Choć nikt przed sezonem nie spodziewał się takiego scenariusza – Merkury znajdzie się w obecnym sezonie poza czołową piątką. W środowy wieczór team Piotra Peplińskiego rozegrał pierwszy mecz w grupie spadkowej i zgodnie z zasadą: ‘jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma’ – muszą się oni cieszyć z tego, co jest tu i teraz. Dwa wnioski po wygranej z ‘Chłopcami’ są bowiem takie: 1. Merkury zrobił gigantyczny krok w kierunku utrzymania. 2. Zawodnicy pięciokrotnych Mistrzów SL3 nie obrażają się na nową rzeczywistość, tylko zagrali z godnością i radością z gry. Sam mecz? Pierwszy set rywalizacji pod absolutne dyktando graczy w granatowych trykotach. O ile pierwsza połowa była w miarę wyrównana (11-9), tak w drugiej części seta gracze Bartłomieja Kniecia kompletnie stanęli i nie byli w stanie zatrzymać walca przeciwników (21-14). Zdecydowanie najciekawszą partią w meczu była środkowa. Po sekwencji skutecznego bloku i ataku Konrada Przekadzińskiego, Merkury objął prowadzenie 10-5. Po chwili pięć oczek z rzędu zdobyli jednak gracze z Pruszcza Gdańskiego (10-10) i od tego momentu aż do końca mieliśmy walkę ‘łeb w łeb’. Prawdziwym game-changerem, podobnie jak w jednym z setów ze Speednetem było wejście na zagrywkę Adama Miotka. Wspomniany środkowy po dwóch asach serwisowych zapewnił Merkuremu wygraną (23-21). To właśnie skuteczna gra z pola serwisowego w dużej mierze przechyliła szale zwycięstwa w ostatnim secie. W drugiej części seta było bowiem po 16 i wygrana partii pozostawała kwestią otwartą. Po trzech asach serwisowych Pawła Dolaka, Merkury wysunął się na prowadzenie 19-16 i po chwili cieszył się z kompletu oczek.
Dzień: 2024-11-06
CTO Volley – Speednet
Jest pewne powiedzenie, które idealnie obrazuje aktualną sytuację Speednetu. Za kilkanaście dni przekonamy się na ile jest ono prawdziwe. Mowa tu o zwrocie ‘złoto dla zuchwałych’. Środowy wieczór to absolutny pokaz mocy graczy w różowych strojach. Nie żadne tam dziadowanie za ‘2-1’. W zamian za to obejrzeliśmy parcie na przeciwnika od pierwszego do ostatniego gwizdka sędziego. Nie siedzimy w głowach graczy Speednetu, ale nos podpowiada nam, że ‘Programiści’ wzięliby wynik 2-1 w ciemno. Kiedy jednak w szeregach Speednetu zorientowano się, że w pierwszym secie nie tańczą z Penelope Cruz tylko Agatą Buzek, postanowili pójść za ciosem. Ok – w drugim secie CTO zdołało przypudrować swoje niedoskonałości, przez co był to dość wyrównany fragment meczu. Cóż jednak z tego skoro na ‘koniec dnia’ to CTO, a nie Speednet wraca samotnie do domu? Speednet wraca za to nie z jedną zdobyczą (punktową rzecz jasna), a z trzema. Skoro przy trójce jesteśmy nie sposób nie wspomnieć o ostatnim secie. Co ciekawe, były w nim momenty, w którym ‘Pomarańczowi’ byli bliscy zgarnięcia ‘nagrody pocieszenia’. Pod koniec prowadzili już 17-15. Tak jak wspomnieliśmy na początku zapowiedzi – Speednet jest jednak w obecnym sezonie zuchwały. Nienasycony. Są ciągle głodni do tego stopnia, że postanowili nie zostawiać swoim rywalom nawet okruszków.
Speednet 2 – Flota Active Team
Po czterech porażkach w pięciu ostatnich meczach, Speednet 2 stanął w środowy wieczór przed kolejnym bardzo trudnym wyzwaniem. Tym razem ich rywalem była ekipa Floty Active Team, która w ostatnim czasie jest na ewidentnej fali wznoszącej. Choć faworytem spotkania była dla nas Flota to uznaliśmy, że ‘Programistów’ stać będzie na to by pokusić się o jeden punkt. Cóż – nie było nawet blisko. Pierwszy set rywalizacji to absolutna dominacja zespołu Floty. Choć zaczęło się w miarę niewinnie (9-6), to niemal każda kolejna wymiana kończyła się w ten sam sposób. Po dwóch punktach z rzędu świetnie dysponowanego Wojciecha Kowalskiego, Flota prowadziła już 15-7 i wówczas stało się jasne, że drużyny za chwilę zmienią strony (21-9). W środkowej odsłonie oglądaliśmy namiastkę walki. Nie jest bynajmniej tak, że Speednet 2 miał szansę na wygranie seta. Co to to nie. Sił na dotrzymanie kroku przeciwnikom wystarczyło im do stanu po 14. W końcówce seta Speednet 2 jednak kompletnie stanął i po dobrym fragmencie duetu Jasielski&Kowalski, Flota cieszyła się z wygrania spotkania (21-16). W trzecim secie Speednet 2 podjął jeszcze jedną próbę wygrania partii, która finalnie się nie udała. Niezależnie jednak od tego, gracze Marka Ogonowskiego zawiesili w tej partii dość wysoko poprzeczkę i do stanu 16-16 nie mieliśmy przekonania, która z drużyn wygra seta. Podobnie jak miało to miejsce w środkowej partii – końcówka partii to jednak wyraźnie lepszy fragment ex-pierwszoligowca, który wygrał do 17 i zapewnił sobie trzy bardzo ważne punkty, po których wskoczył na drugie miejsce w tabeli.
ACTIVNI Gdańsk – BL Volley
To, co wydarzyło się w poniedziałkowy wieczór na boisku numer 1 jest wręcz niewiarygodne. Kto wie czy wydarzenia z trzeciego seta, do których za chwilę przejdziemy nie przesądzą o spadku ACTIVNYCH do czwartej klasy rozgrywkowej. Choć konsekwencje wspomnianej partii mogą być druzgocące, to pierwszy set rywalizacji ułożył się idealnie dla graczy Artura Kurkowskiego. Początek spotkania to dość wyrównana gra, która zaprowadziła nas do stanu po 11. Od półmetka seta zaczęła zarysowywać się przewaga ACTIVNYCH, którzy po ataku oraz asie Macieja Kota objęli prowadzenie 18-15 i po chwili cieszyli się z wygrania seta (21-17). Środkowa odsłona wyglądała już inaczej. Po kilku atakach Wojciecha Kiełba było Bez Lipy. Precyzując – BL objął prowadzenie 13-9 i choć w dalszej części seta ACTIVNI zbliżyli się do rywala na jeden punkt (18-17), to ostatnie słowo w secie należało do graczy w biało-pomarańczowych barwach (21-18). Zdecydowanie najwięcej działo się w trzecim secie, w którego BL weszło…tragicznie. Zupełnie inaczej było w przypadku ACTIVNYCH, którzy po bardzo dobrej grze objęli bardzo wysokie prowadzenie 14-5! Choć czysto teoretycznie takiej przewagi nie da się roztrwonić, to jednak gracze ACTIVNYCH w pewnym momencie poprosili o potrzymanie piwa! Choć pod koniec meczu ACTIVNI nadal prowadzili 18-11 i nic nie wskazywało na taki obrót spraw, to w końcowej fazie seta team Artura Kurkowskiego zaczął za dużo kombinować. Zamiast skutecznej gry z pierwszej części partii, ACTIVNI próbowali skończyć rywala innymi środkami. To jak można się domyślać – nie przyniosło oczekiwanego skutku. Każdy kolejny punkt dla BL Volley napędzał tę drużynę, a w przypadku ACTIVNYCH wręcz odwrotnie – tłamsił ich. Z czasem po serii błędów wiedzieliśmy już jaki będzie epilog historii. Po kilku kolejnych wymianach stało się jasne, że BL Volley stał się sprawcą jednego z największych come-backów w historii ligi. Brawo!
Aqua Volley – Kraken Team
Choć było lepiej niż kilkanaście dni temu, to finał był taki sam. Kraken Team wygrał kolejne spotkanie za komplet punktów i może mrozić już szampany. Choć tego typu teksty często ‘brzydko się starzeją’ ,to jesteśmy przekonani na 100%, że Kraken stanie się za kilka dni Mistrzem IV Ligi SL3 w sezonie Jesień’24. W połowie pierwszego seta po kilku atakach świetnie dysponowanego Przemysława Motyki, Kraken objął prowadzenie 9-7. Choć z czasem team w granatowych strojach złapał na chwilę zadyszkę w konsekwencji, której stracił prowadzenie (13-12), to druga część seta przebiegała już pod ich dyktando i po piorunującej końcówce faworyzowana ekipa wygrała do 17. Najciekawszą partią w meczu była zdecydowanie ta druga. Porównując ją do analogicznego seta w poprzednim spotkaniu, Aqua zdobyła w nim o…17 punktów więcej. Wracając jednak do środowego meczu – w środkowej partii wszystko wskazywało na gładkie zwycięstwo ‘Bestii’. Po kolejnych udanych ‘ciosach’ Przemysława Motyki, team z północy województwa prowadził już 11-7. Mimo niekorzystnego wyniku Aqua nie odpuszczała i w końcówce seta udało im się doprowadzić do wyrównania po 19. Finałowa faza seta to walka punkt za punkt, która zakończyła się happy-endem Krakena (25-23). Choć było niezwykle blisko to odnosimy wrażenie, że Aqua Volley została tym meczem ‘złamana’. W trzecim secie rywalizacji team Mateusza Drężka nie był już w stanie nawiązać walki i po chwili Kraken mógł świętować awans do trzeciej ligi (21-16).
Wolves Volley – Oliwa Team
Wow – tego to my się nie spodziewaliśmy. Choć gracze Wolves Volley zagrali w ostatnim czasie dwa bardzo dobre spotkania, w których zrobili ogromny krok w kierunku utrzymania w trzeciej lidze, to w kontekście ich pojedynku z Oliwą – byliśmy dość sceptyczni. O ile ‘Wilków’ można było w ostatnim czasie chwalić, tak grą Oliwy byliśmy zachwyceni do tego stopnia, że w ostatnim magazynie zastanawialiśmy się czy w przyszłym sezonie będą już gotowi na awans. Ilekroć jednak odlatujemy z naszymi predykcjami – dzieje się coś takiego. Pierwszy set rywalizacji nie wskazywał na to, że taki będzie epilog. Po ataku Kamila Krasińskiego, Oliwa wyszła na prowadzenie 13-9 i bez większych problemów wygrali pierwszą odsłonę pięcioma oczkami (21-16). Przed drugim setem Wolves Volley pozmieniali nieco pozycje i ich gra zaczęła wyglądać już zupełnie inaczej. Po asie serwisowym Krzysztofa Mrożka, gracze w czarnych strojach objęli prowadzenie 6-2. Mimo to, z prowadzenia nie cieszyli się zbyt długo. Po chwili Oliwa doprowadziła bowiem do wyrównania po 8 i wydawało się, że odzyskują oni kontrolę nad poczynaniami boiskowymi. Jak się po chwili okazało – wobec drugiej fali ‘Watahy’ byli już bezradni. Po dobrej grze w bloku oraz sporej niedokładności w ataku ‘Oliwiaków’, Wolves Volley objęli prowadzenie 18-15 i po chwili cieszyli się z doprowadzenia do wyrównania w setach (21-18). Ostatnia partia rozpoczęła się lepiej dla ‘undergoda’ spotkania. Po ataku Mikołaja Moszczenko, Wolves prowadzili na półmetku 10-6 i choć z czasem ich prowadzenie się zmieniało (nawet do 7 punktów), to finalnie wygrali seta z przewagą czterech oczek (21-17). Brawo – rewelacyjna robota!
Staltest Pomorze – Szach-Mat
Jeden mądry gość powiedział kiedyś, że ‘wehikuł czasu nigdy nie powstanie’. Swoją tezę poparł tym, że gdyby było inaczej, to na swojej drodze życia spotkalibyśmy jakiegoś przybysza z przyszłości lub przeszłości. Czemu piszemy o tym właśnie teraz? Ano dlatego, że mamy fatalną wiadomość dla Szach-Matu. Ci nie mają się co łudzić. Ponad wszelką wątpliwość – czasu cofnąć się nie da. Wymazać tego blamażu również. Owszem są to mocne słowa, ale no nie da się inaczej. Nie dość, że ‘Szachiści’ nie potrafili wygrać z drużyną, która w obecnym sezonie przegrała wszystkie mecze, to na dodatek rywal był w środowy wieczór tak osłabiony, że gdyby przyrównać ich do uzębienia – mówilibyśmy o szczerbatej osobie. W pierwszych dwóch setach Staltest zagrał z Szach-Matem w…pięciu graczy. Jakby tego było mało, dwóch z nich to nominalni środkowi. Mimo to bardzo dobrze grający zawodnicy Arkadiusza Kozłowskiego nie dali się stłamsić. Ba, to oni od pierwszego gwizdka sędziego cisnęli rywala i wygrali premierową odsłonę do 16! Już jeden set zdawał się być ogromną niespodzianką. Wówczas nikt nie wiedział, że prawdziwa katastrofa dla Szach-Matu dopiero czaiła się za rogiem. Wydaje się, że ‘Szachiści’ mogli nie dostrzec zagrożenia z uwagi na to, że w ich mniemaniu – w drugim secie wszystko wróciło do normy (21-16). Trzeci set to jednak najczarniejszy z możliwych dla ‘Szachistów’ scenariuszy. Po dwóch asach serwisowych ex-Szachisty – Kamila Wołka, Staltest wysunął się na prowadzenie 7-2. Z czasem ich przewaga nie topniała, a wręcz przeciwnie. Po świetnej grze Staltest objął z czasem prowadzenie 15-6 i wówczas stało się jasne, że na boisku numer 2 dojdzie za chwilę do sensacyjnego rozstrzygnięcia (21-12). Brawo!
Tiger Team – Bayer Gdańsk
Porozmawiajmy o faktach. Te są takie, że Bayer zdobył w dwa dni niemal tyle samo punktów ile wcześniej przez ponad dwa miesiące. Sześć wspomnianych oczek zupełnie zmienia perspektywę. Każdy z tych punkcików sprawia, że szara, smutna, deszczowa i listopadowa aura zmienia się na ‘złotą polską jesień’. Dwanaście punktów i dwa mecze do końca sezonu. Choć Bayer był już jedną nogą w czwartoligowym grobie, to powstał i jest o włos od utrzymania w lidze. Choć w środowy wieczór ‘Aptekarze’ mierzyli się z ‘czerwoną latarnią ligi’ to przestrzegaliśmy przed meczem, że wcale nie musi być to łatwe zadanie. Początek spotkania zdawał się to potwierdzać. Przez długie fragmenty Bayer Gdańsk próbował znaleźć sposób na to by sforsować zasieki rywali. Ilekroć jednak zdobywali punkt – rywal po chwili błyskawicznie doskakiwał. Ba, w pewnym momencie to ‘Tygrysy’ prowadziły 13-11. Sytuacja zaczęła się zmieniać pod koniec seta. Po ważnych punktach Marka Majorosa, Bayer wysunął się na prowadzenie 18-16 i po chwili cieszył się z pierwszego punktu w meczu (21-19). Środkowa odsłona to kolejny set, w którym Tiger nie odpuszczał (14-15). Niestety dla nich, po chwili popełnili oni trzy błędy z rzędu, po których Bayer wysunął się na prowadzenie 18-14 i po chwili postawili kropkę nad ‘i’ (21-18). Ostatni set to dominacja graczy Damiana Harica, którzy po sporej liczbie błędów rywali, objęli prowadzenie 8-2. W dalszej części Tiger nie był już w stanie nawiązać walki i finalnie przegrał do 13, przyklepując swój spadek do czwartej ligi.
BVT Gdańsk – Empire Spikes Back
Nie no, więcej na ten numer się nie nabierzemy. Przecież gdybyśmy za każdym razem stawiali, że BVT przegra mecz 1-2 to mielibyśmy o kilkanaście punktów w typerze więcej. Cóż – w środowy wieczór ‘biało-czarni’ się nie popisali. Nie chcemy ich przesadnie oszczędzać, ale ‘Bobry’ musiały radzić sobie bez nominalnego rozgrywającego. Tak czy siak, byli dość wyraźnym faworytem spotkania i ze swojej roli się nie wywiązali. Już w pierwszym secie rywalizacji uwypuklił się szereg grzechów głównych drużyny w biało-czarnych barwach. Jako, że ESB nie są ‘z pierwszej łapanki’ to wykorzystali oni mankamenty rywali i po asie serwisowym Jakuba Pisowackiego, prowadzili 12-7. W dalszej części gracze Grzegorza Grabarskiego dominowali nad rywalem w przyjęciu, obronie i skutecznych kontrach. W skrócie – mieli wszystko i po chwili dołożyli do tego pierwszy punkt w meczu (21-15). W środkowej odsłonie ‘Imperatorzy’ mieli zawieszoną poprzeczkę już trochę wyżej. Wszystkie elementy, o których wspominaliśmy – uległy pogorszeniu. Miało to rzecz jasna wpływ na wynik, bo na półmetku seta to ‘Bobry’ prowadziły 10-7. Z czasem gracze Empire się nieco obudzili i po kilku skutecznych atakach Patryka Łabędzia, objęli prowadzenie 19-16 i po chwili cieszyli się z wygrania meczu (21-18). Do podniesienia z parkietu był trzeci punkt. Stawka była niemała, bowiem drużynie Empire sztuka ta nie udała się jeszcze nigdy. Początek seta układał się dla nich wybornie. Po ataku Aleksandra Morelowskiego, gracze ESB prowadzili 10-5 i byli na doskonałej drodze do zgarnięcia pełnej puli. Niestety dla nich – z czasem przyszła zadyszka. Po kilku punktach Grzegorza Żyły-Stawarskiego, BVT wróciło do gry (14-14). Dalsza część to wyrównana gra, która po ataku oraz bloku Karola Fidurskiego, zakończyła się wygraną BVT do 22.