Dzień: 2022-09-12

CTO Volley – AVOCADO friends

W zapowiedzi przedmeczowej zwróciliśmy uwagę na to, że CTO Volley zamiast ‘zielska’ woli jednak mięso. Co tu dużo mówić, do tej pory żarcie ‘wege’ było dla nich po prostu niestrawne. Czasami w życiu bywa jednak tak, że warto dać czemuś drugą trzecią szansę. Jeśli jest jeszcze ktoś, kto nie załapał, spieszymy z wytłumaczeniem. CTO Volley w poniedziałkowy wieczór chciało skończyć z AVOCADO raz na zawsze. Zapomnieć o przeszłości i rozpocząć nowy rozdział. Pierwszy set zdawał się być idealnym otwarciem. Gracze w pomarańczowych trykotach grali w tej partii lepiej od swoich rywali i zasłużenie wygrali seta do 16. Prawdziwy mecz, emocje czy wreszcie zwroty akcji zaczęły się od drugiego seta. Nie wiemy czy powodem tego co działo się w dalszej części meczu było to, że gracze z Malborka wynudzili się na poprzednim spotkaniu jak mopsy, ale w drugim i trzecim secie, było już zajebiście ciekawie. W partii tej, gracze Arkadiusza Kozłowskiego wyszli na prowadzenie niemal na samym początku (8-6). W dalszej części seta utrzymywali dwu-trzypunktowe prowadzenie, które zaprowadziło nas do stanu 19-17 dla ‘Wegan’. Od tego momentu, gracze w butelkowych (cholera wie, musielibyśmy spytać się jakiejś kobiety) strojach mieli bardzo duże problemy z wykończeniem akcji, co sprawiło, ze CTO najpierw doprowadziło do kontaktu (19-20), a następnie po serii kapitalnych bloków wygrania seta (22-20). Trzeba przyznać, że w partii tej CTO ‘wróciło z dalekiej podróży’. Co zatem zrobiło w trzeciej odsłonie? Tu ‘Weganie’ prowadzili 19-15 i ‘już witali się z gąską’. Niestety dla ‘Wegan’ scenariusz był ten sam – niemoc w ataku, kilka błędów, ściana u przeciwnika i to co najważniejsze – cojones ze stali, również w Malborku. Mimo, że drużyna ‘Pomarańczowych’ nie zagrała najlepszego meczu, to koniec końców wygrywa go za komplet punktów. AVOCADO friends z kolei może sobie pluć w brodę. Niestety. Jeśli nie wykorzystujesz tylu szans na tym poziomie, to będziesz spacyfikowany. AVOCADO w poniedziałkowy wieczór się o tym przekonało.

Speednet – BEemka Volley

Niesieni zwycięstwem z MPS Volley, gracze Speednetu podchodzili do drugiego spotkania w poniedziałkowy wieczór. Patrząc czysto teoretycznie, zadanie numer dwa wydawało się nieco mniej wymagającym pojedynkiem. Na pewne zwycięstwo Speednetu, stawiała bowiem zarówno Redakcja jak i Eksperci. Początek meczu wyglądał jednak zdecydowanie inaczej niż w naszych wyobrażeniach. Od pierwszego gwizdka sędziego, obie drużyny walczyły ‘punkt za punkt’. Taka gra doprowadziła nas do stanu 11-11. To właśnie w tym momencie, rozgrywający Daniel Podgórski zdobył dwa punkty po asach serwisowych w miejsce pomiędzy pierwszą a szóstą strefą. Dzięki dwóm oczkom, BEemce udało się wyjść na prowadzenie, które z czasem urosło do czterech punktów (17-13). Faza seta oraz wypracowana zaliczka wystarczyła do tego, by to do BEemki trafił pierwszy punkt w meczu. Stracony punkt ewidentnie nie spodobał się graczom Speednetu, którzy od początku drugiego seta narzucili rywalom swój styl gry. Speednet pokazał w tej partii zdecydowanie więcej jakości, co miało odzwierciedlenie w wyniku 21-14. Wynik BEemki w tej partii mógłby być lepszy gdyby nie problemy z przyjęciem oraz…dużą liczbą zepsutych zagrywek. Decydujący set, po atakach ze skrzydeł Wojtka Grzyba oraz Łukasza Żurawskiego rozpoczął się od stanu 9-3 dla Speednetu. Mimo niekorzystnego wyniku, BEemka nie składała broni i po chwili wykorzystała problemy w przyjęciu rywali, doprowadzając do wyrównania 11-11. W dalszej części seta zarysowała się jednak przewaga Speednetu, który wygrał finalnie partię do 18 a cały mecz 2-1. Wygrana z BEemką była jednocześnie…siódmą wygraną z rzędu co jest obok Hydry, ex aequo najlepszym wynikiem w całej lidze.

DNV- Husaria Gdańsk

Ależ mieliśmy ból głowy, kiedy oddawaliśmy ‘typ Redakcji’. Obie drużyny miały mnóstwo argumentów do tego by wygrać spotkanie. To o czym byliśmy przekonani się sprawdziło. Mecz był wyrównanym widowiskiem. Każda ze stron miała swoje szansę na wygrane, ale finalnie to Husaria cieszy się ze zwycięstwa. Te nie przyszło łatwo. Początek rywalizacji to delikatna przewaga Husarii (8-6). Skromna zaliczka została po chwili zniwelowana, kiedy świetnym blokiem na środkowym przeciwników popisała się Alina Tumidajewicz (10-10). W dalszej części seta trwała zażarta walka punkt za punkt. Sytuacja ta odmieniła się w końcówce, kiedy dwoma atakami popisał się świetnie dysponowany w tym sezonie Łukasz Turski (20-18). Po kolejnym punkcie tego atakującego, Husaria cieszyła się z wygranej pierwszego seta. Druga odsłona wyglądała zupełnie inaczej. W partii tej, to DNV pokazywało zdecydowanie więcej jakości. W połowie seta, drużyna z ulicy Łużyckiej prowadziła…13-6 oraz 16-9. Z czasem, Husaria odrobiła kilka punktów, ale powiedzmy sobie szczerze – wygrać seta, nie byłaby już w stanie. W pewnym momencie w drugiej partii wyglądało to tak, jakby Husaria zbierała siły na ostatniego seta. Ten był lustrzanym odbiciem tego co widzieliśmy w drugiej odsłonie. Tym razem to jednak Husaria Gdańsk wiodła prym i wygrała seta. Kto wie jak potoczyłyby się losy tej partii gdyby nie przespany początek graczy DNV. Podsumowując spotkanie, było to ciekawe widowisko dwóch drużyn, które w stosunku do poprzedniej edycji poczyniły obecnie gigantyczny progres. Grę obu drużyn ogląda się obecnie z przyjemnością.

CTO Volley – Dream Volley

Po konkretnym laniu, które drużynie Dream Volley wyrządziła ekipa Merkurego, przyszła pora na wpie*dola od CTO Volley. Jak mówi Mati Borek – uplastycznijmy to sobie. To tak jakbyśmy najpierw wyłapali sztukę od Mameda, a następnie poprawkę od Materli. Wątpliwa przyjemność i patrząc z boku na całą sytuację, czujemy wstręt do Redakcji. Jak można było dać dwóch rywali wagi ciężkiej jednego wieczora? Nieludzkie i podłe traktowanie. Przechodząc do meczu musimy przyznać, że w pierwszym secie gra Dream Volley była całkiem poprawna. Ok, nie spodziewaliśmy się, że ‘Marzyciele’ postraszą swoich rywali i koniec końców – nie myliliśmy się. Jeśli mowa o straszeniu, to każdy ma swoje lęki i traumy. Jedni boją się pająków, drudzy końca świata. Jeszcze inni, jak Dream Volley boją się Mikołaja Skotarka i prawdę mówiąc – mają ku temu powody. W zapowiedzi przedmeczowej napisaliśmy, że w poprzednim spotkaniu obu drużyn w drugiej lidze, ten ‘Bombardier’ nie miał litości dla swoich rywali. Co zrobił w poniedziałkowy wieczór? Ponownie zagrał na ‘bombie’ i ponownie wychędożył swoich rywali zdobywając 17 punktów. Ok, nieco odbiegliśmy od tematu i z tego miejsca mamy do Was pytanie. Czy z szacunku dla Dream Volley moglibyśmy przemilczeć kwestię drugiej odsłony? W imieniu ‘Marzycieli’ – dziękujemy. Ostatni set to pełna kontrola ‘Mechanicznej Pomarańczy’, która sięgnęła po komplet oczek.

Speednet – MPS Volley

Po dwóch wygranych na inaugurację sezonu Jesień’22, gracze Marka Ogonowskiego mieli do rozegrania w poniedziałkowy wieczór dwa mecze. Pierwszym rywalem Speednetu była ekipa MPS Volley, z którą Speednet miał ‘rachunki do wyrównania’. ‘Zadra’ była spowodowana wynikami z poprzedniego sezonu, w którym Miłośnicy Piłki Siatkowej, pokonali Speednet dwukrotnie. Mimo niekorzystnego bilansu dla ‘Programistów’, zarówno Redakcja jak i Eksperci typowali zwycięstwo drużyny Marka Ogonowskiego. Czemu? Wydaje się, że dlatego, że ‘Programiści’ są obecnie w gazie. Nie bez znaczenia był tu również fakt, że dla MPS-u było to pierwsze spotkanie, przy jednoczesnym trzecim Speednetu. Z drugiej strony, patrząc z perspektywy ‘Różowych’ to ‘co byka obchodzi, że się krowa cieli’? To, że MPS zaczął sezon później było świadomą decyzją samych graczy w niebieskich strojach. Przechodząc do spotkania, to w pierwszym secie byliśmy świadkami wyrównanej gry obu stron (8-8; 15-15). W kulminacyjnym momencie, MPS popełnił kilka błędów w ataku, przez co Speednet wysunął się na prowadzenie i finalnie wygrał partię do 17. Drugi set był w wielu aspektach podobny do pierwszego. Tu również mieliśmy wyrównaną walkę i wynik po 15. Mniej więcej od tego samego momentu jak w pierwszym secie, MPS zaciął się w ataku. Pod koniec Speednet wyszedł na prowadzenie 20-17 i gdy wydawało się, że za chwilę będzie 2-0, trzy punkty dla MPS-u zdobył środkowy Piotr Okoniewski. W grze na przewagi to Speednet był jednak górą. Trzeci set? A jakże! Wyrównana gra, która zaprowadziła nas do samej końcówki. Podobnie jak w drugiej partii Speednet prowadził już 20-17. Niestety dla nich, tym razem to MPS najpierw doprowadził do wyrównania, a następnie przechylił szale zwycięstwa na swoją stronę. Koniec końców uważamy, że wynik 2-1 był sprawiedliwy.

TGD – Bayer Gdańsk

Nowy sezon miał być tym, w którym mieliśmy zobaczyć nowe oblicze drużyny Bayer Gdańsk. ‘Aptekarze’ rozpoczynali obecny sezon jako jedna z ostatnich drużyn spośród wszystkich 38 ekip w ligowej stawce. Pierwszym rywalem była drużyna, która jest uważana za jednego z faworytów do awansu do wyższej klasy rozgrywkowej. O żadnym ‘łagodnym wejściu’ w sezon dla Bayera nie mogło być zatem mowy. W pierwszej odsłonie grająca ‘siłową siatkówkę’, drużyna Bayer Gdańsk zaprezentowała się naprawdę dobrze. Ba, po pierwszej odsłonie wydawało się, że w dalszej części meczu, gracze Mateusza Grudnia będą w stanie sięgnąć po choćby jeden punkt. Ostatecznie to TGD cieszyło się z drugiego w poniedziałkowy wieczór kompletu oczek. Wracając do pierwszej odsłony to do połowy seta, była ona wyrównanym widowiskiem (10-10). Połowa seta była jednak przełomowym momentem dla ‘Transformersów’, którzy po kilku atakach Kacpra Goszczyńskiego, wyszli na prowadzenie 16-11. Pięciopunktowe prowadzenie pozwoliło TGD wygrać seta, mimo prób odrobienia straty, które w końcówce podjęli gracze ‘z Leverkusen’. Drugi set, do pewnego momentu również był dość wyrównany (10-8). Kiedy było trzeba, ‘Transformersi’ włączali drugi bieg i odjeżdżali swoim rywalom (19-12). Różnica między pierwszym a drugim setem była taka, że tym razem Bayer nie był w stanie nadgonić straty punktowej i finalnie przegrał seta 12-21. Ostatni rozdział rywalizacji nie odmienił losów spotkania. Grająca dobre zawody drużyna TGD, objęła prowadzenie 15-10 i po chwili bez większych problemów wygrała partię do 14, osiągając przy tym bardzo istotny komplet punktów. Wydaje się bowiem, że Bayer Gdańsk w obecnym sezonie napsuje faworyzowanym drużynom sporo krwi.

ACTIVNI Gdańsk – Oliwa Team

Ależ kapitalnie budowali atmosferę przed meczem gracze obu drużyn. Dla niewtajemniczonych – krótkie wyjaśnienie. Przed meczem na facebooku, trwały swego rodzaju ‘mind games’. W role głównych aktorów tego spektaklu wcielili się sypacz Activnych – Marcin Nowicki oraz środkowy atakujący Oliwy – Jakub Klimczak. Niby w formie żartu, ale obaj gracze wbijali sobie szpileczki, próbując wyprowadzić rywali z równowagi. Według Redakcji oraz Ekspertów, faworytem do wygrania spotkania była Oliwa jednak już pierwszy set pokazał, że nie będzie to takie łatwe, jak mogłoby się wydawać. Od początku meczu ex-trzecioligowiec pokazał charakter. Mimo to, mniej więcej w połowie seta, Oliwa zdołała wypracować sobie trzypunktową zaliczkę (13-10). Pod koniec seta, Activni zdołali doprowadzić do wyrównania 18-18, lecz po emocjonującej końcówce, to Oliwa cieszyła się z pierwszego punktu. Nie oznaczało to bynajmniej, że drużyna Artura Kurkowskiego złożyła już broń. Mimo niekorzystnego wyniku na początku drugiego seta (3-6), z każdą kolejna piłką, Activni wyglądali lepiej. Wydaje nam się, że punktem zwrotnym w tej partii była niezwykle długa wymiana w środku seta, po której ACTIVNYM udało się doprowadzić do wyrównania 10-10. W końcówce po trzech błędach przyjmującego Oliwy, Activni doprowadzili finalnie do wyrównania w setach. Decydujący o zwycięstwie set zdawał się od samego początku iść po myśli beniaminka drugiej ligi. Pod koniec meczu, gracze w ‘żółto-czarnych’ strojach prowadzili 16-11 i wydawało się, że są już o krok od wygranej. Po ataku Mikołaja Kohnke, Activni mieli nawet piłkę meczową (20-16) i kolejną, a później jeszcze jedną. Jak możecie się domyślić skończyło się na wygranej Oliwy. Co było przyczyną takiego stanu rzeczy? Jak mówią młodzi – psycha is sitting.

Swooshers – TGD

Dla Swooshersów, mecz przeciwko Transprojekt Gdańsk, był już czwartym meczem w sezonie Jesień’22. Trzeba przyznać, że terminarz w pierwszych kolejkach, nie rozpieszczał graczy w biało-czarnych barwach. W pierwszych czterech spotkaniach obecnego sezonu, drużyna Nike Poland mierzyła się bowiem z Portem Gdańsk, BL Volley, Chilli Amigos czy wreszcie w poniedziałek – TGD. Nie mamy co prawda szklanej kuli z której moglibyśmy przewidzieć przyszłość, ale jesteśmy niemal pewni, że każda z wymienionych drużyn znajdzie się w górnej części tabeli. Ba, brak wymienionych ekip w górnej szóstce, byłby odebrany przez samych zainteresowanych w kategorii sportowej katastrofy. Początek meczu rozpoczął się od serii błędów obu drużyn, która sprawiła, że na tablicy wyników było 7-5 dla TGD. W dalszej części seta, przewaga Transprojektu stawała się coraz bardziej okazała i finalnie set zakończył się wynikiem 21-12, co biorąc pod uwagę wyniki Swooshersów z poprzednich spotkań, było wynikiem całkiem niezłym. Jeszcze lepiej gracze Nike zaprezentowali się w drugim secie, w którym zdobyli piętnaście punktów. Taki wynik był jednocześnie najlepszym osiągnięciem w obecnym sezonie. Pod koniec seta wydawało się, że TGD bez problemów skończy seta (18-11). W końcówce, Swooshersi pokazali się jednak z bardzo dobrej strony w elemencie zagrywki, z której przyjęciem ich przeciwnicy mieli problem. Finalnie po chwili, TGD postawiło jednak kropkę nad ‘i’. Ostatni set był już jednostronnym widowiskiem. Gracze Macieja Kota kontrolowali przebieg seta od samego początku i zasłużenie wygrali go do 8 a całe spotkanie 3-0.

Merkury – Dream Volley

Po inauguracji sezonu, w której Dream Volley musiał uznać wyższość Speednetu, przed drużyną Mateusza Dobrzyńskiego w poniedziałek było jeszcze trudniejsze zadanie. ‘Marzyciele’ mieli bowiem mierzyć się z mistrzem i wicemistrzem Siatkarskiej Ligi Trójmiasta. Cóż, o tym że nie był to najważniejszy mecz sezonu dla Merkurego mogliśmy się przekonać, kiedy trzy minuty przed planowaną godziną startu, na sali nie było ani jednego zawodnika z mistrzowskiej drużyny. Z czasem sytuacja się zmieniła i po krótkiej przerwie, obie drużyny rozpoczęły walkę o ligowe punkty. Parafrazując to co działo się w finale mistrzostw świata, w którym kapitalny występ zanotował Simone Gianelli, Dream Volley pozazdrościł nowo koronowanym mistrzom świata i w pierwszym secie również wystawili jednego gracza z półwyspu Apenińskiego. Gracz ten nazywał się Gianfranco Obsranko. Trzeba sobie to powiedzieć wprost. ‘Marzyciele’ zagrali w pierwszym secie, bez jaj i wiary w to, że z renomowanym rywalem można zaprezentować się dobrze. Prawdę mówiąc nie pamiętamy, kiedy Dream Volley oglądaliśmy w tak kiepskiej dyspozycji. Na całe szczęście dla ‘Marzycieli’ egzekucja była szybka i skuteczna, co pozwoliło obu drużynom skupić się na drugim secie. W środkowej partii, Dream Volley zaprezentował się już o niebo lepiej. Nie żeby zaraz jakieś fajerwerki, ale wstydu również nie było. Ostatni set to postawienie kropki nad ‘i’. Merkury po krótkiej o pozornie wyrównanej grze (6-4), wrzucił drugi bieg kontynuował jazdę na jałowym biegu, co wystarczyło do tego, by bez najmniejszych problemów ograć swoich rywali. Oj, trzeba przyznać, że bardziej Merkury zmęczył się dojazdem przez zatłoczony Sopot. Fakty są takie, że po dwóch meczach, drużyna Piotra Peplińskiego ma sześć oczek i notuje świetne otwiercie sezon Jesień’22.