Zastanawiamy się czy to sensacja czy jednak bardzo duża niespodzianka. No bo zaskoczenie jest i nie ma co do tego wątpliwości. 103 osoby wskazywały, że spotkanie wygra Szach-Mat. Jeśli chodzi o Typerów wskazujących Staltest to mamy ich zaledwie 19. Piękno tego sportu. Z tego miejsca warto zaznaczyć, że nie jest tak, że Staltest wygrał na farcie. Mimo, że mieli oni problemy kadrowe i finalnie wystąpili w sześciu graczy to od początku radzili sobie bardzo dobrze. Rewelacyjna gra w obronie w pierwszej odsłonie sprawiła, że Staltest wyszedł na prowadzenie 10-8 i po chwili, przewagę tę sukcesywnie powiększali (17-11). Po kilku punktach Łukasza Karbowniczka wydawało się, że Szach-Mat ma szansę ‘wrócić do gry’, ale plan ten pokrzyżował atakujący Staltestu – Jakub Klimczak (21-17). Środkowa odsłona to zwrot akcji o 180 stopni. Już na początku seta, Szach-Mat wypracował sobie zaliczkę (6-2), którą utrzymywali przez całą partię i spokojnie wygrali do 15. Ostatni set mimo że z dobrą walką to jednak w duchu wzajemnych zasad fair play (10-10). W drugiej części odsłony uaktywnili się Kamil Wołk oraz Mateusz Batyra, którzy po kilku skutecznych atakach wyprowadzili drużynę na prowadzenie 17-14. Do samego końca spotkania, Staltest zachował koncentrację i finalnie choć z małą nerwówką to dowieźli wynik do końca. Z pewnością rezultat ten pozwoli im uwierzyć, że obecny sezon może być przełomowym. A Szach-Mat? Cóż. Po pierwszym meczu w sezonie, margines błędu się diametralnie skurczył.
Dzień: 2024-03-04
BEemka Volley – Oliwa Team
Po bardzo rozczarowującej końcówce poprzedniego sezonu, BEemka Volley liczyła w poniedziałkowy wieczór na ‘nowe rozdanie’. Przypomnijmy dość znane powiedzonko, że ligi nie wygrywa się w bezpośrednich pojedynkach, a z najsilniejszymi. Często jest tak, że w ostatecznym rozrachunku brakuje punktów właśnie z tymi drużynami, które w tabeli plasują się znacznie niżej. Piszemy o tym teraz, ponieważ w przeszłości BEemka bardzo lubiła gubić punkty w meczach-pułapkach. Dodatkowo w poniedziałkowy wieczór, team w biało-niebieskich barwach musiał radzić sobie bez Daniela Podgórskiego, którego na rozegraniu zastąpił Jacek Patoła. Na początku meczu Oliwa radziła sobie całkiem dobrze (7-7). Z czasem obie drużyny zaczęły popełniać sporo błędów i na pewno nie był to wybitny fragment spotkania. Błędów popełniali więcej gracze Oliwy, a to sprawiło, że BEemka po dwóch punktach Macieja Rzepczyńskiego objęła prowadzenie 16-12, którego już nie wypuścili (21-16). Najciekawiej było w środkowej odsłonie. Wpływ miał na to oczywiście wynik. W połowie drugiego seta nic nie wskazywało na taki przebieg. Po tym jak Maciej Wysocki zdobył punkt po przebiciu piłki palcami, można było wyciągnąć wnioski, że Oliwa nie prezentuje się zbyt dobrze i za chwilę drużyny zmienią strony (11-7). Jak zwykle w takich przypadkach bywa, stało się inaczej i po słabym fragmencie BEemki, Oliwa wyszła nawet na prowadzenie 17-16. Kiedy przed Oliwą otworzyła się realna szansa na ugranie seta to ważne punkty dla BEemki zdobył Oskar Dziewit (19-17) i po chwili ex pierwszoligowiec cieszył się z wygranej partii. Ostatni set rywalizacji rozpoczął się dla Oliwy bardzo dobrze (12-9). Sytuacja w partii zmieniła się w momencie, kiedy na parkiecie zameldował się Maciej Wysocki, po którego atakach BEemka odzyskała kontrolę (13-12). Druga część seta to przewaga BEemki, która wygrała tę partię do 16, przy okazji inkasując bardzo ważne trzy punkty. Te jak się po chwili okazało są tym cenniejsze, że już w pierwszym meczu, pogubił je inny z kandydatów do awansu – Szach-Mat.
AIP – Tufi Team
Do spotkania z Tufi Team, zespół Adriana Ossowskiego podchodził tuż po rozczarowującym spotkaniu z MPS-em Volley. Z drugiej strony w końcówce pierwszego spotkania AIP można było dostrzec, że gracze AIP się powoli rozkręcają, a to z kolei pozwala sądzić, że w meczu z ‘Tuffikami’ zaprezentują się już znacznie lepiej. Przekonanie to było tym większe, że tuż przed meczem okazało się, że rywale podchodzą do spotkania gołą szóstką, a w ich składzie trudno było szukać choć jednego nominalnego środkowego. Mimo tych przeciwności, pierwszy set rywalizacji był dość wyrównany. Ok, AiP już w pierwszej części zbudowało sobie zaliczkę 11-8, ale ilekroć ta się powiększała, Tufi znajdowało sposób na to, by tę zaliczkę niwelować (11-11). W drugiej części partii AIP ponownie odskoczyło rywalom na trzy oczka (17-14), ale mimo usilnych prób dogonienia przeciwnika, zabrakło im czasu i po ataku Mariusza Seroki z prawego skrzydła, gwizdek sędziego w tym secie wybrzmiał po raz ostatni (21-19). Prawdę mówiąc, wraz ze wspomnianym ostatnim gwizdkiem, zakończył się również mecz. Druga oraz trzecia partia była bowiem czymś w rodzaju egzekucji. Środkowa odsłona zaczęła się co prawda obiecująco (5-5), ale z czasem zespół Mateusza Woźniaka zaczął popełniać masę błędów. Dla odmiany, AIP dość bezwzględnie wykorzystywało problemy rywali i dzięki dobrej grze oraz organizacji, objęli prowadzenie 14-9, a następnie bez trudu wygrali seta do 12. Ostatnia odsłona wyglądała nieco inaczej. Tufi Team nie podjęło rękawic nawet na samym początku (8-4) i AiP z niezwykłą jak na pierwszoligowe standardy łatwością wygrali seta do 11, a cały mecz 3-0.
AIP – MPS Volley
Jest powiedzenie, które dość dobrze oddaje to, co wydarzyło się w poniedziałkowy wieczór w kontekście MPS Volley. ‘Im biedniej tym lepiej’. Mowa tu rzecz jasna o tym, że wiele osób przewidywało ‘sportową śmierć’ drużyny MPS Volley. Miało to związek z faktem, że z drużyny odeszło kilka osób, które uznawane były za jednych z najlepszych graczy na swoich pozycjach. Fakty są jednak takie, że w poprzednim sezonie w składzie naszpikowanym gwiazdami, MPS potrafił przegrać z AIP. Tym razem jednak było już inaczej. Miłośnicy Piłki Siatkowej zainaugurowali sezon od bardzo dobrego seta, w którym po ataku debiutującego w SL3 Jakuba Szczytko, MPS prowadził 15-8. Z czasem AIP podjęło jeszcze próby odrobienia strat, ale jak się po chwili okazało – bezskutecznie. Środkowa odsłona rozpoczęła się od wyrównanej walki, która zaprowadziła nas do stanu po 8. W środkowym fragmencie różnice na zagrywce zrobił Mateusz Kuliński, po którego dwóch asach serwisowych, MPS odskoczył na trzy oczka (11-8). Kiedy pod koniec wydawało się, że jest już pozamiatane (19-17), to AIP zdołało doprowadzić do walki na przewagi. Finalnie po dwóch błędach AIP, w końcówce MPS przechylił szale zwycięstwa na swoją korzyść. Ostatni set to wymiana ciosów do połowy partii. W dalszej części ‘odpalił się’ atakujący AIP – Mariusz Seroka, który kilkoma atakami oraz dobrą zagrywką wyprowadził swoją drużynę do prowadzenia 18-13. Wynik widoczny na czarnej tablicy skutecznie ochłodził zapędy MPS-u i finalnie w spotkaniu doszło do podziału punktów.
Port Gdańsk – Hapag Lloyd
Tradycji stało się zadość. W zapowiedziach przedmeczowych wskazywaliśmy na to, że rywalizacja Portu Gdańsk oraz Craftveny ma w sobie coś wyjątkowego. Poniedziałkowy mecz na inaugurację trzeciej ligi grupy B tylko to potwierdził. Zaczęło się dość niemrawo. Port Gdańsk miał od pierwszego gwizdka sędziego problemy w wielu obszarach, a to z kolei sprawiło, że ‘Rzemieślnicy’ błyskawicznie objęli prowadzenie 5-1. Mimo niekorzystnego otwarcia, Port zdołał po chwili doprowadzić do wyrównania po 8. Z falami bywa jednak tak, że za tą pierwszą (z pozoru wysoką) kryje się znacznie potężniejsza. Cóż, po chwili ‘Portowcy’ się o tym przekonali bowiem po kilku skutecznych blokach Jakuba Kowalskiego, Craftvena objęła prowadzenie 14-10. Problemy z przebiciem się przez ścianę, Portowcy mieli również w dalszej części seta i finalnie przegrali go do 13. Tu mały spoiler. Zachodzimy w głowę jak to możliwe, że Craftvena miała aż 15 punktów z bloku, a mimo to przegrała mecz. Niewiarygodnie. Sytuacja mogła być rzecz jasna inna. O ile w drugim secie Craftvena przez niemal całą partię goniła (finalnie bezskutecznie), tak w trzecim secie, ‘Rzemieślnicy’ rozpoczęli partię od prowadzenia…5-0! Z czasem zespół ‘z doków’ znacznie poprawił szwankujące przyjęcie i sukcesywnie zaczął zbierać tego owoce (13-15). Mimo, że w końcówce po kolejnym już bloku Jędrzeja Szadejko, Craftvena prowadziła 20-18, to koniec końców – Port wydarł rywalom zwycięstwo z rąk (23-21).
Złomowiec Gdańsk – Maritex
Jeśli ktoś zastanawiał się kto kryje się pod nazwą ‘Złomowiec’ i czego to parafraza ten szybko rozwiał swoje wątpliwości oglądając przedmeczową rozgrzewkę. Co ciekawe, każdy z członków teamu Witolda Klimasa założył koszulkę Stoczniowca…z innego rocznika. Prawdę mówiąc byliśmy tym faktem zdumieni i nie sądziliśmy, że koszulki te tak często się zmieniały. Ok, zostawmy to. Tym trochę przydługim wstępem chcieliśmy nieco zapełnić podsumowanie samego meczu, który nie był porywającym widowiskiem. Duża w tym zasługa samego Maritexu, który na zawody po prostu nie dojechał. Ok, czuliśmy podskórnie, że Złomowiec jest obecnie lepszą drużyną, ale bez jaj – takiej różnicy poziomów się nie spodziewaliśmy. Pierwszy set? Szybkie zezłomowanie przeciwników i wyśrubowanie wyniku do stanu 12-5. Tak wysoka zaliczka sprawiła, że Złomowiec nie musiał się specjalnie napocić, by wygrać pierwszy punkt w sezonie. Druga ‘tercja’ to namiastka walki, która przypominała nieco walkę wrestlingu. Nawet dla niezbyt ogarniętego widza było jasne, że to wszystko nie jest do końca na serio i choć Maritex prężył czasami muskuły (9-8), to wiadomym było, że krzywda się Złomowcom nie stanie (21-16). Trzecia odsłona nie zmieniła oblicza meczu. Złomowiec był ekipą o klasę lepszą, który parafrazując Zbigniewa Stonogę pozwolił rywalom na te ‘marne 12 punkcików’.
Port Gdańsk – Craftvena
Tradycji stało się zadość. W zapowiedziach przedmeczowych wskazywaliśmy na to, że rywalizacja Portu Gdańsk oraz Craftveny ma w sobie coś wyjątkowego. Poniedziałkowy mecz na inaugurację trzeciej ligi grupy B tylko to potwierdził. Zaczęło się dość niemrawo. Port Gdańsk miał od pierwszego gwizdka sędziego problemy w wielu obszarach, a to z kolei sprawiło, że ‘Rzemieślnicy’ błyskawicznie objęli prowadzenie 5-1. Mimo niekorzystnego otwarcia, Port zdołał po chwili doprowadzić do wyrównania po 8. Z falami bywa jednak tak, że za tą pierwszą (z pozoru wysoką) kryje się znacznie potężniejsza. Cóż, po chwili ‘Portowcy’ się o tym przekonali bowiem po kilku skutecznych blokach Jakuba Kowalskiego, Craftvena objęła prowadzenie 14-10. Problemy z przebiciem się przez ścianę, Portowcy mieli również w dalszej części seta i finalnie przegrali go do 13. Tu mały spoiler. Zachodzimy w głowę jak to możliwe, że Craftvena miała aż 15 punktów z bloku, a mimo to przegrała mecz. Niewiarygodnie. Sytuacja mogła być rzecz jasna inna. O ile w drugim secie Craftvena przez niemal całą partię goniła (finalnie bezskutecznie), tak w trzecim secie, ‘Rzemieślnicy’ rozpoczęli partię od prowadzenia…5-0! Z czasem zespół ‘z doków’ znacznie poprawił szwankujące przyjęcie i sukcesywnie zaczął zbierać tego owoce (13-15). Mimo, że w końcówce po kolejnym już bloku Jędrzeja Szadejko, Craftvena prowadziła 20-18, to koniec końców – Port wydarł rywalom zwycięstwo z rąk (23-21).
DNV – Pekabex
Za nami długo wyczekiwany debiut drużyny Pekabex w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta. Pierwszym rywalem ‘biało-zielonych’ była ekipa DNV, która do SL3 wraca po dwóch sezonach przerwy. Przed meczem wskazywaliśmy na to, że dość wyraźnym faworytem pozostaje drużyna DNV, ale trzeba przyznać, że fragmentami Pekabex prezentował się całkiem nieźle. Tak było do stanu 6-6, gdzie żadna ze stron nie mogła wypracować sobie zaliczki. Sytuacja ta uległa jednak szybkiej zmianie. Po kilku błędach Pekabexu w połowie seta, DNV objął prowadzenie 13-6 i stało się jasne, że włos z głowy im już nie spadnie. Finalnie partia ta zakończyła się wynikiem 21-13 dla DNV, dla których jest to dziewiąty sezon w SL3. Środkowa odsłona rozpoczęła się od minimalnego prowadzenia Pekabexu, na które swoją skuteczną zagrywką wyprowadziła Ewelina Misiewicz (3-2). Niestety dla drużyny z Kokoszek były to ‘miłe złego początki’. Po chwili bowiem kilka punktów dla DNV dorzucił debiutujący w SL3, Błażej Chabierski i na tablicy wyników mieliśmy 14-7 dla DNV. Dalsza część seta przypominała analogiczny fragment pierwszej odsłony. W skrócie, DNV zwolniło nieco tempo i finalnie końcowy wynik to 21-12 dla DNV. Ostatnia odsłona rozpoczęła się dla Pekabexu koszmarnie. Po asie serwisowym kapitana – Stanisława Paszkowskiego, DNV prowadziło już…12-1! Na całe szczęście dla kondycji psychicznej graczy w biało-zielonych barwach, ci zdobyli w dalszej części seta kilka oczek. Nie zmienia to jednak postaci rzeczy, że debiut w SL3 był dla drużyny dość srogą lekcją siatkówki. Wydaje się, że we wtorkowy wieczór może być jeszcze trudniejszy.
Bayer Gdańsk – Tiger Team
Ależ Bayer nam w poniedziałek zaimponował. Ok, wiedzieliśmy, że w drużynie doszło do pewnych zmian. Wiedzieliśmy również, że drużyna trenuje, ale takich efektów się nie spodziewaliśmy. Ok, swoją cegiełkę dołożyła do tego również sama ekipa ‘Tygrysów’, która nie powiesiła poprzeczki na zbyt wysokim poziomie. Z drugiej strony gra się tak jak przeciwnik pozwala, a powiedzmy to sobie wprost – ‘Aptekarze’ kontrolowali przebieg gry od pierwszego do ostatniego gwizdka sędziego. Co więcej, drużynie w zielono-granatowych strojach dopisywało również szczęście tak jak wtedy, kiedy punkt do stanu 15-10 swoją obroną zdobył libero – Cezary Chojecki. W dalszej części przewaga Bayera urosła nawet do stanu 19-11, ale mając przed sobą chwiejącego się na nogach rywala, Bayer okazał się miłosierdziem i nie docisnął rywali. Finalnie Tiger zdołał nieco przypudrować niekorzystny wynik. Druga odsłona to kontynuacja świetnej gry ‘Aptekarzy’, którzy w trakcie seta prowadzili 16-8. Jaki był epilog? Ano taki jak w pierwszej części. Bayer spuścił nogę z gazu i dał nieco tlenu swoim przeciwnikom, którzy podobnie jak w pierwszym secie zdobyli piętnaście oczek. Po pierwszych dwóch setach mieliśmy jednak wrażenie, że gdyby Bayer chciał to ich wygrana byłaby jeszcze bardziej okazała. To zespół Damiana Harica udowodnił w wielkim stylu w ostatniej odsłonie. Po świetnym przebiciu palcami przez Mateusza Zawiślaka, Bayer prowadził już 16-7 i stało się jasne, że drużynie z okolic Leverkusen nie spadnie włos z głowy. Wow. To było naprawdę niezłe. Brawo.