Po bardzo ważnym tryumfie z ACTIVNYMI Gdańsk, sytuacja w tabeli zdawała się być zrozumiała. W skrócie – Speednet potrzebował kompletu punktów w meczu z BL Volley. Gdyby bowiem tak się stało to mając mecz w zanadrzu z AXIS – mieliby wszystko w swoich rękach. Obecnie, po stracie jednego punktu niby też tak jest, ale w grę wchodzą małe punkty, a tu – sytuacja nie jest już tak przyjemna. Oczywiście pod uwagę trzeba wziąć jeszcze jeden szalenie ważny aspekt. Drużyna AXIS rozegra jeszcze mecz z Flotą, podczas gdy Speednet z Bayerem. Wracając do meczu z BL Volley to w trakcie pierwszego seta wydawało się, że team Marka Ogonowskiego nie będzie miał większych problemów z sięgnięciem po pełną pulę. Speednet grał szybciej, mądrzej, dokładniej, mocniej. Po prostu lepiej. W efekcie po ataku Krzysztofa Mejera było 14-9 dla ‘Programistów’. O ile w pierwszej części seta, BL się jako tako trzymał, tak druga część seta to wyraźna przewaga Speednetu udokumentowana wygraną do 12. Po czterech rozegranych setach nadszedł kryzys w Speednecie, który wyglądał w tej partii dużo gorzej pod kątem fizycznym. Oczywiście nie jest tak, że to Speednet przegrał. BL zagrał po prostu bardzo dobrą siatkówkę i należy pamiętać, że kryzys rywala trzeba umieć wykorzystać. Z tego zadania ‘Tygrysy’ wywiązały się wzorowo. Na półmetku seta, BL prowadził 10-5, co sprawiło, że po ‘Różowej stronie siatki’ pojawiły się pierwsze nerwy. Te z pewnością nie pomagały, bowiem po ataku Tomasza Grudnia, BL prowadził już 18-12 i po chwili po ataku wspomnianego środkowego, wygrał seta do 14. Ostatnia odsłona rozpoczęła się lepiej dla ‘Programistów’. Po błędzie jednego z zawodników w białej koszulce, Speednet prowadził 10-4. Mimo sporej przewagi, BL zdołało zdobyć sześć kolejnych punktów i walka o ostatni punkt w meczu rozpoczęła się na nowo. Finalnie choć nie bez problemów ten trafił na konta ‘Programistów’, którzy w drugiej części seta pokazali więcej jakości.
Dzień: 2023-11-08
Volley Gdańsk – Dream Volley
Po dziewiątym tryumfie w lidze, ekipa Dream Volley przystępowała do dwunastego spotkania w sezonie Jesień’23. Z założenia o ile spotkanie z MiszMaszem było wspięciem się na gdański pachołek, tak rywalizacja z Volley Gdańsk zdawała się być próbą podboju ośmiotysięcznika. W zimę. Bez tlenu. Oj tak, to Volley Gdańsk był absolutnym faworytem spotkania. W naszym przekonaniu ‘Akademicy’ prezentują obecnie najwyższy poziom w drugiej lidze i pewnym krokiem zmierzają w kierunku rywalizacji pierwszoligowej. To zdawał się potwierdzać pierwszy set, który gracze Jakuba Kłobuckiego rozpoczęli od prowadzenia 7-4, a następnie po ataku Mikołaja Lange, powiększyli przewagę do pięciu punktów (14-9). Po kolejnym ataku wspomnianego przyjmującego było już 19-12 i stało się jasne, która z drużyn wygra tę partię. Środkowa odsłona to jeszcze większa przewaga ex-pierwszoligowca. W połowie seta po jednym z ataków Adriana Zajkowskiego, Volley prowadził już 15-10. Wzięty przez Dream Volley czas na nic się zdał. Po przerwie, kapitan drużyny popisał się imponującą wystawą jedną ręką do Szymona Zalewskiego, co dało Volleyowi 17 punkt w secie. Po chwili ‘Akademicy’ postawili kropkę nad ‘i’ wygrywając ostatecznie do 13. Ostatnia odsłona to zdecydowanie najciekawsza partia w meczu. Mimo że na półmetku, Volley prowadził już 10-7 to po chwili zdarzył im się przestój, którego w ich wydaniu nie zwykliśmy oglądać. Po kilku skutecznych akcjach, ‘Marzyciele’ wysunęli się na wysokie prowadzenie 16-11. Od tego momentu aż do końcówki trwały nieustające próby odwrócenia losów rywalizacji przez Volley Gdańsk. Finalnie Volley zdołał obronić piłkę setową i doprowadzić do stanu po 20. Końcówka należała jednak do Dream Volley, którzy po ataku jednego z graczy Volleya, mogli cieszyć się z jednego punktu w meczu. Ostatnia piłka w meczu to również pewna kontrowersja. Volley czując się jednak bardzo mocny w kontekście kolejnych spotkań, zbytnio nie protestował i finalnie zawody zakończyły się podziałem punktów.
CTO Volley – Flota Active Team
Po wygranej meczu z ZCP Volley Gdańsk, CTO było już o włos od tego by niemal na 100% zapewnić sobie utrzymanie w pierwszej lidze. Aby tak się stało, CTO musiało uporać się z Flotą Active Team. Dodatkową motywacją do dobrej gry było z pewnością to, że obecny mistrz SL3 przegrał w Flotą w rundzie zasadniczej i od wspomnianego meczu pałali oni chęcią wzięcia rewanżu. Jak możecie się zapewne domyślać, jeśli coś ma pójść nie tak, to sprawa oczywista tak się właśnie dzieje. Pierwszy set nie zapowiadał co prawda tego, co wydarzy się w dalszej części meczu. CTO Volley dźwignęło w tej partii łatkę faworyta i po ataku Jakuba Nowaka, objęli prowadzenie 13-9. W dalszej części gracze w granatowych koszulkach popełnili dwa błędy i to sprawiło, że ‘Pomarańczowi’ prowadzili już 16-12 i po krótkiej chwili cieszyli się z wygrania premierowej odsłony. Środkowy set to zdecydowanie najciekawsza partia w meczu. Przez bardzo długi fragment wydawało się, że ‘Pomarańczowi’ przypieczętują po chwili wygraną meczu. Po ataku Mikołaja Skotarka tablica wyników wskazywała bowiem wynik 15-11 dla graczy z Malborka. Druga część seta to jednak pokaz charakteru i determinacji Floty, która niesiona dopingiem doprowadziła do stanu po 16, a następnie poszła za ciosem i miała dwie piłki setowe (20-18). Niestety dla nich w ataku dwukrotnie pomylił się Mikołaj Filanowski, co sprawiło, że CTO doprowadziło do wyrównania po 20. Po chwili zadziałała jednak zasada mówiąca o tym, że ‘do trzech razy sztuka’ i wspomniany wcześniej przyjmujący zapewnił drużynie 21 punkt w secie. Chwilę później z kolei gracze CTO popełnili błąd, po którym Flota cieszyła się z wyrównania w setach. Ostatnia partia to coś, czego nie spodziewał się chyba nikt. Po bardzo słabym początku w wykonaniu CTO, Flota objęła prowadzenie…9-3! Na nic zdał się czas wzięty przez Szymona Szymkowiaka. Flota kontynuowała kapitalną grę i po chwili prowadzili już 13-4. Kiedy na tablicy wyników pojawiła się tak duża różnica stało się jasne, że Flota już tego nie wypuści. Finalnie po dwóch atakach Mikołaja Filanowskiego, gracze w granatowych strojach cieszyli się z kapitalnego tryumfu nad mistrzem do 10! To co ważniejsze to fakt, że po środowych spotkaniach Flota uciekła ze strefy bezpośredniego spadku. Ach, cóż to był za wieczór!
CTO Volley – ZCP Volley Gdańsk
W naszym odczuciu mecz z CTO Volley był jedną z ostatnich szans drużyny ZCP na odmienienie swojego losu. Absolutnie bardzo wiele znaków wskazuje bowiem na to, że za chwile gracze Dariusza Kuny pożegnają się z pierwszą ligą. Dla ‘żółto-czarnych’ mecz rozpoczął się wybornie, bo od wygrania seta z obecnym mistrzem SL3 – CTO Volley. Nie oznacza to bynajmniej, że cała pierwsza partia była pod ich dyktando. Na półmetku seta wszystko zdawało się iść po myśli CTO, które po bloku środkowego – Wiktora Sroki prowadzili już 13-9. Był to moment, w którym ‘żółto-czarni’ zmuszeni byli poprosić o czas. To okazało się strzałem w dziesiątkę. Po krótkiej przerwie, na parkiecie zobaczyliśmy zupełnie odmieniony zespół, który najpierw doprowadził do wyrównania po 15, a następnie po kilku dobrych zagrywkach Michała Pysza oraz atakach Illyi Yenoshyna wygrał partię do 19. Wyszarpanie przez ZCP zwycięstwa w pierwszym secie podziałało mobilizująco na CTO, które w drugiej odsłonie zbudowało sobie kilkupunktową przewagę (11-6), którą utrzymywali aż do samego końca (21-15). Ostatni set to czteropunktowa przewaga ‘Pomarańczowych’, na którą drużynę CTO skutecznym atakiem wyprowadził Karol Janczewski (10-6). Grająca o życie ekipa ZCP zdołała z czasem zniwelować stratę do zaledwie dwóch oczek (13-11), ale wobec kolejnych ataków skrzydłowych CTO byli już bezsilni (21-15). Finalnie spotkanie zakończyło się identycznie jak mecz obu drużyn z rundy zasadniczej. To nie jest rzecz jasna dobra wiadomość dla ZCP, które znajduje się już w bardzo złym położeniu.
MiszMasz – Dream Volley
Po bardzo falowanej formie MiszMaszu w obecnym sezonie, zespół Michała Grymuzy wciąż nie ma pewności czy zdoła się utrzymać w drugiej klasie rozgrywkowej. Bardzo ważnym krokiem w kierunku realizacji celu na końcówkę sezonu byłyby zatem punkty przeciwko Dream Volley w środowy wieczór. Zadanie to z założenia było bardzo ambitne. ‘Marzyciele’ spisują się w obecnej edycji bardzo dobrze i byli zdecydowanym faworytem środowej potyczki. To zdawało się potwierdzać od pierwszego gwizdka sędziego w meczu. Po jednym z ataków Tomasza Piaska, Dream objął bowiem prowadzenie 6-2. W dalszej części, po dwóch atakach z rzędu Mykoli Pocheniuka, MiszMasz doprowadził do wyrównania po 7. Środkowy fragment seta to jednak okres, w którym ‘Marzyciele’ wyraźnie docisnęli pedał gazu i po ataku najlepszego gracza spotkania – Andrzeja Pipki, prowadzili już 15-10. Pięciopunktowa zaliczka pozwoliła ‘Marzycielom’ na spokojną wygraną seta do 18. Niemal identycznie wyglądała również środkowa partia. Po dobrej grze ‘Marzycieli’, objęli oni identyczne prowadzenie 15-10, które z czasem zostały zniwelowane do dwóch punktów (17-15). Końcówka seta to jednak indywidualny popis wspomnianego wcześniej Andrzeja Pipki, który kilkoma punktami zapewnił ‘Marzycielom’ wygraną drugiej partii (21-17). Ostatnia odsłona nie odmieniła oblicza spotkania. Dalej to gracze w szarych strojach kontrolowali przebieg spotkania i co staje się już tradycją – popełniali bardzo mało błędów. Po popisowej akcji w obronie kapitana Mateusza Dobrzyńskiego gracze Dream Volley zebrali brawa od graczy…Volley Gdańsk, którzy oglądali spotkanie z boku. Dzięki między innemu tej ofiarności, Dream rozpoczął partię od prowadzenia 5-2 i do samego końca spotkania kontynuował dobrą grę, wygrywając finalnie do 16, a całe spotkanie za komplet punktów.
Speednet 2 – ACTIVNI Gdańsk
Po meczu ‘dla koneserów’, czyli konfrontacji ACTIVNYCH z Portem Gdańsk prawdziwym daniem głównym miało być starcie zespołu Artura Kurkowskiego ze Speednetem 2. Już w zapowiedziach przedmeczowych wskazaliśmy na to, że środowy wieczór będzie dla ‘Programistów’ swoistym dniem próby. Dniem, który miał przywrócić nadzieje drużyny na bezpośredni awans do drugiej klasy rozgrywkowej. W związku z tym, że Speednet w obecnym sezonie swoje już pogubił to przed środowym wieczorem nie miał w zasadzie marginesu błędu. Początek spotkania nie ułożył się jednak po ich myśli. To rozgrzani ACTIVNI lepiej weszli w mecz i po ataku środkowego – Krzysztofa Domarosa, objęli prowadzenie 7-4. Po chwili Speednet do wyrównania doprowadził były pierwszoligowy gracz Krzysztof Mejer, dla którego był to pierwszy mecz w Speednecie 2 (7-7). Dalsza część seta to wyrównana gra, która zaprowadziła nas do stanu po 12. Na półmetku partii dwa kluczowe punkty dla ‘Programistów’ zdobył Patryk Ejnik, po których Speednet objął prowadzenie 15-12 i po chwili wygrał seta. Środkowa odsłona to przewaga Speednetu, na którą drużynę skutecznym atakiem wyprowadził Grzegorz Surtel (13-9). Nie jest tak, że ACTIVNI obniżyli loty. Po prostu to, co udawało się w meczu z Portem – w meczu ze Speednetem już ‘nie przechodziło’. Dalsza część seta to przewaga ‘Programistów’ (20-16), która w końcówce została nieco zniwelowana (21-18). Ostatnia odsłona to ponowne nadzieje ACTIVNYCH na choćby jeden punkt w meczu. Po kilku skutecznych akcjach Dawida Gosza, ex-drugoligowiec objął prowadzenie 8-6. Niestety dla nich, po chwili rywale docisnęli pedał gazu, a to z kolei sprawiło, że wysunęli się na prowadzenie 17-14. Końcówka to scenariusz powielany z dwóch pierwszych setów, czyli podpudrowanie nieco wyniku przez ACTIVNYCH. Finalnie mecz zakończył się kompletem punktów Speednetu, co przedłużyło ich szansę na bezpośredni awans.
ACTIVNI Gdańsk – Port Gdańsk
Nie mają ostatnio szczęścia drużyny, które dopiero co zmieniły stroje. W minionym tygodniu przekonały się o tym drużyny Team Spontan oraz trzecioligowa ekipa Tiger Team. Nie inaczej było i w środowym spotkaniu, gdzie Port zaprezentował się w nowych strojach i to by było tyle z miłych wspomnień, które w środowy wieczór po sobie postawili. Jeśli chodzi o grę to było naprawdę cienko. Owszem – w naszych oczach ACTIVNI byli faworytem starcia i postawiliśmy na to, że wygrają za komplet punktów. Z tyłu głowy mieliśmy gdzieś jednak myśl, że historycznie ACTIVNI mieli spore problemy z ‘Portowcami’. Pierwszy set środowego spotkania rozpoczął się świetnie dla ACTIVNYCH, którzy po dwóch skutecznych atakach Czarka Labuddy, objęli prowadzenie 14-8. W dalszej części po jednym z ataków Karola Polanowskiego, Port zniwelował straty do czterech oczek (18-14), ale nie było tu nawet mowy o odmienieniu losów rywalizacji (21-15). Przed środkową partią w szeregach Portu doszło do pewnych roszad. Na sypie zobaczyliśmy Arkadiusza Sojko, który poczynania kolegów w pierwszym secie oglądał z boku. Zamiana rozgrywającego na nic się zdała. Środkowa odsłona była bowiem absolutną dominacją graczy ACTIVNYCH, którzy co rusz korzystali z problemów rywali z przyjęciem, rozegraniem oraz wykończeniem akcji. Trzeba tu uczciwie przyznać, że w ekipie z doków zawiedli wszyscy – z Denisem Gostomczykiem na czele. Lider ‘Portowców’ był tego dnia pod formą, a to w połączeniu z dobrą grą ACTIVNYCH sprawiło, że zespół Artura Kurkowskiego wygrał do…9! Ostatnia odsłona to poprawna gra ACTIVNYCH, którzy popełniali zdecydowanie mniej błędów. Prosta recepta na sukces okazała się tą najskuteczniejszą i…wystarczającą na ekipę ‘z doków’. Ostateczny wynik seta to wygrana ACTIVNYCH do 12, a całego meczu w stosunku 3-0.
Drużyna A – Flota Active Team 2
Jest takie powiedzenie, że ‘człowiek uczy się do śmierci’. Mamy na myśli to, że Drużyna A rozegrała w środowy wieczór dokładnie 24 spotkanie w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta, a mimo to chciała przed meczem dopisać kolejnego gracza do składu. Jako że regulamin zezwala na dopisywanie wyłącznie do 9 meczu, ekipa Michała Drozdowskiego musiała radzić sobie w sześciu graczy. Cóż, nie żeby to była w ich wydaniu jakaś anomalia. Na długo przed spotkaniem pomyśleliśmy o tym, że jeśli Drużyna A nie wystraszy się swoich rywali i ‘zagra swoje’ to dysproporcja pomiędzy drużynami nie będzie tak mocno widoczna jak mogłoby się wszystkim zdawać. Cóż – z egzaminu gracze w czarnych strojach mogą wyjść z podniesionymi głowami, bo owszem – przegrali co prawda mecz, ale pozostawili po sobie naprawdę dobre wrażenie. Po trzech atakach z rzędu rewelacyjnego Daniela Iwaszko, Drużyna A remisowała z liderem rozgrywek 12-12! To naprawdę spory wyczyn, bo obie drużyny w tabeli dzieli…dwanaście ekip. Tak czy siak wyrównana gra trwała do stanu po 15. Sytuacja na korzyść Floty uległa dopiero po dwóch asach serwisowych Marka Imiołczyka (17-15), po których Flota wygrała po chwili seta do 16. Wracając do zagrywki – był to element, który był w środowy wieczór kapitalną wartością dodaną lidera. Szczególnie świetnie w polu serwisowym sprawował się Maciej Manista (4 asy). Wygrana drugiej partii to nie tylko zasługa super zagrywki. Po trzech (!) blokach z rzędu Adama Jarosa, Flota objęła prowadzenie 8-2. Mimo skrajnie niekorzystnego otwarcia partii, Drużyna A zdołała z czasem nawiązać walkę (13-11), ale ostatnie słowo należało już do graczy w granatowych strojach (21-15). Ostatnia odsłona to walka punkt za punkt, która trwała do stanu po 9. Druga część seta to moment, w którym uwypukliła się przewaga Floty, którzy wygrali tę partię do 16, a cały mecz za komplet punktów.
Hydra Volleyball Team – Dziki Wejherowo
Końcówka sezonu w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta to mecze, w których tradycją jest, że oglądamy rozgrywki, które decydują o kształcie podium na koniec sezonu. Jednym ze spotkań, które idealnie wpisywały się w ten klucz była środowa konfrontacja pomiędzy Hydrą a Dzikami Wejherowo. Owszem, gracze ze stolicy małego Trójmiasta już dawno stracili szansę na podium, ale z drugiej strony są rywalem na tyle groźnym, że są w stanie pokrzyżować plany przeciwników o awansie do wyższej klasy rozgrywkowej. Czy tak było w środowy wieczór? Cóż, o tym przekonamy się za jakiś czas, ale z pewnością Hydra nie była po spotkaniu w pełni zadowolona. Świetny w ich wydaniu był tylko pierwszy oraz trzeci set. Premierowa partia rozpoczęła się od sygnału od sędziego, który za zdanie ‘dla mnie był out’ ukarał żółtą kartką jednego z zawodników Dzików. Do mniej więcej połowy seta trudno było nam wskazać, która z drużyn wygra tę partię (9-9). Sytuacja uległa diametralnej zmianie w dalszej części seta, w której Dziki zdobyły zaledwie trzy punkty przy dwunastu oczkach ‘Bestii’. Po gładkiej wygranej pierwszego seta (21-12) wydawało się, że Hydra pójdzie po chwili za ciosem. Środkowa odsłona to jednak absolutny zwrot akcji. Duża zasługa w tym o wiele lepszej gry Dzików, którzy w środkowej partii odrzucili swoich rywali od siatki, a na dodatek popełniali zdecydowanie mniej błędów niż na początku spotkania. Efekt był taki, że na półmetku seta prowadzili oni 12-8, co sprawiło z kolei, że Hydra straciła wiarę w wygranie partii. Dalsza część seta to kolejne ogromne problemy z przyjęciem zagrywki przez Hydrę i wygrana Dzików do 10! Ostatnia odsłona rozpoczęła się od wyrównanej walki, po której na tablicy wyników mieliśmy remis po 10. W dalszej części seta, Dziki wróciły do tego, co oglądaliśmy w pierwszej odsłonie, czyli festiwalu błędów w ich wykonaniu. To sprawiło, że po bloku Roberta Kościńskiego było 18-14 dla Hydry, która po chwili przypieczętowała wygraną w tym jakże dziwnym meczu.