Dzień: 2023-10-18

ZCP Volley Gdańsk – Flota Active Team

Ależ muszą czuć ulgę gracze ZCP Volley Gdańsk. Tak się bowiem składa, że do środowej konfrontacji ‘żółto-czarni’ pozostawali jedyną drużyną w lidze, która nie wygrała jeszcze spotkania. Jak lata temu w nieco przaśnej piosence ‘Ważne’ śpiewał Mezo – ‘przeszłość jest tatuażem – nikt jej nie zmaże’. Siedmiu porażek nie da się ot tak zapomnieć. Już w zapowiedziach wskazaliśmy, że w najbliższym czasie team Dariusza Kuny stanie jednak przed szansą na ‘odwrócenie karty’. Pierwszym pojedynkiem, w którym ZCP miało mieć naprawdę spore szanse na tryumf był mecz z Flotą ACTIVE Team. Zespół Karoliny Kirszensztein jest obecnie w dołku i co do tego chyba nikt nie ma wątpliwości. To akurat nie jest zmartwienie ZCP, które rozpoczęło spotkanie od mocnego uderzenia. Po tym jak ZCP świetnie przytrzymało rywala blokiem w pierwszej odsłonie – prowadzili oni 6-2. Czteropunktowa zaliczka wypracowana na początku seta pozwoliła na to by, ZCP dowiozło prowadzenie już do końca. Początek środkowej partii to pokaz asekuracji w bloku przez ‘żółto-czarnych’. Niestety dla nich – w partii tej zaczęło się większe kombinowanie i gracze w żółtych strojach nie grali już prostej, ale zabójczo skutecznej siatkówki. To w połączeniu z lepsza grą Floty sprawiło, że to beniaminek pierwszej ligi prowadził na półmetku seta (10-6). Dalsza część partii to scenariusz, który oglądaliśmy w pierwszym secie. Ten polegał na utrzymywaniu rywala na bezpieczny dystans. Ze swojej roli Flota spisała się jeszcze lepiej niż ich rywale w pierwszym secie. Finalnie środkowa odsłona skończyła się zwycięstwem Floty do 14. Zwycięstwo w spotkaniu miało się rozstrzygnąć w trzeciej partii. Ta rozpoczęła się od stanu po 7 i wydawało się, że będziemy świadkami świetnego widowiska aż do końca seta. Owszem – tak było, ale tylko w wykonaniu ZCP. Gracze Dariusza Kuny w środkowej części partii wrócili do grania z pierwszego seta i to okazało się strzałem w dziesiątkę. Dodatkowo po serii błędów Floty, ZCP prowadziło już 15-9 i po chwili doprowadzili do pierwszego tryumfu w pierwszej lidze. To z kolei sprawia, że wciąż mają oni rywali w tabeli na wyciągnięcie dłoni. Oj, będzie jeszcze ciekawie.

Tiger Team – Husaria Assistance Partner

Po prawdziwym trzęsieniu ziemi, do którego doszło na początku obecnego tygodnia w Husarii – team ‘Rycerzy’ podejmował na boisku numer 3 drużynę Tiger Team. Jak każda rewolucja – i tu nie obyła się bez ofiar. W środowym pojedynku zobaczyliśmy pewne zmiany kadrowe w przedostatniej drużynie trzeciej ligi. Mimo to – to Tiger lepiej rozpoczął mecz. Po ataku kapitana Dawida Staszyńskiego – Tiger prowadził 7-5. W dalszej części seta, ‘Rycerze’ zagrali naprawdę dobrą siatkówkę, a to sprawiło, że po sekwencji ataku oraz bloku Piotra Jeziółkowskiego – Husaria prowadziła 14-12, a następnie w końcówce 19-16. Mimo usilnych starań – Tiger nie zdołał odwrócić losów rywalizacji i finalnie z pierwszego punktu w meczu cieszyła się ekipa Husarii. Choć emocji w pierwszym secie nie brakowało, to jednak w drugiej odsłonie działo się więcej. Podobnie jak w pierwszym secie to Tiger Team lepiej rozpoczął partię. Po asie serwisowym Wojciecha Janaszka, ‘Tygrysy’ prowadziły 6-3. Po chwili jednak gra się mocno wyrównała i od stanu 7-7 aż do 17-17 mieliśmy grę punkt za punkt. Po dwóch skutecznych atakach Oliwiera Rymszy – Husaria prowadziła 20-18, a to oznaczało, że będą oni mieli dwie piłki meczowe. Niestety dla ‘Rycerzy’ – w końcówce z bardzo dobrej strony pokazał się Mateusz Cieśluk, który wziął ciężar odpowiedzialności na swoje barki i finalnie – wyprowadził drużynę na prowadzenie 21-20. Ostatni cios rywalom zadał grający wyjątkowo w ataku – Marcin Kwidziński (22-20). Nieudana końcówka oraz niewykorzystana szansa sprawiła, że ‘Rycerze’ nie byli w stanie zagrozić swoim rywalom w trzecim secie. Partia ta rozpoczęła się od stanu 12-5, a to było z kolei jednoznaczne z końcem marzeń Husarii o zwycięstwie w meczu.

AXIS – Port Gdańsk

Po gładkim tryumfie z Drużyną A – zespół AXIS przystępował do drugiego pojedynku w środowy wieczór. Tym razem rywalem drużyny Fabiana Polita była ekipa Portu Gdańsk, a to z kolei oznaczało, że będzie to dla faworyzowanej drużyny zdecydowanie trudniejsze spotkanie. Sytuacji nie zmieniał tu fakt, że ‘Portowcy’ podchodzili do spotkania po niezbyt udanych spotkaniach. Już w pierwszym secie, Port Gdańsk pokazał jak niewygodnym rywalem potrafią być. To właśnie drużyna ‘z doków’ lepiej rozpoczęła spotkanie i po ataku Denisa Gostomczyka wyszli na prowadzenie 8-6. Sytuacja zmieniła się w połowie seta, gdzie po dwóch punktach Sebastiana Muńko – AXIS odzyskało prowadzenie w spotkaniu 13-11. Dalsza część partii upłynęła już pod kontrolą graczy w czerwonych strojach, ale z całą pewnością był to sygnał dla AXIS, że nie mogą bagatelizować rywala. Środkowa odsłona, podobnie jak drugi set rozpoczęła się od prowadzenia ‘Portowców’. Po ataku Piotra Baja, który w SL3 zdobył już 744 punkty – Port objął prowadzenie 8-5. W środkowej części seta oglądaliśmy dokładnie to samo co w pierwszej odsłonie. Mowa tu o odzyskiwaniu kontroli przez AXIS, po którym to gracze w czerwonych strojach wyszli na prowadzenie 13-12. Różnica między pierwszym a drugim setem była jednak taka, że tym razem to Port Gdańsk lepiej finiszował. Końcówka seta to ‘one man show’ w wykonaniu Denisa Gostomczyka. Blok, ataki, asy serwisowe w wydaniu przyjmującego Portu Gdańsk wydatnie przyczyniły się do tego, że to gracze w granatowych strojach wygrali partię (21-18). Ostatni set rywalizacji to wyrównana gra do stanu…17-17! O tym, która z drużyn sięgnęła finalnie po zwycięstwo zadecydowała lepsza końcówka w wykonaniu AXIS. Bardzo ważne dla końcowego trymfu były dwa skuteczne bloki w wykonaniu Piotra Stapurewicza, po których AXIS objął prowadzenie 19-17, którego finalnie już nie wypuścił (21-18).

Drużyna A – AXIS

Do środowego spotkania z AXIS – Drużyna A przystępowała w bardzo dobrych nastrojach związanych z tym, że w minionym tygodniu wygrali oni swoje pierwsze spotkanie w sezonie Jesień’23. Imponująca wygrana z ‘Tygrysami’ nie przelała się na frekwencję w drużynie w czarnych trykotach. Niemal do samego rozpoczęcia spotkania wydawało się, że Drużyna A będzie rywalizowała z AXIS w zaledwie pięciu graczy. Ostatecznie, do boju Michał Drozdowski desygnował sześciu graczy. Co ciekawe – początek pierwszego seta nie zapowiadał jak bardzo jednostronny będzie to pojedynek. Po skutecznym ataku Mateusza Olszewskiego, na tablicy wyników było jednopunktowe prowadzenie AXIS (7-6). Cóż – to by było na tyle z pozytywów ‘Serialowej’. Po kilku błędach graczy w czarnych trykotach, AXIS prowadziło już 13-8 i niestety – po chwili gra Drużyny A się całkowicie posypała. To z kolei skończyło się prawdziwym ‘mordobiciem’. Po dwóch punktach w końcówce Sebastiana Muńko – AXIS wygrał partię do 9. Środkowa odsłona to scenariusz, który już przerabialiśmy. W pierwszej części seta, Drużyna A toczy wyrównane starcie (10-10), a następnie pozwala na to, by rywal kompletnie odjechał. Po dwóch atakach Tomasza Sadowskiego było już 16-11 i po chwili AXIS cieszyło się z drugiego punktu w meczu (21-13). Ostatnia odsłona – cóż za zaskoczenie, to próby ‘sforsowania zasieków’ przez team Fabiana Polita (8-7). To udało się dopiero w drugiej części seta, w której Drużyna A po raz kolejny popełniła bardzo dużą liczbę błędów, co sprawiło, że AXIS sięgnął po chwili po komplet oczek. Co ciekawe – w naszym odczuciu AXIS nie zagrał w tym meczu zbyt dobrze. Uważamy, że poprzeczka powieszona przez Drużynę A nie osiągnęła zbyt wysokiego pułapu.

Eko-Hurt – MPS Volley

Ależ to było ciekawe widowisko. Spotkanie drużyn z samego szczytu ligowej tabeli nie mogło zawieść. Faworytem w naszym odczuciu była ekipa MPS Volley, która co tu dużo mówić – gra najrówniej z całej pierwszej ligi. Pierwszy set rozpoczął się od bardzo wyrównanej walki, która zaprowadziła nas do stanu po 16. W tym momencie stało się jasne, że partie wygra drużyna, która w końcówce: – zachowa więcej zimnej krwi, – popełni mniej błędów, – nie da się wyprowadzić z równowagi rywalom. Oj tak, ‘mind-games’ wkroczył w środowy wieczór na bardzo wysoki poziom. Wracając do końcówki pierwszego seta – błędy popełniali częściej gracze MPS Volley, którzy po bloku środkowego – Mikołaja Nowaka traciło do swoich rywali trzy oczka (19-16). Finalnie po ataku Igora Ciemachowskiego, Eko-Hurt dopiął swego (21-19) i obie strony zamieniły się stronami. Środkowa partia rozpoczęła się lepiej dla rozpędzonych ‘Hurtowników’, którzy prowadzili 6-3. Gra wyrównała się na półmetku seta (10-10). Końcówka partii to ogrom kontrowersji, kłótni, przepychanek słownych i prób przechytrzenia rywali oraz sędzi prowadzącej zawody. W bardzo ważnym momencie seta – Eko-Hurt miało ogromne pretensje o to, że sędzia nie powtórzyła akcji po tym jak piłka z sąsiedniego boiska wpadła na ich boisko. Finalnie – protesty na nic się zdały, a Eko-Hurt nie mógł już wrócić na pewien poziom koncentracji. To z kolei sprawiło, że MPS błyskawicznie wykorzystał sytuację i doprowadził do prowadzenie 19-15, po którym wygrał partię do 18. Początek trzeciej odsłony rozpoczął się lepiej dla Miłośników Piłki Siatkowej, którzy odskoczyli rywalom na pięć oczek (9-4). Mimo że sytuacja Eko-Hurtu wydawała się bardzo nieciekawa, to zdołali oni doprowadzić do prowadzenia 13-11! Mimo to – w końcówce MPS wygrał kilka ważnych wymian i mógł cieszyć się z siódmej wygranej w sezonie Jesień’23. Brawo!

Speednet – Szach-Mat

Nie ukrywamy – spodziewaliśmy się zupełnie innego przebiegu meczu. Jak mogłoby być inaczej w momencie, w którym mierzyły się ekipy z bilansem 5 zwycięstw oraz 2 porażki z drużyną, która miała bilans zupełnie odwrotny (2 zwycięstwa, 5 porażek)? Cóż, przed meczem kreśliliśmy scenariusz, w którym Speednet ogra dwóch najbliższych rywali i zajmie ‘pole position’ w walce o tytuł mistrzowski. Oj, to nie był zbyt udany dzień dla przedsiębiorstwa z Olivii Business Center. Na początek porażka w trzecioligowym meczu na szczycie, a następnie porażka w pierwszej lidze. Patrząc na początek pierwszego seta – końcowy wynik tej partii może być pewnego rodzaju zaskoczeniem. Po kilku błędach Szach-Matu, Speednet prowadził już 11-7 i był na świetnej drodze do wygrania partii. Po chwili, dwa bardzo ważne punkty dające drużynie tlen – zdobył jednak Rafał Guzowski. Od tego momentu ‘Szachiści’ grali jak w transie, co zostało udokumentowane prowadzeniem 17-15, a następnie 20-17. W końcówce gracze królewskiej gry najedli się jeszcze strachu, bowiem ich rywale doprowadzili do wyrównania po 20. Mimo to, po atakach skrzydłowych (Ciesielski&Rydyger), Szach-Mat dopiął swego (23-21). Jeśli wydanie zespołu Dawida Kołodzieja mogło się w pierwszej partii podobać, to co powiedzieć o tym, co oglądaliśmy w środkowej odsłonie? Dla tych, którzy oglądali japońskie kreskówki – to była metamorfoza o cztery stopnie – do Super Saiyanina 4. Koty Dawida Kołodzieja pokazały się z rewelacyjnej strony i rozpoczęli partię od prowadzenia 12-4. Żebyśmy byli całkowicie uczciwi – dość wydatnie pomogła Szach-Matowi sama ekipa Speednetu, która popełniała mnóstwo błędów. W dalszej części seta Szach-Mat kontynuował grę na wysokim poziomie i finalnie wygrał partię do 12. Ostatni set to przebudzenie Speednetu, które nastąpiło rzecz jasna zbyt późno. Owszem – lepszy jeden punkt niż żaden, ale jesteśmy przekonani, że Speednet będzie po spotkaniu bardzo długo struty.

Speednet 2 – Flota Active Team 2

Nie mieliśmy co do tego wątpliwości. Punktualnie o godzinie 19:00 na boisku numer dwa rozpoczął się absolutny hit trzeciej ligi. W naszych oczach nieznacznym faworytem spotkania pozostawała Flota i to mimo dwóch transferów last minute w wykonaniu ‘Programistów’. Ostatecznie – na sale dotarł tylko jeden z nowych graczy – Grzegorz Surtel. Pierwsza odsłona rywalizacji należała do ‘Programistów’, którzy w odróżnieniu od rywali – pokazali większą kulturę gry. Mówiąc precyzyjniej – popełniali zdecydowanie mniej błędów i zasłużenie wysunęli się na prowadzenie 10-6. Środkowy fragment seta to moment, w którym Speednet nie zamierzał zwalniać nogi z gazu. Po ataku Tomasza Nurzyńskiego, na tablicy wyników było już 17-10 dla Spednetu i stało się jasne, która z drużyn wygra tę partię. W końcówce Flota odrobiła kilka punktów, ale umówmy się – na odrabiania strat było już za późno (21-17). Środkowa odsłona to zupełnie inna historia. W secie tym pojawili się wreszcie gracze Floty, którzy przespali początek meczu. Na początku środkowej partii mieliśmy pojedynek Mateusza Polowca z Floty oraz Patryka Ejnika ze Speednetu. Po kilku punktach wspomnianych graczy – na tablicy wyników mieliśmy remis po 7. Jako pierwsi na prowadzenie wyszli gracze Floty, którzy doprowadzili do stanu 13-11. To właśnie w tym momencie rozegrała się jedna z najważniejszych sytuacji w meczu. Po błędzie sędziego, który premiował Speednet, wspomniany wcześniej Grzegorz Surtel stanął w polu serwisowym i…zagrał piłkę na pół metra do przodu. Był to rzecz jasna celowy zabieg, który był oddaniem punktu dla Speednetu. Za swoje zachowanie gracz ten został nagrodzony brawami od rywali, którzy po kilku chwilach cieszyli się z remisu w spotkaniu (21-18). Decydujący o zwycięstwie set rozpoczął się od sporej liczby błędów po ‘różowej stronie siatki’. Dodatkowo – po ataku Dominika Jakubowskiego było już 9-2 i kiedy wydawało się, że chwiejący rywal zostanie po chwili posłany na deski – ten się nieco ogarnął. To – podobnie jak w pierwszym secie w wydaniu Floty – nic im już nie dało. Ostatecznie gracze Karoliny Kirszensztein wygrali seta do 16, a cały prestiżowy mecz w stosunku 2-1.

Dream Volley – Hydra Volleyball Team

Zgodnie z tym, o czym pisaliśmy w zapowiedzi – trzecie starcie pomiędzy drużynami w SL3 było doskonałą okazją dla ‘Bestii’ na wzięcie rewanżu za poprzednie niekorzystne wyniki. W naszych oczach Hydra była bowiem faworytem starcia. To rzecz jasna nie gwarantowało im wygranej w meczu, co w obecnym sezonie oglądaliśmy już wielokrotnie, nie tylko w kontekście zespołu Sławomira Kudyby. Początek rywalizacji rozpoczął się zgodnie z oczekiwaniami faworyzowanej drużyny. To Hydra narzuciła swoje warunki gry od pierwszego gwizdka sędzi prowadzącej zawody (7-3). W dalszej części seta, ‘Bestia’ kontynuowała skuteczną grę i po bloku środkowego – Łukasza Birunta objęli oni prowadzenie 15-11. Solidna zaliczka nie sprawiła bynajmniej, że ‘Bestia’ wygrała tę partię bez większych problemów. W dalszej części seta zaczęli oni popełniać sporo błędów, które dały ‘Marzycielom’ tlen (19-18). W końcówce dwa ważne oczka dołożyli Paweł Bugowski oraz Sebastian Konarzewski, a to z kolei zapewniło ‘Bestii’ wygraną pierwszej odsłony. Środkowa partia to najmniej ciekawy fragment gry. Wszystko za sprawą faktu, że zespół Mateusza Dobrzyńskiego nie był w stanie wskoczyć na ‘wysokie obroty’. O ile do połowy seta jeszcze jakoś to wyglądało (10-9), to w dalszej części gra drużyny w szarych strojach się całkowicie posypała (21-14). Ostatnia partia to ponowna spora przewaga jakości, którą mogliśmy obserwować. Świetna gra Hydry zaprowadziła nas do stanu 20-14 dla ‘Bestii’. Mimo to – w końcówce team w złotych strojach nie potrafił zachować koncentracji. To z kolei sprawiło, że albo mieli problem z przyjęciem zagrywki Mateusza Dobrzyńskiego, albo gdy już to uczynili to popełniali błędy w ataku jak raz na czystej siatce – Sebastian Konarzewski. Do pewnego momentu sami gracze Hydry z tego śmieszkowali, ale pod koniec zaczęło się robić nieciekawie do tego stopnia, że zawodnicy Hydry wnioskowali do swojego kapitana o to by ten wziął czas. Finalnie rozgrywający Hydry podjął jednak inną decyzję i tuż po chwili – na zagrywce pomylił się wspomniany wcześniej Mateusz Dobrzyński (21-18). To sprawiło z kolei, że Hydra zrównała się punktami z liderem rozgrywek – drużyną Volley Gdańsk.

Volley Gdańsk – MiszMasz

Miało być łatwo, gładko i przyjemnie. Rozpędzona machina Jakuba Kłobuckiego stoczyła w środowy wieczór spotkanie z drużyną, która przeżywa obecnie największy kryzys od kilku sezonów. To było widać nawet na przedmeczowej rozgrzewce, na której zameldowało się zaledwie czterech graczy MiszMasz. Sytuacja ta zmieniła się tuż przed pierwszym gwizdkiem sędziego, bowiem dojechało kilku ‘spóźnialskich’. Sytuacja ta – jak można się domyślić, miała swoje konsekwencje chwilę po rozpoczęciu meczu. Zanim spotkanie rozpoczęło się na dobre – ex pierwszoligowiec prowadził…11-2! W dalszej części seta, MiszMasz nie miał pomysłu jak powstrzymać rywali i po chwili było już 17-5. W końcówce MiszMasz odrobił nieco straty i finalnie skończył tę partię na 11 oczkach. Tak czy siak – set do zapomnienia. Środkowa partia była już zdecydowanie ciekawsza. W tym secie gracze Volley Gdańsk czuli się na tyle pewnie, że postanowili pozmieniać się pozycjami. To sprawiło, że po chwili ponieśli oni konsekwencje swojego zachowania. Na półmetku środkowej partii było po 10. W dalszej części seta MiszMasz wyszedł na prowadzenie 19-17 i choć po ataku oraz asie serwisowym Szymona Zalewskiego – ex pierwszoligowiec zdołał wyrównać (19-19), to jednak ostatnie słowo w meczu należało do drużyny Michała Grymuzy! Strata punktu w środkowej odsłonie na tyle podrażniła faworyzowaną ekipę, że ci – rozpoczęli trzecią partię od prowadzenie 5-1. W dalszej części seta MiszMasz absolutnie nie składał broni i w konsekwencji doprowadził do wyrównania po 12. Od tego momentu aż do samej końcówki byliśmy świadkami wyrównanej gry, która o mały włos – nie skończyła się ogromną niespodzianką. Finalnie po ataku Mikołaja Lange, Volley dopiął swego, ale z pewnością mogą oni odczuwać spory niedosyt związany z brakiem kompletu punktów. A MiszMasz? Pochwały za to, że przed faworyzowanym rywalem nie spękali.