Dzień: 2023-09-25

BES Boys BLUM – AXIS

Po początkowym etapie sezonu, w którym BES Boys BLUM grało bardzo słabą siatkówkę – coś nam się ewidentnie ‘nie kleiło’. Wszystko za sprawą faktu, że w drużynie wciąż znajduje się mnóstwo jakości, a na dodatek mówimy o bardzo doświadczonych graczach, którzy na siatkówce ‘zęby zjedli’. Co więcej – w ustawieniu czy siatkarskich ‘technikaliach’ gracze BES Boys BLUM są zdecydowanie jedną z najlepszych drużyn w trzeciej lidze. Mimo to – tak jak wspomnieliśmy początek był bardzo słaby. Zdecydowanie lepszą dyspozycję ‘Chłopców’ oglądaliśmy już w ubiegłym tygodniu, gdzie team Ryszarda Nowaka zdemolował Husarię Assistance Partner. To z kolei sprawiało, że konfrontacja z AXIS wydawała nam się bardzo ciekawa. Mimo wszystko – faworytem meczu pozostawała w naszych oczach ekipa AXIS, która wygrała wszystkie dotychczasowe spotkania w sezonie. Dodatkowo – ostatni bezpośredni mecz z BBB również wygrali i na dodatek – zdobyli przy tym komplet punktów. Mimo to od początku spotkania to BES Boys BLUM prezentowali się lepiej i po ataku Łukasza Grzyba objęli prowadzenie 11-7. Niestety dla nich – na jeden swój punkt – gracze AXIS zdobyli pięć kolejnych i na tablicy wyników mieliśmy po 12. Kiedy gracze Fabiana Polita wyczuli krew – poszli za ciosem i po ataku Tomasza Sadowskiego cieszyli się z wygrania pierwszego seta. Druga odsłona to bardzo wyrównane granie, które zaprowadziło nas do stanu po 17. Końcówka należała do doświadczonych graczy BES Boys BLUM, którzy po ataku oraz asie serwisowym Marcina Platy – doprowadzili do wyrównania w setach. Decydująca o zwycięstwie partia rozpoczęła się idealnie dla graczy w czerwonych strojach (10-5). Kiedy na tablicy wyników było 20-11 to uznaliśmy, że już nic ciekawego w tym meczu się nie wydarzy. Po chwili jednak serią świetnych zagrywek popisał się Ryszard Nowak, który do spółki z środkowym Marcinem Karbownikiem zdobyli siedem kolejnych oczek (20-18). Ostatecznie skończyło się tylko na strachu AXIS, które po chwili postawiło kropkę nad ‘i’. W roli kata wcielił się najlepszy gracz spotkania – Łukasz Wojdak.

Bayer Gdańsk – Craftvena

Parafrazując słowa piosenki Smolastego i Young Leosi – gracze Bayer Gdańsk mogli po przegranym meczu zaśpiewać: ‘co myśmy zrobili, żeśmy tak to wszystko spie*dolili’. Mieliśmy się nie pastwić, obiecaliśmy to wszak w ostatnim magazynie. Będzie zatem sofcik. Czy wynik zawodów pomiędzy ‘Aptekarzami’ a ‘Rzemieślnikami’ nas zdziwił? Absolutnie nie. Przewidywaliśmy, że spotkanie zakończy się podziałem punktów i mieliśmy cholerny ból głowy wybierając faworyta spotkania. Prawdę mówiąc – przy odrobinie szczęścia ‘Aptekarzy’ to oni mogli cieszyć się z tryumfu. No właśnie. Czy w tym przypadku chodzi wyłącznie o szczęście? Przypomnijmy, że mimo, że w pierwszym secie rywalizacji gracze w granatowo-zielonych strojach prowadzili 18-14 to postanowili wcielić się w typów z memów a’la ‘potrzymaj mi piwo’. Po kilku szybkich akcjach w wydaniu Craftveny, ‘Rzemieślnicy’ doprowadzili do stanu po 19, a wtedy było logiczne już dla wszystkich, że to Craftvena wygra seta. Wydaje nam się, choć gracze Bayera mogą mieć problem z tym by to przyznać to w ich głowach – znowu cytując klasyka – ‘czaił się strach’. Dwa błędy w końcówce ‘Aptekarzy obsranych Siatkarzy’ sprawiły, że ‘Rzemieślnicy’ cieszyli się z pierwszego seta. W drugiej odsłonie mieliśmy coś w rodzaju lustrzanego odbicia. To Craftvena prowadziła przez większość partii grę i zdołała objąć prowadzenie 12-16. Mimo to Bayer Gdańsk pokazał charakter i doprowadził do stanu po 19. Niestety dla ‘Aptekarzy’, kiedy przyszło do kolejnej już próby charakterów – te okazały się silniejsze po czarnej stronie siatki 2-0. Ostatni set to coś na podratowanie sytuacji. Coś na zasadzie rozwiązania doraźnego. Jak użycie chusteczek higienicznych by wytrzeć spocone pachy. Mimo że jakiś efekt to da – smród niestety pozostaje. A Craftvena? Właśnie w taki sposób powinno wychodzić się z mini-kryzysów. Po spotkaniu z Flotą nie ma już śladu. Brawo!

ZCP Volley Gdańsk – Speednet

Co musi się stać, żeby Speednet wygrał wreszcie za komplet punktów? Pisaliśmy o tym przed poniedziałkowym meczem. ‘Programiści’ są w naszych oczach ‘Janosikiem’ pierwszej ligi. Drużyną, która zabiera bogatym i daje biednym. Potrafi ograć CTO oraz Merkurego, by po chwili oddać seta jedynej drużynie w pierwszej lidze, która nie zdołała wygrać jeszcze spotkania. Po pierwszej partii, w którym Speednet pokazał moc wydawało się, że w kolejnych nie będzie mieć większych problemów z tym by ograć rywali. Premierowa odsłona padła ‘łupem’ Speednetu do 11. O ile gra ZCP wyglądała jako-tako do momentu, w którym Speednet prowadził 12-7, tak dalsza część seta to ogromna przewaga graczy w różowych strojach. Zdecydowanie więcej działo się w dwóch kolejnych odsłonach. Środkowego seta obie drużyny rozpoczęły od wyrównanej walki, po której wynik na tablicy wskazywał remis po 8. Po chwili asa serwisowego posłał Paweł Huliński, po którym graczom ZCP udało się odskoczyć na trzy punkty (11-8). Mimo to w dalszej części Speednet doprowadził do wyrównania po 15. W końcówce bardzo ważne punkty dla swojej drużyny zdobył przyjmujący Illia Yenoshyn, po których ZCP odskoczyło rywalom na trzy oczka (19-16) i po chwili wygrali seta. Ostatnia partia rozpoczęła się idealnie dla Speednetu. Po skutecznym ataku Karola Strzałkowskiego, gracze w różowych trykotach objęli prowadzenie 7-3. Z czasem ZCP zdołało zniwelować stratę do jednego oczka (11-10) i taki stan potrwał do momentu, w którym na tablicy wyników mieliśmy 18-17 dla Speednetu i tego prowadzenia, Speednet już nie wypuścił.

Speednet 2 – Husaria Assistance Partner

Koszmar ‘Rycerzy’ – tom piąty. W poprzednim sezonie też nie było ciekawie. Po pięciu spotkaniach sezonu Wiosna’23 gracze Grzegorza Żyły-Stawarskiego mieli jednak nie jeden punkt jak teraz, a cztery. Nie zero zwycięstw, a jedno. Totalnie nie trafiają do nas argumenty, że teraz trudny terminarz. Na wiosnę również był trudny albo bardzo trudny, a mimo to – Husaria potrafiła ograć TGD, które po pewnym czasie awansowało do drugiej ligi. Co gorsze w kontekście ‘Rycerzy’ – poza samymi wynikami, słabo wygląda również gra. Cofamy się ciągle do sezonu Wiosna’23, ale wówczas dało się wyczuć, że to za chwilę ‘zaskoczy’. Obecnie tego totalnie nie czujemy, Husaria jest pod formą zarówno sportową, jak i mentalną. Co gorsze – każda kolejna porażka wspomniany stan pogarsza i zastanawiamy się, kiedy zdołają się podnieść. W poniedziałkowy wieczór było wiadomo, że o punkty będzie trudno. Mimo to nic nie usprawiedliwia ‘wykonu’ Husarii z pierwszego seta, bo był to występ gorszy niż ‘Mandaryny’ w Sopocie. Ta piętnaście lat temu została dość brutalnie przyłapana na ‘śpiewaniu’ z playbacku. Jak to było? Ev’ry night? Przenosząc to na SL3, to Ev’ry night, gdy tylko Husaria gra mecz to sprawia ból swoim sympatykom. Finał pierwszego seta? 21-8. Druga odsłona to już znacznie lepsza gra Husarii, ale patrząc na wydarzenia z pierwszego seta – o to nie było szczególnie trudno. Mimo to wynik nie do końca odzwierciedla wydarzenia boiskowe. Speednet dość szybko zbudował sobie przewagę, a w dalszej części seta – co też nie jest nowością w obecnym sezonie miał przestój, który rywale wykorzystali i nieco ‘przypudrowali’ kolejny paskudny wynik. Najwięcej działo się w trzecim secie, gdzie był ułamek sekundy, w którym zanosiło się na naprawdę ciekawe rzeczy. W drugiej części seta Husaria prowadziła bowiem 13-11. Jak się skończyło? Ano tak, że zastygli oni jak libido 80 letniej babci i do końca spotkania zdobyli już tylko jeden punkt. A rywal? Cóż – dziesięć razy więcej.

BL Volley – Chilli Amigos

Mówimy to dość często, ale skoro jest okazja – powtórzymy raz jeszcze. Każda, nawet najbardziej parszywa seria ma kiedyś swój kres. W przypadku drużyny BL Volley, koszmarna liczba spotkań bez zwycięstwa – dobiegła końca w poniedziałkowy wieczór. Trzeba jednak przyznać, że mało brakowało, a w poniedziałek BL Volley napisałby kolejny rozdział ‘gdańskiej tragedii’. W pierwszym secie rywalizacji – było jak niegdyś. Jak za dawnych lat, w których BL Volley zachowywał się jak osiedlowy gieroj – sadysta, któremu sprawia niesamowitą frajdę tłuc słabszych. Nostalgia w pierwszym secie była aż nadto widoczna. Co ciekawe – BL dokonał tego w secie, w którym po raz pierwszy w życiu grał z rozgrywającym, którego zwerbowali w niedzielny wieczór na fejsiku. Mimo to – ‘Amigos’ nie mieli zbyt dużo argumentów, by graczy w biało-pomarańczowych strojach powstrzymać. Finalnie premierowa partia w meczu skończyła się wynikiem do 12. Drugi set to ta druga odsłona sadysty z pierwszej partii. W drugiej był to gość, który w nocy, kiedy emocje z niego zejdą – sika do łóżka i boi się pająka, którego wyobraża sobie za szafą. W drugim secie to Chilli Amigos było osiedlowym watażką i to właśnie oni dyktowali warunki gry. Po dwóch kapitalnych asach serwisowych Michała Kowalewskiego, ‘Amigos’ objęli prowadzenie 14-8 i ich zadaniem było to, by nie zepsuć sytuacji jak w meczu z Portem Gdańsk. Tym razem się udało, bowiem gracze w czerwonych trykotach po dwóch atakach z rzędu Pawła Kalety objęli prowadzenie 20-15 i po chwili doprowadzili do wyrównania. Najwięcej emocji mieliśmy w trzeciej odsłonie i nie mamy co do tego żadnych wątpliwości. Lepiej w partię weszła ekipa BL Volley, która po czterech błędach ‘Papryczek’ z rzędu objęła prowadzenie 12-8. Niestety dla nich – czteropunktowa zaliczka nie okazała się wystarczająca do tego by kontrolować grę. Po chwili Chilli Amigos doprowadziło bowiem do stanu po 15. Końcówka seta to konkretne – trzecioligowe emocje. Górą ostatecznie była ekipa BL Volley, ale trzeba przyznać, że Chilli postawiło w poniedziałek poprzeczkę dość wysoko.

Volley Gdańsk – Maritex Gdańsk

Ok, to już pewne i oficjalne – Volley Gdańsk wrócił na zwycięskie tory. Ba, jeśli już wygrywają to leją rywali dość boleśnie. Nie inaczej było w poniedziałkowy wieczór, gdzie gracze Jakuba Kłobuckiego rozprawili się z Maritexem Gdańsk. Ok – żeby być uczciwym musimy napisać o tym, że Martiex miał tego dnia potężne problemy kadrowe i finalnie musiał radzić sobie w pięciu graczy. Z drugiej strony – ‘co byka obchodzi, że się krowa cieli’? Problemy kadrowe Zmieszanych czy Maritexu to nie problem Volleya, który po poniedziałkowym tryumfie wskoczył na fotel lidera rozgrywek. Pierwszy set to ‘la zabawa’ w wykonaniu ex-pierwszoligowca. Rozprężenie było tak wielkie, że przy stanie 16-9 gracze Jakuba Kłobuckiego mieli spore problemy z ustaleniem, który zawodnik powinien w danym momencie zagrywać. To nie przeszkodziło im zdobyć dwóch kolejnych punktów i doprowadzić do stanu 18-9. Był to również moment, w którym Volley – podobnie jak ze Zmieszanymi nieco zwolnił i finalnie wygrał seta do 13. Na tę chwilę nikt nie spodziewał się tego jak będzie wyglądała druga odsłona. Wyjaśniając – Martiex jak na okoliczności prezentował się świetnie i przez długi czas stanowił realne zagrożenie dla rywala. Na półmetku środkowej odsłony gracze Macieja Skowrońskiego prowadzili nawet 13-11. Kiedy Volley czuł, że robi się powoli gorąco – wziął się do roboty i po chwili wyszedł na prowadzenie 18-16, a następnie wygrał seta do 18. Ostatnia odsłona to partia, w której gracze Volleya wcielili się w coś w rodzaju plutonu egzekucyjnego. Po siatkówce w dobrym wydaniu po stronie Volleya, gracze Kuby Kłobuckiego wygrali wysoko seta i w żółtych koszulkach lidera – wyczekują kolejnego spotkania w SL3.

AIP – Eko-Hurt

Oj, mieliśmy spory problem z wytypowaniem wyniku tego spotkania. To, że AIP nie będzie wiecznie grało tak jak na początku sezonu – było oczywiste niemal dla wszystkich. Sądziliśmy, że ta rakieta wreszcie odpali. W poniedziałkowy wieczór miał w tym pomóc gracz, który na spotkanie przyjechał z oddalonego o 600 km Krakowa i prawdę mówiąc – koledzy powinni rozważyć to czy nie złożyć mu się na ‘wachę’. Wszystko za sprawą faktu, że wspomniany Tomasz Ćwiertnia został wybrany najlepszym graczem spotkania i w bardzo duży sposób przyczynił się do ogrania lidera SL3. W pierwszym secie po dwóch atakach tego przyjmującego, AIP objęło prowadzenie 10-6 i utorowało sobie drogę do zwycięstwa w secie. Mimo że w dalszej części partii Eko-Hurt starał się gonić stratę to finalnie – AIP jeszcze powiększyło przewagę i finalnie wygrali seta do 15. Gracze w fioletowo-czarnych strojach w środkowej odsłonie nie zamierzali zdejmować nogi z gazu. Po kilku atakach nieocenionego Przemka Wawera – AIP odskoczyło rywalom na dwa oczka 8-6. Co ciekawe – w dalszej części Eko-Hurt podjął rękawice i doprowadził do stanu po 10. Niestety dla nich – po chwili popełnili oni błąd ustawienia i moment ten utożsamiamy z tym co działo się w dalszej części seta. Po chwilowej dekoncentracji ‘Hurtowników’ AIP odskoczyło na cztery oczka (15-11) i podobnie jak w pierwszym secie – próby odrobienia straty przez Eko-Hurt okazały się daremne. Ostatnia partia to scenariusz, który w SL3 widzieliśmy tyle razy, że serio – nie jesteśmy tego w stanie zliczyć. Mowa tu o przypadku, w którym drużyna X nie potrafi postawić kropki nad ‘i’. O drużynach, które nie są wystarczająco ‘głodne zwycięstwa’ by skonsumować deser. Właśnie w taki sposób traci się często szansę na świetny wynik na koniec sezonu. Tak czy siak – trzeci set należał już do Eko-Hurtu, który wygraną w trzeciej odsłonie osłodził sobie nieco drugą porażkę w sezonie. Skoro jesteśmy przy kulinariach trzeba przyznać, że była to łyżka cukru wrzucona do jajecznicy. W skrócie – nie o to chodziło.

BEemka Volley – Zmieszani

Kiedy w zapowiedziach przedmeczowych połączyliśmy kropki i dodaliśmy do siebie to, że BEemka Volley rozpoczęła sezon w kapitalny sposób z tym, że Zmieszani są jedną z dwóch drużyn w drugiej lidze bez wygranej – nie zadrżała nam ręka stawiając na ‘Zmotoryzowanych’. Ba, w naszym odczuciu mecz miał być dla graczy Daniela Podgórskiego czymś przyjemnym i meczem, po którym na skroniach graczy w biało-niebieskich barwach nie ujrzymy choćby kropli potu. Pisząc w skrócie – BEemka miała rozprawić się ze Zmieszanymi tak jak kilka dni temu zrobił to inny faworyt do wygrania ligi – Volley Gdańsk. Czy tak było? Cóż – niezupełnie. Zaczęło się co prawda obiecująco dla ex-pierwszoligowca. Już na półmetku gracze Daniela Podgórskiego wypracowali sobie kilkupunktową przewagę (10-6) i w sposób przekonujący dążyli do pierwszego punktu w meczu. Mimo że z czasem Zmieszani zdołali zniwelować stratę do jednego oczka (13-12), to druga część seta należała już do BEemki, która wygrała partię do 14. Zastanawiamy się czy na sali znajdowała się tęga głowa, która przewidziała jak rozwinie się druga partia. To team Edyty Woźny lepiej wszedł w drugą odsłonę. Po ataku Jacka Kujałowicza piąta siła poprzedniego sezonu prowadziła 8-5. Po chwili jednak, atakiem oraz dwoma asami serwisowymi z rzędu popisał się Michał Ryński i na tablicy wyników mieliśmy remis po 8. Mniej więcej od tego momentu aż do stanu po 19 mieliśmy akcję ‘punkt za punkt’. W końcówce więcej myliła się BEemka, która jeśli już atakowała – to najczęściej w outach. Zmieszani z kolei, mimo niekorzystnych wyników w lidze mylą się stosunkowo rzadko. Efekt był taki, że po ataku Tomasza Jakubowskiego Zmieszani cieszyli się z wyrównania stanu rywalizacji. Ostatni set to już przewaga BEemki, w której zadziałało coś, co ktoś kiedyś ładnie nazwał ‘sportową złością’. Po wyrównanym początku (11-11) BEemka włączyła w swoim pojeździe kolejny bieg i odskoczyła na 7 punktów (19-12), co było jednoznaczne z końcem emocji w meczu.

Port Gdańsk – Tiger Team

Po tym jak w ubiegłym tygodniu jeden z graczy MPS Volley udzielił wywiadu, a następnie jego drużyna wygrała mecz za komplet punktów – można było pomyśleć, że klątwa wywiadu to mit. Z pewnością liczył na to kapitan ‘Tygrysów’ – Dawid Staszyński. Niestety dla Tigera – chwilę po udzieleniu wywiadu jego drużyna była zaledwie tłem dla ‘Portowców’. W pierwszym secie rywalizacji, po kilku atakach najlepszego gracza spotkania – Pawła Dobrzenieckiego, Port objął wysokie prowadzenie 9-4. W dalszej części, choć ‘Tygrysy’ próbowały odwrócić losy partii to przeciwko drużynie ‘z doków’ byli wręcz bezradni i przyznamy szczerze – tak wyglądającego spotkania się nie spodziewaliśmy. Ostatecznie set zakończył się wysokim zwycięstwem graczy w granatowych trykotach (do 13). Środkowa odsłona to ponowna przewaga drużyny Arkadiusza Sojko. Po raz kolejny ‘jokerem w talii Portowców’ okazał się Paweł Dobrzeniecki po ataku którego, na tablicy wyników było 10-6 dla Portu. Kiedy po ataku Tomasza Bobcowa było już 17-11 stało się jasne, która z drużyn będzie za chwilę celebrowała wygraną seta. Finalnie partia ta zakończyła się zwycięstwem do 17, co było tożsame z wygraniem meczu. Po jednostronnym widowisku, ciekawie zrobiło się wreszcie w trzecim secie, w którym ‘Tygrysy wyszły wreszcie z klatek’. Finałowa partia rozpoczęła się od prowadzenia drużyny Dawida Staszyńskiego 5-1. W dalszej części seta gra obu drużyn się wyrównała i na półmetku mieliśmy już remis po 12. Mimo że w końcówce team ‘z doków’ prowadził 18-15, to po chwili roztrwonili jednak przewagę i finalnie ostatnią odsłonę wygrali gracze Tiger Team. Uważamy, że nie bez znaczenia był tu fakt kontuzji pleców, której nabawił się wspominany wcześniej Paweł Dobrzeniecki.