Za nami ostatnie mecze w pierwszym tygodniu rozgrywek. W środę po raz kolejny kapitalną formę pokazali gracze Old Boys, którzy ograli za komplet punktów trzykrotnych mistrzów SL3 – Volley Gdańsk. Ponadto bardzo ciekawie było w meczach Merkury – Flota oraz trzecioligowym starciu, w którym Tiger Team pokonał BL Volley. Zapraszamy na podsumowanie!
Tiger Team – BL Volley 2-1 (18-21; 27-25; 21-18)
Ależ to było fajne, trzecioligowe granie. Z pewnością BL Volley podobało się nieco mniej, ale co dla zasady – spotkanie mogło się podobać. Miało wszystko. Była dramaturgia. Były zmiany prowadzenia. No i była niepewność, aż do samego końca. W zapowiedziach przedmeczowych pisaliśmy o tym, że ostatnie spotkanie obu drużyn, do którego doszło pod koniec poprzedniego sezonu zapoczątkowało koszmarną serię BL Volley, która finalnie wybiła im z tygrysich głów myśl o awansie. Cóż – po środowej konfrontacji, bilans ostatnich sześciu spotkań to pięć porażek i zaledwie jedne zwyciętwo. Ostatnie cztery spotkania to porażki. Jakby to powiedział świętej pamięci trener polskiej kadry w piłkę nożną – Janusz Wójcik – ‘była kompletna dupa i dalej jest dupa. Z majonezem!’ Nie do końca wiemy czy prawidłowo interpretujemy słowa tego wizjonera, który malował słowem, ale tak to mniej więcej sobie poukładaliśmy w głowie. Jeśłi chodzi o samo spotkanie to było ono bardzo wyrównane. To co z pewnością rzucało się w oczy to większe problemy z przyjęciem w ekipie BL Volley. O końcu pierwszego seta zadecydowały wydarzenia mniej więcej w jego połowie. To właśnie wtedy BL Volley zbudował sobie trzypunktową przewagę, którą później – konsekwentnie utrzymywał. Drugi set to zdecydowanie wizytówka trzecioligowych zmagań. Dramaturgia, walka na przewagi, kontrowersje, składne akcję. Komplet. Finalnie w końcówce seta, ‘Tygrysy z BL’ popełniły dwa błędy, których konsekwencją było wyrównanie stanu rywalizacji. Trzeci set to przewaga Tigera, który na półmetku zbudował sobie czteropunktową zaliczkę (14-10). Mimo to – po chwili mieli oni ogromne problemy z wykończeniem akcji i na tablicy ponownie mieliśmy remis po 16. Ostatnia faza meczu to jednak kolejny – tym razem skuteczny zryw Tigera, który sprawił, że kolejny raz znaleźli oni sposób na ogrania swoich ‘bliźniaków’.
Flota Active Team 2 – Husaria Assistance Partner 3-0 (21-12; 24-22; 21-12)
Dla wielu graczy występujących w spotkaniu – mecz szczególny. Wiedzieliśmy, że zdecydowanym faworytem starcia jest walcząca o awans Flota Active Team 2. Wiedzieliśmy jednak również to, że Husaria ma w sobie nutkę szaleństwa, która sprawia, że gracze tej drużyny nie kalkulują. Ich niezbyt obchodzi to czy grają z ostatnią drużyną w lidze czy pierwszą. To pokazali kilkukrotnie w poprzednich sezonach będąc o włos od pokonania obecnej rewelacji drugiej ligi – drużyny Old Boys. Co ciekawe – w tym samym sezonie ograli oni drugą drużynę, która wywalczyła sobie później awans – ekipę TGD. Czy cała zbudowana przez nas przed chwilą narracją się w środowy wieczór obroniła? Cóż – patrząc na to co działo się w pierwszym i trzecim secie to z pewnością nie. Nie potrafimy wytłumaczyć tego jak można rozpocząć spotkanie w tak dramatycznym stylu jak zrobiła to Husaria (15-3)! Co ciekawe – poczynania drużyny z boku oglądał trener Marcin Radziewicz, który widząc to co my rwał sobie włosy z głowy. Na całe szczęście dla Husarii – z czasem się nieco odkręcili, ale rzecz jasna o odwróceniu losów pierwszego seta nie mogło być mowy. Środkowa odsłona to zupełnie inna historia. Nie wiemy czy po tym jak wyglądał pierwszy set, Flota nie uznała przypadkiem, że zamiast sunąć autostradą lewym pasem z prędkością 180 km/h można jechać prawym pasem nieco zamulając, ale chociaż bezpieczniej. Cóż. Wolna jazda jest czasami równie dużym zagrożeniem o czym Flota się prawie przekonała. Mimo że zaczęło się tak jak w pierwszym secie (0-7 zgłoś się!) to w drugiej części seta gra Husarii naprawdę mogła się podobać. Emocjonująca końcówka padła łupem Floty i trzeba podkreślić ogromny wkład nowego skrzydłowego drużyny – Patryka Słowińskiego, który w końcówce wziął ciężar gry na swoje barki. Ostatni set – już niestety bez historii. Flota pokazała, że drzemie w niej naprawdę spory potencjał i w obecnym sezonie będą mocni. Gdy odrzucą od siebie myśl, że mecz sam się wygra to powinno być dobrze.
ACTIVNI Gdańsk – Drużyna A 3-0 (21-18; 21-17; 21-14)
Kiedy w terminarzu zestawiliśmy ze sobą ACTIVNYCH Gdańsk oraz Drużynę A, Redakcja z podniecenia zacierała sobie rączki. Pamiętaliśmy bowiem poprzednie spotkanie obu drużyn, gdzie ACTIVNI sensacyjnie stracili punkt. Na fanpage drużyny dowodzonej przez Artura Kurkowskiego ostrzegaliśmy. Jeśli w środę zrobią to samo to nie unikną ACTIVOWANIA grillowania. Patrząc na to jak wyglądał pierwszy set – taki scenariusz zdawał się być dość prawdopodobnym. To ‘Serialowa’ lepiej weszła w mecz. Po bloku Piotra Wiśniewskiego oraz ataku kapitana drużyny – Michała Drozdowskiego, Drużyna A objęła prowadzenie 8-5. Wraz z upływającymi minutami, przedostatnia siła poprzedniego sezonu konsekwentnie prowadziła i była już stosunkowo blisko niespodzianki (16-14). W końcówce ACTIVNI zdołali doprowadzić do wyrównania a po chwili Dawid Gosz przypieczętował zwycięstwo ex-drugoligowca. Kolejny set rozpoczął się zgodnie z oczekiwaniami. ACTIVNI Gdańsk grali już lepszą siatkówkę i przede wszystkim – mieli seta pod kontrolą (9-4). Z czasem Drużyna A podreperowała nieco dorobek punktowy, ale o odmienieniu losu seta nie mogło być raczej mowy. Ostatni set to już spora przewaga jakościowa pomiędzy drużynami. Mimo że seta lepiej rozpoczęli gracze ‘Serialowej’ (7-5) to po chwili, ACTIVNI zaczęli zdobywać punkty całymi seriami i po zagrywce Artura Kurkowskiego było już 18-12. To oznaczało z kolei, że ACTIVNI mogli się już w zasadzie cieszyć z pierwszego kompletu punktów w sezonie.
Volley Gdańsk – Old Boys 0-3 (18-21; 19-21; 19-21)
Woooow, co tu się dzieje. Istne szaleństwo. Beniaminek rozgrywek wjechał do drugiej ligi wyważając przy okazji drzwi wejściowe. Na ‘dzień dobry’ ogolili oni uznaną drugoligową markę – Dziki Wejherowo. Wydawało się, że w środowy wieczór czeka ich zdecydowanie trudniejsze zadanie. Owszem – wygrana nie przyszła ‘Dziadkom’ tak łatwo, ale 3-0 z trzykrotnym mistrzem Siatkarskiej Ligi Trójmiasta robi mega wrażenie. Od początku rywalizacji mieliśmy wyrównaną grę. Mimo iż Old Boysom nie szło za specjalnie w przyjęciu co skrzętnie wykorzystywał Mikołaj Lange to jednak – po chwili odpowiadali skutecznymi ciosami wyprowadzanymi przez Jakuba Wilkowskiego. Mniej więcej w połowie seta, Volley popełnił trzy błędy własne z rzędu a to sprawiło, że Old Boys objęli prowadzenie 11-7, które konsekwentnie utrzymywali aż do samego końca. Środkowa odsłona ponownie układała się nieco lepiej dla drużyny z Pruszcza Gdańskiego. Po ataku najlepszego gracza na parkiecie – Jakuba Wilkowskiego, ‘Dziadki’ objęli prowadzenie 8-5. Z czasem gra obu drużyn się jednak wyrównała i w drugiej części seta, na tablicy wyników mieliśmy remis po 15. Końcówka seta to – a jakże, kolejne punkty zdobyte przez MVP spotkania, które dały Old Boysom prowadzenie 20-18. Decydujący punkt padł z kolei łupem MVP trzeciej ligi poprzedniego sezonu – Piotra Wołodźko. Ostatni set środowej rywalizacji rozpoczął się w wymarzony sposób dla teamu w białych trykotach (5-1). Z czasem gra się jednak ponownie wyrównała (15-15) i o tym, czy Volley zdobędzie w meczu choć jeden punkt decydowała emocjonująca końcówka. W niej – kolejne błędy w meczu popełnili gracze Volleya i finalnie mecz zakończył się zwycięstwem Old Boys za komplet punktów. Brawo!
Maritex Gdańsk – Oliwa Team 1-2 (18-21; 21-14; 21-23)
Halo, co się dzieje? To jakiś błąd w matrixie? Drugi raz w tym sezonie udało nam się prawidłowo wytypować wynik meczu Oliwy? Po poniedziałkowym zwycięstwie drużyny z ‘serca Gdańska’, Oliwa przystępowała do konfrontacji z Maritexem Gdańsk. Mimo, że nazwa nowa to dla obu drużyn był to drugi bezpośredni pojedynek w Siatkarskiej Lidze Trójmiasta. Do pierwszego z nich doszło stosunkowo niedawno – na finiszu sezonu Wiosna’23. Wówczas to Maritex był górą więc o mobilizację w szeregach Oliwy nie było trudno. Pierwszy set rywalizacji to niezwykle zacięta walka od samego początku niemal do końca. Wyniki (5-5; 11-11; 15-15) mówią same za siebie. Dopiero w końcówce Maritex popsuł kilka piłek, które dały prowadzenie przeciwnikom. Warto również dodać, że w końcówce seta postawą fair play wykazał się…były gracz Oliwy – Michał Jasnoch, który przyznał się do dotknięcia siatki, a pamiętamy z przeszłości, że bywało z tym różnie (sorry, musieliśmy :p). Tak czy siak sytuacja ta w dużej mierze przyczyniła się do tego, że to Oliwa cieszyła się z pierwszego punktu w meczu. Środkowa odsłona to prawdziwy koszmar drużyny Tomasza Kowalewskiego. Paraliż. Wylew krwi do mózgu. Jak inaczej wytłumaczyć wynik 14-4? No nie da się tego obronić. Owszem, Maritex grał świetnie blokiem i miał dość wysoką skuteczność, ale na Boga. Kiedy Oliwa wystraszyła się konkretnego obciachu to w końcówce podreperowała wyraźnie dorobek punktowy, przez co za kilkanaście dni nikt o tym nie będzie pamiętał (poza nami oczywiście). Ostatnia odsłona rywalizacji była zarazem tą najlepszą. Nieco lepiej decydującego o zwycięstwie seta rozpoczęli ‘Oliwiacy’ 5-2. Dalsza część seta była bardzo szarpana. Obie drużyny miały bardzo dobre momenty, by po chwili prezentować się jak Robert Mateja podczas słynnego skoku w Planicy. W końcówce doskonałą okazję do zamknięcia meczu mieli gracze Maritexu, ale z przechodzącej piłki, Szymon Sawicki uderzył w siatkę. To niestety na graczach w biało-czarnych barwach dość szybko się zemściło i Oliwa po chwili cieszyła się z drugiego zwycięstwa w sezonie.
Flota Active Team – Merkury 0-3 (17-21; 18-21; 28-30)
Pomimo faktu, że drużyna Floty Active Team zanotowała w środowy wieczór porażkę to jednak należy przyznać, że w debiucie w pierwszej lidze, drużyna zaprezentowała się naprawdę godnie i byli o włos od zgarnięcia co najmniej jednego oczka. Pierwszy set spotkania rozpoczął się jednak od przewagi czterokrotnych mistrzów Siatkarskiej Ligi Trójmiasta – drużyny Merkurego. Po jednym z ataków Damiana Gila, ‘Planetarni’ zbudowali sobie czteropunktową zaliczkę (10-6), która pozwoliła im na bezpieczną grę i wygraną seta do 17. Nieco ciekawiej zaczęło się robić w środkowej partii. Od początku obie drużyny ‘umówiły się’ na grę punkt za punkt. W taki sposób dotarliśmy do stanu po 14. Jako pierwsi na dwupunktowe prowadzenie wyszli po chwili gracze beniaminka rozgrywek, którzy po ataku Pawła Shylina prowadzili 17-15 i wydawało się, że są na dobrej drodze do wyrównania stanu rywalizacji. Końcowa faza seta to jednak bardzo dobra gra drużyny Piotra Peplińskiego, którzy błyskawicznie odrobili straty, a następnie poszli za ciosem i po ataku przyjmującego – Mikołaja Rochny – wygrali seta do 18. Jeszcze więcej emocji otrzymaliśmy w trzeciej odsłonie. Kiedy pod koniec Merkury prowadził 18-14 wydawało się, że jest już po zabawie. Nieco inny plan na środowy wieczór mieli jednak gracze Karoliny Kirszensztein, którzy przy ogromnym udziale wczorajszego lidera drużyny – Kirila Bohdana doprowadzili do stanu po 20. W tym miejscu słówko o środkowym drużyny. Bardzo rzadko zdarza się bowiem, aby gracz na tej pozycji zdobył w trakcie spotkania aż 17 punktów. Trzeba przyznać, że Merkury nie miał tego dnia pomysłu jak powstrzymać wspomnianego zawodnika, który miał ewidentny ‘dzień konia’. Wracając jednak do końcówki meczu należy zaznaczyć, że to Flota zdawała się być bliższa wygranej. Tak się bowiem składa, że ‘w górze’ mieli kilka piłek kończących spotkanie. Niestety dla nich – Merkury pokazał się w końcówce z bardzo dobrej gry w obronie oraz z kontry. Ponadto wydaje się, że zaprocentowało jednak doświadczenie, a raczej jego brak u przeciwników, co było widać szczególnie w popsutych zagrywkach ze strony beniaminka w końcówce. Ostatecznie Merkury sięga w środowy wieczór po pierwszy komplet oczek w sezonie Jesień’23, ale jak się okazało – było to bardzo wymagające starcie.