Mecz na szczycie drugiej ligi elektryzował kibiców SL3 od momentu, kiedy pojawił się tylko w terminarzu. Po ostatnich występach obu drużyn można było odnieść wrażenie, że nieznacznym faworytem spotkania będzie ekipa z Pruszcza Gdańskiego. To zdawało się potwierdzać w pierwszym secie, który zespół Bartłomieja Kniecia rozpoczął bardzo mocno. Tuż po półmetku seta, Old Boys mieli bardzo dobrą serię na zagrywce, po której przeprowadzili kilka skutecznych kontr i po atakach Jakuba Krasiewicza oraz Jakuba Wilkowskiego, objęli prowadzenie 14-11. W dalszej części, Old Boys kontynuowali kapitalną grę i popełniali bardzo mało błędów. W rezultacie naszych słów objęli po chwili prowadzenie 19-14, po którym cieszyli się z pierwszego punktu w meczu. Środkowa odsłona to konkretny ‘twist’. Tym razem stroną dominującą była dla odmiany ‘BEemka’. Po pierwszym secie wydawało się, że ‘zatarł im się silnik’. W drugiej części zobaczyliśmy zupełnie odmienioną ekipę. Zespół, który po skutecznym ataku Rafała Kusiaka objął prowadzenie 13-9 i od tego momentu kontrolował przebieg gry. Po chwili kilkoma atakami popisał się atakujący BEemki – Bartosz Kusiński, po których zespół Daniela Podgórskiego dopiął swego i doprowadził do wyrównania w setach (21-16). Wygrana prestiżowego meczu zależała od postawy obu drużyn w trzecim secie rywalizacji. O tym, jaka była duża chęć wygrania spotkania przez drużyny widzieliśmy w połowie seta, gdzie libero BEemki – Jacek Patoła wbiegł z impetem na trybunę by ‘uratować piłkę’. Ofiarność zdawała się nic BEemce nie dawać. Po chwili Old Boysi prowadzili już 15-12 i byli o włos od wygranej. Po chwili mieli oni jednak problem z wykończeniem własnej akcji. Albo popełniali błędy, albo ponosiła ich fantazja, albo chcieli przekombinować, na co wściekał się Kamil Durnakowski. Konsekwencją tych wydarzeń było doprowadzenie przez BEemkę do wyrównania po 17. W końcówce team Daniela Podgórskiego wyszedł na prowadzenie (19-17) i po chwili nerwówki wygrał bardzo ważne spotkanie.
Dzień: 2023-11-06
AIP – MPS Volley
Mimo faktu, że w poprzednim tygodniu rozgrywek Miłośnicy Piłki Siatkowej musieli uznać wyższość drużyny AIP to nie przeszkodziło to nam, by postawić na to, że to właśnie oni wygrają spotkanie. Podobnego zdania byli również biorący udział w Typerze SL3. Aż 70% z nich stawiało na tryumf ekipy Jakuba Nowaka. Spotkanie rozpoczęło się świetnie dla beniaminka rozgrywek. Po atakach Piotra Mikołajewskiego oraz Wojciecha Małeckiego, AIP musiało wziąć pierwszy czas w meczu (7-3). Ten przyniósł oczekiwany efekt, bowiem po chwili gracze Adriana Ossowskiego doprowadzili do wyrównania po 10. Dalsza część seta to wyrównana gra i walka punkt za punkt. W końcówce mieliśmy deja vu tego, co oglądaliśmy w spotkaniu, do którego doszło przed tygodniem. Po jednej z decyzji sędziego, gracze MPS mieli ogromne pretensje do sędziego i wydawało się, że cała sytuacja wyprowadzi ich z rytmu, co odbije się z kolei na wyniku pierwszego seta. W końcówce MPS zachował jednak więcej zimnej krwi i po identycznych akcjach, w których Arkadiusz Kowalczyk zdobywał punkt po atakach ze środka – MPS cieszył się z pierwszego punktu w meczu. Brak wygranej odsłony sprawił, że AIP zostało kompletnie rozbite mentalnie i przez całego drugiego seta nie byli w stanie nawiązać walki z rozpędzoną ekipą MPS Volley. Po popisowej akcji, w której leżący na parkiecie Jakub Nowak wystawił piłkę – MPS uzyskał przewagę 16-8 i po krótkiej chwili, cieszył się z wygrania środkowej partii. Ostatnia odsłona to coś pomiędzy pierwszym a drugim setem. Z jednej strony AIP nie zagrało tak dobrze jak w premierowej partii, ale również nie tak słabo jak w drugiej. Po wyrównanym początku, po którym na tablicy wyników było po 13, MPS odskoczył swoim rywalom i po ataku oraz asie serwisowym wprowadzanego do składu Jakuba Jetke, cieszył się po chwili z kompletu punktów, udanego rewanżu czy wreszcie – odzyskania fotela lidera.
Oliwa Team – Zmieszani
W Siatkarskiej Lidze Trójmiasta są pewne prawidła. Do takich powoli zaczynamy zaliczać te, że w momencie, kiedy obie drużyny spotykają się na boisku numer trzy to cytując klasyka – ‘wiedz, że coś się dzieje’. Przypomnijmy, że poprzednim razem, kiedy Oliwa podejmowała Zmieszanych ‘na trójce’ to tamto spotkanie było meczem, gdzie dramaturgia była na bardzo rzadko spotykanym poziomie. Precyzując – było zajebiście. Oczywiście inne zdanie mają pewnie gracze Oliwy, którzy zarówno wtedy, jak i w poniedziałkowy wieczór schodzili z parkietu ‘na tarczy’. Mimo że Oliwa była w naszych oczach faworytem to zawiodła na całej linii i przegrała…szóste spotkanie z rzędu! Pierwszy set rywalizacji w naszym odczuciu zapisał się czarnymi zgłoskami w historii Oliwy Team w SL3. Nieporadnie. Źle. Słabo. Nijak. Serio – moglibyśmy tak wypisywać bez końca, ale każdy już dawno załapał. Żeby była jasność – to nie jest do końca tak, że wynik jest wypadkową gry Oliwy. To tylko połowa ‘sukcesu’. Z pewnością przyczyniła się do tego w ogromny sposób ekipa Zmieszanych, która w naszym odczuciu zagrała najlepszego seta w obecnym sezonie. Wychodziło im wszystko. Bawili się. Wyglądali naprawdę kozacko. Efekt? Pogrom 21-11. Przed rozpoczęciem drugiego seta mogliśmy oglądać znamienny obrazek. Gracze Oliwy? Spuszczone głowy i miny proszące o to, by ktoś teleportował ich z dala od Ergo Areny. No z takim mentalem nie dało się wygrać drugiego seta. Nie przeciw rozpędzonej ekipie Zmieszanych, która niczym dzikie zwierzę, wyczuła krew u swoich rywali i wygrała seta, tym razem do 16. W ostatnim secie zapowiadało się na trzeci punkt w meczu dla Zmieszanych (14-12). Niestety dla zespołu Edyty Woźny coś w ich grze się ewidentnie zacięło. Po kilku błędach w komunikacji, Zmieszani stracili prowadzenie (16-16) i był to ewidentny bodziec dla Oliwy, że jeśli nie można wygrać to trzeba przynajmniej powalczyć o jeden punkt. Finalnie po bloku Jakuba Klimczaka oraz ataku Pawła Kubiaka, Oliwa zgarnęła jeden punkt w meczu. Tak czy siak – pochwały należą się przede wszystkim Zmieszanym.
Wolves Volley – Craftvena
Często bywa tak, że jeśli za dużo razy pochwalimy daną drużynę – ta w kolejnym meczu wychodzi na parkiet i prezentuje już zupełnie inną – dużo gorszą grę. Piszemy o tym teraz, ponieważ doskonałym przykładem popierającym naszą tezę jest drużyna Wolves Volley. W poniedziałkowy wieczór byli oni faworytem spotkania. Co ciekawe, na ‘Watahę’ stawiała również…libero Craftveny – Pani Agnieszka. Nie inaczej było w typerze. Ponad 70% osób stawiało na wygraną drużyny Mikołaja Stempina. Już początek spotkania pokazał jak ogromnym to było błędem. Tuż po pierwszym gwizdku sędziego, ‘Rzemieślnicy’ wykorzystali problemy Wilków w przyjęciu i objęli prowadzenie 10-5. Zanim Wolves Volley się otrząsnęło to Craftvena do dobrej zagrywki dorzuciła kapitalną grę w bloku, po której było już 15-8 dla graczy Craftveny, którzy w poniedziałkowy wieczór byli dowodzeni przez Krzysztofa Lewandowskiego. Finalnie, ‘Wilki’ nie okazały się w pierwszym secie rywalem groźnym. Ba, w naszym odczuciu więcej grozy budziły te z niedawnej kampanii dyskontu Biedronka. Ok – jedziemy z drugim setem. Tu Wolves Volley wskoczyli już na nieco wyższy poziom. Wiadomix – nie był to jeszcze poziom Crafveny, ale od czegoś trzeba zacząć, prawda? Partia ta rozpoczęła się jednak od świetnej gry ‘Rzemieślników’, którzy do bogatego repertuaru tego wieczoru, dorzucili coś ekstra. W pierwszej połowie seta doskonale obijali blok rywali i co tu dużo mówić – była to dla nich kopalnia punktów (10-4). Wspominaliśmy jednak o tym, że Wilki wskoczyły na wyższy poziom. To stało się mniej więcej w drugiej części seta, gdzie gracze Mikołaja Stempina podjęli próbę odrobienia ogromnej straty (18-10). Efekt był jednak taki, jaki jest kiedy świeżo posmarowana kanapka z masłem spadnie nam na ufajdaną podłogę. Gówno prawda, że jeśli podniesiesz ją w przeciągu trzech sekund to zjesz kanapkę bez bakterii. Zjesz ją po prostu brudną. Analogia do seta jest tu oczywista. Odrobienie kilku punktów i tak nic Wilkom nie dało (21-17). Ostatnia odsłona to set dla wytrwałych gości. Koneserów. Dla tych, którzy wstają o 2 w nocy, jadą nad jezioro i w chłodzie gapią się przez 8 godzin w spławik, który nie ma zamiaru drgnąć. Precyzując – był to set, który nie porwał. To co ważne w sporcie to umiejętność odnalezienia się w różnych warunkach i jak się okazuje – ‘Wataha’ się w takich realiach odnalazła. Tak jak wspominamy – nie był to piękny set, ale finalnie ‘Wilki’ zgarnęły w nim nagrodę pocieszenia w postaci jednego punktu w meczu.
AXIS – Bayer Gdańsk
Matko z córką. Co tu się wydarzyło?! Mówimy tu o pierwszym secie rywalizacji, którego finalny wynik dość mocno zamazuje obraz tego, czego byliśmy świadkami na środkowym boisku. Osoby, które widziały tę ‘męczycho’ w wykonie Bayera z całą pewnością przedefiniują swoje spojrzenie na sport. Już nigdy nie będzie tak samo. Wiecie co? Po raz ostatni taką demolkę w trzeciej lidze widzieliśmy, kiedy Bayer Gdańsk musiał rozgromić Craftvenę by zagrać w pamiętnym meczu barażowym. Serio, tak to wyglądało. Po festiwalu nieporadności, złych decyzji, spóźnionego timingu, nieporozumień i bardzo słabej gry w każdym elemencie siatkarskiego rzemiosła w wydaniu ‘Aptekarzy’ – AXIS prowadziło…20-4! Całe szczęście dla kondycji psychicznej graczy ‘z Leverkusen’, po chwili zagrali oni dobrze w bloku i finalnie nieco ‘przypudrowali’ fatalną grę. Finalnie skończyło się na wyniku do 8. Wiadomym było to, że gorzej już być nie może. Ku zaskoczeniu, w drugiej odsłonie gracze Damiana Harica prezentowali się naprawdę nieźle i do stanu 16-16 toczyli wyrównaną walkę z wyżej notowanym rywalem. Końcówka to kilka ataków grającego na prawym skrzydle – Piotra Czerwińskiego, po których AXIS wyszło na czteropunktowe prowadzenie (20-16) i po chwili cieszyli się z wygrania drugiej odsłony. Ostatni set nie był już taki wyrównany. W zamian za to byliśmy świadkami dominacji drużyny AXIS, która już w połowie seta wypracowała sobie czteropunktową zaliczkę (10-6). Dalsza część partii nie zmieniła już oblicza gry i po chwili – bez większego problemu, AXIS dojechało do kolejnego check-pointu przed awansem do drugiej ligi.
Szach-Mat – Tufi Team
Nowy rozdział – stare granie. Nie pomyliliśmy się przed tygodniem. Nie pomyliliśmy się również tym razem. W naszych oczach faworytem spotkania była ekipa Tufi Team, która w obecnej edycji prezentuje siatkówkę na naprawdę bardzo wysokim poziomie. Dowód? Proszę bardzo. Dziesięć spotkań i aż siedem zwycięstw. Pod tym kątem lepsi od ‘Tuffików’ są wyłącznie gracze MPS Volley. Gdyby tylko Tufi potrafiło wygrywać za trzy punkty to…Ach, nie ma co gdybać. Absolutnym nietaktem byłoby obecnie narzekać, bo Tufi należy chwalić. Chwalić należało ich również za pierwszego seta rywalizacji z Szach-Matem, który rozpoczął się…poczuciem deja vu tego, co oglądaliśmy przed tygodniem. Po chwili od pierwszego gwizdka sędziego to Tufi Team wskoczyło na wyższe obroty i objęło prowadzenie 11-7. Dalsza część seta to próby odwrócenia losów rywalizacji przez Szach-Mat, które okazały się jednak daremne. Tufi Team niczym wytrwany pięściarz trzymał swojego rywala na dystans i co rusz wymierzał mu ciosy. Finalnie pierwsza odsłona skończyła się pewną wygraną drużyny Mateusza Woźniaka do 16. Drugi set to całkowity zwrot akcji przy okazji, którego – zastanawialiśmy się czy drużyny zmieniając strony nie zmieniły również…strojów. Szach-Mat z nijakiego Petera Parkera zamienili się w latającego i groźnego człowieka-pająka. Tufi Team, który siał terror w pierwszym secie okazał się dla Szach-Matu niezbyt wymagającym antagonistą i został po chwili spacyfikowany. Efekt? Prowadzenie świetnie grających ‘Szachistów’ 18-10 i po chwili doprowadzenie do wyrównania w setach. Ostatnia odsłona to zdecydowanie najciekawsza partia w meczu. Finałową rozgrywkę lepiej rozpoczęli gracze Szach-Matu, którzy po skutecznym bloku oraz ataku świetnie dysponowanego Sebastiana Kopiczko, prowadzili już 14-11 i byli na drodze do zwycięstwa. W dalszej części seta, Tufi po atakach Piotra Watusa oraz Marka Rogińskiego doprowadzili do wyrównania po 17 i od tego stanu aż do końcówki byliśmy świadkami gry na przewagi. W końcówce po bardzo dobrym widowisku, górą z pojedynku wyszli finalnie gracze Tufi Team, choć trzeba przyznać, że było bardzo blisko tego, by to Szach-Mat cieszył się ze zwycięstwa.