Od pewnego czasu zastanawiamy się czy Volley Gdańsk zdaje sobie sprawę z faktu, że wygrany set = jeden punkt do ligowej tabeli. Z drugiej strony ‘żółto-czarni’ grają w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta od samego początku, więc raczej tak. O co zatem chodzi? Nie mamy 100% pewności, ale zdaje nam się, że Volley potrafi zlekceważyć rywala, a to może ich kosztować ‘kiblowanie’ w drugiej klasie rozgrywkowej dłużej niż to konieczne. Po stracie punktu z Maritexem, Volley wiedział, że z Flotą muszą zgarnąć komplet oczek. Pierwszy set rywalizacji to pokaz siły ‘żółto-czarnych’, którzy stłamsili rywala i szybko odskoczyli na sześciopunktowe prowadzenie (12-6). W dalszej części Flota miała sporo problemów, ale dwa największe grzechy beniaminka rozgrywek to klasycznie problemy z przyjęciem oraz problem z przebiciem się przez blok rywali. Efekt? Mordobicie zakończone wynikiem 21-7. Środkowa odsłona to już inna historia. Ok, nie było tak, że Flota w tej partii zagroziła swoim rywalom, ale wreszcie zaczęła wyprowadzać ataki, które od czasu do czasu znajdowały drogę do parkietu (12-10). Kiedy wydawało się, że druga część seta również będzie wyrównana to Volley podkręcił tempo i finalnie wygrali seta do 15. Ostatnia odsłona to problemy w obronie Floty, które przyczyniły się do tego, że Volley odskoczył do stanu 12-6. Końcówka seta to popis indywidualnej gry najlepszego zawodnika spotkania – Piotra Ścięgosza, który od stanu 15-13 zdobył…pięć punktów z rzędu (20-13) i w dużej mierze przyczynił się do kompletu oczek VG.
Dzień: 2024-03-27
Speednet 2 – Tiger Team
Bayer Gdańsk, Inter Marine Masters, BL Volley, Challengers oraz w środowy wieczór Speednet 2. Oj, nie jest ‘Tygrysom’ łatwo. Zaledwie jeden punkt na piętnaście możliwych. Fakt jest jednak taki, że bardzo duża część arcytrudnych spotkań już za Tigerem. Faktem jest również to, że Tiger był w środowy wieczór bezzębny i bez pazurów. Zamiast groźnego osobnika przypominali raczej niezbyt ogarniętego Tygryska z Kubusia Puchatka. Skoro przy tej bajce jesteśmy to zespół Dawida Staszyńskiego przypominał nam w ostatnim czasie jeszcze jedną postać – Kłapouchego. Smutny, nic go nie cieszy, nic mu się nie udaje, jest apatyczny. Uważamy jednak, że za jakiś czas zza chmur wyjrzy wreszcie słońce. Wracając jednak do środowego starcia, te od samego początku było pod dyktando drużyny Marka Ogonowskiego, która zdaje się, że porzuciła gen drużyny nieprzewidywalnej. Teraz jak ma wygrać za komplet punktów to to robi. Jak ma stłamsić rywala? Proszę bardzo. Wykonać kombinację klawiszy dające ‘FATALITY’ na chwiejącym się rywalu? Im w to graj! Po ataku oraz bloku Tomasza Nurzyńskiego, Speednet objął prowadzenie 11-5 i stało się jasne, że po chwili wygrają pierwszego seta (21-13). Środkowa odsłona wyglądała niemal identycznie. Po niesamowitym przebiciu piłki noga Piotra Rościszewskiego oraz bloku Marka Ogonowskiego, Speednet objął prowadzenie 10-5 i nie miał problemu z tym by po chwili postawić kropkę nad ‘i’ (21-13). Ostatnia partia w meczu rozpoczęła się obiecująco (6-5). Niestety po chwili Tiger Team popełnił kilka błędów w ataku, które dały prowadzenie Speednetowi 10-6, a jednocześnie pozbawiły kibiców złudzeń, że w meczu może być jeszcze ciekawie (21-14).
AIP – Eko-Hurt
Po dość zaskakującej porażce z Flotą Active Team, zespół AIP przystępował do zadania, które w teorii było znacznie bardziej wymagające. Rywalem ‘Przyjaciół’ była bowiem ekipa Eko-Hurt, która jest aktualnym Mistrzem SL3, a jednocześnie drużyną, która w obecnym sezonie jeszcze nie przegrała. Mimo to, początek spotkania nie należał do ‘Hurtowników’, którzy już na początku popełnili kilka błędów, które wyprowadziły ich rywali na prowadzenie 8-5. Od tego momentu aż do końcówki seta, Eko-Hurt próbował odrabiać straty, co im się po chwili udało (16-16). Kiedy wydawało się, że Eko-Hurt pójdzie po chwili za ciosem, AIP wzięło się w garść i po skutecznych akcjach tercetu Bochan – Pałubicki – Seroka, na ich konta trafił pierwszy punkt w meczu (21-18). Środkowa odsłona rozpoczęła się kapitalnie dla Eko-Hurtu, który chwilę po rozpoczęciu seta prowadził już…7-1. Mając na uwadze to, że AIP odrobiło jeszcze większą stratę w meczu z Flotą, zespół Adriana Ossowskiego zabrał się po chwili do pracy i zniwelował stratę do trzech oczek (15-12). Niestety dla nich, na więcej ‘Hurtownicy’ po prostu nie pozwolili. Widząc to, że ‘przeciwnik rośnie’, wykonali zadanie i finalnie wygrali seta do 16. Ostatni set rywalizacji to wyrównana gra obu drużyn, która zaprowadziła nas do stanu po 13. W kluczowym dla losów meczu momencie, dwoma ‘monster blockami’ popisali się skrzydłowi Eko-Hurtu (Radziewicz oraz Ingielewicz), po których Eko-Hurt objęło prowadzenie 15-13 i po chwili, ich czwarta wygrana w sezonie Wiosna’24 stała się faktem.
Volley Gdańsk – Maritex Gdańsk
Ależ podkurzyliśmy graczy Maritexu przedmeczową zapowiedzią. Na kilka minut przed rozpoczęciem spotkania gracze tej drużyny wypominali nam, że w zapowiedzi wspominaliśmy, że jedyne co ‘ładnego’ w ich wykonaniu to nowe stroje oraz bluzy, bo na pewno nie gra w obecnym sezonie. Zasadniczo przed spotkaniem z Volleyem mieliśmy moralne prawo by tak myśleć. Gra Maritexu naprawdę nie wyglądała zbyt dobrze i byliśmy przekonani, że nie inaczej będzie w środowy wieczór. Cóż. W środę oglądaliśmy w ich wydaniu naprawdę solidną grę i pokusimy się o stwierdzenie, że był to najlepszy mecz drużyny w obecnym sezonie. Zaczęło się jednak dość niemrawo. Tak po ‘Maritexowemu’ z obecnego sezonu. To oznaczało z kolei, że Volley nie miał zbyt wielu problemów by punktować. Maritex jak swego czasu Morawiecki – ‘Otworzyli bramkę na autostradzie prowadzącej na południe Polski’. Oczywiście Volley chętnie z darmowej opcji skorzystał. Darmowej w tym sensie, że mimo iż się nie napocili to w pewnym momencie prowadzili 10-2. Finalnie skończyło się na wyniku 21-14 i wydawało się, że drugi set będzie wyglądał bardzo podobnie. W tym miejscu scenarzyści postanowili jednak wpleść ‘plot twist’. Druga odsłona wyglądała bowiem już zupełnie inaczej. Gracze w świetnych strojach zaczęli grać naprawdę dobrze. Piłeczka na prawe? Skończona. Piłeczka na lewo? Proszę bardzo. Środek? Czemu nie. Repertuar zagrań Maritexu był naprawdę pokaźny, a na tak odważną i ofensywną grę, Volley nie był przygotowany. Nie po takim pierwszym secie. Walka punkt za punkt do stanu 7-8, a później co? Odjazd Maritexu, na który spóźnili się ‘żółto-czarni’. Choć w końcówce VG próbowali gonić, okazało się to daremne (21-16). Ostatnia odsłona to kontynuacja bardzo dobrej gry Maritexu, którzy stwarzali swoim rywalom cholerne problemy. Choć VG prowadzili już 13-9 to ich przeciwnicy byli jak cień i po chwili pojawiali się w tym samym miejscu (18-18). O tym, że to trzykrotni mistrzowie SL3 cieszyli się ze zwycięstwa, zadecydowała końcówka i dobra zagrywka Illyi Yenoshyna.
ACTIVNI Gdańsk – BL Volley
Po niezbyt wymagającym terminarzu, który od początku sezonu miała ekipa ACTIVNYCH Gdańsk, zespół Artura Kurkowskiego mierzył się w środę z rywalem, który był już zdecydowanie mocniejszy niż zarówno Pekabex, jak i Kruk Volley. Ba, w naszym odczuciu to właśnie BL Volley był faworytem spotkania. Warto zaznaczyć tu fakt, że był to mecz szczególny dla Wojciecha Łuczkowa oraz Damiana Skrzęty, którzy w przeszłości przez kilka sezonów bronili barw ACTIVNYCH. Początek spotkania rozpoczął się idealnie dla ‘Tygrysów’, którzy objęli prowadzenie 8-4 i ich gra, nawiązując do nazwy drużyny, naprawdę była Bez Lipy. Po kilku atakach Kacpra Kwiatkowskiego, ACTIVNI zdołali po chwili ‘wrócić do gry’ (12-12). Dalsza część seta to szarpana gra obu zespołów. A to prowadzenie objęli gracze BL (15-12), a to ACTIVNI, którzy mimo prowadzenie 18-16 nie potrafili postawić kropki nad ‘i’z zaprzepaszczając tym samym dużą szansę na wygranie seta. Choć mieli w górze kilka piłek, które wykończyłyby rywali, to jednak albo trafiali w siatkę albo w aut (21-19). Środkowa odsłona to prowadzenie ACTIVNYCH 15-11, po którym wydawało się, że będą w stanie doprowadzić do wyrównania. Dalsza część to jednak błędy ACTIVNYCH, po których wzięli oni czas by przerwać serię BL zanim ta rozkręci się na dobre. Cóż – nie udało się. Po atakach Adama Czapnika czy Przemysława Kłudkowskiego, BL odrobił straty, a nawet wysunął się na prowadzenie 19-16, po którym drugi punkt w meczu trafił na ‘Tygrysie’ konta (21-18). Ostatnia odsłona to partia, w której ACTIVNI nie wykazywali już woli walki. Set, w którym zostali stłamszeni przez przeciwników. Zostali zepchnięci przez tygrysa do narożnika klatki i czekali na nieuniknione. Te oczywiście nastąpiło. BL najpierw wyszli na prowadzenie 15-11, a następnie sięgnęli po komplet oczek.
AIP – Flota Active Team
Do środowej konfrontacji karta sprzyjała drużynie AIP, która historycznie okazywała się lepszym zespołem od Floty Active Team. Graczom Karoliny Kirszensztein zależało by ten niekorzystny bilans zmienić. Od pierwszego gwizdka sędziego weszli oni w mecz ‘na pełnej’. Po bardzo dobrej grze na zagrywce oraz w bloku, gracze w granatowych koszulkach objęli prowadzenie 10-2 i niemal wszyscy, którzy oglądali spotkanie byli przekonani, że zaraz Flota dopnie swego i wygra pierwszą odsłonę. Po chwili obudzili się jednak gracze Adriana Ossowskiego, którzy zaczęli sukcesywnie odrabiać straty. Mimo to, w drugiej części partii na tablicy wyników wciąż widniała kilkupunktowa przewaga Floty Active Team (18-14). Czy przewagę 10-2 oraz 18-14 można było spieprzyć? Choć brzmi to niewiarygodnie to tak – można było. Końcówka seta to niezwykła determinacja ‘Przyjaciół’ do odrobienia strat i kilka obronionych piłek setowych. Finalnie pierwsza partia zakończyła się zwycięstwem AIP 23-21 i to by było na tyle, jeśli chodzi o dobre informacje dla zespołu Adriana Ossowskiego. Środkowa partia rozpoczęła się co prawda od wyrównanej gry obu drużyn (10-10), ale w drugiej części seta po raz kolejny Flota pokazała świetną grą w bloku, których w meczu zdobyli aż…12, co jest drugim najwyższym wynikiem w obecnym sezonie spośród wszystkich 93 spotkań! Wracając do meczu, po wspomnianym okresie Flota wysunęła się na prowadzenie 18-11 i po chwili wygrała seta do 14. Ostatni set rozpoczął się lepiej dla czwartej siły poprzedniego sezonu (6-3), ale im dłużej trwała ta partia tym Flota wskakiwała na coraz to wyższe obroty. W trzeciej odsłonie z bardzo dobrej strony pokazał się atakujący – Igor Kazello, który kończył niemal każdą piłkę i przyczynił się do wygranej swojej drużyny do 14, a całego meczu w stosunku 2-1.
Old Boys – Tufi Team
Przed pierwszym gwizdkiem spotkania, Old Boys pozostawali ostatnią drużyną w pierwszej klasie rozgrywkowej, która jak do tej pory nie wygrała jeszcze spotkania. Fakt ten po trzech rozegranych meczach zaczął graczy Old Boys uwierać niczym sporej wielkości kamyczek w bucie. Na początku dyskomfort, a po kilku minutach już ból. Sytuacja ta miała się zmienić w środowy wieczór. Zadanie to w teorii było nieco ułatwione. Wszystko w związku z faktem, że Tufi Team po raz kolejny w obecnym sezonie miało poważne problemy kadrowe, które tym razem wyeliminowały z gry Piotra Watusa oraz Marka Rogińskiego. Początek spotkania rozpoczął się od bardzo dobrej gry w przyjęciu obu ekip, która zaprowadziła nas do stanu 5-5. Jako pierwsi na dwupunktowe prowadzenie wyszli gracze Tufi, którzy po ataku Piotra Adamczyka, prowadzili 11-9. Druga część seta to jednak dużo lepsza gra zawodników w białych trykotach, którzy po kilku atakach Piotra Wołodźko, Jakuba Wilkowskiego czy Sebastiana Konarzewskiego, objęli prowadzenie 18-15 i po chwili cieszyli się z wygranej seta. Środkowa odsłona rozpoczęła się idealnie dla ‘Tuffików’, którzy po dobrej, celowanej zagrywce objęli prowadzenie 7-2. Mimo, że sytuacja zdawała się układać dla nich idealnie (15-10), to w drugiej części seta coś zaczęło się psuć. Po serii kilku błędów zespołu Mateusza Woźniaka, rywale doprowadzili po chwili do wyrównania po 18. Końcówka seta to wyrównana walka obu drużyn, w której każda ze stron miała swoje szanse. Mimo, że Old Boys’i mieli piłkę meczową to ‘Tufi Team’ uciekło spod gilotyny i ostatecznie udało im się doprowadzić do wyrównania w setach (25-23). O zwycięstwie w spotkaniu musiał zadecydować trzeci set, który po bloku Radosława Malka, rozpoczął się lepiej dla Old Boys’ów (9-6). Choć po chwili Tufi Team zdołali doprowadzić do wyrównania po 13, to końcówka seta pokazała zdecydowaną przewagę drużyny ‘znad Raduni’, udokumentowana wygraną do 15, a całego meczu 2-1.
Pekabex – Bayer Gdańsk
Po kilku arcytrudnych spotkaniach, w których Bayer Gdańsk przegrał kilka spotkań z rzędu, team Damiana Harica miał w środowy wieczór chwilę wytchnienia. Rywalem ‘Aptekarzy’ była bowiem ekipa Pekabex, która jak do tej pory nie zdobyła w SL3 ani jednego punktu. Trudno było zatem oczekiwać, aby sytuacja miała się odmienić akurat w meczu z drużyną z Olivii Business Center. Początek spotkania to przewaga Bayera, aczkolwiek trzeba zaznaczyć, że drużynie ‘Budowlańców’ udawało się od czasu do czasu punktować. Po dwóch atakach z rzędu Pawła Jankowskiego, Pekabex przegrywał zaledwie dwoma oczkami (6-4). W dalszej części seta faworyzowany team narzucił jednak swoje warunki gry i ani myśleli o tym, by dawać rywalom ‘fory’. Dowodem popierającym naszą tezę był silny atak Krzysztofa Podlaskiego, po którym wspomniany skrzydłowy przepraszał jedną z przeciwniczek (15-7). Po krótkiej chwili, obie drużyny mogły zmienić strony (21-9). Środkowa partia rozpoczęła się od bardzo dużej przewagi ‘Aptekarzy’. Po dwóch atakach aktywnego w środowy wieczór Krzysztofa Podlaskiego, Bayer prowadził już…11-0! Po chwili ‘biało-zielonym’ udało się jednak przełamać. Po punkcie Mateusza Mani, Pekabex dorzucił w drugiej części jeszcze kilka punktów i finalnie nie wyglądało to tak źle, jak się zanosiło (21-8). Ostatnia odsłona rozpoczęła się od przewagi ‘Aptekarzy’ (9-4), choć trzeba podkreślić, że Pekabex po raz kolejny pokazał się z dobrej strony w grze w obronie. Dalsza część seta to jednak zdecydowana przewaga ‘Aptekarzy’, którzy po tryumfie wskoczyli w tabeli na piąte miejsce.
Szach-Mat – Dream Volley
Nie oszukujmy się. Choć Dream Volley nie był faworytem starcia i finalnie zgodnie z przewidywaniami – przegrał mecz to ich sytuacja zaczyna robić się nieciekawa. Aby dobrze zrozumieć o czym mówimy należy zerknąć na kilka poprzednich sezonów, w których Dream przegrywał maksymalnie cztery mecze w trakcie sezonu. Po spotkaniu z ‘Szachistami’, Dream ma już trzy porażki, a do zakończenia sezonu jeszcze dziewięć spotkań. To oznacza, że z dużą dozą prawdopodobieństwa, obecny sezon może okazać się najgorszy od sezonu Wiosna’21. Nie wyprzedzajmy jednak pewnych zdarzeń. Była krytyka to i słowo pochwały się należy, bo w pierwszym i drugim secie, ‘Marzyciele’ zagrali naprawdę dobre zawody i byli realnym zagrożeniem dla swoich rywali. Pierwsza odsłona to szarpana gra z obu stron. A to na przewagę wychodzili ‘Szachiści’, by po chwili prowadzenie obejmowali ‘Marzyciele’. Pod koniec seta bliżej wygranej zdawali się być ci drudzy. Po autowym ataku debiutującego w SL3, Adriana Krampichowskiego, Dream Volley objął prowadzenie 18-16. Choć w dalszej części, Dream miał piłkę setową (20-19) to ostatecznie dali się przechytrzyć swoim rywalom, którzy po dwóch atakach Rafała Guzowskiego, cieszyli się z wygranej seta. To, co udało się Szach-Matowi w pierwszym secie, wyrównało się w środkowej odsłonie, co biorąc pod uwagę przebieg partii może być szokujące. Tak się bowiem składa, że gracze ‘królewskiej gry’ po powiedzeniu ‘SZACH’ nie byli w stanie dołożyć drugiego członu. Choć gracze Dawida Kołodzieja prowadzili 17-12 to z czasem zaczęli popełniać mnóstwo błędów, które kosztowały ich stratę seta. Warto zaznaczyć, że w końcówce bardzo dobrą robotę dla Dreamu wykonał swoją zagrywką Michał Hawrylik (21-19). Porażka w drugiej odsłonie rozdrażniły ‘Czarnych’, którzy zaczęli finałowego seta od prowadzenia 9-3, w którym prowadzeniu pomogło kilka skutecznych i efektownych obron Marcina Zdunka (9-3). Ostateczną chęć do gry swoim rywalom odebrał Łukasz Karbowniczek, po którego trzech asach serwisowych, Szach-Mat prowadził 17-5 i po chwili mógł cieszyć się z drugiego punktu w meczu.