłek straconych
– mega poziom sypy
– miłośnikom przyjęcie siedzi
– mniej psują serwisu
– medyczna przerwa sypacza
Serio – nie wymyślamy. Element, do którego można mieć zastrzeżenia w MPS-ie, a który był widocznie lepszy u rywala to gra w obronie. Wszystkie pozostałe atuty były po stronie ex-pierwszoligowca, który w pełni zasłużenie, zgarnia trzy punkty.
BES Boys BLUM – Tufi Team 1-2 (18-21; 21-13; 16-21)
Do spotkania z BES Boys BLUM, gracze Tufi przystępowali po fatalnym występie przeciwko Flocie Active Team. Ówczesna dyspozycja drużyny Mateusza Woźniaka nakazywała ostrożność przy oddawaniu ‘typu Redakcji’. Mimo to – faworyt spotkania rozpoczął mecz od bardzo solidnego grania i na półmetku seta prowadzili już 12-6. W dalszej części po dwóch atakach z rzędu Piotra Watusa było 18-12 i zasadniczo – był to koniec emocji w pierwszej partii (21-18). Środkowa odsłona to zwrot akcji, którego się nie spodziewaliśmy. Choć set rozpoczął się od wyrównanej walki, po której czarna tablica wyników wskazywała 10-10, to druga część seta była…powrotem koszmarów zespołu Mateusza Woźniaka. Po serii błędów oraz ataków w aut oraz solidnej dyspozycji BBB – gracze w szarych trykotach objęli prowadzenie 18-12 i tym razem to oni cieszyli się z wygrania seta (21-13). Rozstrzygnięcie z dwóch pierwszych setów sprawiało, że o zwycięstwie musiała decydować finałowa partia. Ta rozpoczęła się lepiej dla ‘Tuffików’, w czym spora zasługa gry drużyny w obronie – a przede wszystkim najlepszego libero poprzedniego sezonu w drugiej lidze – Konrada Szarugi (7-4). Kilkupunktowa przewaga ‘Tuffików’ stała się z czasem jeszcze bardziej okazała (18-11) i w konsekwencji dała im po chwili wygraną w meczu (21-16). Dwa zamiast trzech punktów z jedną z ostatnich drużyn w lidze to jednak marne pocieszenie. Aktualnie zespół Mateusza Woźniaka plasuje się poza podium rozgrywek i aby realnie myśleć o awansie – musi podkręcić tempo.
BEemka Volley – Bossman Team 1-2 (21-19; 16-21; 19-21)
W środowej serii gier doszło do dwóch hitów w pierwszej lidze. Jednym z nich był bez wątpienia mecz pomiędzy BEemką a Bossmanem. Po ostatniej dyspozycji zespołu Daniela Podgórskiego – uznaliśmy, że to właśnie oni będą faworytem starcia. Podobnego zdania byli również typerzy w aplikacji SL3. Na zwycięstwo BEemki stawiało blisko 65% z nich. Początek spotkania ułożył się rewelacyjnie dla piątej siły poprzedniego sezonu. Po kilku punktach Karola Masiula oraz Macieja Rzepczyńskiego, ‘Zmotoryzowani’ objęli prowadzenie 10-4! Z czasem Bossman poprawił swoją grę, ale prawdę mówiąc – wynik 21-19 nieco zakłamuje obraz gry. Uważamy, że wygrana BEemki w tej partii nie była raczej zagrożona, a w pełni zasłużona. Środkowa odsłona do połowy seta była bardzo wyrównana (10-10) i trudno było wyciągnąć wnioski, w którą stronę się to potoczy. Druga część seta to bardzo dobra dyspozycja Mikołaja Lange, który zdobył dla swojej drużyny kilka kluczowych punktów, po których Bossman cieszył się z wyrównania stanu rywalizacji (21-16). Ostatni set zapowiadał się wybornie. Od pierwszego gwizdka sędziego w secie – oglądaliśmy wyrównaną grę. Wyniki w tej odsłonie zmieniały się następująco (4-4 -> 8-8 -> 12-12 -> 17-17). Wówczas stało się jasne, że team, który zdoła na tym etapie ‘przełamać przeciwnika’ – wygra spotkanie. Sztuka ta udała się graczom Bossmana, który po kilku punktach bardzo dobrze dysponowanego Dominika Marlęgi oraz Szymona Zalewskiego, wyszli na prowadzenie i w konsekwencji cieszyli się z trzeciej wygranej w sezonie. Jeśli chodzi o BEemkę to mimo porażki i jednego meczu rozegranego mniej – i tak znajdują się na podium rozgrywek i są już bardzo bliscy zagwarantowania sobie grupy mistrzowskiej.
Merkury – CTO Volley 2-1 (21-19; 12-21; 21-13)
Sami nieraz zastanawiamy się ‘kto pisze scenariusz’ do tego co dzieje się w lidze. Setna wygrana w rozgrywkach w meczu z Bossmanem czy BEemką? Nie – lepiej poczekać i zrobić to w meczu z aktualnym liderem i odwiecznym rywalem w SL3, a także jednym z głównych pretendentów do Mistrzowskiego tytułu. Można wypić piwo o temperaturze pokojowej? Ano można – będzie smakowało. Jeśli jednak będzie odpowiednio schłodzone, a na dworze będzie skwar nie do wytrzymania to gwarantujemy – piwo będzie smakowało lepiej. Analogia jest tu oczywista – wygrana z CTO to najlepsza informacja dla Merkurego od dawna. Poza szeregiem atutów, które każdy zna – Merkury nabrał po meczu pewności siebie i z dużą dozą prawdopodobieństwa – w dalszej części sezonu, może to zaprocentować. Z drugiej strony CTO Volley nie ma się co mazać. Mimo niekorzystnego wyniku – nic się nie dzieje i pozostają oni na samym szczycie ligowej układanki. A sam mecz? Gdyby był obrazem, to na pierwszy rzut oka stwierdzilibyśmy, że został namalowany przez trzech innych malarzy. Pierwszy w swoim dziele przedstawił nam walkę obu drużyn, w której nie brakowało determinacji, woli zwycięstwa, świetnych ataków, spektakularnych obron, ale również pomyłek – w ataku, zagrywce oraz przyjęciu. Końcówka seta – dwa arcyważne ataki Mikołaja Rochny, po których Merkury cieszył się z wygrania premierowej odsłony. Drugi malarz to absolutny fan CTO Volley i praca, w której uwidocznione zostały same atuty drużyny w pomarańczowych strojach, a jednocześnie nie zabrakło złośliwości, w których Merkury został zaprezentowany dość nieporadnie. Trzeci malarz, kiedy tylko spojrzał na płótno – o mało nie dostał zawału. Uznał bowiem, że temu środkowemu coś się pomieszało, a na piedestał powinna zostać wyprowadzona drużyna w granatowych barwach. A skoro to on kończył dzieło – jego obraz pozostał najświeższy i zapisał się w pamięci wszystkich: wow, brawo!
MiszMasz – Oliwa Team 2-1 (21-18; 23-21; 17-21)
MiszMasz wrócił do gry po tygodniowej przerwie, ale wyglądało to tak, jakby w ogóle nie wychodził z hali. Pierwszy set? W zasadzie bez historii – kilka fajnych akcji po stronie Oliwy, ale to MiszMasz od początku wyglądał pewniej i chwilę po rozpoczęciu spotkania prowadził już 9-4. Choć w dalszej części seta Oliwa próbowała coś kombinować, to jedyne na co było ich stać to zniwelowanie strat do jednego oczka (14-13). Dalsza część to przewaga dobrze dysponowanych graczy MiszMaszu i ich wygrana do 18. Drugi set to już zupełnie inna bajka. Oliwa w końcu się obudziła. Jeżewski odpalił kilka bardzo ważnych zagrań, a Krasiński dołożył swoje w ataku. Zrobiło się równo, momentami nawet z lekkim wskazaniem na Oliwę. Ale końcówka to był popis drużyny Jakuba Waszkiewicza. Choć Oliwa miała piłkę setową (20-19), to gracze MiszMaszu zachowali więcej zimnej krwi i po atakach Macieja Manisty oraz Rafała Wróblewskiego, zapewnili sobie po chwili drugą wygraną w sezonie Wiosna’25. W trzecim secie MiszMasz spuścił z tonu. Może za szybko uwierzyli, że już po robocie, a może po prostu chcieli dać pograć przeciwnikom. Oliwa skorzystała i po kilku punktach Aleksandra Juszczyka czy Kamila Krasińskiego, Oliwa wysunęła się na prowadzenie 16-9 i wygrała finalnie do 17. Podsumowując MiszMasz wraca do gry w stylu, który pamiętamy z owocnej przeszłości drużyny – solidnie, momentami bardzo efektownie. A, że jeszcze trochę rdzy w mechanizmach? Spokojnie, sezon długi. Oliwa? Pokazała to, o czym mówimy od lat. Brak stabilizacji formy sprawia, że team Adama Wyrzykowskiego sam wkłada sobie kij w szprychy roweru. To właśnie przez takie mecze jak ten środowy – wciąż znajdują się w trzeciej lidze.