Dzień: 2024-10-24

Dream Volley – Challengers

Przenieśmy się na chwilę do alternatywnej rzeczywistości, w której Dream Volley wygrywa seta ze Złomowcem, a następnie z Challengersami. Finalnie w dwóch meczach zgarnia dwa oczka i w bardzo słabych nastrojach opuszczają halę Ergo Arenę. Czemu o tym piszemy? Bo rzeczywistość była nieco inna, ale finał w ligowej tabeli jest dokładnie taki sam. Dwa punkty nie zmieniają nieciekawej sytuacji ‘Marzycieli’. Różnica jest jedynie taka, że wygrana działa bardzo pozytywnie na morale drużyny. Trzeba uczciwie zauważyć, że na nią, przynajmniej w pierwszym secie się nie zapowiadało. Choć zaczęło się od wyrównanej gry (9-9), to w środkowej części seta beniaminek rozgrywek odskoczył ‘Marzycielom’ na pięć punktów (16-11) i w dalszej części partii nie miał problemu z wygraniem seta do 16. Środkowa odsłona rozpoczęła się dość podobnie (9-9). W odróżnieniu od premierowej partii, Dream Volley nie przespał jednak kluczowego momentu w secie (15-15). To wszystko sprawiało, że pewność siebie Challengersów malała z każdą kolejną akcją. Jakby tego było mało, parkiet w pewnym momencie opuścił Mariusz Kuczko, który nabawił się urazu. W końcówce seta cztery bardzo ważne punkty, pieczętujące zwycięstwo zdobył Roman Grzelak (21-18). Decydujący o zwycięstwie, a kto wie czy z czasem również o utrzymanie w lidze rozpoczął się od wyrównanej gry, po której na tablicy wyników mieliśmy remis po 10. W bardzo ważnym momencie dwoma atakami popisał się Marcin Juszczak, po których Dream Volley objął prowadzenie 13-11. Było to tym bardziej ważne, że w dalszej części seta Dream utrzymywał przewagę, którą z czasem jeszcze powiększył. Finalnie zespół Mateusza Dobrzyńskiego wygrał do 17 i choć na chwilę może odetchnąć. W ligowej tabeli przesunęli się bowiem na ‘bezpieczne’ – jedenaste miejsce.

CTO Volley – Szach-Mat

Zdarzają Wam się takie momenty, w których zastanawiacie się jaki film obejrzeć, patrzycie na obsadę – sama aktorska topka, otwieracie piwko, włączacie film, a po kilku minutach wiecie, że to straszny gniot? Czemu piszemy o tym właśnie teraz? Ano dlatego, że kojarzy nam się to z aktualną sytuacją CTO HOLLYWOOD Volley. Plejada gwiazd, prawdopodobnie najmocniejszy skład na papierze, a w SL3 od długiego czasu w ryj. W czwartkowy wieczór gracze w pomarańczowych mieli zrobić milowy krok w kierunku grupy mistrzowskiej. Prawda jest jednak taka, że zrobili milowy krok, ale do zaszczytnego tytułu dziadów sezonu. Bilans ośmiu spotkań to trzy zwycięstwa oraz pięć porażek. No nie – nie tak to powinno wyglądać. Sama porażka to pół biedy, ale ten żenujący styl? O matko z córką. W pierwszym secie rywalizacji CTO wyglądało tak, jakby po drugiej stronie nie znajdował się Szach-Mat, a Bogdanka Luk Lublin. Jezu, w jakim gazie i transie oni byli. Po bardzo dobrej i zorganizowanej grze ‘Szachiści’ objęli prowadzenie 12-5! Po bloku Sławka Mizeraczyka, (których Szach-Mat) miał absurdalnie dużo, ‘Szachiści’ objęli prowadzenie 19-9 i po chwili zapewnili sobie wygraną w pierwszym secie. Warto podkreślić, że w historii 86 występów był to drugi najgorszy set! (kiedyś przegrali ze Staltestem do 7 xD). No dobra, jedziemy z drugim setem. Ten był najciekawszą partią w meczu, głównie za sprawą CTO, które pokazało, że co nieco jednak potrafi. Mimo to, Szach-Mat trzymał bardzo wysoki poziom. Choć w końcówce ‘Szachiści’ mieli piłkę meczową, to po kilku błędach w końcówce CTO doprowadziło do wyrównania w setach (22-20). Ostatnia odsłona to sentymentalna podróż do pierwszego seta, w którym oglądaliśmy ogromną dysproporcje, w której CTO zostało stłamszone przez rywala i jedyne na co było ich stać to jedenaście oczek. MA SA KRA. Jedno słowo podsumowujące Szach-Mat? KOTY.

Team Spontan – Oliwa Team

Do czwartkowego wieczoru w Inter Marine SL3 pozostawały zaledwie trzy drużyny, które w edycji Jesień’24 nie zaznały goryczy porażki. Trzecioligowe Czerepachy Volley, czwartoligowe Kraken Team oraz ekipa, która o 21:00 stanęła do rywalizacji z Oliwą Team – drużyna Spontan. Choć w naszych oczach ‘Spontaniczni’ byli faworytem starcia, to nie sposób było nam przejść obojętnym wobec coraz lepszej formy drużyny Oliwy. O tym, że nie będzie to łatwa przeprawa, gracze Piotra Raczyńskiego zorientowali się już na przedmeczowej rozgrzewce, na której – Oliwa robiła bardzo dobre wrażenie. Dodatkowo, jeśli Spontan oglądał ostatnie magazyny to mógł się dowiedzieć, że w naszych oczach to właśnie Oliwa dysponuje jednym z największych potencjałów do rozwoju spośród wszystkich drużyn w lidze. Początek spotkania należał jednak do Spontana, który na półmetku seta prowadził 10-8, a następnie 17-14. Kiedy wydawało się, że team Piotra Raczyńskiego ma bezpieczną przewagę, Oliwa doprowadziła do wyrównania po 18. Końcówka seta to bardzo wyrównana gra obu drużyn i gra ‘na przewagi’. Dodatkowo w końcówce seta pomiędzy ekipami zaczęło ‘iskrzyć’ i gracze po zdobytych punktach w dość osobliwy sposób (ala Tomek Fornal) celebrowali zdobycie punktu. Ostatecznie, pierwsza odsłona padła łupem Oliwy Team (27-25)! Środkowa odsłona to bardzo udany rewanż ‘Spontanicznych’, którzy zdemolowali rywala wygrywając do 10. Cała partia dowiodła to, że choć Oliwa dysponuje potencjałem, to jednak bardzo często faluje formą, której nie są w stanie ustabilizować. Decydujący o zwycięstwie set rozpoczął się lepiej dla Oliwy, która po dwóch skutecznych atakach Damiana Breszki, objęła prowadzenie 9-6. Dwu-trzypunktową przewagę, team z ‘serca Gdańska’ utrzymał aż do końcówki seta, w której Spontan zdołał doprowadzić do wyrównania po 17. Ostatnie słowo w meczu należało jednak do Oliwy, która po blokach Adama Wyrzykowskiego oraz Pawła Jasnocha, wygrała do 18.

Dream Volley – Złomowiec Gdańsk

Nie ma się co oszukiwać. Dream Volley walczy aktualnie o utrzymanie w drugiej lidze, co biorąc pod uwagę historię drużyny w SL3 – może być dla wielu bardzo dużym zaskoczeniem. Prawda jest jednak taka, że przez kilka ostatnich sezonów team Mateusza Dobrzyńskiego miał coraz większe problemy i w ostatnim czasie, po raz pierwszy w historii spadł na same dno drugiej ligi. Do spotkania ze Złomowcem, ‘Marzyciele’ podchodzili z czternastego miejsca, ale z wielkimi nadziejami na ligowe punkty. Dyspozycja ‘Złomków’ z środowego spotkania nakazała sądzić, że cel ten jest jak najbardziej do zrealizowania. Tyle w teorii, bo kiedy zeszliśmy do poziomu praktyki, tak kolorowo już nie było. O ile pierwsza część seta była dość wyrównana i Dream ‘trzymał fason’ (11-11), tak w drugiej części pojawiły się po ich stronie problemy w przyjęciu oraz obronie, które uniemożliwiły im myślenie o korzystnym wyniku (21-17). Przed meczem przeczuwaliśmy, że szansa na wygranie seta, prędzej czy później się dla ‘Marzycieli’ pojawi. Jak się okazało, doszło do tego w środkowej odsłonie. Choć na półmetku seta Złomowiec prowadził 10-7 i zdawał się mieć sytuację pod kontrolą, to pięć kolejnych punktów z rzędu, dające prowadzenie 12-10, zdobył Dream Volley. Choć pod koniec seta ‘Marzyciele’ mieli dwie piłki setowe (20-19 oraz 21-20), to nie wykorzystali swojej szansy i po dwóch atakach Krzysztofa Kopernika to ‘Złomki’ cieszyli się z wygrania środkowej partii (24-22). Ostatni set rywalizacji to wyraźna przewaga Złomowca, którego nie oddaje zbytnio wynik spotkania. Po błędach w ataku oraz problemach w przyjęciu rywali, Złomowiec prowadził pod koniec seta 18-12 i po kilku wymianach cieszył się z kompletu oczek (21-17).

Hydra Volleyball Team – Challengers

Będąca w gazie ekipa Hydry Volleyball Team podchodziła do spotkania z beniaminkiem rozgrywek jako wyraźny faworyt starcia. W zapowiedzi przedmeczowej wskazaliśmy, że będzie to najprawdopodobniej komplet punktów i trzeba przyznać, że przez długi czas tak to wyglądało. Chwilę po gwizdku otwierającym mecz, gracze Sławomira Kudyby objęli kilkupunktowe prowadzenie (10-6). Po dwóch próbach kiwki kapitana Hydry, zespół w złotych strojach prowadził już 16-10 i po chwili cieszyli się oni z wygranej seta do 15. Środkowa odsłona rozpoczęła się od obiecującej gry obu drużyn, która zaprowadziła nas do stanu po 10. Przewaga ‘Bestii’ zaczęła się zarysowywać w drugiej części seta. Po dwóch punktach Pawła Bugowskiego, Hydra objęła prowadzenie 18-15 i po skutecznym ataku Daniela Gierszewskiego cieszyli się z wygrania piątego spotkania z rzędu. Ostatni set był dla nich doskonałą okazją do tego, by w ligowej tabeli wskoczyć na podium! Aby tak się jednak stało, Hydra musiała wygrać, co po dwóch pierwszych setach wydawało się dość prawdopodobnym scenariuszem. Niestety dla ‘Bestii’, trzecia odsłona to jakiś rodzaj zbiorowej amnezji, bo faworyzowana ekipa zaczęła mieć problemy w niemal każdym elemencie siatkarskiego rzemiosła. Oczywiście na obraz gry wpłynęła również bardzo dobra i skuteczna gra zespołu Wojciecha Lewińskiego, który objął prowadzenie…12-4! O ile to, że Challengersi są w stanie wygrać seta byliśmy w stanie uwierzyć to taki przebieg gry był jednak bardzo zaskakujący. W drugiej części seta Hydra nie walczyła już o wygranie tej partii. Walczyła o to by uniknąć wstydliwej porażki i to drużynie Sławomira Kudyby się udało (21-13). Dla Challengersów, którzy nie mają zbyt dobrej sytuacji w tabeli był to z kolei bardzo ważny punkt w kontekście utrzymania.

BEemka Volley – Eko-Hurt

Nie będziemy przesadnie pocieszać brązowych medalistów poprzedniego sezonu. Po czwartkowej serii gier sytuacja Eko-Hurtu w ligowej tabeli stała się dramatyczna. Nie dość, że sami przegrali 0-3, to na dodatek swoje spotkanie dość nieoczekiwanie wygrała drużyna ‘Szachistów’. To oznacza z kolei, że na samym finiszu rundy zasadniczej Eko-Hurt ma trzy punkty straty do miejsca barażowego. Oj, sytuacja robi się bardzo poważna. Poważnie, ale z innego względu zaczyna robić się również w BEemce. Po czwartkowej serii gier, team Daniela Podgórskiego wskoczył na wysokie – czwarte miejsce i jest już o włos od grupy mistrzowskiej. Nos podpowiada nam jednak, że sama obecność w czołowej piątce ich nie zadowoli. Oni chcą więcej – chcą sięgnąć po historyczne medale w pierwszej lidze. Za tydzień czeka ich bardzo ważne spotkanie z Merkurym. Zanim jednak do tego dojdzie, mają kilka dni na świętowanie czwartkowego spotkania, bo trzeba przyznać, że jest co świętować. Mecz ‘pułapka’ z drużyną, z którą ‘trzeba’ wygrać za komplet punktów bywa często najbardziej problematyczny. Tak zapowiadało się to spotkanie choćby w pierwszym secie, w którym Eko-Hurt miał bardzo dużą szansę na wygraną. Choć po atakach Sebastiana Rydygera, ‘Hurtownicy’ mieli piłki setowe to koniec końców – BEemka zawsze wychodziła z opresji obronną ręką. Jaka była recepta graczy Daniela Podgórskiego na taki stan rzeczy? Taki jak bardzo często bywa – BEemka uruchomiła środki. Dodatkowo w końcówce Eko-Hurt popełnił błąd ustawienia i pierwszy punkt w meczu trafił na konto beniaminka pierwszej ligi. Środkowa odsłona nie była już tak ciekawa. Po dobrej zagrywce Przemka Wawera, gracze w różowych strojach wyszli na prowadzenie 10-6 i po chwili spokojnie wygrali partię do 15. Trzeci set to kolejna partia, w której Eko-Hurt nie był w stanie wskoczyć na poziom z poprzednich sezonów. Niby się starali, niby próbowali, ale jak tylko BEemka nieco przycisnęła, to objęła prowadzenie 17-11. Finalnie, po chwili BEemka postawiła kropkę nad ‘i’ wygrywając tę partię do 13, a cały mecz 3-0.

Siatkersi – Craftvena

Od kilku dni przedstawialiśmy narrację, z której wynikało, że przed Craftveną jedno z najważniejszych spotkań w ostatnim czasie. W naszym odczuciu tylko komplet punktów wydłużałby ich szansę na to, by sezon zakończyć w grupie mistrzowskiej. Początek spotkania należał do ‘Rzemieślników’, którzy od pierwszego gwizdka sędziego wzięli się do ostrej pracy. Po skutecznej kiwce Mirosława Wiśniewskiego, ‘Rzemieślnicy’ objęli prowadzenie 8-3. Siatkersi nie dawali jednak za wygraną i po ataku Filipa Silwanowicza, zniwelowali straty do jednego oczka (10-9). Druga część seta to fragment, w którym Craftvena wykorzystała gorszy fragment rywali i przy dobrej serii na zagrywce ‘sypacza’ objęli prowadzenie 18-12. Trzeba przy tym zauważyć, że sami gracze Siatkersów mieli w tym swój udział, bo nawet kiedy mieli okazje na kontrę – najczęściej atakowali w aut. Ostatecznie premierowa partia zakończyła się wynikiem do 12. Środkowy set był najciekawszą partią w meczu. Na półmetku seta mieliśmy remis po 10. W dalszej części, po atakach Michała Markiewicza oraz Jędrzeja Szadejko, ‘Rzemieślnicy’ objęli prowadzenie 17-13 i zdawali się być na doskonałej drodze do tryumfu. Choć po chwili prowadzili już 20-17, to w końcówce nie uniknęli ‘nerwówki’. Ostatecznie po dwóch punktach rywali, gracze Craftveny spięli cztery litery i po ataku ‘Markusa’ cieszyli się z wygrania seta do 19. Ostatni set to prowadzenie Craftveny 10-4, po którym ‘karty wydawały się rozdane’. Po chwili świetną zagrywką popisał się Michał Niewiadomski, który zniwelował straty Siatkersów do jednego punktu (10-9). Dalsza część seta to jednak wyraźna przewaga Craftveny, udokumentowana zwycięstwem do 15, a całego meczu 3-0. Za tydzień najważniejszy mecz. Crafvena zmierzy się z odwiecznym rywalem (Chilli Amigos) o miejsce w czołowej piątce!

Aqua Volley – Kryj Ryj

W naszym odczuciu zdecydowanym faworytem czwartkowego starcia była ekipa Aqua Volley, która dzięki dobrej grze wskoczyła w ostatnim czasie na drugie miejsce w ligowej tabeli. Tego samego nie można powiedzieć o drużynie ‘Mordeczek’, bo w ostatnim czasie zarówno wyniki, jak i styl gry ekipy Ryszarda Rakowicza pozostawiał wiele do życzenia. Mimo to, to właśnie oni rozpoczęli lepiej mecz i tuż po pierwszym gwizdku sędziego prowadzili 5-2. Po sporej liczbie błędów Aqua Volley z pola serwisowego, team Ryszarda Rakowicza utrzymywał przewagę do stanu 13-11. Im dłużej trwała ta partia, tym zespół Kryj Ryj coraz gorzej radził sobie w przyjęciu zagrywki rywali i w dużej mierze to właśnie przez to faworyzowana ekipa objęła prowadzenie 19-15 i po chwili wygrała pierwszego seta. Środkowa odsłona to zupełnie inna historia. Choć od początku seta drużynie ‘Mordeczek’ nie wiodło się najlepiej, to absolutnym game-changerem był moment, w którym w polu serwisowym pojawił się Dominik Brach, po którego trzech asach serwisowych – ‘box’ drużyny niemal eksplodował (12-9). Choć z czasem Aqua zdołała doprowadzić do wyrównania po 17, to wzięty czas przez przeciwników zadziałał w najlepszy możliwy sposób. Cztery kolejne punkty dające wyrównanie w setach zdobyła drużyna Kryj Ryj (21-17). Ostatni set rywalizacji rozpoczął się lepiej dla faworyta. Po błędzie podwójnego odbicia przez przeciwnika, Aqua objęła prowadzenie 8-4. Z czasem team Mateusza Drężka prowadził już 19-14. Choć zapowiadało się na spokojną końcówkę, Kryj Ryj zdołał zniwelować straty do stanu 20-19. Kiedy zrobiło się jednak naprawdę nerwowo, ostatni punkt w meczu zdobyła faworyzowana ekipa, która trzeba przyznać – w czwartek łatwego zadania nie miała (21-19).

ACTIVNI Gdańsk – MiszMasz

Przed spotkaniem informowaliśmy o sporych problemach kadrowych MiszMaszu, którzy próbowali nawet znaleźć dla siebie zastępstwo. Ostatecznie im się to nie udało i team Michała Grymuzy musiał wystąpić bez swoich dwóch podstawowych przyjmujących. Mimo wszystko sądziliśmy, że przeciwko przeżywającej potężny kryzys drużynie ACTIVNYCH, MiszMasz sobie poradzi. Już początek spotkania pokazał jednak, że będzie o to bardzo trudno. Po dwóch punktach Kuby Kwiatkowskiego, ACTIVNI objęli prowadzenie 9-3. Z prowadzenia team Artura Kurkowskiego nie cieszył się jednak zbyt długo, bo po chwili MiszMasz doprowadził do wyrównania po 10 i wyrównana gra trwała do stanu po 16. W końcówce seta odskoczyli rywalom na trzy oczka (19-16) i po chwili cieszyli się z pierwszego punktu w meczu. Środkowa odsłona to bardzo wyrównana gra obu ekip, po której na tablicy wyników mieliśmy remis po 17. W końcówce środkowej partii ataki pieczętujące zwycięstwo ACTIVNYM zapewnił Maciej Kot, Artur Kurkowski oraz Kuba Kwiatkowski (21-19). Ostatni set rywalizacji rozpoczął się od wysokiego prowadzenia ACTIVNYCH. Po kilku atakach Macieja Kota oraz błędach MiszMaszu, team Artura Kurkowskiego objął prowadzenie 8-4. Choć w dalszej części po ataku Pawła Urbaniaka prowadzili już 12-6, to moment dekoncentracji oraz niedokładnego przyjęcia sprawił, że ACTIVNI błyskawicznie roztrwonili swoją przewagę (14-14). W końcowej fazie seta MiszMasz popełnił błąd ustawienia w kluczowym momencie, po którym ACTIVNI objęli prowadzenie i po chwili, po punkcie Marcina Nowickiego cieszyli się z kompletu oczek, po którym uciekli ze strefy spadkowej. Brawo. To był bardzo ważny krok w kierunku utrzymania!