Dzień: 2023-10-04

Tiger Team – AXIS

Wspominaliśmy o tym w zapowiedziach i nasze predykcje w pewien sposób się sprawdziły. Owszem – nie trafiliśmy wyniku, ale to, że forma Tigera w danym meczu pozostaje jedną wielką niewiadomą – sprawdziło się w 100%. Owszem – gra się tak jak przeciwnik na to pozwala, a AXIS w środowy wieczór zaprezentowało bardzo dobrą siatkówkę i finalnie – nie wypuściła ‘Tygrysów’ z klatek. Lepiej spotkanie rozpoczęli faworyzowani gracze z AXIS. Tuż po pierwszym gwizdku sędziego, wyszli oni na prowadzenie 5-2. Mimo to, po bardzo dobrym fragmencie drużyny Dawida Staszyńskiego na prowadzenie wysunął się Tiger (14-10). Czteropunktowa zaliczka w takim fragmencie seta zdawała się bezpieczna w kontekście wygrania pierwszej odsłony. Mimo to – po chwili ‘Tygrysy’ zaczęły psuć wszystko na potęgę. Aby dobrze oddać skalę problemu – napiszemy, że na jeden punkt ‘Tygrysów’ – rywale z AXIS zdobyli tych punktów aż osiem! To oznaczało, że pod koniec seta team w czerwonych strojach prowadził 18-15 i po chwili cieszyli się z wygrania pierwszej odsłony. Środkowa partia była wyrównanym widowiskiem do mniej więcej połowy seta (10-10). Druga część partii to jednak kilka skutecznych ataków Wojciecha Orlańczyka, które w połączeniu z błędami rywali sprawiły, że AXIS wygrał partię do 14. Ostatnia odsłona to kontynuacja bardzo dobrej gry drużyny w czerwonych strojach. ‘Schemat’ seta różnił się jednak od tego, co oglądaliśmy wcześniej. W partii tej AXIS błyskawicznie wskoczyło na wysokie obroty i po ataku środkowego – Piotra Stapurewicza objęło prowadzenie 12-5. To, że Tiger stracił już wszelkie nadzieje było widać po samych graczach, którzy od połowy seta nie odezwali się już ani słowem i z boku można było odnieść wrażenie, że marzą o tym, aby mecz się już skończył. Po chwili ich męki się skończyły i AXIS cieszył się z kompletu oczek.

Hydra Volleyball Team – Maritex Gdańsk

Prawdę mówiąc – przed meczem uznaliśmy, że w spotkaniu nie będzie większych emocji. Owszem – w zapowiedziach zwracaliśmy uwagę na fakt, że przed sezonem z Maritexu do Hydry odeszło dwóch graczy i z pewnością – dla kilku zawodników będzie to mecz szczególny. Mimo to uważaliśmy, że w sportowym sensie – nie będzie tu jakiś większych emocji. Uważaliśmy bowiem, że Hydra sięgnie w środowy wieczór po komplet punktów. Jakież było nasze zdziwienie, gdy wyłoniliśmy się za kotary i zobaczyliśmy, że na początku spotkania, Maritex prowadził…10-1! W momencie, w którym ujrzeliśmy wynik byliśmy przekonani, że Hydra już tego nie odrobi. Maritex zaczął po chwili popełniać jednak sporo błędów, a to z kolei sprawiło, że napędzani skutecznymi atakami gracze w złotych strojach – doprowadzili do wyrównania po 15. W tym momencie stało się jasne, która z drużyn wygra po chwili seta. Przyznamy, że podobnych obrazków w całej historii SL3 oglądaliśmy naprawdę bardzo mało. To było szaleństwo. Środkowa odsłona to zupełnie inny obraz gry. Początek partii to wyrównana gra obu stron, która zaprowadziła nas do stanu po 10. Z czasem Hydra zaczęła się gubić i po skutecznym bloku Szymona Sawickiego, Maritex objął prowadzenie 14-10. Mimo że była to bardzo solidna zaliczka to pierwszy set dobitnie pokazał, że nie ma takiej, której nie można byłoby roztrwonić. Po kilku składnych akcjach Hydry, zdawało się, że taki scenariusz ‘leży na stole’ (16-15). Ostatnie słowo w secie należało jednak do Maritexu, który zrekompensował sobie sytuację z pierwszego seta. Ostatnia odsłona była pod kontrolą Hydry od samego początku (8-4) aż do końcówki (19-9). W secie był co prawda moment, w którym Maritex zbliżył się do rywali na dwa punkty (10-8). To wzbudziło pewne emocje wśród graczy Macieja Skowrońskiego jeszcze po meczu, ale koniec końców – przewaga graczy w złotych strojach w tej partii była dość wyraźna.

Flota Active Team – Tufi Team

Więcej już się na to nie nabierzemy. W zapowiedziach przedmeczowych pisaliśmy o tym, że w naszych oczach – faworytem poprzedniego spotkania obu drużyn była ekipa Floty Active Team. Finalnie spotkanie z sezonu Wiosna’23 wygrała jednak drużyna Tufi Team. Kiedy obie drużyny po raz drugi miały się ze sobą spotkać – ponownie w naszych oczach więcej szans na wygraną dawaliśmy Flocie. Jak można się zapewne domyślać – Tufi Team po raz kolejny zagrało wszystkim na nosach. Początek spotkania rozpoczął się lepiej dla Floty, która po dwóch punktach środkowego – Kirila Bohdana, objęła prowadzenie 9-6. Z przewagi nie nacieszyli się oni jednak zbyt długo. Po chwili dobrze zorganizowana drużyna Tufi Team doprowadziła do wyrównania po 12. Dodatkowo – po chwili swoją drużynę na trzypunktowe prowadzenie wyprowadził Piotr Watus (17-14). Trzypunktowa zaliczka na takim etapie seta sprawiła, że Tufi cieszyło się po chwili z pierwszego punktu w meczu. Środkowa partia to bardzo wyrównana gra, która zaprowadziła nas do stanu po 14. Pierwsi na prowadzenie wyszli jednak gracze Floty, którzy po atakach wspomnianego wcześniej Kirila Bohdana – objęli prowadzenie 16-14. W końcówce – Tufi Team po raz kolejny pokazało charakter i zdołali oni odwrócić losy seta (21-18). Ostatnia odsłona w meczu rozpoczęła się od miażdżącej przewagi Floty (8-1). Mimo że z czasem ‘Tuffiki’ próbowali nadrabiać przespany początek to jednak – Flota trzymała rywali na bezpieczny dystans i nie dała sobie zrobić krzywdy. Po skończonym spotkaniu gracze z drużyny, która przegrała spotkanie dość długo nie mogli pogodzić się przegraną, a przede wszystkim z podjętymi przez sędziego decyzjami.

Flota Active Team 2 – Port Gdańsk

Po wynikach z minionego tygodnia można było wyciągnąć pewne wnioski. Cóż – po meczu wiemy, że te były niewłaściwe. Przed meczem uznaliśmy bowiem, że będzie to w miarę wyrównane spotkanie. Tezę tę poparliśmy następującymi wynikami: Port Gdańsk – Tiger Team 2-1 Flota Active Team 2 – Tiger Team 1-2 To pokazuje dobitnie jak fatalnym pomysłem jest wyciągać wnioski na podstawie dwóch różnych meczów. Jak się okazuje – każdy z nich jest inną historią. Wracając do środowej potyczki – ‘Portowcy’ podeszli do spotkania bez środkowego – Pawła Dobrzenieckiego, który w poprzednim spotkaniu nabawił się kontuzji pleców. Dodatkowo – spóźniony na zawody dojechał Piotr Baj. Nie wiemy, na ile miało to wpływ na grę, ale Flota demolowała swoich rywali wraz z początkiem spotkania. Choć trudno w to uwierzyć – chwilę po rozpoczęciu seta było już…15-3 dla Floty. Wynik, który obserwowaliśmy na tablicy sprawiał, że zastanawialiśmy się czy nie zostanie pobity rekord obecnego sezonu. Ostatecznie w dalszej części Flota popełniła kilka błędów i finalnie set zakończył się ich zwycięstwem do 10. Obraz gry nie zmienił się zbytnio w środkowej odsłonie. Owszem – przynajmniej do półmetku seta nie było tak ogromnych dysproporcji (11-8). Mimo to w drugiej części, Flota ponownie przeszła do konkretnej ofensywy, której Port nie był za nic w świecie w stanie powstrzymać. W końcówce z bardzo dobrej strony pokazał się przyjmujący Floty – Patryk Słowiński, który zdobył trzy ostatnie punkty w secie (21-14). Trzeci set to kontynuacja świetnej gry drużyny Karoliny Kirszensztein, która odskoczyła do stanu 10-5. W dalszej części partii, team w granatowych strojach nie zdejmował nogi z gazu i finalnie ograł rywala do 10. Oj, trzeba przyznać, że było to konkretne lanie ‘Portowców’.

Dream Volley – Oliwa Team

Po pierwszej porażce w sezonie, której gracze Dream Volley doświadczyli w poniedziałkowy wieczór, ‘Marzyciele’ stanęli do walki o kolejne ligowe punkty. Rywalem ‘Marzycieli’ w środowy wieczór była ekipa Oliwy Team, która historycznie…bardzo im leżała. Wszystkie dotychczasowe pojedynki kończyły się bowiem zwycięstwami drużyny Mateusza Dobrzyńskiego. W przedmeczowych zapowiedziach uznaliśmy, że tym razem będzie podobnie. Pierwszy set rywalizacji zdawał się zadawać temu kłam. Po wyrównanym początku na tablicy wyników mieliśmy remis po 9, a następnie po 14. Przewaga drużyny z ‘serca Gdańska’ zaczęła zarysowywać się dopiero pod sam koniec seta. Po dwóch punktach Jakuba Klimczaka oraz Macieja Kuci – Oliwa objęła prowadzenie 19-15, a następnie doprowadziła do pierwszego punktu w meczu. Środkowa odsłona to zupełnie inne oblicze spotkania. Oblicze, w którym faworyt wreszcie zaczął grać swoje. Partia ta rozpoczęła się od prowadzenia ‘Marzycieli’…5-0! Po chwili jednak Oliwa zdołała się ogarnąć i doprowadzić do wyrównania po 7. Niestety były to ostatnie dobre fragmenty drużyny w tej odsłonie. W dalszej części seta po blokach Damiana Wiśniewskiego oraz Mateusza Dobrzyńskiego, Dream Volley prowadził już 14-8 i po chwili – doprowadził do wyrównania w meczu. Ostatni set rozpoczął się nomen omen od wymarzonej gry ‘Marzycieli’, którzy objęli po chwili prowadzenie 8-3. Oczywiście – jak to często w przypadku Dream Volley bywa – rywale zaczęli po chwili rosnąć i zniwelowali stratę do dwóch oczek (11-9). Pomysł wygranej wybił po chwili Oliwie z głowy atakujący – Jarosław Szmigielski, po którego atakach było 17-11, co było tożsame z końcem zmagań.

AVOCADO friends – Zmieszani

Do spotkania z ‘Weganami’, drużyna Zmieszanych podchodziła w nienajlepszym nastroju. Wszystko za sprawą faktu, że wszystkie dotychczasowe spotkania drużyny w sezonie Jesień’23 kończyły się porażkami. Cóż – nie inaczej było i w środowy wieczór, w którym team Edyty Woźny musiał uznać wyższość rywali. To z kolei sprawia, że mimo faktu, że drużyna Zmieszanych nie rozegrała jeszcze połowy swoich spotkań to już przegrała większą liczbę spotkań niż w całej poprzedniej edycji. Jakby problemów Zmieszanych było mało – w środowy wieczór kontuzji doznał kolejny gracz – tym razem Krzysztof Mądro. Jeśli pójdzie tak dalej, to na kolejnym meczu Zmieszani będą werbowali Pana Ochroniarza. Zacznijmy jednak od tego jak wyglądał pierwszy set. Już od początku partii ‘Weganie’ prezentowali się zdecydowanie lepiej, co zostało udokumentowane prowadzeniem 10-6. W dalszej części seta, gdy po bloku powracającego po kilku latach do składu – Marka Bobkowskiego, Zmieszani zniwelowali stratę do jednego oczka (12-11). Niestety dla siebie, nie zdołali oni po chwili pójść za ciosem i pod koniec partii, AVOCADO odskoczyło na pięć punktów (19-14), co oznaczało koniec emocji w tej odsłonie (21-16). Jeszcze większą dysproporcję oglądaliśmy w środkowej odsłonie. Podobnie jak w premierowej partii, ‘Roślinożercy’ już w pierwszej części seta zdołali zbudować sobie przewagę 12-7. Dalsza część seta to świetna gra drużyny w butelkowych strojach, która wyprowadziła ich na prowadzenie 18-8. Pod koniec Zmieszani odrobili nieco stratę, ale o korzystnym wyniku nie mogło być mowy. Ostatnia odsłona to nieoczekiwany zwrot akcji. Od samego początku seta trwała walka ‘łeb w łeb’, która zaprowadziła nas do stanu po 10. W połowie partii, ‘Weganie’ popełnili trzy błędy z rzędu, które sprawiły, że Zmieszani objęli prowadzenie 13-10. W dalszej części seta było już 17-10 i wydawało się, że po chwili postawią oni kropkę nad ‘i’. W końcówce AVOCADO zanotowało jednak zryw, który sprawił, że było już tylko 20-19. Ostatnie słowo należało jednak do Zmieszanych, którzy po ataku Tomasza Jakubowskiego, sięgnęli po ‘nagrodę pocieszenia’.