Czy MPS Volley zdoła powstrzymać to szaleństwo i zerwać z łatką największych przegrywów w SL3? Na Boga, przecież w czwartkowy wieczór wygrała ekipa Hapag-Lloyd, a to oznacza, że to właśnie drużyna Jakuba Nowaka może pochwalić się obecnie najdłuższą serią porażek spośród wszystkich 48 drużyn, biorących udział w zabawie (14!). To nie koniec zabawy. Najdłuższa seria porażek z rzędu ever wynosi 26. Czy Miłośnicy Przegranych Spotkań poproszą za chwilę o potrzymanie piwa i rzucą się na nowy rekord? Jeśli chodzi o AXIS, to ‘Czerwoni’ do spotkania z MPS również nie przystępowali w dobrych nastrojach. Ilekroć grali w obecnym sezonie za każdym razem kończyło się na porażce. Od pierwszego gwizdka sędziego zobaczyć mogliśmy, że team Fabiana Polita wyszedł bardzo nakręcony na wynik. Na efekty nie musieliśmy długo czekać. Dobrze grający zawodnicy w czerwonych trykotach, objęli prowadzenie 13-6, a następnie 18-10. Wówczas byliśmy przekonani, że za chwilę drużyny zmienią strony. Nieco inny plan na mecz miał Mateusz Zalewski, który bardzo dobrą zagrywką, wyrządził mnóstwo szkód rywalom i doprowadził do stanu 19-19. Kiedy wydawało się, że MPS zaraz wróci z dalekiej podróży, po chwili popełnili błąd, a dzieła zniszczenia również zagrywką wykonał Dawid Karpinski (21-19). Środkowa odsłona to wyrównane granie do połowy seta (10-11). Nerwy w obozie MPS zrobiły jednak swoje i po chwili gracze w czerwonych trykotach prowadzili już 15-11 i tym razem wygrali już na spokojnie. Trzecia odsłona to bardzo podobny obraz gry, aczkolwiek w tym przypadku AXIS odskoczyło wcześniej niż poprzednio (7-7, 17-9). Końcówka seta to kolejne kapitalne obrony i przyjęcie libero AXIS – Katarzyny Marszewskiej, która zasłużenie zgarnęła tytuł MVP i wydatnie przyczyniła się do imponującej wygranej.
Dzień: 2024-09-19
BEemka Volley – Old Boys
Już przed meczem przeczuwaliśmy podskórnie, że może to być dobre, a przede wszystkim wyrównane spotkanie. Jako faworyta meczu wskazaliśmy jednak ekipę Old Boys. Początek spotkania należał jednak do beniaminka pierwszej ligi, który bardzo często uruchamiał środek. Po dwóch atakach z rzędu Michała Szymańskiego, objęli oni prowadzenie 8-6. W dalszej części uaktywnił się drugi środkowy – Maciej Rzepczyński i po jego dwóch blokach z rzędu, było 14-9 dla zespołu w różowych barwach. Mimo to ‘Dziadki’ zdołali po chwili wrócić do gry i doprowadzić do wyrównania po 19. Końcówka seta to bardzo emocjonujące widowisko, które skończyło się dwoma błędami graczy w białych strojach (21-19). Środkowa partia to kontynuacja wyrównanego i ciekawego widowiska. Od samego początku to jednak BEemka miała małą przewagę, choć trzeba przyznać, że drużyna z Pruszcza podążała za nimi jak cień. Walka łeb w łeb zaprowadziła nas do stanu po 20. W końcówce z bardzo dobrej strony pokazał się wprowadzony chwilę wcześniej Bartosz Zochniak, po którego sprytnym zagraniu, było 21-20 dla BEemki. Po chwili decydujący cios zadał najskuteczniejszy gracz w historii ligi – Przemysław Wawer (22-20). Ostatni set to wyraźny spadek jakości w wykonaniu drużyny Daniela Podgórskiego. W BEemce obserwowaliśmy nadprogramową liczbę błędów i był to moment, w którym cofnęliśmy się w czasie do niechlujnego meczu BEemki z Szach-Matem. Mały kryzys przeciwników błyskawicznie wykorzystali gracze Bartłomieja Kniecia, którzy objęli prowadzenie 14-9 i następnie wygrali tę partię do 16.
Hydra Volleyball Team – BES Boys BLUM
Nie ma co do tego wątpliwości – do miasta wjechał nowy szeryf. Jest nim rzecz jasna ekipa BES Boys BLUM, która bez kompleksów ogrywa kolejnych mocarnych rywali w drugiej lidze. Na początku był Dream Volley i ok, to zaskoczeniem dużym nie było. W kolejnym meczu BES Boys BLUM wygrali z kolei z Tufi Team i o zespole Ryszarda Nowaka zaczęło robić się głośno. W czwartkowy wieczór w bardzo dobrym stylu ograli Hydrę i udowodnili, że sam awans do drugiej ligi nie nasycił ich apetytów. Pierwsza odsłona rywalizacji rozpoczęła się od wyrównanej gry, w której Hydra mogła podobać się w obronie. Po chwili jednak zorientowaliśmy się, że aby Hydra mogła powalczyć o ligowe punkty, to do obrony powinna dorzucić również coś w ataku. Tu niestety dla graczy Sławka Kudyba było ‘cienko’ i po chwili gracze Ryszarda Nowaka cieszyli się z pierwszego punktu w meczu. Druga odsłona to kontynuacja kapitalnej gry BES Boys BLUM i prawdę mówiąc – trudno było w ich grze znaleźć jakieś mankamenty, które mogłyby odwrócić losy rywalizacji. Kiedy w drugiej części seta było 16-8 dla BBB, to wiedzieliśmy, że krzywda im się już nie stanie (21-12). Często bywa tak, że team po wygranej sowitego obiadu nie ma sił, ani ochoty na deser w postaci trzeciego punktu. Choć przez długi czas wydawało się, że w meczu dojdzie do podziału punktów (10-5), to z czasem Hydra zaczęła trwonić wypracowaną zaliczkę 15-15. Kiedy z kolei BBB poczuli, że trzeci punkt jest w ich zasięgu, to nie mogli nie skorzystać z takiej szansy wygrywając finalnie do 18.
Kryj Ryj – Craftvena
Przed rozpoczęciem spotkania gracze Craftveny wzorem klubów Plus Ligi mieli prezentacje nowych strojów. Te nie ukrywamy – są naprawdę ładne. To, co ważniejsze to fakt, że wraz z pożegnaniem starych strojów miało być również pożegnanie starej jakości, z która w ostatnim czasie nie było zbyt dobrze. Na początku spotkania ‘Rzemieślnicy’ prezentowali się całkiem nieźle i na półmetku seta mieliśmy remis po 9. W dalszej części seta Kryj Ryj odskoczył jednak na sześć punktów przewagi 17-11 i choć po punktach Mateusza Pytlika Craftvena podjęła jeszcze próbę (18-14), to na korzystny wynik było już za późno. W środkowej odsłonie Crafvena przypominała nieco Bruce’a Bannera, który w wyniku gniewu zamieniał się w posiadającego nieposkromioną moc i siłę – Hulka. To była przepaść mili Państwo. ‘Mordeczki’ mają w sobie jakiś taki dziwny gen, że w trakcie spotkań odcina im prąd, a oni przestają zupełnie grać. Czwartkowe spotkanie z Craftveną nie było pierwszym tego typu przypadkiem. W połowie seta z ‘Ryjów’ drużyny Ryszarda Rakowicza – zniknął uśmieszek. Craftvena prowadziła bowiem 12-4 i finalnie zakończyła seta wysoką wygraną do 11. Skoro jesteśmy w takiej konwencji, to jedziemy dalej. W połowie trzeciego seta Daniel Szydłak trzymał rywali ‘za ryj’ i po jego kilku udanych atakach ‘Mordeczki’ prowadzili 12-7. Z czasem Crafvena zaczęła gonić wynik i po atakach Krzyśka Lewandowskiego czy Michała Markiewicza, było po 17. Końcówka seta to bardzo emocjonujące starcie, w którym Craftvena obroniła kilka piłek meczowych, ale finalnie i tak musiała uznać wyższość swoich rywali. Tak czy siak, musimy przyznać – oglądając spotkanie się nie nudziliśmy, co potwierdzali gracze AXIS oraz MPS Volley, którzy czekali na swoje spotkanie w drugiej lidze.
Wolves Volley – Maritex
W zapowiedzi tego meczu pisaliśmy o windzie, która miała zaprowadzić Maritex do górnej partii tabeli. Cóż. Rzadko, ale jednak z windami bywa tak, że ta zamiast jechać w górę się zrywa i leci na sam dół – prosto do piekła. Jeden z tego typu przypadków oglądaliśmy w czwartkowy wieczór. Miało być wesele, a był pogrzeb. Ależ ten Maritex jest w obecnym sezonie nieprzewidywalny. A to przegrają na inaugurację, by za chwilę ograć MiszMasz. Co ciekawe, nawet w samym meczu z MiszMaszem oglądaliśmy tę ciemniejszą stronę księżyca. Nie inaczej było w konfrontacji z Wolves Volley, którzy w kapitalny sposób przygotowali się do spotkania i co rusz zadawali swoim rywalom ciosy na zagrywce. Dodatkowo udało im się wyłączyć z gry Rafała Siduna, co samo w sobie było sporą korzyścią. Dodatkowo prezentowali dobrą postawę w obronie i bloku. Jak widać, przepis na sukces był składową kilku czynników, ale ekipie ‘Wilków’ należą się za spotkanie słowa uznania. A Maritex? Cóż. Gracze Michała Pietrasika mieli szansę na ‘nagrodę pocieszenia’ w postaci wygranej trzeciego seta. Choć w końcówce mieli piłkę meczową to fortuna sprzyjała tym lepszym, a nie mamy wątpliwości, że Wolves Volley nimi byli. Warto podkreślić tu jedną bardzo ważną rzecz. Z bardzo dużą dozą prawdopodobieństwa, Maritex ugrał by jednego seta, gdyby nie postawa fair-play i przyznanie się do błędu. Szacuneczek.
Bruxela Wear – Aqua Volley
Kilka godzin przed meczem, Kruki zamieniły się w…Leniwce. Miało to związek z pozyskaniem sponsora, o czym wspominaliśmy przy okazji poprzedniego podsumowania. Wracając do sympatycznego zwierzaka z logo drużyny – w pierwszym secie leniwce starali się usilnie nawiązać do nowej tożsamości i po przespanym początku, to AQUA Volley objęła prowadzenie 10-6. Z czasem, BRUXELA WEAR podkręciła jednak tempo i po kilku atakach świeżo upieczonego taty – Łukasza Turskiego, objęli prowadzenie 14-12. Uważamy, że był to kluczowy moment seta, bowiem gra punkt za punkt, którą obserwowaliśmy od tego czasu dała po chwili wygraną drużynie w czarnych strojach. Środkowa odsłona to lepsza postawa drużyny Aqua Volley, która po nieco przypadkowym bloku Michała Szypszaka, objęła prowadzenie 11-7. Z czasem zespół Mateusza Drężka prowadził już 17-11 i stało się jasne, że o zwycięstwie zadecyduje trzeci set. Choć liczyliśmy w nim na zdecydowanie więcej, to Aqua Volley nie zdołała wejść na poziom z drugiej odsłony i całkowicie oddali pole swoim rywalom, przegrywając do 13, a cały mecz 1-2. Nie ma co jednak przesadnie przeżywać. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem obu drużyn, spotkają się one w rundzie rewanżowej – w grupie mistrzowskiej. W naszym odczuciu i jedni i drudzy mają na to ogromną szansę.
ACTIVNI Gdańsk – Oliwa Team
To, co dzieje się obecnie w ACTIVNYCH niech będzie przestrogą dla innych ekip. Nie da się bowiem budować drużyny w ten sposób. Na kolanie. To długofalowy proces, który wymaga poznania się z zawodnikami w różnych sytuacjach. Tych dobrych, ale i tych najgorszych. Cóż. Ten drugi etap gracze ACTIVNYCH doświadczają niezwykle często. Na początku sezonu można było tłumaczyć porażki tym, że rywalizowali z Czerepachami oraz Krakenem. W czwartek rywalizowali jednak z ekipą, która przystępowała do meczu z bilansem jednego zwycięstwa oraz dwóch porażek. Już na początku spotkania zrozumieliśmy, że popełniliśmy spory błąd w typerze, wskazując na ACTIVNYCH. To Oliwa prezentowała się zdecydowanie lepiej, pokazując przy tym kombinacyjną i ciekawą siatkówkę, z którą ACTIVNI mieli niebywałe kłopoty. 14-8 na półmetku, 21-16 na finiszu. Nie ma o czym mówić. W drugim secie ACTIVNI również nie podjęli specjalnie rękawic. Po świetnej zagrywce Pawła Jasnocha po raz kolejny w tym sezonie uwypukliły się problemy w przyjęciu ACTIVNYCH, po których Oliwa objęła prowadzenie 11-4. Trzeba przyznać, że ACTIVNI mieli również problemy w rozegraniu i ten brak zrozumienia był aż nadto widoczny. W dalszej części seta ACTIVNI zniwelowali nieco straty i finalnie zdobyli w tej partii 17 oczek. Ostatni set rozpoczął się dość niespodziewanie, bo od wysokiego prowadzenia ACTIVNYCH 7-2. Wiekopomna chwila nie trwała jednak zbyt długo i przypominała ładny, aczkolwiek bardzo krótki widok fajerwerków na niebie. Kiedy ACTIVNI się już wyprztykali ze swoich baterii kapiszonów, to Oliwa wyrównała po 8. W dalszej części gracze Adama Wyrzykowskiego objęli kilkupunktowe prowadzenie i spokojnie przypieczętowali komplet oczek. Brawo!
Empire Spikes Back – Hapag-Lloyd
Niespełna tydzień temu historia napisała się na naszych oczach. Choć nic na to nie wskazywało, autor powieści postanowił w błyskawiczny sposób dopisać kolejny rozdział. Co by nie było zbyt nudno i przewidywalnie – tym razem znalazło się w nim pierwsze historyczne zwycięstwo ekipy Hapag-Lloyd w Inter Marine SL3. Ależ to jest historia. Sami zastanawiamy się, które osiągnięcie dało ‘Pomarańczowym’ większą satysfakcję. Kojarzycie jak w niektórych krajach po bardzo udanej imprezie sportowej, rządzący apelują wręcz do pracodawców, aby ci byli wyrozumiali na nieco mniejszą wydajność w pracy? Co prawda my takich kompetencji nie mamy, ale jesteśmy przekonani, że w siedzibie Hapag-Lloyd wygrana ‘Logistyków’ będzie tematem nr 1. Samo spotkanie nie rozpoczęło się jednak po myśli drużyny Joanny Kożuch. W pierwszej odsłonie to zespół Grzegorza Grabarskiego narzucił rywalom swoje warunki gry i nie miał większych problemów z tym, by wygrać do 13. Od początku środkowej partii ‘Imperatorzy’ się nam ‘popsuli’ i w drugiego seta weszli krokiem niepewnym jak do toi-toia na dworcu w Pasłęku. Po dobrej grze w obronie i skutecznych kontrach, ‘Pomarańczowi’ prowadzili 10-3. W dalszej części Empire Spikes Back dokonali kilku zmian, ale na odwrócenie losów rywalizacji było już za późno (21-13). Ostatni set zdawał się być pod kontrolą ekipy ESB, która na początku prowadziła już 7-1. Z czasem było 15-10 i nic nie wskazywało na to co za chwilę się wydarzy. Kilka błędów oraz asy serwisowe Mateusza Siwko sprawiły, że na tablicy wyników był po chwili remis po 15. W dalszej części gracze z biało-czarnym logo nie udźwignęli już presji, a Hapag, który przecież nic nie musiał parł po swoje. Resztę tej historii już znacie. Gratulacje!
MiszMasz – Wolves Volley
Czytając zapowiedzi przedmeczowe, ‘Wataha’ mogła jechać na halę Ergo Arena nieco przestraszona. Wszystko za sprawą tego, że zdążyliśmy wspomnieć o ich problemach kadrowych, a na dodatek podkreślić, że bardzo duża część ligowców to właśnie ich uważa za jednego z kandydatów do spadku. Cóż – pierwszy mecz, a raczej wynik spotkania się w tę narrację wpisywał. Z samą grą nie było jednak tak źle, o czym za chwilę. Kiedyś już o tym wspominaliśmy, ale gdybanie ma to do siebie, że jest niemierzalne. No więc, idąc tym tropem – gdyby nie przespany początek pierwszego seta, ‘Wolves Volley’ mogliby się pokusić o co najmniej jeden punkt. Mecz zaczął się bowiem wybornie dla MiszMaszu, który po ataku Mateusza Berbeki prowadził już 11-6. Z czasem Wolves się odkręcili i zdołali doprowadzić do stanu po 20. W końcówce więcej szczęścia mieli jednak gracze MiszMaszu, którzy po asie serwisowym powracającego do składu Macieja Siacha – wygrali do 21. Mecz miał to do siebie, że im dłużej trwał, tym mniejsze budził emocje. W pierwszym było najciekawiej, a w trzecim najnudniej. Druga odsłona była czymś pośrednim i przez długi fragment podobnym do pierwszej odsłony. Zaczęło się od mocnego uderzenia MiszMaszu, po którym team Michała Grymuzy miał przewagę ośmiu punktów (15-7). Choć w dalszej części MiszMasz usilnie próbował popsuć to, co udało im się zbudować, to finalnie wygrali tę partię do 18. W trzecim secie emocji jak na grzybobraniu. Choć Wolves Volley zaczęli seta od prowadzenia 10-8, to w dalszej części ex-trzecioligowiec się spiął i finalnie wygrał seta do 16, a cały mecz 3-0.