To nie był wymarzony wieczór ‘rodziny Speednetu’. Podczas gdy ‘jedynka’ stanęła na wysokości zadania, pewnie wygrała mecz i awansowała na pierwsze miejsce w ligowej tabeli, dwójka dostała srogie lanie od Tufi Team. Oj, nie mają łatwego życia w ostatnim czasie ‘Programiści’. Tydzień temu, gracze Marka Ogonowskiego rywalizowali z 22 BLT Malbok. O ile w tamtym meczu ‘Programiści’ podjęli rękawice, tak w konfrontacji z ex-pierwszoligowcem garda była ustawiona w okolicy pępka. Precyzując – tak jakby jej w ogóle nie było. Jako, że Tufi Team nie jest drużyną z ‘pierwszej łapanki’, to zespół Mateusza Woźniaka błyskawicznie zlokalizował obszary, w których rywale nie wyglądali zbyt dobrze. Po skutecznym bloku Łukasza Arciszewskiego, ex-pierwszoligowiec prowadził już 12-5 i stało się jasne, że ‘włos im z głowy nie spadnie’. Po chwili gracze Mateusza Woźniaka spokojnie dowieźli prowadzenie do końca. Drugi set zapowiadał się całkiem obiecująco. Po ciekawych wymianach, w których żadna ze stron nie odpuszczała, mieliśmy walkę ‘łeb w łeb’, która zaprowadziła nas do stanu po 14. Kiedy wydawało się, że o zwycięstwie w partii zadecydują ‘detale’ to z ułożonego planu wypisał się środkowy – Łukasz Arciszewski, który zapewnił publiczności coś w rodzaju ‘one man show’. Po kilku atakach wspomnianego gracza, Tufi cieszyło się z drugiego punktu w meczu. Trzecia odsłona to już typowa egzekucja, w której Tufi Team zagrało tak, jak na pretendenta do tytułu mistrzowskiego przystało. Wow. Prawdę mówiąc – nie spodziewaliśmy się takiego obrotu spraw. Przed meczem myśleliśmy, że Speednet zawiesi poprzeczkę wystarczająco wysoko by cieszyć się z jednego punktu.
Dzień: 2024-10-28
Challengers – MPS Volley
Wiemy, że można by tak pisać o w zasadzie każdym meczu MPS-u w ostatnim czasie, ale uznaliśmy, że mecz z Challengersami był absolutnie kluczowym w kontekście utrzymania Miłośników Piłki Siatkowej w drugiej lidze. W naszym odczuciu porażka w poniedziałkowy wieczór sprawiałaby, że ich szanse byłyby już tylko iluzoryczne. Pierwszy set nie napawał optymizmem sympatyków ‘Niebieskich’. MPS był bowiem tylko tłem dla Challengersów i co ciekawe – nie miała tu znaczenia absencja Mariusza Kuczko, o której pisaliśmy w zapowiedziach. Już na półmetku premierowej partii Challengersi objęli prowadzenie 12-6, które z czasem przerodziło się w 19-12. Często jest tak, że w kontekście dobrego wyniku chwalimy atakujących drużyny. W tym przypadku, wysoka wygrana Challengers to bardzo duża zasługa libero drużyny – Wojciecha Lewińskiego, który w pierwszym secie bronił rewelacyjnie. Ostatecznie beniaminek rozgrywek wygrał tę partię do 15. Środkowa odsłona rozpoczęła się jednak lepiej dla zespołu Jakuba Nowaka, który po skutecznych atakach Karola Jarosińskiego, objął prowadzenie 10-6. Z czasem beniaminek trzeciej ligi zaczął odrabiać i sztuka ta, udała im się przy stanie po 16. Końcowa faza seta to bardzo ważne ataki Krzysztofa Daszkiewicza oraz blok kapitana MPS-u, po których na tablicy wyników mieliśmy remis po 1. Decydująca o zwycięstwie odsłona ułożyła się kapitalnie dla MPS-u, którzy po bloku Jakuba Gutkowskiego, objęli prowadzenie 10-7. Dalsza część seta to scenariusz, który widzieliśmy już w drugim secie – lepszy fragment Challengersów, zniwelowanie strat, po której końcówka należała do ex-pierwszoligowca (21-17). Dzięki wygranej za dwa punkty, MPS uciekł ze strefy spadkowej. Brawo!
Inter Marine Masters – Team Spontan
Spotkanie pomiędzy drużynami było anonsowane jako absolutny hit poniedziałkowej serii gier. Naprzeciw siebie stanęły bowiem drużyny, które jeszcze w niedziele mogły pochwalić się identycznym bilansem – siedmiu zwycięstw oraz jednej porażki. Czy kiedy kurz opadł, to możemy mówić o tym, że jesteśmy ukontentowani? Cóż – niekoniecznie. Nie jest to oczywiście wina Inter Marine Masters, którzy zagrali bardzo dobre spotkanie i zgarnęli trzy punkty. Jeśli można mieć pretensje, to do Team Spontan, który przegrał wczoraj drugie spotkanie z rzędu. Jeszcze do niedawna ich sytuacja była kapitalna. Aktualnie gracze Piotra Raczyńskiego zdają się rekonstruować miniony sezon, w którym awans zaprzepaścili w drugiej części sezonu. Wracając jednak do meczu – do połowy seta zespół w pomarańczowych strojach trzymał fason i do graczy w białych strojach tracili zaledwie jeden punkt (12-11). Druga część seta to jednak przewaga ‘Mastersów’, którzy po dobrej zagrywce Jacka Ragusa, objęli prowadzenie 16-12 i kilkupunktową przewagę utrzymali do samego końca (21-17). Środkowa odsłona to bardzo dobry początek Spontana, który po ataku Aleksandra Tomaszewskiego, objął prowadzenie 6-3. Po chwili trzema punktami z rzędu popisał się jednak Andrzej Masiak i jak się po chwili okazało – był to początek problemów ‘Pomarańczowych’ w tej partii. Dalsza część to wyraźna przewaga ‘Mastersów’, którzy wygrali seta do 14. Wynik ostatniej odsłony może nieco zakłamywać prawdziwy obraz gry. Można bowiem wysnuć wniosek, że była to bardzo wyrównana i emocjonująca partia. Prawda jest jednak taka, że osoby biorące udział w meczu lub oglądające transmisje na facebooku wiedzą, że ‘Mastersi’ kontrolowali przebieg gry i przez całą partię byli o jeden krok przed rywalami, wygrywając finalnie do 19, a cały mecz 3-0.
Staltest Pomorze – Speednet
Tak jak wspominaliśmy w zapowiedziach – często te teoretycznie najłatwiejsze zadania, stają się tymi najtrudniejszymi. Niekiedy łatwiej jest zaatakować na potrójnym bloku niż na czystej siatce. O mały włos w poniedziałkowy wieczór nie przekonałaby się o tym ekipa ‘Programistów’. Początek spotkania nie zwiastował jednak, że w meczu mogą dziać się ciekawe rzeczy. Zgodnie z przewidywaniami, Speednet bardzo szybko wrzucił swoich rywali na taką karuzelę, że ci wypatrywali wokół boiska jakiejś poręczy, której mogliby się choć na chwilę złapać. Po skutecznych atakach Kacpra Janulewicza czy Grzegorza Gnatka, na półmetku seta Speednet prowadził już 11-5 i w dalszej części – ich dominacja stawała się coraz większa. Finalnie ‘Programiści’ pozwolili swoim rywalom na uciułanie zaledwie 8 punktów. Drugi set to do pewnego momentu kontynuacja dobrej gry Speednetu, po której team w różowych barwach prowadził 17-11. Kiedy wydawało się, że największym sukcesem Staltestu w tej partii było zdobycie dwucyfrowej liczby punktów, gracze Arkadiusza Kozłowskiego przeszli do ofensywy i pod koniec seta zniwelowali stratę do jednego oczka (20-19). Kiedy w szeregach ‘Programistów’ zrobiło się nerwowo, z lewego skrzydła skutecznie zaatakował Kacper Janulewicz, dając swojej drużynie wygraną meczu. Do rozegrania pozostał jeszcze jeden set, do którego Speednet podszedł już tak skoncentrowany jak do premierowej partii. W rezultacie po kilkunastu minutach cieszyli się oni z wygrania seta do 11, całego meczu 3-0, a także z uzyskania żółtej koszulki lidera.
Empire Spikes Back – BRUXELA WEAR
Do poniedziałkowego spotkania ‘Leniwce’ podchodziły z ściśle określonym celem. Wygrana za komplet punktów sprawiała bowiem, że wskoczyliby oni na fotel wicelidera. Drugą sprawą jest to, że zrównaliby się punktami z liderem rozgrywek, co brzmi już naprawdę bardzo poważnie. Choć BRUXELA była w naszych oczach wyraźnym faworytem, to jak się okazuje – w kodach DNA ‘Leniwców’ jest jednak coś, co nie pozwala im wskoczyć na bardzo wysokie obroty. Podobne historie oglądaliśmy już przy okazji poprzednich spotkań z Siatkersami czy Hapag-Lloyd. Nie inaczej było i w pierwszym secie rywalizacji. Choć team Jakuba Florczaka prowadził na przestrzeni seta 14-9 czy 18-13, to w końcówce męczyli się z tym by postawić kropkę nad ‘i’. Zamiast wykonać efektowe fatality rodem z Mortal Combat – ci cackali się ze swoim rywalem tak, że o mały włos sami nie przegrali. Empire Spikes Back ambicją sprawili, że doprowadzili do stanu 19-18, a następnie 20-19 dla Bruxeli. Choć mieli swoją szansę, to ostatecznie z pierwszego punktu w meczu cieszyli się gracze w czarnych strojach. Kiedy z ‘Leniwców’ zeszła nieco presja, w drugiej i trzeciej odsłonie zaczęli w końcu grać swoją siatkówkę. To była rzecz jasna kiepska informacja dla drużyny ‘Imperatorów’, którzy przegrali sety do 11 oraz 8. Raz jeszcze potwierdza się historia, w której sami do końca nie wiemy, które wydanie Empire Spikes Back bardziej odpowiada rzeczywistości. Czy te, w której są oni w stanie podjąć rękawice z liderem oraz wiceliderem czy jednak te, w których nie potrafią zdobyć dziesięciu punktów w secie.
Inter Marine Masters – Tiger Team
Nie ukrywamy. Zupełnie inaczej wyobrażaliśmy sobie poniedziałkowy wieczór. W zapowiedziach przedmeczowych uznaliśmy, że jeśli ‘Mastersi’ mają gdzieś zgubić punkty, to w meczu z Team Spontan, a nie Tiger Team. Stało się jednak zupełnie inaczej i to w meczu z ‘Tygrysami’ doszło do podziału punktów. Ach ta trzecia liga. Tylko tu wicelider może gubić punkty z ostatnią drużyną w lidze, która nie wygrała ani jednego spotkania. Jeśli jednak gracze Inter Marine Masters uważnie śledzili rozgrywki w ostatnim czasie, to wiedzieli, że Tiger Team zaczyna ‘coś grać’. Pierwszy set wysnutej przed chwilą tezy rzecz jasna nie potwierdza. Partia ta była bowiem ‘flashbackiem’ tych najczarniejszych wspomnień z obecnej kampanii. Wspomnień, w których Tiger wciela się w rolę statysty, który z boku przygląda się na pierwszoplanowe postaci. W nie wcielili się gracze Andrzeja Masiaka, którzy pewnie ograli rywala do 12. Środkowa odsłona to zupełnie inna historia, w której do stanu po 15 oglądaliśmy wyrównaną partię. Choć po atakach Wiktora Chełmińskiego oraz Marcina Bartosiaka było już 19-15, a następnie 20-17, to gracze w białych trykotach nie potrafili zakończyć zabawy. Konsekwencją nonszalancji w końcówce było to, że po atakach Dominika Maciejewskiego oraz Tomasza Jakubczyka, Tiger doprowadził do wyrównania po 20. Od tego momentu obie drużyny naprzemiennie stawały przed okazją na wygranie seta, ale po bloku Wojciecha Janaszka oraz błędzie jednego ze skrzydłowych ‘Mastersów’, szczęście uśmiechnęło się do Tigera, który wygrał seta do 25. Ostatni set rywalizacji należał do graczy Inter Marine Masters, którzy wypracowali sobie 2-3 punktową przewagę, której Tiger Team nie był w stanie zniwelować przez całą długość seta. Ostatecznie team Andrzeja Masiaka wygrał tę partię do 18, a cały mecz 2-1. Niestety dla nich trudno w zaistniałych okolicznościach nie wspomnieć o sporym niedosycie.