Dzień: 2023-09-12

Volley Surprise – Hydra Volleyball Team

Po przegranej meczu z Old Boys, w którym Volley Surprise pokazało charakter przyszła pora na konfrontację z Hydrą Volleyball Team. Zadanie postawione przed ‘Słupszczanami’ wydawało się co najmniej tak samo wymagające jak pierwszy mecz. Skoro udało się z Old Boysami to czemu z ‘Bestią’ miałoby być inaczej? Od początku rywalizacji, Volley Surprise toczył z faworytem wyrównany bój. W połowie pierwszego seta na tablicy wyników widniał remis po 11. Bardzo ważnym punktem dla losów dalszej części partii był atak, a następnie dwa asy serwisowe z rzędu Kacpra Wesołowskiego (15-13). Nieznaczne prowadzenie wystarczyło, by Hydra uzyskała kontrole nad poczynaniami boiskowymi i w konsekwencji sięgnęła po pierwszy punkt w meczu. Jak się później okazało – w kolejnych częściach było jeszcze trudniej. Od początku drugiej odsłony to Volley Surprise był o krok przed przeciwnikiem i w zasadzie przez większość seta, gracze ze Słupska utrzymywali jedno-dwupunktowe prowadzenie. Pod koniec partii team występujący w delegacji prowadził już 18-15 i kiedy dla kibiców zgromadzonych na trybunach jasnym stało się, że Volley doprowadzi za chwilę do wyrównania – Hydra zdołała odwrócić losy rywalizacji do czego w końcówce, bardzo mocno przyczynił się przyjmujący Sebastian Konarzewski. Finalnie Hydra ‘powróciła z dalekiej podróży’ i wygrała drugą odsłonę. Jeszcze w większych tarapatach niż w środkowej partii, ‘Bestia’ była w trzeciej odsłonie. Po kapitalnym otwarciu seta, Volley Surprise prowadziło już 13-7. Mniej więcej od tego momentu ospała Hydra zaczęła się budzić i w konsekwencji odrabiać straty. Mimo to w końcówce po ataku Bartosza Siacha było 17-13 dla ‘Słupszczan’, to Hydra podobnie jak w drugim secie pokazała charakter i odrobiła straty. Główny bohater końcówki? Nie mogło być inaczej – najlepszy gracz spotkania – Sebastian Konarzewski.

ACTIVNI Gdańsk – Tiger Team

Kolejne bardzo trudne spotkanie ‘Tygrysów’ w sezonie Jesień’23. Oj, nie rozpieszczamy ich terminarzem. Dowód? Na początek konfrontacja z rewelacją obecnego sezonu – Speednetem 2. Następnie mecz z drużyną, która od kiedy świat trwa – ci plasują się w górnej części tabeli w trzeciej lidze. We wtorkowy wieczór przyszła kolej na konfrontację z ACTIVNYMI, którzy co by nie mówić – w trzeciej lidze są uznaną marką. W naszym odczuciu faworytem spotkania był team Artura Kurkowskiego. Nie spodziewaliśmy się jednak dysproporcji, którą oglądaliśmy w pierwszej odsłonie. Po w miarę wyrównanym początku (4-4), ACTIVNI wytoczyli przeciw swoim rywalom działo w postaci powracającego do drużyny Czarka Labuddy. Po kilku atakach wspomnianego przyjmującego, ACTIVNI zbudowali sobie bardzo dużą przewagę i finalnie wygrali seta do 13. Przed drugą partią zastanawialiśmy się jak będą wyglądały kolejne odsłony. Przed spotkaniem uznaliśmy bowiem, że będzie to w miarę wyrównane spotkanie i co tu dużo mówić – Tiger w pierwszym secie dość mocno rozczarował. Na szczęście dla widowiska, w drugiej odsłonie było już zdecydowanie lepiej. Co więcej – po dwóch atakach Krzysztofa Mądrego wydawało się, że to właśnie gracze Dawida Staszyńskiego są bliżsi wygrania środkowej partii. Końcówka seta to jednak indywidualny popis, nie boimy się tego napisać – najlepszego środkowego trzeciej ligi – Krzysztofa Pawlaka. Po dwóch blokach oraz ataku, ACTIVNI cieszyli się z wygrania odsłony, a co za tym idzie – meczu. Do rozegrania obu drużynom został trzeci set. Partia ta rozpoczęła się perfekcyjnie dla ‘Tygrysów’, którzy prowadzili 5-1. W dalszej części utrzymywali trzy-czteropunktowe prowadzenie. W drugiej części partii zaczęło się jednak coś psuć. Finał był taki, że ACTIVNI zbliżyli się do swoich rywali na jeden punkt (15-14). Kiedy wydawało się, że ACTIVNI zrobią to co zrobili w środkowej odsłonie, na wysokości zadania stanęli jednak gracze Tigera, którzy ‘dowieźli’ zwycięstwo w secie do końca.

Speednet – Eko-Hurt

W zapowiedziach przedmeczowych wskazywaliśmy, że ostatnie spotkania obu drużyn kończyły się zwycięstwami Speednetu. Ba, pokusiliśmy się nawet o tezę, że ‘Hurtownikom’ – Speednet ewidentnie nie leży. Co ciekawe chwilę temu pisaliśmy dokładnie to samo o Szach-Macie. Eko-Hurt zadał w ostatnim czasie kłam naszej teorii. Na początek opędzlował ‘Szachistów’ 3-0, a we wtorkowy wieczór, choć nie bez problemu, uporał się ze Speednetem. Pierwszy set rywalizacji poza wyrównanym początkiem zaskoczył tym, jak łatwo ‘Hurtownikom’ przychodziło przełamanie ‘zasieków rywali’. Receptą na sukces w pierwszej partii okazała się kapitalna gra blok – obrona. Po jednym z bloków Marcina Radziewicza na tablicy zrobiło się już 17-12 i stało się jasne, że w pierwszym secie krzywda Eko-Hurtowi się już nie stanie. Co ciekawe – druga odsłona to dosłownie lustrzane odbicie tego co oglądaliśmy w pierwszej partii. Speednet zdecydowanie wzmocnił wszystkie elementy w porównaniu do tego, co oglądaliśmy w pierwszym secie. Efekt? Po ataku bardzo aktywnego Łukasza Żurawskiego, Speednet objął prowadzenie 15-9 i podobnie jako Eko-Hurt w pierwszej partii, nie dało się już tego zepsuć. Najwięcej emocji było w secie, który decydował o tym, która z drużyn wygra spotkanie. Po wyrównanym początku, jako pierwsi na prowadzenie wyszli gracze Konrada Gawrewicza. Po ataku wspomnianego środkowego, Eko-Hurt objął prowadzenie 13-11. Sytuacja w ostatnim secie zmieniała się jednak dość dynamicznie. Po dwóch blokach z rzędu Piotra Wojtkiewicza na prowadzenie wysunął się Speednet (16-14). Kiedy wydawało się, że to właśnie oni są bliżej zwycięstwa, to po chwili prawdziwy popis dał Igor Ciemachowski, który ponownie wyprowadził Eko-Hurt na prowadzenie. Tym razem jak się po chwili okazało – już skutecznie.

Volley Surprise – Old Boys

Kolejny dzień, w którym nie wyciągnęliśmy wniosków. Po bardzo dobrej formie, którą gracze Volley Surprise zaprezentowali w poniedziałek, ‘Słupszczanie’ mieli we wtorkowy wieczór do rozegrania dwa arcytrudne spotkania. Przyznamy, że ani w konfrontacji z Old Boys, ani z Hydrą nie dawaliśmy ekipie Macieja Siacha większych szans. Mimo że finalnie Volley Surprise faktycznie przegrał dwa mecze to jednak uważamy, że we wtorkowy wieczór, pokazali oni ‘serducho do walki’. Konfrontacja z liderem drugiej ligi – ekipą Old Boys rozpoczęła się zdecydowanie lepiej dla drużyny z Pruszcza Gdańskiego. Po sekwencji ataku oraz punktowej zagrywce Piotra Wołodźko, ‘Dziadki’ prowadzili 11-6 i wydawało się, że mają sytuację pod kontrolą. Sygnał do odrabiania strat przez ‘Żółtych’ dał dwoma atakami Michał Szajter (11-8). Mozolnie odrabiana strata z początku seta opłaciła się i po ataku Jordana Wiktorowicza, ekipa grająca w delegacji doprowadziła do stanu po 17. Co więcej – sam remis im nie wystarczał i Volley Suprise parł dalej. Pewność siebie, którą zaprezentowali gracze Macieja Siacha była na tyle imponująca, że w jakiś sposób wybijała z rytmu graczy Old Boys, którzy mieli spore problemy z wykończeniem akcji. Finał tego był taki, że Volley wygrał seta do 18. Środkowa odsłona była bez większej historii. Old Boys błyskawicznie objęli prowadzenie 6-2, na które drużynę w białych strojach wyprowadził debiutujący w drużynie – Bartłomiej Więckiewicz. Kilkupunktowa przewaga wypracowana na początku partii była utrzymywana w zasadzie przez całego seta i finalnie zapewniła Old Boys’om wyrównanie. Trzecia odsłona to partia, w której ‘barometr’ ponownie wskazywał podwyższone wartości. W tym przypadku nie mogło być inaczej. Mimo że Old Boys rozpoczęli seta równie świetnie co środkowego (8-3), to jednak wraz z upływającymi minutami – Volley Surprise ‘rosło’. Mimo, że w końcówce było już 20-17 dla Old Boys to ‘Słupszczanie’ zdołali obronić kilka piłek meczowych i doprowadzić do wyrównania po 20. W grze na przewagi więcej ‘zimnej krwi’ zachowali jednak gracze w białych koszulkach. Trzeba przyznać, że było to jednak bardzo wymagające wyzwanie dla drużyny Bartłomieja Kniecia.

MiszMasz – Maritex Gdańsk

Po pierwszym tygodniu rozgrywek, po którym nie szczędziliśmy pochwał drużynie MiszMasz, uznaliśmy, że są oni faworytem konfrontacji z Maritexem Gdańsk. Poza samą dobrą dyspozycją tych pierwszych, Maritex nie zaprezentował się w pierwszym meczu sezonu ze zbyt dobrej strony i finalnie, musiał uznać wyższość Oliwy Team. Komplikacje dla drużyny Michała Grymuzy pojawiły się w momencie, w którym stało się jasne, że jego team będzie musiał radzić sobie bez dwóch graczy z Ukrainy – Mykoli Pocheniuka oraz Dmytro Moroziuka. Wracając jednak do meczu, to choć nie stał on na najwyższym poziomie sportowym to jednak w kwestii emocji – nie mamy prawa utyskiwać. Partia inaugurująca spotkanie rozpoczęła się lepiej dla ‘Błękitnych’, którzy po ataku Damiana Kolki, objęli prowadzenie 10-7. Mimo że przez pewien czas utrzymywali oni przewagę, to w drugiej części seta dali swoim rywalom doprowadzić do wyrównania (14-14). Mimo to w końcówce partii to właśnie MiszMasz stanął przed szansą na wygranie seta. Niestety dla nich, podobnie jak w meczu z Hydrą Volleyball Team, gracze Michała Grymuzy dali sobie sprzątnąć punkt sprzed nosa. Po ataku oraz skutecznej zagrywce środkowego – Szymona Sawickiego, Maritex cieszył się z wygrania pierwszej odsłony. O drugiej partii nie ma co za dużo pisać. Ot, przewaga Maritexu, udokumentowana wygraną do 16. Zdecydowanie więcej działo się w finałowej odsłonie, w której zwrotów akcji mieliśmy aż nadto. Partię lepiej rozpoczęli gracze w biało-czarnych strojach, którzy po ataku ex-gracza MiszMasz – Ernesta Kurysa objęli prowadzenie 10-5. Po chwili roztrwonili oni jednak solidną zaliczkę i na tablicy wyników był remis po 10. Dalsza część seta to obopólna wymiana ciosów, która zaprowadziła nas do walki na przewagi. W niej więcej zimnej krwi zachowali gracze Maritexu i z pewnością brak jakiegokolwiek punktu po takim meczu sprawił, że gracze MiszMaszu nie mogli zasnąć jeszcze długo po ostatnim gwizdku sędziego.

Speednet 2 – Drużyna A

Opierając się wyłącznie o wyniki z poprzednich sezonów można było odnieść wrażenie, że Speednet w trzech pierwszych spotkaniach to właśnie z Drużyną A będzie miał w teorii najłatwiejszą przeprawę. Czy tak było? Cóż, mamy co do tego ogromne wątpliwości. Uważamy, że skazywani na wysoką porażkę gracze Drużyny A zaprezentowali się we wtorek z bardzo dobrej strony. Szczególnie dobry w wykonaniu graczy w czarnych trykotach był premierowy set. To właśnie gracze Michała Drozdowskiego lepiej weszli w mecz i wykorzystując sporo błędów rywali, objęli wysokie prowadzenie 9-4. Gdy w powietrzu zaczęła się unosić woń niespodzianki, gracze Speednetu zaczęli odrabiać przespany początek. W rezultacie po bloku Tomasza Nurzyńskiego, zdołali oni doprowadzić do wyrównania po 14. Samo doprowadzenie do remisu nie oznaczało bynajmniej, że do końca seta wszystko układało się po myśli ‘Programistów’. W końcówce było bowiem po 18 i sprawa wygranej partii była kwestią otwartą. W końcówce sprawy w swoje ręce wziął jednak ex-pierwszoligowiec – Maciej Łukasik, który dwoma atakami z lewego skrzydła zapewnił swojej drużynie wygraną w pierwszym secie. Druga odsłona – do zapomnienia. Oczywiście szybciej zapomnieć o wyniku będą chcieli gracze ‘Serialowej’, którzy nie zdołali ‘podjąć rękawic’ i finalnie byli tylko tłem dla walca Marka Ogonowskiego. Ostatnia partia był czymś pośrednim pomiędzy tym co oglądaliśmy w pierwszym a drugim secie. Drużyna A nie była w nim na tyle mocna, by realnie zagrozić swoim rywalom. Nie była jednocześnie na tyle słaba, by w ukropie, który panował w Ergo Arenie, po skroniach graczy w różowych trykotach nie poleciały krople potu. Ostatecznie – Speednet podobnie jak w dwóch pierwszych meczach sezonu sięgnął po komplet punktów i umocnił się na fotelu lidera.